Marcin Rosiński OMI: „Służę wszystkim, bez względu na wiarę, albo jej brak” [ROZMOWA]

Rozmowa z polskim oblatem, który jest kapelanem Kanadyjskich Siłach Zbrojnych.

26 listopada 2022

Jest pochodzącym z Polski misjonarzem oblatem, który posługuje w Kanadzie. Pod względem zakonnym należy do oblackiej Prowincji Wniebowzięcia, ale jednocześnie pełni funkcję kapelana w Kanadyjskich Siłach Zbrojnych. Na tej funkcji jego bezpośrednim przełożonym w korpusie kapelanów jest baptysta. Na czym polega posługa kapelana w Kanadzie – w rozmowie z o. Pawłem Gomulakiem OMI wyjaśnia o. Marcin Rosiński OMI.

(zdj. archiwum prywatne M. Rosińskiego OMI)

Paweł Gomulak OMI: Uczestniczyłeś ostatnio w spotkaniu formacyjnym dla kapelanów wojskowych zorganizowanym przez armię Stanów Zjednoczonych. Jaki był cel tego spotkania?

Marcin Rosiński OMI: W krajach zachodnich nie doceniano wpływu religii i liderów religijnych na operacje wojskowe. O co chodzi? W wielu krajach duży wpływ na wiele kwestii ma religia. Powstaje pytanie, kto jest najbardziej odpowiedni, żeby doradzić dowódcy w kwestiach religijnych, jeśli nie właśnie kapelan? Jakiś czas temu stworzono taką doktrynę: „religious area assesment” [ocena obszaru pod kątem religii – przyp. red.], czyli dokonuje się takiej oceny w naszym rejonie działania: jakie są religie, kultury, co może mieć wpływ na nasze działanie, jakie są zwyczaje – co robić, czego nie robić, jakie są dni święte, miejsca święte – żeby tego nie naruszyć, żeby nie zniszczyć relacji, które mamy. Nawet gdybyśmy pojechali na jakieś tereny rdzennych mieszkańców Kanady czy do Inuitów, to jeśli tam jest jakiś cmentarz, to ważne, żeby nie rozbijać tam na przykład obozu.

Kolejną rzeczą, która z tego wynika, to jest tzw. „religious leader engagement” [zaangażowanie lidera religijnego – przyp. red.], czyli wchodzi się w relacje z miejscowymi przedstawicielami różnych religii. Amerykanie i Kanadyjczycy uczestniczyli w operacjach na Bliskim Wschodzie, czyli w świecie muzułmańskim – te rzeczy są potrzebne, bo tam władza świecka z religijną są połączone, często wykonuje ją właściwie jeden człowiek. Przede wszystkim celem tego zaangażowania z liderami jest budowanie relacji. Nasze podejście jest trochę inne od amerykańskiego, ale chodzi o budowanie relacji. My nie jesteśmy tymi, którzy zbierają informacje dla wojska, nie jesteśmy elementem wywiadu wojskowego, bo wtedy tracimy nasz status osoby niewalczącej. To nie jest nasze zadanie, naszym zadaniem jest budowanie relacji.

Szkolenie dla korpusu kapelanów USA – Kanada w Fort Jackson w Stanach Zjednoczonych (zdj. U.S. Army Institute for Religious Leadership)

Taki był cel tych ćwiczeń. Uczyliśmy się na podstawie map, rozkazów wojskowych, jak przygotować informacje na temat, gdzie jedziemy i z czym możemy się tam spotkać oraz w jaki sposób doradzić dowódcy, zaproponować mu trzy rozwiązania – jest to pewien proces decyzyjny, którego się uczyliśmy: jak dojść do rekomendacji, jakie mamy przekazać i w jaki sposób je przedstawić, żeby to było zwięzłe; dowódca nie ma czasu ze mną deliberować przez półtorej godziny, ma dziesięciu doradców po drodze – ja wchodzę, mówię to, co opracowałem, mam dosłownie jeden slaid, na którym wszystko jest wypisane, tłumaczę, odpowiadam jeśli ma jakieś pytania itd.

Na szkoleniu był przykładowo taki scenariusz: Mieliśmy w naszym batalionie miejscowego tłumacza, który niestety zginął w czasie pełnienia służby. Dowódca chciał spotkać się z rodziną i być może przy okazji wręczyć jakiś upominek. Naszym zadaniem było wejście w relacje z miejscowym liderem religijnym, aby także dowiedzieć się, co wypada zrobić, w jaki sposób przekazać ten prezent, jaki podarunek jest odpowiedni, a jaki nie… U muzułmanów ma znaczenie nawet fakt, którą ręką się coś podaje, ile razy wypada nalegać na przyjęcie podarunku… Przede wszystkim naszym zadaniem jest budowanie relacji.

Inna sytuacja hipotetyczna. W jakimś starożytnym klasztorze rozbił się nasz śmigłowiec i musimy tam wejść. Chodzi o to, żeby nie dokonać jakiś większych zniszczeń: kulturalnych albo emocjonalnych, bo to przecież klasztor o ogromnym znaczeniu i historii. Rozmawiamy zatem z przełożonym, dopytujemy się o rannych, żeby nasi technicy mogli wejść do śmigłowca… Zasada jest prosta: Kto lepiej się dogada z takim przywódcą religijnym? Z pewnością jest lepiej, jak pójdzie kapelan, jakiś przedstawiciel religijny do innego przedstawiciela religijnego.

Ćwiczenia były łączone z Amerykanami. W ogóle skala kapelanii amerykańskiej jest zupełnie inna. Tam funkcjonują całe jednostki, które zajmują się „psychological operations” [operacjami psychologicznymi – przyp. red.]. U nas wygląda to nieco inaczej ze względu na liczebność naszych sił zbrojnych.

Podczas uroczystości wojskowych (zdj. archiwum prywatne)

Było nas sześciu, spośród Amerykanów wielu było rezerwistów, ale było to ciekawe doświadczenie, bo poznaje się inne procedury, jak oni działają, jakie mają zwyczaje, jaki jest ich proces decyzyjny. Ćwiczenia były bardzo praktyczne. Siedzisz przy swoim komputerze i nagle otrzymujesz e-mail, że masz półtorej godziny na przygotowanie sposobu działania, musisz patrzeć na rozkaz, na mapę, gdzie się znajdujesz, czyli takie działanie dosyć kompleksowe. Czasami były tzw. “working lunch” [robocze obiady – przyp. red.], czyli nie ma przerwy, jesz, kiedy jest potrzeba, żeby symulować prawdziwe warunki, na ile się tylko da.

Jesteś kapelanem kanadyjskiej armii – jak tutaj trafiłeś?

Może zabrzmi to jakoś stereotypowo i mało oryginalnie, ale marzenie o służbie wojskowej było zawsze obecne od mojej młodości (chociaż nie pochodzę z rodziny wojskowej) i to jakoś razem z rozwijającym się powołaniem kapłańskim. Można więc chyba powiedzieć, ze udało się połączyć dwa wielkie pragnienia: powołanie kapłańskie i oblackie z posługą wojskową. Tak sobie tłumaczyłem, że skoro Eugeniusz odwiedzał jeńców wojennych, czyli służył żołnierzom, to jest to w charyzmacie oblackim. Po wielu prośbach otrzymałem pozwolenie na służbę w jednostkach rezerwy (takie WOT z tradycjami sięgającymi ponad 100 lat) gdzie pełniłem posługę przez blisko 4 lata, łącząc to z praca w parafii. Siedem lat temu przeszedłem do wojska regularnego. I choć nosze mundur i należę do sił lądowych to przez 6 lat posługiwałem w bazie lotniczej, gdyż w Kanadzie kapelani pełnią służbę w każdej formacji; teraz jestem w bazie lądowej w jednostce pancernej.

(zdj. archiwum prywatne)

Musiałem odbyć takie samo szkolenie jak każdy z rekrutów, a więc tzw. „unitarka” oprócz ćwiczeń z obsługi broni i strzelania. Co roku także muszę zdawać wszystkie testy sprawnościowe i kursy, które są przeznaczone dla każdego żołnierza.

Kanada: Oblat zorganizował nietypową spowiedź w bazie wojskowej

Tak z ciekawości – nosisz broń?

Nie, według Konwencji Genewskiej – i tak jest w Kanadzie – medycy i kapelani to są tzw. niewalczący [ang. „non combatant”]. Medycy mają broń dla ochrony siebie i ludzi im powierzonych, natomiast my nie mamy. Jesteśmy chronieni teoretycznie przed agresją na zasadzie Konwencji Genewskiej. Mamy też taką specjalną kartę informującą o tym. My nie nosimy broni, ale oprócz broni musimy spełnić takie same warunki jak każdy inny żołnierz w wojsku.

(zdj. archiwum prywatne)

Na czym polega posługa kapelana wojskowego w Kanadzie?

Naszą pracą jest towarzyszenie żołnierzowi: i duchowe i religijne jak potrzeba i takie trochę psychologiczne. Jesteśmy częścią jednostki. Jesteśmy dzień po dniu z żołnierzami, więc widzimy, co się dzieje, możemy zareagować. Jednym z zadań jest doradzanie dowódcy w zakresie religijno-etycznym i morale żołnierzy. Jak widzę, że coś się dzieje, idę do dowódcy, składam mu sprawozdanie i przekazuje rekomendacje, jak można danemu problemowi zaradzić.

Ostatnio na przykład, niektórzy żołnierze mieli problem z poczuciem, że robią coś ważnego. Wyszedłem z inicjatywą, żeby zabierać po czterech żołnierzy i jechać z nimi do jadłodajni dla bezdomnych, aby tam pomagać. Wszystko w ramach pracy. Żeby zobaczyli, że jest życie poza jednostką i coś wnosimy, znaczymy dla społeczeństwa, także wtedy, gdy nie nosimy munduru – po prostu jako osoba, człowiek.

Oczywiście, odpowiadam także na potrzeby duchowe i religijne, a więc sakramenty itd.– natomiast ja służę wszystkim, bez względu na wiarę, wyznanie albo jej brak. W wypadku natomiast próśb o sakramenty czy posługę duchową innych religii czy wyznań (np. prośba o chrzest w innym wyznaniu chrześcijańskim) to poproszę o pomoc mojego kolegę – protestanta. Ale znów – gdy nawet z innej jednostki jest prośba o ślub katolicki, to kolega zwróci się do mnie, gdyż  jestem jedynym księdzem na bazie.

Kapelania ma tutaj bardzo szerokie spectrum, dlatego mamy różne kursy, też doradcze, jak rozpoznawać pewne rzeczy, jakie zadawać pytania – na przykład przed wyjazdem na misje. Przeprowadzam specjalna rozmowę  i podpisuję dokument, że mogą wyjechać na misje albo nie. Koniecznym jest też znać granice swoich kompetencji, bo przecież nie jestem psychologiem. Nie mogę komuś powiedzieć, że cierpi np. na depresję… Ale gdy zauważę, że coś niedobrego dzieje się życiu danego człowieka, to mogę go natychmiast zabrać do kliniki wojskowej, na oddział zdrowia psychicznego.  Rozmowy z kapelanem są uprzywilejowane i utajnione. Bez zgody żołnierza, z którym się spotkałem, nie mogę wyjawić, o czym rozmawialiśmy. Ale jak usłyszę coś od kilku osób, coś co tworzy pewien trend czy stanowi problem dla morale jednostki, mogę pójść do dowódcy i powiedzieć: ludzie mówią o tym, czy tu jest problem i trzeba na to zaradzić.

Jednym z głównych elementów naszej posługi jest bycie z żołnierzami, towarzyszenie. W poprzedniej bazie byłem odpowiedzialny za kaplicę katolicką. To była moja praca. W kaplicy organizowało się  całe życie religijne, wręcz jak w zwykłej parafii, a więc sakramenty, różne programy: biblijne, o teologii ciała, sakramentach, rekolekcje itd.. Tutaj odprawiam Msze święte w kaplicy, ale jestem dla wszystkich. Noszę krzyż na mundurze i oczywiście, zapytany mówię, kim jestem. W moim „signature block” [podpisie – przyp. red.] na mailu mam napisane „ Father Marcin Rosiński OMI”, choć ogólny i powszechnie używany termin na wszystkich kapelanów to słowo „padre”. Nie ukrywam tego, kim jestem, ale ta posługa to nie jest typowa posługa parafialna. Naszym zadaniem jest być z żołnierzami, towarzyszyć im tam, gdzie są w danej chwili, w ich trudach i służbie każdego dnia. Stąd wyjazdy na poligon, jestem z nimi w pojeździe pancernym, w polu – tam gdzie akurat są i służą – to jest moje zadanie.



Marcin Rosiński OMI
– polski misjonarz oblat, śluby zakonne złożył w 1997 roku, święcenia prezbiteratu przyjął w maju 2005 roku. Wyjechał do posługi misjonarskiej w Kanadzie (Prowincja Wniebowzięcia). Jest kapelanem wojskowym (kapitan) w Kanadyjskich Siłach Zbrojnych.