Grzegorz Walczak OMI: Pokasacyjne dzieje Świętego Krzyża w świetle prasy XIX i XX wieku

"Obejrzeliśmy wszystkie miejsca klasztoru..." - tak rozpoczyna się relacja dziennikarza z 1835 roku.

23 lipca 2022

Kopciuch to dzisiaj wśród polskich zabytków i świętości. Obrano go ze czci, zrujnowano, wreszcie zapomniano o nim. Kiedyś każdy król polski uważał sobie za świętą powinność czołem uderzyć przed cudowną relikwią Drzewa Krzyżowego. Przybywali tu prosić o pomyślność Rzeczypospolitej przed zbrojnymi rozprawami, tu wreszcie słali hojne dary dla miejsca i przywileje dla zakonników w podzięce za Grunwaldy, Smoleński, Chocimy. (….) A klasztor? Przyległ w ciężkiej smętnej zadumie na szczycie Łysej i liczy swe lata świetności i hańby.

Tak oto pisał o Świętym Krzyżu Klemems Chojan w „Ilustrowanym Miesięczniku Świętokrzyskim Radostowa” w 1937 roku, w artykule pt.: ” Czy przeoczyliśmy jubileusz najstarszego klasztoru polskiego?”.

W roku 1937 minęło 118 lat od momentu kasaty benedyktyńskiego opactwa na Świętym Krzyżu, a zarazem upadku najstarszego polskiego sanktuarium narodowego. Od ponad 50 lat w murach zagarniętych przez władze carskie, funkcjonowało ciężkie więzienie, które od 1919 roku było w rękach polskich. Od roku 1936 kościół i niewielka część starego opactwa zyskała nowych właścicieli, Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, którzy własnymi siłami starali się podnieść św. Krzyż z ruiny, jaką zastali w styczniu 1936 r.

Święty Krzyż: 86. rocznica przybycia oblatów na Święty Krzyż

Wydawać by się mogło, że po tylu latach świetność Świętego Krzyża bezpowrotnie zaginęła w mrokach dziejów, została wymazana z ludzkiej pamięci, a okoliczni mieszkańcy oraz przygodni turyści przyzwyczaili się do ówczesnego stanu rzeczy.

Nic bardziej mylnego. Sprawa świętokrzyskiego sanktuarium leżała na sercu  ludziom wielu pokoleń okresu pokasacyjnego. Napisano w tym okresie wiele historycznych monografii na temat Świętego Krzyża. Jednak dopiero artykuły prasowe oddają ludzkie myśli i emocje, które wywoływało opuszczone i podniszczone sanktuarium, w którym od wieków czczono święte relikwie Chrystusowego Krzyża. Przez cały okres pokasacyjny ukazywały się liczne artykuły w prasie lokalnej i ogólnokrajowej, o dawnym benedyktyńskim opactwie, a ryciny i zdjęcia  klasztoru i kościoła zdobiły pierwsze łamy gazet.

Okładka Tygodnika Ilustrowanego z 1887 roku (zdj. Archiwum OMI Święty Krzyż)

Z artykułów prasowych możemy dowiedzieć się m.in. o stanie technicznym i wyposażeniu pomieszczeń klasztornych w poszczególnych dekadach, a także o aktualnej sytuacji na Świętym Krzyżu. Obraz przedstawiany przez osoby zwiedzające opactwo jest nieraz przytłaczający. Nie możemy jednak przystać tylko na użalaniu się nad niedolą łysogórskiego klasztoru. Warto zatem dostrzec w prasie niektóre opisane piękne inicjatywy ludzi, którzy starali się podtrzymać istnienie Świętego Krzyża i rozpalali niewielkie światełko w mroku lat pokasacyjnych. Cenne informacje zawarte w prasie z tego okresu pomogą nam bardziej docenić dzisiejszy obraz Świętego Krzyża i dostrzec cud, którym jest to, że mury starego benedyktyńskiego opactwa nadal stoją a pokłon świętym relikwiom Krzyża Chrystusowego oddaje tysiące pątników.

Dwa krótkie słowa: Święty Krzyż łączą się w jedną całość z koszmarną wizją najcięższego w kraju więzienia, które ten i ów nazywa polskim Nerczyńskiem, lub po prostu katorgą. (Gazeta Kielecka, 1934. R.65, nr.91).

Każdy kto wziął do ręki to wydanie gazety i przeczytał nagłówek „Ludzie zamknięci na klucz. W katordze na Świętym Krzyżu” był świadomy, że siedzą tam więźniowie osadzeni za przestępstwa najcięższego kalibru. Nagłówek ten raczej nie zachęcał do odwiedzin Świętego Krzyża. Tym bardziej, że ludzie musieli wiedzieć, że pozostała część klasztoru jest po prostu ruiną, którą przez lata przeszukiwali poszukiwacze skarbów. Ze strony władz nie było woli wyprowadzenia więzienia z murów klasztornych. Nawet gdy pojawili się nowi właściciele w 1936 r. mówiło się, że więzienie będzie rozbudowywane. Tego samego roku ukazał się w Gazecie kieleckiej kolejny budzący grozę artykuł: „W więzieniu ciężkim na Świętym Krzyżu wśród dożywotnich i długoterminowych”.

Góra morderców, czyli mroczna historia Świętego Krzyża [ZDJĘCIA]

Cofnijmy się jednak do pierwszych lat po kasacie.

Już w 1835 r. w „Lwowianinie” możemy znaleźć opis podróży z Wąchocka na Święty Krzyż. Autor opisuje że „klasztor świętokrzyski jest zupełnie pusty i tylko trzech księży się w nim znajduje”, dalej zwracając uwagę iż w takim wielkim klasztorze mogącym pomieścić nawet 80 benedyktynów „trzech tylko błąka się teraz, jakby smutne szczątki upadłej świetności tego zakonu”.

W opisanej podróży możemy znaleźć nie tylko informacje o opłakanym stanie obrazów Franciszka Smuglewicza w bazylice świętokrzyskiej: „Obrazy te, wyglądają jakby zupełnie wypłowiałe albo wymokłe, jeden nawet rozdarł się od wilgoci, i jeżeli czas niejaki jeszcze w tem miejscu pozostaną, ulegną zupełnemu zniszczeniu”, ale także jeden z niewielu opisów słynnej biblioteki.

Obejrzeliśmy wszystkie miejsca klasztoru. Biblioteka była w Sali z galeryją, mogącej około 10 000 książek pomieścić, zabrano ją (bibliotekę) dla biblioteki uniwersyteckiej, leży jeszcze na podłodze ze dwieście podartych i podefektowanych woluminów.

Niestety do naszych czasów wnętrze biblioteki się nie zachowało. Jak pisał w swoich wspomnieniach o. Klemens Dąbrowski, benedyktyn mieszkający na Świętym Krzyżu w latach 1919 – 1921, w pomieszczeniu dawnej biblioteki leżały zimą zaspy śniegu, gdyż nie posiadała już nawet okien. Możemy jedynie przypuszczać, że wnętrze biblioteki zostało zniszczone za czasów carskiego więzienia, czyli po roku 1882 – kiedy dostosowywano pomieszczenia klasztorne do potrzeb więzienia.

Opis biblioteki znajdziemy jeszcze w „Bibliotece Warszawskiej. Piśmie poświęcone naukom, sztukom i przemysłowi”, z 1852 r. Był to rok, w którym w murach świętokrzyskiego opactwa miał zostać otworzony dom księży demerytów.

Obejrzawszy kościół, udaliśmy się na drugie piętro, dziś bardzo porządnie wyrestaurowane i dla przyszłych mieszkańców przysposobione. Tu była niegdyś biblioteka, po której salę podobnież odnowioną, na tenże cel przygotowano. Zostały jeszcze po dawnej bibliotece pułki i szafy z napisami złocenymi; (….) lecz książki z nich Bóg wie gdzie się znajdują: zapewne w znacznej części są one uratowane, ale daleko więcej przez niedbalstwo zniszczało, lub przez fanatyzm spalono.

Demeryci korzystali z wnętrza biblioteki, ale wypełnionego własnym księgozbiorem przywiezionym z Liszkowa. Demeryci musieli opuścić Święty Krzyż w 1863 r., po Powstaniu Styczniowym, w którym przyłączyli się do walczących powstańców stacjonujących w klasztorze. W związku z tym możemy mieć pewność, że wnętrze biblioteki przetrwało do roku 1863. Niestety nikt nie wspomina o freskach, które zapewne były mocno podniszczone.

„Biblioteka, niegdyś jedna z pierwszych w Polsce, pozbawiona swoich skarbów, smutny przedstawia widok” napisze w 1838 r. autor opisujący „Kościół Benedyktynów na Łysej Górze” w „Przyjacielu ludu” wydawanym w wielkopolskim Lesznie.

Wracając do mocno zniszczonych obrazów F. Smugleiwcza w „Wiadomościach  historycznych o sztukach pięknych w dawnej Polsce” F.M Sobieszczeńskiego z 1849 r. możemy dostrzec informację iż „w roku 1846 Rząd kazał je wszystkie odnowić, co poruczone było profesorowi malarstwa i rysunków przy Gimnazyum Realnem i Szkole sztuk pięknych w Warszawie”.

Ciąg dalszy nastąpi…


Grzegorz Walczak OMI – ur. 1987 r., pochodzi z Wągrowca (Wielkopolska), oblat-brat zakonny. Pierwsze śluby zakonne złożył na Świętym Krzyżu 8 września 2007 roku, profesję wieczystą w 2014 roku. Ukończył studia medyczne w zakresie pielęgniarstwa na Akademii Polonijnej w Częstochowie. Należy do wspólnoty oblackiej na Świętym Krzyżu.