Paweł Gomulak OMI: „Father Stu” – dlaczego warto zobaczyć? [BLOG]

Z oblackiej perspektywy...

9 lutego 2023

Przyznam się, że nigdy w życiu nie pisałem jeszcze recenzji filmu. Zresztą mam wrodzoną zdolność zapominania fabuły większości filmów, które obejrzałem. Myślę, że tym razem będzie inaczej. Jest kilka produkcji, które zapadły mi w pamięć i wierzę, że film „Father Stu” będzie jedną z nich. Widząc w obsadzie takie nazwiska jak Mel Gibson czy Mark Wahlberg wiedziałem, że warto poświęcić 124 minuty. Do tej pory nie zawiodłem się na kreacjach tego pierwszego, a drugi z nich to zdeklarowany katolik.

(zdj. historyvshollywood.com)

Fabuła filmu oparta jest na prawdziwej historii życia amerykańskiego boksera, który postanowił zostać katolickim księdzem. Przy czym cierpiał na bardzo rzadką chorobę zanikania mięśni. Jak wskazywali niektórzy krytycy, fabuła przewidywalna… ale według mnie nie do końca. I właśnie o koniec chodzi. Ostatnie naście minut filmu wcisnęło mnie w fotel i nie mogłem powstrzymać łez. Nie można nie wspomnieć o genialnych dialogach, pełnych czarnego humoru i burzących wyidealizowany świat… Nie chcę natomiast „spoilerować”, zachęcam do obejrzenia filmu „Father Stu”. Chciałbym też się skupić na kilku wątkach, które są spójne z życiem św. Eugeniusza i charyzmatem oblackim.

Świat słabych rodzin…

Stuart wzrasta w rodzinie z problemami. Rodzice nie mieszkają razem. Młody mężczyzna walczy na ringu, ale poza kolejnymi zwycięstwami, nie odnosi życiowego sukcesu. W zasadzie główną motywacją są dla niego pieniądze. Z tego też powodu postanawia się przebranżowić. Jest błyskotliwy – chce spróbować swoich sił w świecie wielkiego ekranu. Przeprowadza się do Los Angeles, aby zdobyć mityczne Hollywood…

„Father Stu” (zdj. screen z trailleru)

Słabość środowiska rodzinnego to znak naszych czasów. Badania socjologiczne wskazują, że młode pokolenia wychodzą z rodzin coraz słabsze. Trudno im podejmować decyzje, brakuje wartości. Noszą w sobie głęboko zakorzenione deficyty miłości, uwagi, emocjonalnej stabilności… Pokolenie płatków śniegu… Temat rzeka…

Eugeniusz-człowiek adwentu. Rozmowa ze świętym

Eugeniusz de Mazenod pochodził ze szlacheckiej rodziny w czasach porewolucyjnej Francji. Jego tułaczka po Włoszech we wczesnej młodości naznaczona była świadomością, że świat rodzinny się rozpada. Pełen szlacheckiej dumy szarpie się wewnętrznie, aby zbudować etos swojej osoby. Jeden z najbardziej przejmujących dla mnie momentów czasów jego emigracji, to chwila, gdy wraca do rodzinnej Francji. Gdy zawija do portu w Marsylii, na ojczystej ziemi nie wita go nawet matka. Eugeniusz jest niewątpliwie naznaczony ranami, które zadali mu jego rodzice. Dla mnie jest klarownym przykładem, że Bóg potrafi wychować człowieka bez względu na środowisko rodzinne. Być może dlatego potem Eugeniusz będzie powtarzał misjonarzom, że najpierw mamy troszczyć się rozwój człowieczeństwa ludzi, dopiero potem uczyć ich, jak wzrastać w chrześcijaństwie, a dopiero na końcu pomagać im stać się świętymi. De Mazenod jest patronem rodzin z trudnościami, jednocześnie pokazując, że można zostać świętym pomimo doświadczeń środowiska rodzinnego…

„Od ciebie zależy, co możesz Mu zaoferować”

Przełomowym momentem filmu w reżyserii Rosalind Ross jest wypadek Stuarta. Znajdując się na granicy życia i śmierci, namacalnie doświadcza miłości Boga. Życie narwanego karierowicza drastycznie zwalnia. Rozpoczyna się jego wewnętrzna przemiana. Ważnym momentem są słowa, które słyszy od jednego z drugoplanowych bohaterów: „Bóg zobaczył w tobie coś, co warto uratować, ale od ciebie zależy, co masz do zaoferowania”. Stuart postanawia zostać księdzem, co spotyka się z mocnym sprzeciwem zarówno rodziców, jak i – co najbardziej uderzające – Carmen, głęboko wierzącej katoliczki, o której względy bohater mocno zabiegał przed feralnym wypadkiem. Pierwsze kazanie, już seminarzysty, poświęcone jest Bożemu przebaczeniu i miłości…

Eugeniusz doświadcza nawrócenia, patrząc na krzyż Chrystusa podczas wielkopiątkowej ceremonii. Też był na granicy życia i śmierci. Sam przyznał, że w tamtym momencie trwał w stanie grzechu ciężkiego. Jeśli można porwać się na takie porównanie – podobnie jak Stuart, słaby materiał na chrześcijańskiego bohatera. A jednak doświadczenie miłości Chrystusa całkowicie zmienia jego życie…

Szukałem szczęścia poza Bogiem i trwało to na moje nieszczęście zbyt długo. Ileż razy w minionym życiu moje rozdarte i udręczone serce wyrywało się ku swojemu Bogu, od którego się oddaliło? Czyż mogę zapomnieć gorzkich łez, jakie popłynęły z moich oczu w ów Wielki Piątek w obliczu krzyża? Ach, przecież tryskały one z serca i nic nie mogło ich powstrzymać; były zbyt obfite, abym mógł je ukryć przed tymi, którzy wraz ze mną uczestniczyli w tym wzruszającym nabożeństwie. Byłem w stanie grzechu ciężkiego i to właśnie było źródłem mojego bólu – wspomina to wydarzenie Założyciel oblatów.

„Bóg zobaczył w tobie coś, co warto uratować, ale od ciebie zależy, co masz do zaoferowania” – Eugeniusz postanowił oddać wszystko. Zostaje kapłanem…

„Wszyscy mają was w dupie, nie Bóg, bo to On was stworzył…”

W filmie „Father Stu” ujęła mnie prozaiczna scena, kiedy dwaj klerycy udają się do więzienia. Pierwszy z nich zaczyna mówić do osadzonych kościelnym slangiem, który dla współczesnego świata jest niezrozumiały. Trafna jest odpowiedź jednego z więźniów: „Z taką gadką od razu rozdajcie nam słowniki”. Do akcji wkracza Stu, który w swoim stylu wprost nawiązuje do ich doświadczenia:

Jak to tu wygląda? Jeden telefon na tydzień? I gdzie zadzwonicie? Do mamy? Żeby ją jeszcze bardziej załamać? Do żony? Już się pewnie bzyka z nowym facetem. Może do dziecka? Nie lepiej by było dla niego w szkole, żeby tatuś już nie żył? (…) Wszyscy mają was w dupie, nie Bóg, bo to On was stworzył…

„Father Stu” (zdj. screen trailleru)

I to nie jest cukierkowate kazanie w więzieniu…

Posłuchaj kazania Eugeniusza z kościoła św. Marii Magdaleny w Aix

W naszym charyzmacie jednym z ważnych wątków jest posługa św. Eugeniusza wśród więźniów w Aix. Kolejnym jest jego słynne kazanie w kościele św. Magdaleny, którym zburzył kwiecisty konwenans niezrozumiałego dla prostych ludzi kaznodziejstwa. Wygłosił je po prowansalsku dla najuboższych i niewykształconych, podkreślając, że dla Boga są cenni. Oblackie kaznodziejstwo ma być proste, nie w odniesieniu do treści, ale sposobu ich przekazywania.

Kapłaństwo Chrystusa a kapłaństwo własnych aspiracji

„Father Stu” to film, który prowadzi do zrozumienia piękna kapłaństwa. Całkowite oddanie się Bogu, ale nie dla własnych aspiracji. W konsekwencji bohater realizuje swoje powołanie chyba w najmniej wymarzony przez siebie sposób. Końcówka filmu pokazuje jednocześnie to, co poetycko wyraził św. Jan Paweł II, że kapłaństwo to „dar i tajemnica”.

Wybrałem misjonarzy oblatów z jednego powodu – zawsze chciałem głosić słowo Boże. Wprawdzie potem dochodziły do tego moje aspiracje – praca misyjna w Chinach czy w „eugeniuszowej” Francji, ale Pan Bóg czuwał, żebym nie łaził za swoimi zachciankami. Pięć lat temu przełożeni umieścili mnie w świecie medialnym. Czy tego chciałem? Nie. Długo się opierałem. Nawet dziś z godziny na godzinę wróciłbym do misjonarki. Byłem wtedy w Chybiu, pomagałem w kolędzie w parafii diecezjalnej. Kolejny telefon prowincjała. Siadłem w pokoju i pomyślałem: A jeśli to jest wola Boża? Jeśli będę się upierał przy swoim, a On przestanie mi błogosławić na ambonie? Niełatwo zgadzać się na Chrystusowe aspiracje…

I druga ważna kwestia. Jeśli marzymy o Kościele sterylnym, bezgrzesznym, cukierkowatym – kapłanów pod koloratką, w nienagannie wyprasowanych koszulach ze spinkami i nieskazitelnie skrojonych spodniach… To niestety jest to karykaturalna bajka. Pokazuje to jeden z cichych antybohaterów, kolega z seminarium Stuarta. Być może dlatego dzieło Rosalind Ross kończy się w konfesjonale. Będziemy święci, gdy będziemy wciąż realizować ambicje Chrystusa. Nie oznacza to, że nie będziemy popełniać błędów, doznawać zwątpienia, rezygnować z własnych wizji i aspiracji, zmagać się z chorobami i niemocą. Pytanie, czy On będzie dla nas zawsze jedynym punktem odniesienia i czy jesteśmy w stanie wciąż oddawać Mu wszystko…

Film „Father Stu” nie przywraca wiary tylko w człowieka, przywraca wiarę w piękno kapłaństwa… Warto go obejrzeć.

Film dostępny jest na platformie HBOMax.


Paweł Gomulak OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista), ustanowiony przez papieża Franciszka Misjonarzem Miłosierdzia. Studiował teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego. Koordynator Medialny Polskiej Prowincji, odpowiedzialny za kontakt z mediami i wizerunek medialny Zgromadzenia w Polsce. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Pasjonat słowa Bożego, w przepowiadaniu lubi sięgać do Pisma Świętego i tradycji biblijnej. Należy do wspólnoty zakonnej w Lublińcu.