Rzym: Rocznica powstania Zgromadzenia w domu generalnym

W domu generalnym w Rzymie dziękowano Bogu za 207. lat istnienia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Na wspólnej Eucharystii zgromadzili się: administracja generalna, domownicy klasztoru przy via Aurelia oraz klerycy z Międzynarodowego Scholastykatu. Modlitwie przewodniczył o. Luis Alonso OMI, superior generalny. W kazaniu podkreślił:

Nasze wspólnoty powinny stawać się prawdziwie misjonarskimi domami otwartymi na ubogich podobnie jak nasz pierwszy dom w Aix.

Przesłanie superiora generalnego z okazji 207. rocznicy powstania Zgromadzenia [WIDEO]

Młody kapłan diecezjalny, Eugeniusz de Mazenod, wraz z kilkoma innymi prezbiterami zamieszkali w 1816 roku w pokarmelitańskim klasztorze w Aix-en-Provence. Ich pragnieniem była ewangelizacja zniszczonego rewolucją francuską społeczeństwa. Zaczęli głosić misje parafialne i rekolekcje w języku prowansalskim. Data 25 stycznia uważana jest za początek Misjonarzy Prowansji, dzisiaj znanych jako Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej.

(pg/zdj. OMI World)


Oblat-mnich, który założył zgromadzenie kontemplacyjne – pierwsze tego rodzaju w Azji

Superior generalny – o. Léo Deschâtelets OMI – kiedy wrócił z wizytacji ze Sri Lanki, po wizycie u tego niezwykłego oblata, stwierdził:

Jeśli chcesz zobaczyć prawdziwego świętego, powinieneś udać się do Jaffny. W tym starcu znajdziesz wszystko, co oznacza słowo „świętość”. Wszystko w nim odpowiada wyobrażeniu o człowieku Bożym.

Mowa o człowieku, który, odpowiadając na prośbę papieża, założył na Sri Lance nowe zgromadzenie zakonne – o. Bastiampillai Anthonipillai (Thomas) OMI. „Congregation of the Rosarians” swój charyzmat charakteryzuje w następujący sposób: „Maryjne kontemplacyjne życie miłości i zadośćuczynienia zakorzenione w pokorze”.

Bastiampillai Anthonipillai, który stał się Tomaszem

Urodził się 7 marca 1886 roku w wiosce niedaleko Jaffny na Sri Lance. Po ukończeniu szkoły podstawowej, kontynuował naukę w koledżu św. Patryka w Jaffnie, prowadzonym przez Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Końcowe egzaminy zdał z wyróżnieniem, a następnie wstąpił do diecezjalnego seminarium św. Marcina w tym samym mieście. Z powodu delikatnego zdrowia, stałej zależności od lekarzy i aptek, porzucił ideę kapłaństwa. Jednak podczas wykładów z Pisma Świętego, uderzyły go słowa z Ewangelii św. Mateusza: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”.

Wstąpił do Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, rozpoczynając kanoniczny nowicjat w 1907 roku. Świadom swojego wątłego zdrowia, które powstrzymywało go od pracy fizycznej, w pełni poświęcił się studiom. Ze względu na jego wielką inteligencję i poświęcenie nauce, oblaci w seminarium nazywali go „filozofem”. Szczególną przenikliwością wykazywał się w głębokim rozumieniu tomizmu, stąd jego profesor – o. Louis Coquil OMI (1856–1928) zwrócił się kiedyś:

Bastiampillai Anthonipillai będzie odtąd nazywany „Tomaszem”

Odtąd skrót „B. A. Thomas” stał się jego oficjalnym imieniem do tego stopnia, że widniał w jego paszporcie.

Po święceniach kapłańskich, które przyjął 6 stycznia 1912 roku – ze względu na słabe zdrowie – został skierowany do posługi w St. Patrick’s College. Zostało mu powierzone Kolegium Hinduskie, gdzie rozpoczął odważny dialog ze swoimi hinduskimi uczniami. Atutem profesora była doskonała znajomość hinduskiej klasyki i pism. Niektórzy spośród jego słuchaczy przyjęli wiarę katolicką i zostali kapłanami.

Oblat – mnich

Przełomem w historii o. B. A. Thomasa OMI była encyklika papieska „Rerum Ecclesia”, wydana w 1924 roku przez Ojca Świętego Piusa XI. Wikariusz Chrystusa prosił w niej biskupów krajów misyjnych o ustanawianie wspólnot kontemplacyjnych na podległych im terenach. Jednym z hierarchów, który odpowiedział na apel papieża, był biskup Jaffny – Alfred Guyomard OMI (1884–1956). Doskonale znając ojca Thomasa i wiedząc o jego rozległej wiedzy na temat zachodniego monastycyzmu, poprosił go o założenie wspólnoty życia kontemplacyjnego na Sri Lance. Dzieło, którego dokonał o. B. A. Thomas OMI okazało się pierwszą wspólnotą mnichów kontemplacyjnych w Azji, która składała się z rdzennych mieszkańców. Instytut został kanonicznie erygowany w 1934 roku. Czternaście lat później, po trzech nieudanych próbach, powstała żeńska gałąź zgromadzenia.

Inkulturacja

Ojciec Thomas, w założonych przez siebie klasztorach, ustanowił ascetyczne i kontemplacyjne życie, oparte na rdzennej kulturze. Było to absolutne novum. Praktykowano zatem całoroczny, rygorystyczny post pokutny (który później został złagodzony), ściśle wegetariańską dietę (stanowiła łącznik między hinduistami i buddystami), chóralny śpiew w stylu hinduskim zamiast klasycznego – gregoriańskiego. W głębokim poszanowaniu tradycyjnej kultury praktykowano jałmużnę oraz praktyczną pomoc ludności lokalnej. Założyciel odstąpił również od niesprawiedliwego systemu kastowego. Od początku w szeregi mnichów i mniszek przyjmował przedstawicieli wszystkich grup społecznych, wierząc, że będą wspólnie żyć i służyć, kierowani wyłącznie miłością Chrystusa. Z tego też powodu niejednokrotnie napotykał na sprzeciw oraz niezrozumienie. Jednak swojej decyzji o odrzuceniu systemu kastowego nie zmienił.

Ze względu na stale pogarszający się stan zdrowia o. B. A. Thomasa OMI, przełożeni oblaccy postanowili wycofać go z praktykowania życia monastycznego. Ostatnie dni życia spędził w domu biskupa Jaffny w otoczeniu swoich współbraci – oblatów. Odszedł do domu Ojca 26 stycznia 1964 roku. Miał 78 lat.

W chwili obecnej funkcjonują 23 pustelnie męskie (aśramy) oraz 16 aśramów żeńskich. Znajdują się one na Sri Lance i w Indiach. Od 2002 roku męska gałąź zgromadzenia funkcjonuje na prawie papieskim.

11 marca 2004 roku grób ojca B. A. Thomasa OMI został przeniesiony z Tholagatty do Jaffny. Znajduje się w aśramie Arul zgromadzenia. W dniu 11 marca 2006 roku Ojciec Święty Benedykt XVI promulgował dekret o heroiczności cnót oblata-mnicha ze Sri Lanki, przyznając mu tytuł Sługi Bożego. Jego proces beatyfikacyjny prowadzony jest przez postulatora generalnego misjonarzy oblatów.

(pg)


Z listów św. Eugeniusza

POTRZEBA NAM MĘŻCZYZN, A ONI PRZYSYŁAJĄ NAM DZIECI!

Kanadyjski oblat, Alexandre Taché, był 22-letnim scholastykiem, gdy Eugeniusz wysłał go do St-Boniface. Pisząc o nim do ojca Pierre'a Auberta, Eugeniusz powiedział:

Nie czekałem na list od ojca, żeby zadecydować o dodaniu ojcu jako towarzysza kapłana. Ojca już nie było, gdy moje zarządzenia doszły do Longueuil. Ponownie napisałem, aby posłano ojcu kapłana jako jednego z dwóch, którzy mieli przyłączyć się do ojca. Przypuszczam jednak, że drogi towarzysz, który udał się z ojcem zakładać misję w regionie Czerwonej Rzeki, otrzymał święcenia kapłańskie, tak jak powinien także złożyć profesję na ojca ręce zgodnie z tym, do czego go upoważniłem. Czymś pięknym jest składanie swych ślubów na polu boju z wrogiem, z którym walczyć przybywa się z tak daleka. O tym wszystkim myślałem 17 tego miesiąca, a nawet mówiłem o tym na pięknym spotkaniu wszystkich naszych ojców i braci, którzy odnowili przede mną i wobec naszego Pana Jezusa Chrystusa konsekrację złożoną Panu z siebie samych.

List do ojca Pierra Auberta w St Boniface, Kanada, 21.02.1846, w: PO I, t. I, nr 61.

Dwaj misjonarze i dwie siostry szare wyruszyli 25 czerwca w łódce stowarzyszenia z Hudson's Bay i po 62 dniach podróży 25 sierpnia dotarli do St. Boniface. Rozczarowany widokiem młodego nowicjusza, biskup Provencher miał podobno powiedzieć: „Potrzebujemy mężczyzn, a oni przysyłają mi dzieci!” (https://www.omiworld.org/fr/lemma/tache-mgr-alexandre-fr/).

Po przyjeździe biskup Provencher wyświęcił to dziecko na diakona, a następnie w październiku 1845 roku udzielił mu święceń kapłańskich. Następnego dnia ojciec Aubert uczestniczył w jego wieczystej oblacji w Saint-Boniface. Pięć lat później Alexandre Taché został biskupem i stał się główną siłą w tworzeniu i rozwoju Kościoła w zachodniej Kanadzie.


Komentarz do Ewangelii dnia

Przestroga naszego Pana Jezusa Chrystusa „rzuca” niejako światło na sprawy dotyczące życia w tym świecie. Jak wiemy z doświadczenia, w naszej codzienności nie brakuje takich sytuacji. Kiedy wydaje się nam, że możemy robić wszystko, na co mamy ochotę i co nam żywnie się podoba. W imię hasła: „hulaj duszo piekła nie ma”. Otóż sprawy wagi życia wiecznego u boku Jezusa Chrystusa mają się zgoła inaczej. Mamy być „światłością dla tego świata”, a więc bardziej uczciwi i bardziej przejrzyści. Dając tym samym dobre świadectwo każdej nadarzającej się sposobności. Mamy żyć na chwałę Boga, naszego Stwórcy. Tym samym mamy czynić wszystko z roztropnością i umiarem. Nikogo nie osądzać, ani nie oceniać. Żyć w wolności w nieustannym kontakcie z naszym Ojcem w niebie przez Jezusa Chrystusa.


Kodeń: XIII Pielgrzymka Amazonek z rodzinami

W niedzielę 5 lutego odbędzie się w Kodniu XIII Pielgrzymka Amazonek z Rodzinami do Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Data związana jest ze wspomnieniem św. Agaty, która jest patronką kobiet zmagających się z nowotworem piersi oraz tych, które przezwyciężyły chorobę. Nazwa "Amazonki" nawiązuje do mitologicznego plemienia wojowniczek, które obcinały sobie jedną pierś, aby skuteczniej władać bronią. Dziś oznacza kobiety, które walczą z chorobą nowotworową piersi oraz jej następstwami. W Polsce zrzeszone są w kluby "Amazonek", które są miejscami wsparcia i wzajemnej pomocy. Pielgrzymka do Kodnia ma wymiar integracyjny jak również stanowi okazję do duchowego umocnienia i zawierzenia rodzin wstawiennictwu Matki Bożej Kodeńskiej.

(pg)


Jarosław Kędzia OMI: „Wychowałem się w parafii, która przez kilka wieków była parafią unicką”

Na co dzień jest misjonarzem ludowym, głosi misje parafialne, rekolekcje – ale raz na jakiś czas habit zamienia na wschodnią riasę i sprawuje liturgię w języku starocerkiewnosłowiańskim. O wschodnim chrześcijaństwie – katolikach, którzy modlą się w innym języku, ale z miłości do Kościoła katolickiego i do jedności z papieżem, ponosili wielkie wyrzeczenia i cierpienia – z o. Jarosławem Kędzią OMI rozmawia o. Paweł Gomulak OMI.

Paweł Gomulak OMI: Odkąd pamiętam, interesujesz się teologią chrześcijańskiego Wschodu. Dlaczego?

Jarosław Kędzia OMI: Moje zainteresowanie chrześcijańskim Wschodem wiąże się z pochodzeniem, dlatego że wychowałem się w parafii, która przez kilka wieków była parafią unicką, a więc wszystkie pozostałości – cerkiew, ikony – skłaniały do tego, żeby pogłębiać świadomość, dlaczego ta świątynia wygląda tak, a nie inaczej. Jak modlili się przodkowie? Jak wyglądała duchowość tych ludzi? Stąd moje zainteresowanie chrześcijańskim Wschodem.

Siedlce: Rekolekcje z ikoną

Piszesz ikony, prowadzisz warsztaty z ikonopisarstwa. Ikona ma trochę inne znaczenie niż obrazy chrześcijaństwa łacińskiego. Czy możesz to wyjaśnić?

Tak, piszę ikony już od kilkunastu lat. Cała przygoda zaczęła się w Luboniu pod Poznaniem, we wspólnocie Magnificat, gdzie miałem okazję przeżyć rekolekcje z pisaniem ikony. Teraz sam zapraszam ludzi, żeby wkroczyli na tą drogę.

Czy prowadzę warsztaty z ikonopisarstwa? Może bardziej jest to zaproszenie na drogę duchowości ikony. Oprócz tego, że pokazuję, uczę techniki pisania ikon, to przede wszystkim ukazuję, czym ta ikona jest w Kościele, jak należy rozumieć teologię pisania ikony.

Ikona jest czymś całkowicie innym niż obrazy na Zachodzie. Tutaj mamy do czynienia z całą teologią wizerunku, czyli tą świadomością, że ikona uobecnia tego, kto jest na niej przedstawiony. Człowiek modlący się przed ikoną na Wschodzie wchodzi w relację z tą osobą, która jest na danej ikonie ukazana. Dlatego właśnie jest wielki kult ikon, przy ikonach zawsze stoją świeże kwiaty, zawsze pali się świeca. U mnie w pokoju zawsze przy ikonach są zapalone świece, pali się lampadka, żeby uświadamiać sobie, że ja teraz stoję w obecności tej osoby, która jest przedstawiona na ikonie – czy to ikona Jezusa Chrystusa czy Matki Bożej – to właśnie jest świadomość obecności, że ja wchodzę w relację z osobą, obcuję ze świętością. Natomiast na Zachodzie malarstwo poszło w zupełnie innym kierunku. Może troszeczkę zapomnieliśmy o tej duchowości ikony, bardziej traktujemy taki obraz jako ozdobę, a zapominamy, że jest to okno do innego świata.

Pomagasz duszpastersko w jedynej na świecie cerkwi neounickiej w Kostomłotach – inny język, inna liturgia, a jednak układ Mszy świętej nie różni się jakoś drastycznie od Eucharystii, którą sprawujemy w Kościele rzymskokatolickim. Co daje Ci liturgia bizantyjsko-słowiańska?

Pomagam w cerkwi neounickiej w Kostomłotach. Tak, posługujemy się tam innym językiem – jest to język starocerkiewnosłowiański, liturgia jest liturgią wschodnią – duże znaczenie ma światło, mamy przepiękny śpiew, ważny jest zapach, kadzidło. To wszystko daje poczucie, że wkraczamy do innej rzeczywistości, tak jak sama nazwa wskazuje, jest to Boska Liturgia. Wchodzimy w obcowanie z boskością, kiedy ją sprawujemy, jesteśmy częścią nieba.

Kodeń: Oblaci-birytualiści

Co mi daje liturgia bizantyjsko-słowiańska? Myślę, że głębsze zrozumienie Eucharystii. Tak sobie patrzę na siebie, jak sprawuję liturgię, to muszę zastanowić się nad każdym słowem, które się wypowiada. Trzeba pogłębiać ich zrozumienie, sięgać do liturgii. I to jest piękne. Myślę, że sprawując liturgię w obrządku bizantyjsko-słowiańskim, jestem tym ubogacony. Dziękuję Bogu, że mogę tam posługiwać. Zawsze, kiedy jest potrzeba, jadę tam, mimo że dzieli mnie trochę kilometrów, ale wiem, że jest to ważne dla mnie i ważne dla tych ludzi, dla których sprawujemy liturgię.

Jan Paweł II zachęcał żeby oddychać obydwoma płucami Kościoła – Wschodnim i Zachodnim. Myślę, że tkwi w tym wielka mądrość. Jeżeli mamy świadomość, że jest drugie płuco, to warto z tego płuca korzystać dla swojej duchowości. To jest wielkie bogactwo ikonografii, duchowości ikony, modlitwy Jezusowej, kontemplacji. Trzeba z tego skorzystać. A jeżeli jeszcze ma się świadomość tego, że przodkowie byli obrządku wschodniego, to warto to pielęgnować. O tym też mówił Jan Paweł II, kiedy podczas jednej z pielgrzymek gościł w Warszawie u bazylianów: „Trzeba troszczyć się i pielęgnować to dziedzictwo Kościoła Wschodniego na naszych ziemiach”.

 

(pg)


Zaczęło się od dwóch beczek…

Życie świętego Eugeniusza było niestandardowe. Często był niewygodny, bo burzył zastałe schematy i konwenanse. Począwszy od obawy biskupa Aix, który obawiał się młodego kapłana, znając jego postawę wierności wobec Ojca Świętego i sprzeciw wobec rządów Napoleona, jakimi charakteryzował się w paryskim seminarium. Nie przeliczył się – Eugeniusz nie poprosił o parafię czy wikariat. Łamiąc schematy, rozpoczął pracę z młodzieżą i więźniami. Cytując papieża Franciszka, można powiedzieć, że de Mazenod nie miał misji do wypełnienia, ale swoje życie traktował jako misję.

Niezwykły temperament i rzadko spotykana intuicja

„Po ziemi rodzinnej Eugeniusz de Mazenod odziedziczył gorącą krew, żywość umysłu i charakteru, bogactwo wyobraźni, łatwość i bezpośredniość słowa, wrażliwość gorącego serca, żywej wiary i rzadko spotykaną intuicję” – napisał o Założycielu Aimé Roche OMI.

Rzadko spotykana intuicja… Pewnie dlatego w wielu momentach swojego życia szedł „pod prąd”. Począwszy od stylu życia w seminarium św. Sulpicjusza w Paryżu, gdzie żył jak prawdziwy anachoreta – wręcz niestosownie do swojego pochodzenia. W jego celi znajdowało się liche łóżko, stół i trzy krzesła, pościł 120 dni w roku. Chciał żyć Ewangelią – nie trochę, nie na pół gwizdka, ale całkowicie. Święcenia kapłańskie przyjmuje z rąk biskupa Amiens, ponieważ nie chcę otrzymać prezbiteratu przez posługę hierarchy mianowanego przez Napoleona. Kapłaństwo młodego arystokraty było wtedy na ustach mieszkańców Aix. Nie przeliczyli się… Kiedy wygłasza pierwsze kazanie po prowansalsku – w języku biednych i wykluczonych… szybko zrozumiano, że ten młody ksiądz jeszcze nie jeden raz ich zaskoczy.

Projekt „klasztor”

Założone przez Eugeniusza stowarzyszenie młodzieży liczy 300 członków. Młodzież chętnie angażuje się w dzieła ewangelizacyjne, ale przede wszystkim ma wyznaczony cel osobistej pracy nad sobą – wierność niedzielnym praktykom katolika, raz w tygodniu różaniec, spowiedź co dwa tygodnie – to tylko niektóre z punktów stowarzyszenia. To właśnie młodzi pomogą w odbudowie z ruiny kościoła przy ówczesnej ulicy Cours Mirabeau, gdzie w przyległym klasztorze rozpocznie się historia oblatów.

Tymczasem Eugeniusz głosi kazania w okolicznych wsiach. Coraz częściej jest przemęczony i odczuwa obawę o samego siebie. Coraz częściej myśli o życiu wewnętrznym, na kształt życia zakonnego. Nie chce się jednak tylko zamknąć w murach, pragnie by jego apostolat oddychał dwoma płucami: kontemplacją i działalnością misjonarską. Tak wraz z pierwszymi towarzyszami nabywają część klasztoru w Aix, gdzie zamieszkają – to początki misjonarzy oblatów. Tak wspomina to wydarzenie w liście z 24 stycznia 1831 roku:

https://oblaci.pl/wp-content/uploads/2020/01/A1-0001_Eugeniusz_25-stycznia-online-audio-converter.com_.mp3

Oblackie ubóstwo

Eugeniusz przysłowiowym beczkom pozostał wierny do końca życia. Jako biskup Marsylii również żył skromnie, a wręcz ubogo. Dalej łamał schematy i utarte zwyczaje. To sprawiało, że we francuskim episkopacie to właśnie do de Mazenoda najczęściej zwracano się po poradę. Można powiedzieć, że Eugeniusz zawsze odsuwał od siebie to wszystko, co uniemożliwiało mu pracę apostolską. Nie jest to zatem ubóstwo dla samego ubóstwa. Jest to raczej wrażliwość serca, aby było bardziej przywiązane do Ewangelii niż do innych rzeczy. I tak ma być w naszym życiu – myślę, że nie tylko oblackim. Cytując klasyka: „czy głosimy Ewangelię, żeby mieć – czy mamy, żeby ewangelizować?”.

(pg)


Komentarz do Ewangelii dnia

„Mowa misyjna” Pana Jezusa kieruje nas uczniów na konkretny wymiar dawania świadectwa. W tym wymiarze zawarty jest również etap głoszenia słowa. Niełatwo jest być tylko przekazicielem istoty Boga, wymaga to często uznania w sobie tej „ludzkiej niemocy”. Jak mówi o tym św. Paweł: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”(Flp 4,13). „Pan mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12, 9-10). Tak ważny jest sakrament chrztu, czyli wejście przez „bramę” w życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Przez ten dar i tajemnicę wkraczamy w wymiar pozaziemski. Zaczynamy żyć w wymiarze nadprzyrodzonym, zrodzeni w Chrystusie dla Boga jako Jego dzieci. On to nas czyni bliskimi sobie. Co też pozwala nam mieć nadzieję, że żyjąc w ten sposób, kiedyś staniemy w wiecznym zachwycie wobec tego wszystkiego, co Bóg przygotował dla nas, umiłowanych swoich dzieci.


Z listów św. Eugeniusza

25 STYCZNIA 1816 ROKU – ROCZNICA DNIA POWSTANIA ZGROMADZENIA

Pierwszy dzień wspólnego życia we wspólnocie misjonarzy jak najbardziej ma bardzo doniosłe znaczenie, dlatego często mówi się o nim w najdrobniejszych szczegółach. W swoich wspomnieniach ojciec Tempier opisał go w następujący sposób: "Tego godnego pamięci dnia nie zapomnę nigdy jak będę żył".

Poniżej Eugeniusz pisze do nowicjuszów i scholastyków w Billens w Szwajcarii: przebywają tam, aby uniknąć niebezpieczeństwa prześladowań ze strony wrogiego religii rządu Ludwika Filipa. Eugeniusz opisuje początek życia swej zakonnej rodziny i z niej wyprowadza wniosek dotyczący ślubu ubóstwa i wezwanie do prostoty.

 Jutro obchodzę rocznicę tego dnia, kiedy to szesnaście lat temu opusz­czałem rodzinny dom, udając się na misję. Ojciec Tempier uczynił to kilka dni wcześniej. Nasza siedziba nie była tak okazała jak zamek w Billens, a w porównaniu z waszym niedostatkiem, mieliśmy o wiele gorszą sytua­cję. Moje niewygodne łóżko umieszczono w wąskim przejściu prowadzą­cym do biblioteki, która wtedy była dużym pomieszczeniem służącym za sypialnię ojcu Tempierowi i drugiemu, ale jego nazwiska nawet nie wy­mieniamy pośród nas; stanowiła ona również naszą salę wspólnotową. Za całe oświetlenie służyła nam tylko jedna lampa, jak szliśmy spać, stawiali­śmy ją na progu drzwi, tak aby korzystali z niej wszyscy. Stołem ozdabia­jącym nasz refektarz były deski ułożone obok siebie na dwóch starych beczkach. Od chwili złożenia ślubu ubóstwa nigdy nie mieliśmy szczęścia tak intensywnie go zakosztować.

Nie przypuszczaliśmy, że było to preludium do osiągnięcia stanu do­skonałości, kiedy to żyliśmy w sposób tak mało doskonały. Uważam, nie przez przyczyny, że było to ubóstwo zamierzone, ponieważ aby z nim skończyć, wystarczyłoby przywieźć potrzebne rzeczy od mojej matki; wyciąg­nęliśmy stąd wniosek, że od tej chwili dobry Bóg ukierunkowuje nas na zalecenia ewangeliczne, które w przyszłości miały być podstawą naszych ślubów zakonnych, chociaż wtedy jeszcze o tym nie myśleliśmy. Stosując te zalecenia, poznaliśmy ich cenę. Zapewniam was, że cały czas byliśmy radośni; powiem więcej: ten nowy styl życia stanowiący ogromny kontrast z tym, co pozostawiliśmy za sobą, powodował, że często śmialiśmy się z niego naprawdę z całego serca. Zawdzięczam to miłe wspomnienie świę­tej rocznicy pierwszego dnia naszego wspólnego życia. Jakże byłbym szczęśliwy, gdybym mógł kontynuować je z wami!

 Do o. Mille’a, do nowicjuszy i scholastyków z Billens, 24.01.1831, w: EO I, t. VIII, nr 383.