25 sierpnia – POŻEGNALNA AUDIENCJA U PAPIEŻA

This is a custom heading element.

25 sierpnia 2014

Eugeniusz dzieli się z Henrykiem Tempier szczegółami swej audiencji u papieża.

Ale jak doszedłem do tego, aby ojcu mówić o tym wszystkim bez uprzedniego przedstawienia mego zwyczajnego opowiadania historyczne­go? Przytrafiła się okazja, a sprawa się wymknęła. Teraz, kiedy ojciec zna wynik, wcześniejsze szczegóły już ojca nie interesują, ale będę wynagro­dzony myślą, że ojciec ucieszył się szczęśliwym wynikiem o kilka chwil wcześniej. Nie pominę jednak reszty milczeniem, ponieważ ojciec chce znać najmniejsze okoliczności mojego działania i dlatego, że ze swej stro­ny sprawiam sobie prawdziwą przyjemność opowiadając ojcu o nich…

W samo południe, prałaci, którzy byli przede mną, odeszli. Nadcho­dzi moja kolej, ponieważ papież raczy kazać, aby mnie wezwać. Msgr. szambelan otwiera drzwi gabinetu papieża, przyklęka, zgłasza mnie po nazwisku i moich tytułach, i wycofuje się. I oto po raz drugi jestem u stóp głowy Kościoła, ale jakie tym razem nowe tytuły zdobył on w moim sercu i w mojej wdzięczności! To pierwsza sprawa, o której mu mówię. On krótko ucina to z łaskawością, która przydaje jeszcze więk­szej wartości dobrodziejstwom i zatrzymuje mnie przeszło pół godziny na rozmowie o najbardziej interesujących sprawach. Podobnie jak za pierwszym razem mimo jego nalegań klęczałem przez cały czas tej cen­nej audiencji. Papież uśmiechał się i był gotów udzielić mi wszystkiego, o co prosiłem. Zanotowałem szesnaście punktów i zacząłem od popro­szenia go o pozwolenie mi na to, abym był nierozważny w czasie ostat­niego szczęścia widzenia się z nim. Audiencja przebiegła na rozmowie bardzo ożywionej w tym sensie, że nie było ani chwili czasu straconego. Opowiadanie ojcu o wszystkim, co powiedziano z jednej i drugiej stro­ny, trwałoby zbyt długo. Były nawet sprawy, o których bardzo wystrze­gałbym się pisać, chociaż wynikał z nich oczywisty dowód zaufania, ja­kie Ojciec Święty raczył mi okazywać. Byłem bardzo zadowolony i nie obawiałem się rozmawiać z nim otwarcie o wielu sprawach, ale aby ojcu wszystko opowiedzieć, trzeba byłoby rozpocząć list od nowa. Tymcza­sem proszę się zadowolić tym, że raczył się zgodzić, aby być protekto­rem Zgromadzenia, że upoważnił mnie do oświadczenia, że rozciąga ad perpetuum wszelkie łaski i odpusty, jakich nam udzielił ad septenium w reskrypcie z grudnia, że upoważnia wszystkich członków Zgromadze­nia do odprawiania w czasie podróży mszy o drugiej godzinie po połud­niu itd., że w czasie misji podczas najbardziej zajętych dni zwalnia ich z brewiarza, że raz w roku i przy śmierci upoważnia ich do zwolnienia przez ich spowiednika z wszelkiej cenzury i nieprawidłowości itd. Ale wszystkie te łaski były przeplatane cennymi słowami, których nigdy nie należałoby zapomnieć. Przekazał mi list do mego stryja, polecając mi serdecznie go pozdrowić, obiecał mi dla niego różaniec, a nam wszyst­kim udzielił apostolskiego błogosławieństwa de rore coeli, jak wyraził się z najczulszą życzliwością. Wreszcie nie chciał, abym mu ucałował stopy, lecz dwa razy podał mi rękę.

List do Henryka Tempier, 16.04.1826, w: EO I, t. VII, nr 237.

Szczęście nie może być posiadane, nabyte, wykorzystane lub dokonane. Szczęście jest doświadczeniem duchowym, że każdą minutę przeżywa się z miłością, łaską i wdzięcznością. Denis Waitley