„Byłem Bożą radością” – uroczystości pogrzebowe śp. br. Mieczysława Pawłowskiego OMI

This is a custom heading element.

24 lutego 2020

Na cemntarzu komunalnym w Lublińcu – w kwaterze misjonarzy oblatów – spoczęły doczesne szczątki br. Mieczysława Pawłowskiego OMI. Tutaj oczekuje na zmartwychwstanie umarłych.

Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się 23 lutego 2020 roku. Wspólnota oblacka, do której należał zmarły oblat, zgromadziła się na modlitwie brewiarzowej przy ciele śp. brata Mieczysława. Czuwaniu modlitewnemu przewodniczył superior lublinieckiego komunitetu – o. Lucjan Osiecki OMI.

(zdj. G. Walczak OMI)

Na Mszę świętą żałobną w intencji śp. br. Mieczysława Pawłowskiego OMI – w dniu pogrzebu, 24 lutego – przybyli współbracia zakonni z Polski i zagranicy, rodzina zmarłego, znajomi i przyjaciele, pośród tych ostatnich przybyła delegacja z parafii oblackiej w Kędzierzynie-Koźlu. Eucharystii przewodniczył o. Sławomir Dworek OMI – wikariusz prowincjalny. Podczas słowa, skierowanego do zebranych, podkreślał ogromną pobożność zmarłego oblata, jego niezliczone modlitwy i posty, ofiarowywane w intencji kleryków, nowicjuszy i pozostałych współbraci. Kazanie wygłosił o. Waldemar Janecki OMI – proboszcz parafii i współbrat brata Mieczysława ze wspólnoty zakonnej w Lublińcu.

W kazaniu o. Waldemar Janecki OMI przypomniał wymiar czasu przygotowania do wielkiego postu, ukazując jak wielkie znaczenie ma czuwanie. Dzielił się również wspomnieniami o zmarłym:

Szczególnie dla nas, pokoleń, które odbywały studia seminaryjne w Obrze, kiedy posługę brata kotłowego pełnił brat Mieczysław, brat był szczególną dla nas podporą, radością. Można powiedzieć: niejednokrotnie takim przerywnikiem w naszych studenckich zmaganiach, że nawet ośmielę się powiedzieć: taką przyczyną naszej radości. Przy wielu sytuacjach, kiedy może nawet rosło jakieś napięcie, potrafił swoim delikatnym głosem pozdrowić, przekazać jedną, drugą myśl, ale każdy z nas czuł, że był szczęśliwym człowiekiem.

Wielu z nas dziękuje dzisiaj bratu – temu pogodnemu zakonnikowi, który miał swój charakter, silny, swego ducha, swoją specyficzną pobożność. (…) Myślę, że wielu z nas może powiedzieć: to był szczęśliwy zakonnik, nastawiony na wartości nadprzyrodzone, chociaż może nie zawsze rozumieliśmy, jak on je interpretował. Miał swoją drogę do Pana Boga – wskazywał kaznodzieja.

Kiedy późnym wieczorem w ostatnią I sobotę miesiąca odwiedziłem brata Mieczysława, bardzo się ucieszył. Między innymi wtedy mi powiedział: „Dobrze, że przyszedłeś, bo od niepamiętnych lat nie miałem takiej pierwszej soboty miesiąca, żebym nie mógł być u spowiedzi i komunii świętej.” Dusza Matki Bożej.

Moje ostatnie z nim spotkanie, to było dzień przed śmiercią, popołudniowy czas – wraz z bratem Krzysztofem i Grzegorzem – przyszliśmy tak na chwilę. Już był bardzo słaby. Pochyliłem się nad nim, chwilę się pomodliliśmy, udzieliłem błogosławieństwa. Już chciałem się pożegnać, a Mieciu takim swoim słabym głosem (…) coś zaczął szeptać, więc chciałem się ku niemu pochylić, bo nie słyszałem. Poczułem jak prawą ręką, kciukiem, dotyka mojego czoła, błogosławi i mówi do mnie tak – cicho, ale tak pogodnie, jak zawsze: „daj ci, Boże, zdrówko!”

Drogi bracie Mieczysławie! W twoim duchu i twoimi słowami – tak jak to czyniłeś i pozdrawiałeś nas niejednokrotnie – chcemy dzisiaj pożegnać ciebie: daj ci, Boże, zdrówko! w domu naszego ojca – tam, gdzie nie będzie już smutku, narzekania, bólu, łez – lecz pokój i radość w Duchu Świętym – konkludował homilista.

Na zakończenie liturgii głos zabrał także o. Lucjan Osiecki OMI – ostatni przełożony zakonny brata Mieczysława:

Krótko przed śmiercią brat Mieczysław powiedział: „Mów wszystkim, że byłem Bożą radością!”

Wspomnieniami o życiu i radości brata Mieczysława dzielili się również współbracia:

Przez zdecydowaną większość oblackiego życia dbał o to, aby współbraciom było ciepło i aby mieli ciepłą wodę. Przez obrzańskie lata przerzucił do pieców CO całe wagony koksu i wyrzucił całe tony popiołu… Był „fanatykiem” Eucharystii… Zasłynął z pisania listów „ewangelizacyjnych” do swojej wielkiej rodziny i do znajomych.

 

Pamiętam Jego słowa: Nie mów do mnie – bracie, jestem Mietko, Mietko muzykant.
Odwiedziłem go kiedyś w pokoju, gdy grał na organkach. Pytam: Mietko, w niebie też tak będziesz grał? Bez wahania odpowiedział: no jasne!

 

Pamiętam jak ulicami Lublina jeździł w habicie na rowerze… w niedzielę uczestniczył czasem w kilkunastu mszach… zawsze uśmiechnięty i miał jedno życzenie, które wszystkim składał: „Daj, Boże, zdrówko”. Mieciu, do zobaczenia po tamtej stronie…

 

(pg)