20 grudnia 2022

BÓG, KTÓRY WYZNACZA NAM TRASĘ I NIGDY NAS NIE OPUŚCI

Wszedłszy do Niej, Anioł rzekł: «Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co by miało znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Na to rzekła Maryja: «Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego» (Łk 1,29-31.38).

Trzeba mieć trochę odwagi i ufności w Bogu, który wyznacza nam trasę i który nas nie opuści, gdy będziemy działać w Jego imieniu i dla Jego chwały.

List do o. Guiguesa, 05.12.1844, w: PO I, t. I, nr 50.


Komentarz do Ewangelii dnia

Sytuacja rodzinna w życiu Elżbiety i Zachariasza nie była do pozazdroszczenia. Małżeństwo bezdzietne i już w podeszłym wieku, a mimo to żyjący pobożnie i sprawiedliwie, jak nadmienia św. Łukasz. Zatem co było nie tak? Czyżby Bóg na nich się „obraził”? Zachariasz był kapłanem, więc był blisko „Świętego Świętych”, co więcej przypadał wówczas jego dyżur w składaniu ofiary kadzenia. Podczas tego dyżuru ma widzenie, otrzymuje orędzie archanioła Gabriela, aby zaufał Bogu. Bóg ma specjalny plan dla Zachariasza i jego żony Elżbiety. Dla Boga nie ma nic niemożliwego. Niestety z powodu niedowiarstwa, co do zapowiedzi, Zachariasz zostaje doświadczony niemotą. Elżbieta natomiast otrzymuje łaskę zapowiedzianego macierzyństwa. Hańba w oczach ludzi z powodu niepłodności zostaje z niej zdjęta. Tak Bóg toruje drogę dla swojego posłańca, którego wyznaczył na ten czas, aby przygotował drogę na przyjście Baranka Bożego. Głos wołającego na pustyni, nawołujący do pokuty i prostowania ścieżek życia. Zatem w duchu radości dziękujmy za ten dar Boga, przekraczającego nasze bariery lęku, zwątpienia i niemocy.


19 grudnia 2022

NASZ PAN, NASZ BOSKI MISTRZ MUSIAŁ WIELE CIERPIEĆ ZE STRONY SWYCH UMIŁOWANYCH APOSTOŁÓW.

Na to rzekł Zachariasz do Anioła: «Po czym to poznam? Bo sam jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku». Odpowiedział mu Anioł: «Ja jestem Gabriel, stojący przed Bogiem. I zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę radosną nowinę. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie» (Łk 1,18-20).

To są uczniowie, któ­rzy przynoszą honor swemu mistrzowi. Niech dobry o. Vincens cieszy się z tego powodu, niech przenosi na nich swą myśl, kiedy spotyka kil­ka przykrości. Nasz Pan, nasz boski wzór musiał wiele cierpieć ze stro­ny swych umiłowanych apostołów, którzy zbyt często byli nieznośni i męczący.

List do o. Bruno Guiguesa, 18.08.1837, w: PO I, t. X, nr 812.


Komentarz do Ewangelii dnia

„Patris Corde”- „Ojcowskim sercem”, tytuł listu apostolskiego, którym papież Franciszek 8 grudnia 2020 roku z okazji 150 rocznicy ogłoszenia św. Józefa patronem Kościoła Powszechnego, wprowadzał rok św. Józefa. Potrzebne odnowienie spojrzenia i przybliżenie tego milczącego świętego, ujętego na kartach Ewangelii. Św. Józef jest przez papieża Franciszka ukazany jako „Ojciec przyjmujący”. W przykładzie osoby św. Józefa uczymy się przyjmować wolę Bożą. W pokornej postawie staramy się realizować Boże natchnienia. Budząc się ze snu, w duchu męstwa i wielkiego zaufania do Boga podejmujmy wszelkie wyzwania, nawet tego, co wydaje się po ludzku niemożliwe. Bo przecież dla Boga nie ma nic niemożliwego. On jest z nami, aby nam pomagać, asekurując nasze kroki ku świętości.

(zdj. biccomerce.com)


Lubliniec: Pierwszy Jarmark Bożonarodzeniowy "U Oblat"

W lublinieckiej wspólnocie parafialnej odbywa się pierwszy w historii parafii Jarmark Bożonarodzeniowy „U Oblat”. Organizatorami wydarzenia są: Katolicki Zespół Szkolno-Przedszkolny Fundacji Edukacji Katolickiej w Lublińcu oraz miejscowa parafia oblacka. Zanim rozpoczęła się część wystawniczo-degustacyjna uczestnicy obejrzeli jasełka w wykonaniu uczniów szkoły katolickiej mieszczącej się w pomieszczeniach oblackiego klasztoru. Wśród wystawianych produktów znalazły się wyroby rękodzielnicze, ozdoby świąteczne, przetwory i przekąski świąteczne.

Przy okazji w klasztorze odbyło się spotkanie opłatkowe dla rodzin misjonarzy oblatów. Rodzice i krewni oblatów z ziemi lublinieckiej spotkali się ze sobą oraz z najstarszymi mieszkańcami domu zakonnego.

(pg/zdj. J. Król OMI)


Komentarz do Ewangelii dnia

Rodowód Chrystusa, na początek już bezpośredniego przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Pozostaje dokładnie siedem dni do wigilii przyjścia na świat Bożego Syna. Zatem od dziś jesteśmy jako uczniowie wprowadzani od drzewa genealogicznego. Nazwa „drzewo genealogiczne” wywodzi się od biblijnego określenia potomków Jessego z Księgi proroka Izajasza.

„I wyrośnie różdżka z pnia Jessego,
wypuści się odrośl z jego korzeni” (Iz 11,1). Ewangelista Mateusz przypomina nam poszczególnych wymienionych potomków z rodu św. Józefa, syna Jakuba i męża Maryi. Wszystko rozpoczyna się od Abrahama, ojca narodu wybranego, pierwszego z patriarchów Izraela. Żył on u początków II tysiąclecia p.n.e. Jego ojcem był Terach. Opuścił on rodzinne Ur Chaldejskie, położone u ujścia Eufratu do Zatoki Perskiej i udał się do Charanu, położonego na północnych obrzeżach Mezopotamii. Kiedy Abram miał 75 lat, na wezwanie, powołany przez  Boga, wyruszył do Kanaanu – Ziemi Obiecanej. Zatem na podstawie tego zestawienia przodków poznajemy dokładnie wypełnianie się obietnicy Boga w historii Narodu Wybranego co do Mesjasza. W Jezusie Chrystusie wszystko się wypełniło, Bóg zawarł z nami nowe i wieczne Przymierze. Pan Jezus uczy nas, że nie możemy popełniać błędów naszych przodków, ale uczyć się od nich, żeby pamięć o nich trwała w nas i w naszych czynach. Jest to także zachęta, abyśmy zostawili po sobie jak najwięcej dobrych dzieł miłości i miłosierdzia.


Piekło mieści się w planach Bożego Miłosierdzia? [ROZMOWA]

W starożytności dopiero kształtował się zarys prawdy o świętych obcowaniu, a dzisiaj można, choćby w świetle objawień prywatnych, dociekać wielu szczegółów. Pewne rzeczy w książce wymykają się spod naszej percepcji, nie możemy ich potwierdzić, ani im zaprzeczyć – mówi o. prof. Leon Nieścior, autor książki „Słuchając zbawionych”. Publikacja dotyczy zapisków Anny Dąmbskiej o jej spotkaniach z duszami osób zmarłych.

Michał Jóźwiak: Które przesłanie spisane przez Annę Dąmbską najbardziej zaskoczyło lub zdziwiło Księdza Profesora?

Leon Nieścior OMI: Takich zastanawiających czy zaskakujących stwierdzeń jest sporo. Na przykład to, że piekło mieści się w planach Bożego Miłosierdzia, w tym sensie, że Bóg, mając do wyboru unicestwienie odrzucającego Go człowieka albo pozostawienie go w przestrzeni bez Boga, wybiera to drugie. Nie chce człowieka unicestwić, choć z drugiej strony pozostawia mu trwanie w swoim wyborze, zresztą tragicznym w skutkach.

Bóg zatem, jak twierdzi się w książce „Świadkowie Bożego Miłosierdzia”, podtrzymuje istnienie piekła z szacunku do ludzkiej wolności. Czyściec z kolei jest opisany m.in. jako ogród, w którym dusze niczym kwiaty odzyskują pełnię życia. Opisane spotkania dusz z Jezusem powinny chyba napełniać nas pokojem i jednocześnie poczuciem odpowiedzialności, że tak naprawdę to my wybieramy, gdzie spędzimy wieczność?

Wprawdzie Pan Jezus przestrzega przed swoim nieoczekiwanym nadejściem, które może nastąpić jak nadejście złodzieja czy wpadnięcie w potrzask. Zawsze potrzebna jest jakaś bojaźń Boża, którą mieli nawet najwięksi święci, aby nigdy nie odrzucić Boga. Jednak dopóki człowiek nie odrzuca Boga, a przeciwnie, do Niego dąży, może już teraz uczestniczyć w pokoju Bożym.

Czy w zapiskach Anny Dąmbskiej jest wątek relacji dusz zbawionych i potępionych? W niebie nie ma cierpienia. Jak zatem dusze zbawionych przeżywają fakt potępienia np. ich bliskich – dzieci, żony, męża, matki, ojca? Wydawałoby się, że naturalną reakcją jest ogromny ból.

Znamienne jest, że, o ile się nie mylę, w tych zapiskach nie pojawia się ani razu słowo „potępiony” czy „potępienie”. To nie oznacza, że w książce neguje się piekło. Jeśli jednak zmarli rzeczywiście dzielą się swoim doświadczeniem z żywymi, to znajduję na to trzy wyjaśnienia: albo nikt z bliskich nie dostąpił potępienia, albo nie mają wiedzy o stanie potępienia innych, albo nie chcą jej przekazać. Chociaż są różne próby, na przykład literackie, dociekania o potępieniu kogoś, to znamienne, że o ile Kościół publicznie ogłasza zbawienie niektórych, mianowicie świętych, to nie wypowiada się na temat potępienia kogoś. Bóg nie daje nam takiej wiedzy, a jeśliby nawet dał, to, myślę, nie dla jej rozpowszechniania.

Jak najprościej streścić nauczanie Kościoła w sprawie możliwego kontaktowania się z osobami zmarłymi? Czy zmarli na przykład mogą dawać nam znak swojej obecności przez poruszanie się przedmiotów?

Najlepiej streszcza ten fakt sama nazwa dogmatu – „świętych obcowanie”. Słowo „święty” oznacza tu w zasadzie każdego chrześcijanina, trwającego w Mistycznym Ciele Chrystusa. Ta bardzo ogólnie zakreślona rzeczywistość jest bogata wielością różnych szczegółów i osobistych doświadczeń, które wynikają ze spotkania za życia ziemskiego ze świętymi w niebie czy oczyszczającymi się w czyśćcu. Każdy słyszał w swoim środowisku o jakimś spotkaniu żyjącej osoby ze zmarłą. Kościół unika zajmowanie się drobnymi szczegółami i orzekania ich autentyczności, bo ranga sprawy jest dość drugorzędna, a możliwości sprawdzenia danego zdarzenia skąpe. Nie zabrania się przecież prywatnie wierzyć w autentyczność pewnych spotkań, o ile nikt nie upiera się przy własnej interpretacji, uznając ją za jedynie słuszną.

Anna Dąmbska opisała swoje spotkania ze zmarłymi. Ojciec Profesor w swojej książce zestawia to, co mówią zapiski wizjonerki z nauczaniem Kościoła i z Pismem Świętym. Takie połączenie jest chyba niezwykle istotne mając na uwadze to, że czasem katolicy fascynują się zjawiskami nadprzyrodzonymi, ale nie przykładają większej wagi do tego, jak ma się to do nauczania Kościoła. Czy w zapiskach Anny Dąmbskiej są jakieś kwestie teologicznie kontrowersyjne lub sporne?

Głównie odwołuję się do ojców Kościoła, chociaż zestawienia z ich wypowiedziami są bardzo sporadyczne i dość uboczne. W starożytności dopiero kształtował się zarys prawdy o świętych obcowaniu, a dzisiaj można, choćby w świetle objawień prywatnych, dociekać wielu szczegółów. Pewne rzeczy w książce wymykają się spod naszej percepcji, nie możemy ich potwierdzić, ani im zaprzeczyć.

(misyjne.pl/zdj. gł. pg)


Mateusz Zys OMI: Po co było Boże Narodzenie?

Sprawa dotyka jednego z najważniejszych dogmatów naszej wiary. Boże Narodzenie mówi o tajemnicy wcielenia Syna Bożego, drugiej osoby Trójcy św. Wspominamy to w Credo, wypowiadając słowa:

On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego
przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem.

Jak podaje Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK) w nr 461: „Kościół nazywa «Wcieleniem» fakt, że Syn Boży przyjął naturę ludzką, by dokonać w niej naszego zbawienia”. Syn Boży stał się człowiekiem, nie przestając być jednocześnie Bogiem. Jak to możliwe? Jak to się stało? Wokół tego w historii nagromadziło się wiele sporów. Chrześcijanie mieli trudności z tym, jak sobie to wyobrazić, że Jezus Chrystus, będąc jedną osobą, mógł połączyć w sobie dwie natury – boską i ludzką. Jak to możliwe, że będąc prawdziwie Bogiem – stał się prawdziwie człowiekiem, nie mieszając tych dwóch natur, ani nie powodując, że jedna została wchłonięta przez drugą? Przez setki lat toczyły się debaty, powstawały nowe prądy myślowe, potrzebne były sobory powszechne, żeby klarować to, co jest ortodoksją, a co należy traktować jako herezję. Za każdym razem, kiedy udało się wyjaśnić jakąś nieścisłość, z biegiem czasu rodziły się nowe pytania, domagające się odpowiedzi. Tym teologowie zajmowali się przez całe wieki.

Po co było wcielenie?

Myślę jednak, że warto zadać sobie pytanie nie tyle o to, jak to się stało, ale dlaczego się stało. Po co Syn Boży stał się człowiekiem? Śledząc tekst Credo możemy udzielić automatycznej odpowiedzi – „dla nas ludzi i dla naszego zbawienia”. Tylko co to znaczy? Syn Boży przyszedł na świat, żeby nas uwolnić z niewoli grzechu. Tego dotyczy całe misterium paschalne, kiedy to wspominamy, jak Chrystus oddał za nas życie na krzyżu, aby pokonać grzech i nas odkupić. A zmartwychwstając, pokonał również śmierć i otworzył nam bramy nieba. Można tu przytoczyć wiele fragmentów z Pisma Świętego, które to potwierdzają. Co więcej, w KKK nr 517 czytamy: „Całe życie Chrystusa jest misterium Odkupienia. Odkupienie przychodzi do nas przede wszystkim przez krew Krzyża, ale to misterium jest obecne w dziele całego życia Chrystusa; jest już w Jego Wcieleniu, przez które, stawszy się ubogim, ubogacił nas swoim ubóstwem”. A zatem, całe życie Chrystusa, począwszy od wcielenia, służy sprawie odkupienia.

Wielu również pisało o tym, dlaczego dzieło odkupienia musiało się dokonać przez Boga-człowieka, tłumacząc, że ludzie sami z siebie nie mogli naprawić tego, co zostało zepsute w wyniku grzechu pierworodnego. Sami z siebie nie mogli temu zadośćuczynić. Warto przytoczyć tu chociażby fragment dzieła św. Anzelma z Canterbury pt. „Cur Deus homo”:

Teraz nie można tego zrealizować (zadośćuczynienia), chyba że znajdzie się ten, który zapłaci Bogu, za grzech człowieka, coś większego niż wszystko, co istnieje, poza Bogiem. […] Konieczne jest również, aby Ten, który z siebie może dać Bogu coś, co przekracza to, co jest mniejsze od Boga, był większy od wszystkiego, co nie jest Bogiem. […] Teraz nic nie przewyższa wszystkiego, co nie jest Bogiem, oprócz Boga. […] Zadośćuczynienie to nie może więc zostać osiągnięte inaczej niż przez Boga. […] Ale nie wolno mu tego wypełniać poza człowiekiem. W przeciwnym razie to nie człowiek byłby tym, który czyni zadość.

[…] przed udzieleniem wspomnianego zadośćuczynienia, które może być udzielone tylko przez Boga i jest należne tylko od człowieka, to konieczne jest, aby dokonał go Bóg-człowiek.

Bóg zatem stał się prawdziwie człowiekiem, czyniąc wszystko co ludzkie swoim, za wyjątkiem grzechu. Jak bowiem tłumaczył św. Grzegorz z Nazjanzu: „To, co nie zostało przyjęte, nie zostało uleczone”. Żeby odkupić całego człowieka, z duszą i ciałem, Chrystus musiał przyjąć na siebie całe człowieczeństwo i stać się w pełni człowiekiem. Ale czy to był jedyny motyw, dla którego doszło do wcielenia?

Jeżeli Bóg podjąłby decyzję o wcieleniu dopiero po grzechu pierworodnym człowieka, oznaczałoby to, że gdyby człowiek nie zgrzeszył, to Bożego Narodzenia by nie było. Nie wchodzimy tu w kwestie niezmienności Boga, który przecież musiał przewidzieć to, że człowiek upadnie, będąc wszechwiedzącym, ani też w kwestię czasu i chronologii, bo stanowi ona osobny problem. Dla Boga trudno jest mówić o tym, co było wcześniej, a co później, bo Bóg istnieje poza czasem i dla Niego wszystko dzieje się teraz. Skupmy się jednak na kwestii motywu wcielenia. Warto tu wspomnieć, że zbawienie i odkupienie to nie jest to samo, choć często używa się tych pojęć zamiennie. Zbawienie ma szerszy zakres znaczeniowy i nie ogranicza się jedynie do naprawienia tego, co zostało zniszczone przez grzech. A zatem, czy Chrystus przyszedł na świat tylko dlatego, że człowiek popełnił grzech pierworodny? Odpowiedź brzmi – nie.

Nie tylko dla odkupienia

Choć kwestia odkupienia człowieka jest najczęściej poruszana, to warto jednak wspomnieć o tym, że nie jest to jedyny motyw wcielenia. Widać to po działalności ziemskiej Chrystusa, który głosił i nauczał z mocą, żeby objawić ludziom prawdę o Bogu, żeby pokazać kim jest Ojciec i przypominać ludziom o tym, że Królestwo Boże jest blisko. Ale to jeszcze za mało.

Chrystus pojednał nas z Ojcem, ale w Jego działaniu widoczny jest jeszcze inny motyw, który odwołuje się do odwiecznego planu Bożego względem człowieka. Chodzi o to, że Bóg chciał, żeby człowiek, który został stworzony na Jego obraz i podobieństwo, mógł zostać wprowadzonym do życia Trójcy św. I to dokonało się w Chrystusie, bo przecież po zmartwychwstaniu Chrystus nie porzucił swojego człowieczeństwa. On nie przestał być człowiekiem, ale jako Bóg-człowiek powrócił do Ojca.

To jest bardzo ważny wniosek, pokazuje bowiem, że wcielenie było obecne w Bożym planie od samego początku. To nie jest coś, co się pojawiło dopiero po grzechu pierworodnym. Bóg od początku chciał dać się człowiekowi, bo taka jest Jego natura. On daje się cały, bo tak czyni miłość. Chciał, żeby człowiek został przebóstwiony. Oczywiście nie w sensie alternatywy dla Chrystusa, bo Zbawiciel i Bóg-człowiek jest jeden. Ale właśnie w Chrystusie mamy przystęp do Ojca i przebóstwienie staje się możliwe. Jak powiedział św. Atanazy: „Syn Boży stał się człowiekiem, aby uczynić nas Bogiem”. O przebóstwieniu człowieka pisali też inni autorzy chrześcijańscy, jak choćby św. Grzegorz z Nazjanzu czy św. Tomasz z Akwinu. Kwestia ta została omówiona w KKK nr 460: „Słowo stało się ciałem, by uczynić nas «uczestnikami Boskiej natury» (2 P 1, 4)”.

Odwieczny plan

Było to możliwe dlatego, że Bóg od samego początku uczynił to możliwym. Św. Ireneusz z Lyonu napisał o wcieleniu: „Pan przyjął człowieczeństwo i objawił się w świecie, który był Jego”. Chrystus w momencie wcielenia nie przyszedł do czegoś zupełnie Mu obcego. On przyszedł do tego, co należało do Niego. Jak czytamy w Liście św. Pawła do Kolosan: „bo w Nim (Chrystusie) zostało wszystko stworzone. (…) Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone”. A zatem Bóg, stwarzając człowieka, czynił to z myślą o tym, żeby kiedyś mogło dojść do wcielenia. Czyli do wcielenia doszło nie dlatego, a przynajmniej nie w pierwszej kolejności dlatego, że człowiek zgrzeszył i potrzebował ratunku, ale człowiek został stworzony i istniał w perspektywie możliwego wcielenia Boga.

Wcielenie nie było zatem ułożoną na szybko akcją ratunkową, ale realizacją odwiecznego planu, który Bóg przygotował dla człowieka, a w którym to chciał powierzyć mu się cały i wprowadzić go do swojego życia. Oto Boże Narodzenie. Historia Boga, który „oszalał” z miłości do człowieka. Człowieka, który w międzyczasie się pogubił i potrzebował ratunku. Człowieka, który został przez Chrystusa uratowany i którego Bóg zaprasza do swojego życia w Chrystusie. Ale to, czy człowiek z tego skorzysta, zależy już tylko od niego.

(misyjne.pl/zdj. cathopic.com)