W rodzinnej Malni modlą się do "swojego Józefka"

Zginął 9 maja 1941 roku zastrzelony przez wartownika w obozie koncentracyjnym Muthausen koło Linzu w Austrii. W obozie torturowano go z powodu wiary i kapłaństwa. Nigdy się ich nie wyrzekł. Bóg wzywa po imieniu każdego indywidualnie, do zadań tylko jemu przeznaczonych. Każdy ma własną drogę do świętości. Czasem jednak Stolica Apostolska wynosi na ołtarze nie pojedynczo, a grupowo.13 czerwca 1999 roku Jan Paweł II beatyfikował w Warszawie 108 polskich ofiar nazizmu z czasów II wojny światowej. Byli wśród nich kapłani, biskupi, bracia i siostry zakonne, osoby świeckie. Ludzie, którzy heroicznie ocalili dla nas wiarę w dobro pokonujące największe zło.

Jednym z nich jest bł. Józef Cebula OMI ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Kult bł. Cebuli kwitnie w zakonie, ale jeszcze bardziej w jego rodzinnej wsi Malni na Śląsku Opolskim, gdzie obok siebie mieszkają rodziny polskie i niemieckie. Jak to możliwe?

Józef Cebula w nowicjacie w Markowicach – 1921 rok. Stoi za prawym ramieniem siedzącego w środku prowincjała – o. Franciszka Kowalskiego OMI

Torturowano go z powodu wiary i kapłaństwa

Józef Cebula urodził się 23 marca 1902 roku, jego ojciec był żeglarzem na Odrze a mama zajmowała się domem i gospodarstwem. W wieku 16 lat zachorował na gruźlicę płuc, z powodu której musiał przerwać naukę w seminarium nauczycielskim. Po operacji wrócił do Malni.W kwietniu 1920 roku rozpoczął naukę w polskiej szkole w Lublińcu, a we wrześniu wstąpił do oblackiego junioratu w Krotoszynie. Pierwsze śluby złożył w 1922 roku w Markowicach, po czym wyjechał na studia do Belgii. W 1925 roku złożył śluby wieczyste. W 1927 roku przyjął święcenia kapłańskie w Katowicach.

Najpierw był przełożonym niższego seminarium duchownego w Lublińcu, a w latach 1937-1940 pełnił funkcję przełożonego i mistrza nowicjatu w Markowicach. Tam zaczęło się jego męczeństwo. Zginął 9 maja 1941 roku zastrzelony przez wartownika w obozie koncentracyjnym Muthausen koło Linzu w Austrii. W obozie torturowano go z powodu wiary i kapłaństwa. Nigdy się ich nie wyrzekł.

Ryzykował życiem

Gdy przed wojną rozważano jego kandydaturę na prowincjała, sam przekonał braci, żeby go nie wybrali… Podziw budzi postawa ojca Cebuli w czasie wojny. 7 grudnia 1939 roku Egan von Krieger, właściciel markowickiego folwarku, wydał oblatom pracującym u niego przymusowo, aby w święto Niepokalanego Poczęcia rozbili figury Maryi w całej okolicy. Ojciec Cebula powiedział im rano przy śniadaniu:

Kto chce być oblatem, ten do rozbijania figur nie pójdzie.

Ryzykowali życiem. Tylko przypadek sprawił, że uniknęli kary. Oblaci byli w tym czasie prześladowani, począwszy od aresztu domowego, przez deportacje i zakazy sprawowania funkcji kapłańskich.

(zdj. archiwum OMI)

Jego sekret na świętość

Zapytałam ojca Pawła Gomulaka OMI, Koordynatora Medialnego Polskiej Prowincji oblatów, za co szczególnie brata ceni? Odpowiedział:

To, co mnie ujmuje w życiu błogosławionego Józefa Cebuli, to jego normalność. Był normalnym człowiekiem, a jego człowieczeństwo dorastało do świętości. Jedno z najpiękniejszych zdań, jakie wypowiedział: „Chociaż czasy są nienormalne i złe – mimo to, musimy pracować nad sobą i dążyć do świętości”.

To jedno zdanie mogłoby spuentować jego sekret na świętość. Myślę, że bardzo dobrze zrozumieliby się z papieżem Franciszkiem, który o takiej właśnie świętości mówi w adhortacji Gaudete et Exsultate. Patrząc na życie ojca Cebuli, wzrastał w środowisku, gdzie były napięcia narodowościowe, doświadczał tego szczególnie w Lublińcu, ale i potem, gdy w Markowicach był superiorem i mistrzem nowicjuszy.

Zawsze był człowiekiem. Wierny sobie, swoim zasadom, heroicznie gorliwy w obowiązkach swego powołania. […] Nikogo do niczego nie zmuszał, nie rozkazywał – pozwalał każdemu dorastać do mądrości i świętości. Ten jego spokój jest lekarstwem na nasze czasy’.

Ludzie polecają mu proste sprawy dnia codziennego

W Malni stoi urocza kapliczka poświęcona bł. Cebuli. Jedna z mieszkanek, Ewa Marzec, mówi o nim tak:

On nie jest jakimś świętym z ołtarza, tylko jednym z nas, jak wujek, dziadek czy pradziadek. Stanowi punkt odniesienia dla bieżących problemów. Spełnia nasze prośby i opiekuje się lokalną ludnością. W poważnych sprawach i codziennych, takich życiowych. Te prośby, które znam i o których wiem, wszystkie są spełniane. Problemy rodzinne, finansowe, zdrowotne, wszystko da się rozwiązać, jeśli powierzy się je błogosławionemu Cebuli.

Potwierdza to sołtys Malni, Barbara Herok:

Ludzie polecają mu proste, zwyczajne sprawy dnia codziennego. Mówię nie tylko o starszych, ale i o młodzieży i dzieciach. Żeby klasówka dobrze poszła, deszcz spadł, spotkanie się udało. Przeróżne prośby. Kult jest bardzo żywy. Jak się rozmawia z ludźmi, mówią: a, nasz Józefek. Na przykład wszędzie są nawałnice, a u nas ludzie szczęśliwi, bo jak popada to spokojnie. I wiadomo: wyprosił nasz Józefek.

Zapytałam, czy są różnice w jego odbiorze przez Polaków i Niemców? Czy też może po prostu jest Ślązakiem? Herok odpowiada:

To ostatnie. Większość z nas, mieszkańców Malni, czuje się Ślązakami. Czujemy swoją odrębność. Taką naszą, malutką ojczyznę – Śląsk. Jesteśmy otwarci na wszystkich, żeby łączyć, a nie dzielić. Wiem z historii i z opowiadań, że on taki był. Absolutnie nie chciał ludzi dzielić na Niemców, Polaków itd. Myślę, że to wspaniały wzór człowieka w Unii Europejskiej. Uczę nasze dzieci w Malni, że tu jest nasza ojczyzna, ale mamy być otwarci na innych. On jest doskonałym wzorem człowieka – a i prawdziwego mężczyzny, odważnego i wiernego Bogu do końca. Pracuję z chłopakami i im to mówię, podobnie jak ksiądz proboszcz. Bł. Cebula wbrew zakazom bronił swojej prawdy, godności i tego w co wierzył, aż po śmierć. To taki piękny model mężczyzny, który trzyma się swojego zdania. No i wzór chrześcijanina.

Barbara Herok jest laureatką konkursu „Sołtys Roku 2018” organizowanego przez redakcję „Gazety Sołeckiej” i Krajowe Stowarzyszenie Sołtysów. Malnia znajduje się kilka kilometrów od Kamienia Śląskiego, gdzie mieszka emerytowany biskup opolski, abp Alfons Nossol, który ma wielki wkład w pojednanie polsko-niemieckie oraz w dialog ekumeniczny. Czy na jej otwartość ma wpływ klimat diecezji, czy może raczej… wstawiennictwa bł. Józefka?

(Małgorzata Bilska – Aleteia Polska, za zgodą wydawcy)


Modlitwa za wstawiennictwem bł. o. Józefa Cebuli OMI

Uwielbiony bądź Chryste, Dobry Pasterzu, ukrzyżowany a zwycięski! To Twoja moc potężnie działała w błogosławionym ojcu Józefie, gdy uczył młodych żyć kapłaństwem na co dzień, gdy nie myślał o sobie, służąc Twojemu ludowi, i gdy zjednoczony z Tobą, samego siebie składał w ofierze.

Za jego wstawiennictwem wspomagaj Twoich kapłanów, a przygotowującym się do kapłaństwa ukaż wzniosły ideał, że kapłan to „alter Christus”. Nasze serca napełnij dobrocią, prostotą i ciszą. Umocnij nadzieję w ludziach, którzy w jakimkolwiek zakątku świata cierpią prześladowania za wierność Tobie. Pomóż nam budować cywilizację miłości. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

O łaskach wyproszonych za wstawiennictwem bł. o. Józefa Cebuli OMI prosimy poinformować Polską Prowincję – KONTAKT


Świętość to normalność – wspomnienie bł. Józefa Cebuli OMI

Spoglądając na tego świętego, nie rodzą się w nas żadne wzniosłe uczucia… Nie lewitował, nie czynił cudów, nie władał wieloma językami – a tym bardziej charyzmatycznym darem języków… Nic nadzwyczajnego… Więcej, Józef Cebula należał do ludzi cichych, pokornych, o wątłym zdrowiu. Jako że dziś przypada jego wspomnienie w liturgii Kościoła, postanowiłem wrócić do opracowania biografii ojca Józefa, jaką przygotowywałem w nowicjacie – blisko 20 lat temu… Czytając to, co wtedy przygotowałem, doznałem szoku… wróciła dawna fascynacja tą postacią…

Jedyna ocena “dobry” – z zachowania. Z religii – “niedostateczny”!

Józef przyszedł na świat w malowniczej miejscowości Malnia niedaleko Krapkowic. Nazwa miejscowości wywodziła się zapewne od rosnących wokół dzikich krzaków malin. Przypada druga niedziela okresu wielkanocnego – 23 marca 1902 roku. Rodzice – Adrian i Rozalia – byli ludźmi prostymi. Rysy twarzy Józef odziedziczył po matce. Przez całe życie był spokojny, opanowany i małomówny. Jego brat, Paweł, zaświadcza, że w czasach szkoły podstawowej jest cichy, stroni od towarzystwa, ale chętnie pomaga w pracach przy domu.

Rozpoczyna naukę w Königliche Katholische Präparandenanstalt – kolegium nauczycielskim w Opolu. Świadectwa zachowane z tego okresu ukazują ucznia raczej przeciętnego. Większość ocen to “dostateczny” i “mierny”. Jedyna ocena “dobry” niezmiennie widniała pod pozycją “zachowanie”. Ciekawostką jest fakt, że w pierwszym semestrze 1917 roku otrzymuje “niedostateczny” z religii. To dziwne, bo pasją małego Józefa było budowanie przydrożnych kapliczek i recytowanie modlitw. Niemniej jednak naukę przerywa z powodu poważnego zapalenia opłucnej. Zabieg operacyjny w Krapkowicach nie przynosi poprawy zdrowia. Po kilku miesiącach rekonwalescencji wraca do zdrowia, ale nie do nauki – prawdopodobnie na przeszkodzie stanęły trzy zrywy narodowościowe, które przetoczyły się przez Opolszczyznę – powstania śląskie: 1919, 1920, 1921.

“Miał twarz chudawą, przybladłą, ale zawsze z łagodnym uśmiechem oczu i ust. Był małomówny“

Tak wspomina Józefa kolega ze szkolnej ławy w Lublińcu – Jerzy Jonienc.

Zakład Grottowskiego w Lublińcu – późniejsze gimnazjum dla polskiej młodzieży (zdj. arch. OMI)

Następnie dodaje:

Dziś mi to dopiero podpada, że ani razu nie prowadziliśmy rozmowy o pannach i tym podobnych tematach, jak to bywa u młodzieży. Nie byliśmy na żadnej zabawie ( … ). Nasze rozmowy tyczyły przeważnie lekcji i codziennych wypadków politycznych, które blisko i nas tyczyły, bo byliśmy ciągle wystawiani na szykany z powodu tego, że chodziliśmy na lekcje do bojowego, polskiego księdza patrioty. To właśnie najwięcej nam szło na nerwy. Nie mówiliśmy też o żadnym powołaniu i nie prowadziliśmy żadnych specjalnych duchowych rozmów, ale jestem przekonany, że Cebula był już wtedy głęboko uduchowiony.

Do Lublińca Cebula trafił po ogłoszeniu, jakie ukazało się na łamach “Gazety Opolskiej” o nowym gimnazjum dla polskiej młodzieży, założonym przez ks. Pawła Rogowskiego. Codziennie rano Józef towarzyszy kapłanowi, służąc mu do Mszy świętej. To również ks. Rogowski sugeruje ostatecznie młodemu chłopakowi, że jeśli myśli o wstąpieniu do zakonu, niech uda się do Piekar Śląskich, gdzie płomienne kazania głoszą misjonarze oblaci.

Piekary Śląskie – zdjęcie z przełomu XIX i XX wieku (zdj. domena publiczna)

„…Bardzo spokojny, do klimatu raczej gorącego”

W Piekarach Śląskich Józef Cebula spotyka o. Jana Pawołka OMI. Udaje się przed obraz Matki Bożej Piekarskiej i z charakterystycznym sobie spokojem, decyduje się wstąpić do junioratu w Krotoszynie. Naukę kończy egzaminem maturalnym z adnotacją: “uczeń otrzymuje świadectwo maturalne celem wstąpienia do nowicjatu oo. Misjonarzy Oblatów”.

Spis juniorów i nowicjuszy (arch. OMI)

Pierwsze śluby zakonne składa 15 sierpnia 1922 roku w Markowicach. Jako że młoda Polska Prowincja nie posiada jeszcze własnego domu formacyjnego – scholastykatu, studia seminaryjne odbywa w Liége w Belgii. W czasie studiów seminaryjnych zapisał się do czterech stowarzyszeń: Arcybractwa Modlitwy i Pokuty ku czci Serca Jezusowego, Stowarzyszenia Komunii przebłagalnej, Apostolstwa Modlitwy, Arcybractwa Serca Jezusowego o wolność dla papieża i dla zbawienia dusz.

Wspaniały zakonnik, doskonały scholastyk, ale trochę nieśmiały. Inteligencja dobra, ale powolna. Dzielny pracownik – pisze w nocie oceny superior scholastykatu – o. Piotr Richard OMI.

Po roku formacji zostaje odesłany do Polski, aby w Lublińcu prywatnie kontynuować naukę. Tymczasem dom w Krotoszynie okazał się zbyt mały dla powiększającego się junioratu. Los padł na Lubliniec – administracja prowincji zakupiła budynki, do których wcześniej Józef Cebula uczęszczał z Jerzym Joniencem – tutaj też miał wykładać  język polski. Rok szkolny 1923/1924 rozpoczęło w Lublińcu 140 juniorów.

W murach lublinieckiego klasztoru, 15 sierpnia 1925 roku, Józef Cebula składa śluby wieczyste.

Wspaniały zakonnik, solidna pobożność. Wzór regularności. Bardzo pokorny i miłosierny. Bardzo przywiązany do Zgromadzenia – pisze o nim w 1926 roku ojciec Kowalski.

W notach formacyjnych pojawiają się wciąż te same cechy. Dziwić może jedynie fakt, że w ocenie oo. Kowalskiego, Kulawego, Nandzika i Pawołka rozważano wysłanie Józefa Cebuli na misje zagraniczne. Niemniej jednak w opinii prowincjała do generała Cebula ukazany jest jako najlepszy kandydat do święceń prezbiteratu.

23 stycznia 1927 r. przyjmuje święcenia prezbiteratu (wraz z oo. Feliksem Adamskim, Pawłem Grzesiakiem i Julianem Góreckim.

“Wymyślał różne niespodzianki, by sprawić radość wychowankom”

25 lipca 1931 r. o. Józef Cebula OMI zostaje mianowany superiorem w Lublińcu. W sumie w tym klasztorze spędza 14 lat (1923-1937), w tym 6 lat jako przełożony. W tych latach wzrosła liczba juniorów (220-280 uczniów). Zmienił też nazwę szkoły z „kolegium” na „Małe Seminarium Duchowne”, by podkreślić, że jest to szkoła dla kandydatów do kapłaństwa. Cebula uczył juniorów języka polskiego, francuskiego, matematyki i geografii.

Małe Seminarium Duchowne w Lublińcu – obok biskupa, pierwszy z prawej – superior o. Józef Cebula OMI (arch. OMI)

Bardzo dbał o swoich wychowanków. Gdy został przełożonym, mimo trudnych warunków materialnych, zwiększył im racje żywnościowe… Wymyślał różne niespodzianki, by sprawić radość wychowankom… Był bardzo pokorny. Przyjmował uwagi nawet ze strony chłopców, których wychowywał – tak opisuje go o. Jan Geneja OMI

Ujmujące są także świadectwa ludzi świeckich, którzy spoglądali na tego młodego zakonnika:

On nie tylko ich uczył, ale był im oddanym przyjacielem, zwłaszcza w trudnych chwilach. Ojciec Józef Cebula był dobry, miły, wyrozumiały dla całego klasztoru i dla służby.

Któregoś dnia, pracując w ogrodzie, zauważyłam idącego alejką Ojca Józefa Cebulę z brewiarzem w ręku. Był głęboko zatopiony w modlitwie. Wydawało się, że nikogo wkoło nie widzi. Zdziwiłam się jednak, gdy się zatrzymał i do takiej jak ja 15-latki mile się uśmiechnął i zagadał serdecznym głosem. Zainteresował się moją pracą, moimi rodzicami i rodzeństwem, gdyż byliśmy sąsiadami z klasztorem. Współczuł mi, że nie mogę się dalej uczyć mimo chęci, a muszę całymi dniami przewracać łopatą ziemię. U mego [ rodzonego ] Ojca takiej litości nie doznałam (…) Jeszcze teraz pamiętam twarz Ojca Cebuli bladą, mizerną, ale bardzo ujmującą, którą trudno wymazać z pamięci, bo odczuwałam w niej bratnią duszę.

(…) Cieszyłam się jak inni, gdy zobaczyłam Ojca Cebulę na ambonie. Słuchając go przenosiłam się jakby w inny świat , gdzie tylko sam Bóg mógł tak przemawiać jego ustami. Słowa jego były bardzo proste, ale umiał je tak przejmująco głosić, że wpadały głęboko w serca. Nie tylko prostaków, ale wszystkich zmuszały do głębokiej zadumy i refleksji nad swoim życiem.

(…) Ojciec Cebula był również wspaniałym spowiednikiem. U niego były największe kolejki, jednak ludzie czekali, by usłyszeć pouczającą naukę. Widziałam często Ojca Cebulę chodzącego z wychowankami po alejach ogrodowych. Wydawał się jakby był jednym z nich. Śmiał się, jak oni, żartował i był wesoły, jak oni. Gdy chodził po alejkach sam, modląc się, twarz jego cechowała niezwykła pokora i smutek. Smucił się w skrytości, a ludziom ofiarował zawsze uśmiech i pokrzepiające na duchu słowa. Swym zachowaniem i postawą wprowadzał między ludzi pokój – wspomina Franciszka Koloch.

Odrzucony prowincjalat: “Brak siły i odwagi, by kierować…”

Pobożność i sprawiedliwość Józefa Cebuli powodowała, że cieszył się dużym szacunkiem. Nic więc dziwnego, że po nagłej chorobie dotychczasowego prowincjała – o. Jana Nawrata OMI, wśród kandydatów na urząd przełożonego Polskiej Prowincji pada nazwisko Cebuli.

Ojciec Józef nie chce uchylać się od odpowiedzialności, ale w prywatnej korespondencji z generałem – o. Euloge Blanc OMI, przebija się niesamowicie trzeźwy osąd kandydata i pokora względem własnych ograniczeń:

Nie uchylam się od żadnej pracy, ani od jakiegokolwiek obowiązku. Tym bardziej od trudu związanego z powierzoną mi funkcją. Jeśli jednak muszę podjąć odpowiedzialność, ośmielam się prosić, by pozwolono mi wyłożyć racje – za – i – przeciw – mojej kandydaturze na prowincjała…

1. Brak zdrowia. Nie chciałem obnosić się z moją chorobą. Od kilku lat unikałem lekarzy, a gdy pytano o moje zdrowie, odpowiadałem jedynie: “Wszystko w porządku”, bo nie chciałem wysłuchiwać użalania się nade mną. Jeśli jednak chodzi o mój prawdziwy stan, to sam nie wiem, co powiedzieć. Kilka razy już nie dałem rady chodzić, ale wlokłem się po korytarzach. Kilka wewnętrznych organów nie jest w porządku. Ze względu na ogólne wyczerpanie, pod koniec pierwszego trzech-lecia prosiłem, aby mnie zwolniono z urzędu superiora. Nie przyjęto dymisji, więc podjąłem na nowo moją pracę, a teraz, gdy doszedłem do końca mego drugiego „triennium”, obarcza się mnie nową funkcją.

2. Jako superior mogłem prowadzić życie regularne. Nie musiałem odbywać podróży, które mnie męczą, a przez to tym bardziej wprowadzają mnie w zakłopotanie (…). Ileż to razy ukrywałem moją chorobę przed ojcami, idąc w tajemnicy spać.

3. Ostatnio zdarzyło mi się tracić pamięć podczas przemówień. To jeszcze na początku tego roku byłem przez długi czas bardzo poważnie chory (…).

4. Brak zdolności i zmysłu organizacyjnego. Nie mam żadnej idei, by tak rozlokować personel prowincji, aby każdy był na swoim miejscu (…).

5. Nieśmiałość. Jako prowincjał musiałbym reprezentować Zgromadzenie wobec władz kościelnych i państwowych, uczestnicząc w konferencjach i przemawiać z różnych okazji, a to jest moim słabym punktem.

Z powodu nieśmiałości nie mogę zwrócić uwagi, nawet gdybym czynił wysiłki, by to uczynić. I właśnie dlatego byłbym w konflikcie z sumieniem, bo ciągle trzeba zwracać uwagę… – pisał do generała ojciec Cebula.

Ostatecznie prowincjałem został wybrany ojciec Wilkowski. Józef Cebula zostaje mistrzem nowicjatu w Markowicach (1937).

Był jedną wielką ciszą, wzorem cierpliwości i łagodności…

On mógł lepiej wychowywać niż ja. Ja wychowywałem bardziej tresurą, po wojskowemu. Cebula zaś szedł z nimi, jak taki cień, ale prowadził bardzo głębokie życie wewnętrzne. On był zadowolony z miejsca, na którym się znalazł. Takich ludzi rzadko się spotyka.

Wątpię, czy On popełnił jakiś grzech śmiertelny! Jego życie było takie uporządkowane. Wszystko przeżywał tak świadomie i głęboko…

Czy miał jakieś szczególne nabożeństwo? To był człowiek pobożny, ale nie robił hałasu wobec siebie i swoich nabożeństw. On polegał na Regule i porządku dziennym. Te „zwyczajne” rzeczy jak Msza, modlitwy, różaniec były dla niego święte – wspomina Cebulę ojciec Feliks Adamski OMI.

Nikomu niczego nie narzucał, nawet wobec nowicjuszy przyjmował postawę wyczekującą – nie wytykał błędów, nie piętnował, czekał raczej aż ktoś sam zrozumie swój błąd i do niego się przyzna. Wykazywał się mądrością i roztropnością. Pozwalał każdemu dorastać do dojrzałości i świętości w jego własnym tempie.

Wspólnota w Markowicach w 1937 roku – czwarty z prawej o. Józef Cebula OMI (arch. OMI)

W trzecim roku superioratu Cebuli wybuchła II wojna światowa. Okupacja przyniosła ze sobą restrykcje i prześladowania. Wspólnota zostaje skierowana do pracy w majątku von Egana w Markowicach. Pierwszą ofiarą wojny z markowickiego komunitetu stał się proboszcz – ojciec Wyduba, rozstrzelany w lesie niedaleko Strzelna. Egan, doskonale zdając sobie sprawę z duchowości oblackiej, w dzień Niepokalanego Poczęcia NMP rozkazał mieszkańcom klasztoru rozbijanie przydrożnych figur i kapliczek, poświęconych Niepokalanej.

Kto chce być oblatem do rozbijania figur nie pójdzie – odpowiedział wspólnocie oblackiej superior.

“Pamiętam, nosił na głowie czapkę z daszkiem”

Jedną z decyzji zarządcy majątku był niemal całkowity zakaz sprawowania kultu religijnego. Początkowo zgadzał się na jedną Mszę św. w niedzielę, później jednak zniósł również i to zarządzenie. Pomimo grożącego niebezpieczeństwa, ojciec Józef Cebula dalej sprawował sakramenty, udając się do domów swoich parafian.

Ojciec Józef Cebula (…) przychodził często do naszej wioski, ubrany w takie łachmany. Ubierał się w takie szmaty, bo nie chciał, aby go Niemcy rozpoznali. W ten sposób nie wzbudzał podejrzeń, że jest księdzem katolickim. Pamiętam, nosił na głowie czapkę z daszkiem. Gdy przychodził do wioski, to zatrzymywał się w domu Zofii Pamfil. Tutaj słuchał spowiedzi, udzielał Komunii Świętej, nauczał dzieci religii. To był bardzo religijny kapłan. Oby wszyscy kapłani byli tacy, jak on… – wspomina mieszkaniec Wymysłowic, Czesław Lewandowski.

Chcąc zawrzeć związek małżeński, udaliśmy się do Markowic, bo tam był jeszcze o. Józef Cebula. Był to skromny, mizerny kapłan, trochę łysawy. Pamiętam, było to 8 września 1940 roku. Niemcy tego dnia urządzili sobie libację. Ojciec Cebula wiedział o tym, dlatego korzystając z okazji wziął nas do kościoła i przed ołtarzem głównym i cudowną figurą Matki Boskiej Markowickiej, Pani Kujaw „dał” nam ślub.

(…) Mieliśmy piękny, cudowny ślub. Ojciec Józef Cebula był świątobliwym kapłanem i bardzo bogobojnym. Był też niesłychanie odważny, skoro wziął nas do kościoła wiedząc, że Niemcy w każdej chwili mogą przyjść i zabić go w kościele, w czasie ślubu – dodaje mieszkanka Ludziska.

Za tę wierność kapłańskiej posłudze zapłacił najwyższą cenę.

Schutzhaftling nr 70

Z kategorią więzienną „wróg narodu niemieckiego” ojciec Józef trafia najpierw do obozu przejściowego w Inowrocławiu (2-7 kwietnia 1941). Miejscem docelowym okazało się KL Mauthausen – trafia tam z adnotacją “K” – “kugel” – “kula w łeb”. Tożsamość więźnia: Schutzhaftling nr 70.

W czasie przebierania się w odzienie obozowe w łaźni i kamerze kilku esesmanów skopało go, a nadto kazali dwunastu więźniom pracującym w kamerze bić ks. Cebulę. Bito go szczególnie po twarzy – zapisał w świadectwie kapo Wost z Wiednia i Janca z Raciborza.

…bili go do utraty przytomności. Wtedy lali na niego zimną wodę, a gdy oprzytomniał znowu go bili. I tak męczyli go przeszło godzinę. Na koniec dali mu sznur aby się powiesił, bo i tak musi umrzeć – wspomina współwięzień, ks. Spinek.

Cebula był przeznaczony do eksterminacji, załoga obozu nie mogła jednak wykonać wyroku samozwańczo, musieli oczekiwać na decyzję Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie. Częstą praktyką w Mauthausen było maltretowanie fizyczne i psychiczne, aby osadzony sam odebrał sobie życie.

W ostatnich dniach życia przeznaczono go do pracy w kamieniołomach Wiener Graben. Skazany musiał nieść na plecach kamienie ważące od 30 do 60 kg po 144 stromych stopniach do obozu, w tym 100 metrowy odcinek musiał przebyć biegiem.

Był piątek 9 maja 1941 roku. Tego dnia kazano ojcu Cebuli śpiewać prefacje mszalne podczas dźwigania kamieni. Skierowano go do strefy zakazanej przy zasiekach obozu. Oprawcy urządzili sobie zabawę, każąc wycieńczonemu zakonnikowi biec w kierunku ogrodzenia. Gdy do niego docierał, słyszał komendę “w tył zwrot”. Po pewnym czasie odbił sie o jego plecy rozkaz “naprzód marsz”. Jego ciało przeszyło osiem kul z broni maszynowej. W karcie obozowej napisano „Auf der Flucht erschossen” (Zastrzelony przy próbie ucieczki).

“W czasie spalania ks. Cebuli stał się cud…”

Gdy niesiono go na noszach do krematorium szeptał tylko: ”Ostrożnie, bo mnie bardzo boli”. Jak podaje k. Bronisław Kamiński:

Nawet po śmierci jego twarz zmuszała do oddawania czci. Robotnicy krematorium bali się po prostu chwycić w ręce jego ciało i wrzucić do pieca.

W świadectwach z obozu w Mauthausen znajdujemy jeszcze jedną, niesamowitą relację:

Następnego dnia, po całodziennych zajęciach, gdy wszyscy byliśmy na bloku, przyszedł do mnie kolega z Effektenkammer, który zawsze odnosił rzeczy z krematorium do magazynu i opowiadał mi, że dziś w krematorium był straszny dzień. W czasie spalania ks. Cebuli stał się cud: wrzucony do pieca podniósł się i zrobił znak krzyża. Wszyscy z krematorium uciekliśmy. Esesmani zawiadomili o tym wypadku komendanta obozu, do krematorium przyszedł z grupą uzbrojonych esesmanów sam Bachmauer [prawa ręka komendanta Ziereis’a – przyp. red.] i stwierdził, że zwłoki ks. Cebuli spaliły się. Nam pod karą śmierci zabronił opowiadać o tym, co widzieliśmy – relacjonował Henryk Rzeźnik.

Można pokusić się na logiczne wytłumaczenie, że ciało zaczęło się kurczyć w wyniku wysokiej temperatury… niemniej jednak to wydarzenie odbiło się szerokim echem wśród więźniów i przez długi czas było przywoływane.

Ojciec Józef Cebula OMI został wyniesiony na ołtarze przez Jana Pawła II w Warszawie 13 czerwca 1999 r.

“A po tej stronie trzeba, aby każdy z nas ukrzyżował wraz z Chrystusem samego siebie”

Odkładam 10 stron, które zredagowałem w czasie nowicjatu. Przy pisaniu zadania na zajęcia hagiograficzne korzystałem z książek o. Kazimierza Lubowickiego OMI oraz o. Józefa Pielorza OMI, którego potem mogłem poznać już jako kapłan w Imielinie. Chętnie opowiadał o historii Zgromadzenia i prowincji. Na koniec pracy pisanej w nowicjacie, przywołałem zdanie św. Eugeniusza o miejscu dla każdego oblata, o którym przypomina krzyż otrzymany w dniu wieczystej oblacji. Z jednej strony jest pasyjka, odwrotna strona przeznaczona jest dla mnie…

Siedzę przed monitorem i się zastanawiam nad świętością. Odpowiedź znajduję po raz kolejny – po prawie 20 latach – wpatrując się w ulubione zdjęcie błogosławionego Józefa Cebuli:

Po prostu być oblatem Maryi Niepokalanej. On nim był i jest święty…


Paweł Gomulak OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista), ustanowiony przez papieża Franciszka Misjonarzem Miłosierdzia. Studiował teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego. Koordynator Medialny Polskiej Prowincji, odpowiedzialny za kontakt z mediami i wizerunek medialny Zgromadzenia w Polsce. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Pasjonat słowa Bożego, w przepowiadaniu lubi sięgać do Pisma Świętego i tradycji biblijnej. Należy do wspólnoty zakonnej w Lublińcu.


Komentarz do Ewangelii dnia

Dla Żydów błogosławieństwa są specyficzną formą dziękczynnej modlitwy, ponieważ stanowiły jeden ze sposobów rozumienia świata i wszystkiego, co on ze sobą niesie, jako nieustannego obdarowywania ludzkości przez rozrzutnego w dobroć Boga. Jezus dokonał czegoś rewolucyjnego – poszerzył granice błogosławieństw nawet na to, co nie jest przyjemne i radosne. Wskazał bowiem, że Bóg objawia swoją dobroć również w tym, co w pierwszym zderzeniu zdaje nam się nieszczęściem. Ubóstwo Jezusa ubogaciło nas bezmiarem łaski, Jego smutek nas pocieszył, Jego cichość serca uzdrawia do dziś z napięcia i lęku. Jego pragnienie sprawiedliwości uczy nas postępowania wobec bliźnich. Jest On miłosierny, dlatego wielu może naprawdę dosięgnąć ulgi w sumieniu. Jest czystego serca i stąd nikt nie czuje się przy Nim zniewolony. Wprowadza pokój, jakiego ten świat nie potrafi dać. Cierpiał prześladowanie, abyśmy uniknęli potępienia piekielnego. Słyszał niejednokrotnie urągania i kłamstwa pod swoim adresem, ale błogosławił nawet swoich wrogów. Trwając przy sercu Jezusa, pozwólmy, aby nasze życie było opromienione Jego czułością i delikatnością.


Korea: "Chcemy przyjąć chrzest" - wyznanie trzech młodzieńców zaskoczyło misjonarza

Kilka dni temu pisaliśmy o szczęśliwej historii jednego z wychowanków Domu św. Anny na przedmieściach Seulu. Ośrodek dla młodzieży pomaga młodym ludziom uporać się z deficytami i zranieniami, jakie wynoszą z domów rodzinnych. To nie tylko miejsce terapii, ale przede wszystkim wspólnota, która wychowuje do dojrzałego życia w społeczeństwie.

Korea: Oblackie schronisko dla młodzieży doprowadziło go do ołtarza

Jakiś czas temu zapytałam moich wychowanków:

– Czy chcecie zostać ochrzczeni?

– Tak, chcielibyśmy otrzymać chrzest.

Młodzieńcy jednogłośnie odpowiedzieli, że tak zrobią. W tamtym momencie poczułem się naprawdę dumny – napisał o. Vincenzo Bordo OMI.

Korea: Rozdał 3 119 137 posiłków, uratował 39 759 młodych ludzi

W sobotę 10 czerwca zapowiedzi chłopców stały się rzeczywistością. Przyjęli sakrament chrztu w oblackim kościele przy Domu św. Anny.

„Kościół od dziś wita was macierzyńskim sercem” – takie słowa padły na liturgii. Jestem naprawdę zachwycony tą historią. Dzieci, które nie czuły się dobrze w domu rodzinnym, znalazły tu schronienie dla swoich serc. W chwili, gdy o tym pomyślałem, byłem naprawdę szczęśliwy. Dzisiaj jest szczęśliwy dzień. Bardzo się cieszę, bo wierzę, że żywy Jezus będzie trzymał nasze dzieci za ręce i prowadził je przez całe życie – dodał misjonarz.

Korea: Służba ubogim doprowadziła go do chrztu

Dom św. Anny został założony w 1993 roku przez Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Znajduje się w nim schronisko dla młodzieży z problemami. Przy oblackiej fundacji działa również kuchnia dla bezdomnych.

(pg/zdj. V. Bordo OMI)


Kijów: Boże Ciało w ukraińskiej stolicy [GALERIA]

Obchody Bożego Ciała w kijowskiej parafii pw. św. Mikołaja.

Po porannej Eucharystii odbyła się procesja do czterech ołtarzy wokół świątyni. Jezus wyszedł poza mury świątyni, aby pobłogosławić całe miasto i wszystkich na linii frontu, szczególnie obrońców z naszej parafii – relacjonują kijowscy misjonarze oblaci.

Boże Ciało w oblackich parafiach [GALERIA]

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa została ustanowiona dla całego Kościoła katolickiego w 1317 roku. Obchodzona jest w czwartek po Zesłaniu Ducha Świętego. W niektórych krajach obchody Bożego Ciała przeniesione są na najbliższą niedzielę.

(pg/zdj. OMI Kijów)


USA: Tutaj czci się św. Józefa Robotnika

Jest takie miejsce, które tygodniowo odwiedza kilkaset osób, a obchody św. Józefa gromadzą tłumy katolików. Wybudowany z kamienia niewielki kościół ukryty jest w starej robotniczej zabudowie miasta. Miejsce otoczone dawnymi fabrykami. Tak też zrodziła się historia tego miejsca.

Tytan pracy, który wyjechał na misje jeszcze jako kleryk

Sanktuarium w Lowell związane jest z postacią André-Marie Garina. To pochodzący z Francji oblat, którego św. Eugeniusz posłał na misje kiedy kandydat był jeszcze klerykiem. Założyciel nie miał najmniejszych wątpliwości, że będzie on dla misji nieocenioną pomocą.

Brat Garin, zachwycający oblat, który nie jest jeszcze diakonem, ale okaże się najbardziej użyteczny dla misji – wymowne słowa św. Eugeniusza o scholastyku Garinie.

Pamiątkowa gablota w sanktuarium w Lowell (zdj. Sanktuarium św. Józefa w Lowell)

Po przyjęciu święceń kapłańskich w Kanadzie, przybywa do Lowell w stanie Massachusetts, aby głosić misje parafialne dla setek ludzi pracy, którzy przybyli tu z Kanady. Miejscowy ksiądz diecezjalny, ksiądz O’Brien, mówił po angielsku. Była to nieprzekraczalna bariera dla wielu Kanadyjczyków, którzy pracowali w okolicznych fabrykach włókienniczych. Ojciec Garin rozpoczął posługę w języku francuskim.

Podczas pierwszej misji zebrano wystarczającą ilość pieniędzy z datków ludzi pracy, aby pokryć zaliczkę na zakup opuszczonego kościoła unitariańskiego przy 37 Lee Street. Powstaje tu pierwsza parafia w Lowell, służąca potrzebom duchowym francuskojęzycznych imigrantów. Na patrona wybrano świętego Józefa. Pierwsza Msza celebrowana była w dniu 3 maja.

(zdj. archiwum sanktuarium w Lowell)

Patron ludzi pracy

Wraz ze wzrostem liczby ludności francuskiej ojciec Garin rozpoczął w 1890 r. budowę kościoła pw. św. Jana Chrzciciela, aby pomieścić więcej parafian. Budynek przy Lee Street pozostał jako kaplica. W 1956 roku, za namową kardynała Richarda Cushinga z Bostonu, został poświęcony jako sanktuarium ku czci św. Józefa Robotnika. Tak jest do dziś.

Dla biednych

Misjonarze oblaci – kustosze sanktuarium, wciąż pielęgnują charyzmat zakonny. W Lowell funkcjonuje specjalny program socjalny dla biednych. Fundusz w sanktuarium cieszy się wielką popularnością wśród pielgrzymów.

(zdj. archiwum sanktuarium w Lowell)

Lowell, choć całkowicie zmieniło swoją tożsamość, pielęgnuje robotniczą historię miasta. Zorganizowano tutaj Narodowy Park Historyczny Lowell. W 1995 roku misjonarze oblaci utworzyli muzeum misyjne przy sanktuarium, które prezentuje historię Zgromadzenia oraz kościoła św. Józefa.

(zdj. archiwum sanktuarium w Lowell)

(pg)


Kędzierzyn-Koźle: Farorz i wikarzy poszli w tany... [WIDEO]

W sobotę 10 czerwca w oblackiej parafii pw. św. Eugeniusza de Mazenoda w Kędzierzynie-Koźlu odbył się Festyn Rodzinny połączony z Powiatowym Dniem Rodzicielstwa Zastępczego.

Ten festyn to święto całej naszej parafii – wyjaśnia o. Krzysztof Jurewicz OMI, proboszcz oblackiej parafii na Pogorzelcu. – Jest on połączony z Powiatowym Dniem Rodzicielstwa Zastępczego. Mamy w naszej parafii dużo rodzin zastępczych. Promujemy tę formę rodzicielstwa.

Festyn organizowany jest od 2000 roku. Z roku na rok przybywa atrakcji. Współorganizatorem wydarzenia było także Miasto Kędzierzyn-Koźle.

W tym roku duszpasterze wraz z parafianami przedstawili bajkę Juliana Tuwima „Rzepka”.

Bajka Juliana Tuwima "RZEPKA" zagrana przez o. Proboszcza, ojców wikariuszy i naszych kochanych parafian.....😀😀😀

Opublikowany przez Parafia św. Eugeniusza de Mazenod w Kędzierzynie-Koźlu Sobota, 10 czerwca 2023

Ostatnimi punktami festynu były biesiada śląska i potańcówka pod gołym niebem.

Festyn był super – podsumowuje jedna z parafianek na Pogorzelcu. – Uśmiałam się do łez, tańce wieczorem były cudowne, oj, była dobra gimnastyka dla kręgosłupa. Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy pomyśleli o parafianach i zorganizowali tak piękną imprezę, abyśmy mogli dobrze się bawić.

Ostatni punkt naszego Festynu Rodzinnego - potańcówka pod gołym niebem na placu kościelnym😀😀😀

Opublikowany przez Parafia św. Eugeniusza de Mazenod w Kędzierzynie-Koźlu Sobota, 10 czerwca 2023

(pg/zdj. gł. Miasto Kędzierzyn-Koźle)


Oblaccy biskupi z RPA w domu generalnym

W dniach 12-17 czerwca w Stolicy Apostolskiej odbędzie się wizyta Ad limina Apostolorum biskupów Botswany, Eswatini i Republiki Południowej Afryki. Wśród biskupów odwiedzających Następcę św. Piotra są misjonarze oblaci. Oblaccy biskupi z Południowej Afryki spotkali się z generałem Zgromadzenia w domu generalnym w Rzymie.

W Republice Południowej Afryki posługę episkopatu pełni siedmiu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej: abp Buti Joseph Tlhagale OMI (ordynariusz archidiecezji Johannesburg), bp Neil Augustine Frank OMI (ordynariusz diecezji Mariannhill), bp Edward Gabriel Risi OMI (ordynariusz diecezji Keimoes-Upington), bp Vusumuzi Francis Mazibuko OMI (Wikariat Apostolski Ingwavuma), bp Sylvester Anthony John David OMI (biskup pomocniczy archidiecezji Kapsztad). W tej liczbie jest również dwóch biskupów emerytowanych: abp Jabulani Adatus Nxumalo OMI (archidiecezja Bloemfontein) i bp Daniel Alphonse Omer Verstraete OMI (diecezja Klerksdorp).

RPA: Konsekracja biskupa oblata [GALERIA]
Oblat-biskup, uczestnik Soboru Watykańskiego II

(pg/zdj. OMI World)


Laskowice: Spotkanie Przyjaciół Misji Oblackich

Prokura Misyjna gościła w Laskowicach Pomorskich. W oblackiej wspólnocie mianowano nowego Referenta Misyjnego – informuje Prokura Misyjna. Został nim o. Ludwik Spałek OMI. Spotkanie z Przyjaciółmi Misji Oblackich rozpoczęło się od modlitwy różańcowej. Mszy świętej przewodniczył o. Dariusz Buczek OMI. Po Eucharystii odbyła się agapa, podczas której ekonom agendy prowincjalnej relacjonował swoją wizytę na Ukrainie oraz zaprezentował materiał wideo o oblackich misjach na Madagaskarze.

Kim są Przyjaciele Misji Oblackich? [WIDEO]

Przyjaciele Misji Oblackich modlą się, spotykają i wspierają materialnie oblatów na misjach. Stowarzyszenie Misyjne Maryi Niepokalanej (MAMI) związane ze Zgromadzeniem Misjonarzy Oblatów MN powstało w początkach XX wieku. W Polsce, ze względu na sytuację polityczną w czasach komunistycznych (zakaz tworzenia związków), przyjęto nazwę: „Przyjaciele Misji Oblackich”, która pozostała do dziś. Jest to ruch zrzeszający obecnie kilkadziesiąt tysięcy osób w Polsce. Są wśród nich ludzie w różnym wieku: starsi, młodzież, dzieci, kapłani i siostry zakonne.

Aby zostać Przyjacielem Misji Oblackich – KLIKNIJ

(pg/misjeoblaci.pl/zdj. Łukasz Tadyszak – Misyjne Drogi)


Komentarz do Ewangelii dnia

Pan Jezus nie separuje się od grzeszników, ale oferuje im swoją uzdrawiającą przyjaźń. „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają” (Mt 9,12). Stajemy w obliczu źródła naszej nadziei.

W „Dzienniczku” św. Faustyny Pan Jezus przypomina, że grzesznicy maja pierwszeństwo przed innymi do miłosierdzia. „Im większy grzesznik, tym ma większe prawa do miłosierdzia Mojego” (Dz. 723). „Najwięksi grzesznicy mają prawo przed innymi do ufności w przepaść miłosierdzia Mojego” (Dz. 1146). W tym kontekście papież Franciszek zaznacza, że Kościół jest szpitalem polowym. Czego Pan Jezus dokonuje przy stole w domu Mateusza?

Wysyła zaproszenie do ludzi zranionych grzechem, tj. do uzależnionych od alkoholu, narkotyków, pornografii; do dotkniętych depresją, zdradą; do wątpiących, przytłoczonych nieporadnością; do samotnych: wdów, sierot, biednych; do szukających Boga. Jezus pokazuje swoje otwarte serce słowami: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążani jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28). Zatem odwagi, może i teraz to jest „ten” czas spotkania i usłyszenia Mistrza, abyśmy powrócili do życia.