19 czerwca – WPADŁEM NA KSIĘDZA NAJBARDZIEJ SKRUPULATNEGO W CAŁYM CHRZEŚCIJAŃSKIM ŚWIECIE.

This is a custom heading element.

19 czerwca 2014

Spędziwszy ponad trzy dni na samodzielnym sporzadzaniu 200. stronnicowej kopii Reguły, teraz Eugeniusz powinien przedłożyć ją w kongregacji do sprawdzenia. Z dwoma obszerny,i rękopisami przybył do Watykanu, gdzie dokonywano weryfikacji. Nie odtrzymał znaczącej odpowiedzi na swą usilną prośbę. Jego opisowi towarzyszy pewna nuta humoru.

Nalegałem jednak z największą grzecznością, na jaką było mnie stać. Nacierałem nawet tro­chę i bardziej niż trochę. Ofiarowałem się dzielić trud. Było to zresztą je­dyne wyjście, aby mi nie kazano ciągnąć tej pracy przez piętnaście dni. Nie wiem, czy dlatego aby mnie obsłużyć, czy żeby mnie się pozbyć, wskazano mi jednego z sekretarzy, który tkwił nosem w swoich pismach. Mówiono: takie sprawy należą do niego. Grzecznie podchodzę do niego. Pokazuje mi swoje biurko zawalone papierami. Współczuję nadmiarowi jego zajęć i bez ceregieli proponuję mu, że przyjdę do niego wieczorem. To mu nie odpowiada. Woli umówić się na spotkanie w dniu wolnym, to znaczy w czwartek o godzinie dziewiątej rano.

Punktualnie o dziewiątej godzinie jestem przy jego drzwiach. Moja szubienica była już gotowa, a do mojej egzekucji święty mąż z góry pod­jął środki ostrożności: już odmówił nieszpory. Ojciec rozumie, co to mi zapowiadało. Wpadłem na księdza najbardziej skrupulatnego w świecie chrześcijańskim. Miałem być załatwiony w jednym dniu, ale jego delikat­ne sumienie kazało mi zapłacić usque ad ultimum ąuadrantem. Powiedzia­no mu, aby sprawdził rękopis, nie przepuścił mi więc ani joty. Zajął się moją kopią, podczas gdy ja czytałem głośno oryginał. Na próżno pędzi­łem. Podążał za mną oczyma i nosem, bo rzeczywiście nie widzi dalej niż sięga jego nos w sensie fizycznym i moralnym. Przerwał na chwilę moją męczarnię w celu wypicia kawy. Za wszelką cenę chciał, abym z nim wy­pił jedną filiżankę. Uparłem się, aby nie robił dla mnie innych wydatków oprócz szklanki wody, której koniecznie potrzebowałem. Wypiłem ją kro­pla po kropli w czasie mego długiego spotkania, które trwało przeszło czte­ry godziny i podczas którego moje gardło wielokrotnie traciło elastycz­ność, którą od razu przywracał mu brany w związku z tym łyk wody. Wreszcie o wpół do drugiej wygrałem swój proces, wypowiadając ostatnie słowo mego rękopisu, które omal nie było ostatnim w moim życiu. Przez całą resztę dnia byłem jednak wykończony z powodu zapalenia gardła. Wieczorem mogłem przełknąć ślinę i wszystko wróciło do normalnego porządku.

List do Henryka Tempier, 5.03.1826, w: EO I, t. VII, nr 228.

Niektórzy ludzie tak bardzo przygotowują się do tego, aby się chronić przed deszczem w porze deszczowej, że pozbawiają się korzystania z dni słonecznych. William Feather