O strachu przed koronawirusem, wierze i człowieczeństwie – rozmowa z misjonarzem, który doświadczył piekła pandemii w Korei Południowej, nie porzucając ubogich i bezdomnych

This is a custom heading element.

15 marca 2020

o. Vincenzo Bordo OMI z ogniem olimpijskim (fot. omiworld)

Podczas otwarcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu w 2018 (Korea Południowa) został zaproszony do niesienia ognia olimpijskiego – był to gest docenienia blisko 30-letniej pracy misjonarskiej włoskiego oblata wśród najbardziej opuszczonych w społeczeństwie koreańskim. W Roku Miłosierdzia (2016) jeździł po kraju autobusem, w którym znajdowała się Brama Miłosierdzia. Na co dzień spotkamy go jednak przy garach… a w zasadzie wielkich kotłach, w których przygotowywane są posiłki dla ubogich, biednych, bezdomnych i wykluczonych społecznie ludzi. Od 1998 roku prowadzi Dom Anny w Seongnam – miasta wchodzącego w skład Stołecznego Okręgu Seulu, piątej co do wielkości aglomeracji metropolitalnej na świecie, liczącej 25 milionów mieszkańców.

Na przełomie lutego i marca 2020, po wybuchu, dziś już pandemii, wirusa SARS-CoV-2 w Wuhan w Chinach, drugim największym ogniskiem koronawirusa na świecie stała się Korea Południowa. Na chwilę obecną kraj ten znajduje się na czwartym miejscu pod względem zachorowań na COVID-19.

Ojciec Vincenzo Bordo OMI w dramatycznej walce o opanowanie koronawirusa nie przestał służyć ubogim i bezdomnym, zdając sobie sprawę, że pozostawienie ich w takiej sytuacji bez pomocy, oznaczałoby skazanie ich na śmierć.

O koronawirusie, strachu i wierze w Boga i…. człowieczeństwo

z Vincenzo Bordo OMI rozmawia Paweł Gomulak OMI

 

o. Paweł Gomulak OMI: W Korei Południowej prawie 8000 osób jest chorych na COVID-19, 71 zmarło (stan na piątek, 13 marca 2020 roku). Czy boisz się?

o. Vincenzo Bordo OMI: Tak, odczuwam strach w obecnej sytuacji. Boję się o siebie, ale jeszcze bardziej o współpracowników, którzy każdego dnia pomagają w przygotowywaniu posiłków. Boję się również o wolontariuszy – mam na myśli około 30 osób – które codziennie przychodzą do naszego centrum w Domu Anny, aby przygotować 650 zestawów obiadowych dla ubogich. Jednakże, powołując się na papieża, pasterz nie może uciec ani porzucić swojej owczarni, gdy znajduje się ona w niebezpiecznej sytuacji.

Powyżej: kolejka ubogich oczekujących na jedzenie, nagranie z soboty 14 marca 2020 roku (V. Bordo OMI)

Kilka dni temu, od 16.00 – 18.00 rozdaliśmy 660 posiłków… o 18.30 przyszedł mężczyzna, prosząc o jedzenie. Nie mieliśmy już nic – wszystko rozdaliśmy… nawet ciastka. Odpowiedziałem: „Przepraszam, ale nie mamy już niczego”. Mężczyzna odpowiedział: „Ojcze, umieram z głodu, od wczoraj nic nie jadłem, proszę, pomóż mi!” Nie byłem w stanie mu pomóc, bo rozdaliśmy wszystko, dosłownie aż do ostatniego ciastka… Wracałem do domu, płacząc…

(zdj. V. Bordo OMI)

Jako misjonarz oblat posługujesz najbardziej opuszczonym – bezdomnym i porzuconym. Dlaczego właśnie teraz potrzebują oni szczególnej pomocy?

Znów przywołam słowa papieża, pasterz nie może uciec ani porzucić swojej owczarni, gdy znajduje się ona w niebezpiecznej sytuacji. Od 28 lat w pracy duszpasterskiej kieruję się do najbardziej opuszczonych ludzi w koreańskim społeczeństwie: bezdomnych, młodzieży, która uciekła z domu, dzieci ulicy, porzuconych osób starszych. Nie mogę ich opuścić w takiej sytuacji, w jakiej znajdujemy się obecnie. Przeciwnie, właśnie teraz potrzebują większej bliskości, pocieszenia oraz ofiarowania im niezbędnego pożywienia, aby przeżyli. Od trzech tygodni prawie wszystkie jadłodajnie dla ubogich są zamknięte. Łatwo jest zamknąć sale koncertowe, możemy bowiem przeżyć bez muzyki… Łatwo zamknąć siłownie i hale sportowe, można żyć bez sportu… Można zamknąć kościoły, możemy pomodlić się domu… Tak samo szkoły… ale nie można zamknąć jadłodajni, gdzie każdy z naszych przyjaciół otrzymywał jedyny posiłek na dzień.

Kilka dni temu, od 16.00 – 18.00 rozdaliśmy 660 posiłków… o 18.30 przyszedł mężczyzna, prosząc o jedzenie. Nie mieliśmy już nic – wszystko rozdaliśmy… nawet ciastka. Odpowiedziałem: „Przepraszam, ale nie mamy już niczego”. Mężczyzna odpowiedział: „Ojcze, umieram z głodu, od wczoraj nic nie jadłem, proszę, pomóż mi!” Nie byłem w stanie mu pomóc, bo rozdaliśmy wszystko, dosłownie aż do ostatniego ciastka… Wracałem do domu, płacząc…

W jaki sposób pomagasz ubogim w Korei?

Kontynuujemy to, co robimy nieprzerwanie od 28 lat… codzienny posiłek. To nie jest nic nadzwyczajnego, ale prowadzimy dalej zwyczajne życie. To, co mamy czynić w obliczu Boga. Towarzyszyć, dzielić się i przyjmować biednych – taka jest wola Boża dla nas.

W Twojej posłudze pomagają Ci również inni ludzie. Skąd się biorą i kim są?

W obecnej krytycznej sytuacji doświadczam wielu cudów. Każdego dnia rozpoczynamy przygotowania o 13.00, gromadzimy się w kuchni, w której przygotowujemy posiłki. Przychodzimy, zawsze czując niepokój… kto dzisiaj nam pomoże? Po chwili zaczynają przychodzić wolontariusze, jeden po drugim – ostatecznie każdego dnia pomaga nam ponad 30 osób. Są ludzie, którzy pomagają nam ekonomicznie, jeszcze inni wspierają nas zachętą i modlitwami. Doświadczam bardzo wielu cudów oraz piękna ludzkiego serca. Jesteśmy w stanie wykonywać tę niewiarygodną posługę właśnie dlatego, że jest tak wielu pięknych i szczodrych ludzi.

Zdaję sobie sprawę, że jako kapłan, udzieliłem zaledwie kilku chrztów i pobłogosławiłem kilka małżeństw… ale umyłem wiele talerzy, posprzątałem wiele toalet i służyłem bardzo wielu ludziom ubogim – wyznaje włoski oblat.

Obecnie w Polsce stawiamy czoła pandemii koronawirusa. Czy możesz przekazać nam duchowe, jakieś istotne wskazania – Polakom, polskim oblatom, Kościołowi?

Musimy czynić to, do czego jesteśmy powołani, działać z wiarą i odwagą. Jako oblaci i pasterze musimy pozostać wraz z powierzoną nam owczarnią, nie pozostawić jej, ani jej nie porzucić. Po prostu służyć dalej, kochać ludzi i modlić się za nich. Jeśli Jezus nam nie pomoże, nie możemy zrobić nic. W ciągu dnia służyć potrzebującym, wieczorem dużo się modlić i złożyć nasze zaufanie w Jezusie Zbawicielu.

Jeśli Jezus nam nie pomoże, nie możemy zrobić nic – wyznaje misjonarz.


Vincenzo Bordo OMI – włoski Misjonarz Oblat Maryi Niepokalanej. Od blisko 30 lat posługujący w Korei Południowej. Od początku swoje kroki skierował do najbardziej opuszczonych i najbiedniejszych, choć władze uparcie utrzymywały, że takich ludzi nie ma. Za walkę z ubóstwem otrzymał „koreańską nagrodę Nobla” – „’Ho Am Sang”. Specjalnym dekretem prezydenta przyznano mu koreańskie obywatelstwo, nadając mu imię „Kim Ha Jong”, co tłumaczy się jako „sługa Boga”.

 

(pg/zdj. V. Bordo OMI)