Refleksje o bpie Juretzko – pisze o. Adam Hetman OMI

This is a custom heading element.

19 stycznia 2018

W dniach, kiedy gorąco myślimy o naszym współbracie biskupie, który odszedł do Pana, o. Adam Hetman OMI dzieli się z nami wspomnieniami o ojcu Eugeniuszu Juretzko.

Biskup Eugeniusz Juretzko OMI był dla mnie i w sercu wciąż jest wzorem oblata. Patrząc na jego osobę nie widziałem na pierwszym miejscu biskupa, lecz ojca. Czyli kogoś bliskiego i kochanego. A przede wszystkim jest dla mnie misjonarzem par excellence. Czyli osobą, która miała serce wielkie jak świat. Święty Eugeniusz, nasz Założyciel, zachęcał, aby odważyć się na wszystko. I tym, który to zrealizował, był z pewnością nasz zmarły współbrat.

Jeśliby ktoś zwróciłby się do mnie z prośbą, aby pokazać mu, kto w naszych czasach zrealizował ideały Ojca Założyciela, wskazałbym mu bez chwili zwątpienia ojca biskupa. Jeśli bym spotkał jakąś młodą osobę, która zastanawiałaby się czy warto zostać oblatem, z przekonaniem odpowiedziałbym: „Spójrz na życie ojca biskupa, a przekonasz się, że warto”. I jeśli by, ktoś nie wiedział, na czym polega w praktyce charyzmat oblacki, z radością pokazałbym na ojca biskupa, który ten charyzmat w sposób doskonały realizował. A gdy w przyszłości ktoś zapyta mnie o oblata, który zapisał się w mojej pamięci i sercu, z dumą opowiem takiej osobie o ojcu biskupie.

Moje poznawanie tego najwybitniejszego oblata pochodzącego z naszej polskiej prowincji mogę podzielić na trzy etapy. Pierwszy etap, to czas gdy spotykałem biskupa Eugeniusza w nowicjacie i seminarium. Tym, co mnie przede wszystkim uderzyło w tym okresie to jego wielka pokora i skromność. Spotkałem następcę apostołów, który doskonale wiedział, że był sługą Chrystusa.

Drugi etap miał miejsce wtedy, kiedy odbywałem swój staż misyjny w Kamerunie. Miałem wówczas okazję uczestniczyć w święceniach kapłańskich, których udzielał ojciec biskup oraz przyjechać do Yokadouma, gdzie zostałem osobiście zaproszony do rezydencji biskupiej. W tym czasie odkryłem, jak ojciec biskup jest blisko ludzi, i jak bardzo jest przez nich kochany. Zobaczyłem również jak piękną pracę wykonują oblaci na tamtych terenach.

Trzeci etap poznawania zaczął się niedawno, tutaj w Lublińcu. Wtedy, kiedy schorowany biskup zamieszkał w naszym domu zakonnym oraz również wtedy, kiedy przebywał w szpitalu. W tych ostatnich miesiącach w sposób szczególny nawiązałem osobiste relacje z ojcem Eugeniuszem. Rozmawialiśmy na temat misji oraz czasami dzwoniliśmy do ojca Alojzego Chrószcza OMI, który posługuje w Gari Gombo, czyli w miejscu, gdzie w lutym miał zacząć mieszkać biskup. Ojciec Alojzy przesyłał mi zdjęcia pokazujące etapy budowy nowego domu dla biskupa. Następnie pokazywałem je biskupowi, który cieszył się, że zamieszka w tak ładnym domu. Warto dodać, że powstał on również dzięki bezinteresownej pracy mieszkańców, którzy chcieli w ten sposób wyrazić swoją wdzięczność względem swojego pasterza. Niedawno temu dom ten został ukończony.

W tym czasie zobaczyłem również, z jak wielką pogodą ducha podchodził biskup do cierpienia, i że nigdy nie narzekał, nie chciał być ciężarem dla innych. Ale przede wszystkim zobaczyłem, jak bardzo żył na co dzień misjami w Kamerunie. Można powiedzieć, że ciałem był obecny w Polsce, lecz sercem wciąż w Yokadouma. Pomimo pogarszającego się stanu zdrowia, był wciąż przekonany, że poleci do Kamerunu. Miał wykupiony bilet na drugiego lutego oraz wiele pomysłów na dalsze swoje misyjne życie. Nie dopuszczał myśli, że może zostać tutaj w Polsce. Niedługo ciało tego wielkiego misjonarza i apostoła pigmejów spocznie w jego ukochanej kameruńskiej ziemi. I z pewnością nie zostanie zapomniany ani w naszej prowincji, ani w swoje diecezji Yokadouma.

Jestem naprawdę szczęśliwy, że poznałem ojca biskupa oraz poczytuje to sobie za wielki przywilej, że mogłem spotykać się z nim przez ostatnie miesiące jego życia. Z pewnością jego osoba wpłynęła na kształt mojego oblackiego życia, i mam nadzieją, że w przyszłości będzie wciąż wpływała.

(ah)