Karol Lipiński OMI (Syberia) – Do najbliższego księdza mam 150 km [rozmowa]

This is a custom heading element.

13 listopada 2021

Przeszedłem różne etapy życiowe i na różne sprawy patrzę inaczej. Tu potrzeba wiele cierpliwości, akceptowania zastanej sytuacji. Muszę starać się zrozumieć kontekst, w  jakim wzrastali ci ludzie czy historię miejscowości. Nie można ostrzej do nich mówić, trzeba serdecznie, bo się wycofają – do tej pory cały czas ktoś ich atakował. Gdy ktoś na drodze chce zatrzymać się i porozmawiać, a w uszy mróz szczypie, to trzeba rozmawiać. I wiele się modlić – mówi o. Karol Lipiński OMI.

O żartach z biskupem, zmarzniętych uszach i telefonowaniu z cmentarza z misjonarzem z Wierszyny na Syberii rozmawia Marcin Wrzos OMI.

Marcin Wrzos OMI: Od ilu lat Ojciec pracuje w Rosji?

Karol Lipiński OMI: – Bardzo długo, bo już dwunasty rok. Jestem najdłużej pracującym księdzem w Wierszynie.

Wyjechał Ojciec na Syberię na emeryturze. Niektórzy marzą o spokojnym życiu emeryta w cichym klasztorze…

Rzeczywiście wyjechałem po siedemdziesiątce – trochę przypadkowo, choć trudno mówić o przypadkach. O Wierszynie słyszałem trzy razy. Najpierw, gdy byłem ekonomem na Św. Krzyżu, odwiedziła nas grupa kolonijna z tej miejscowości. Wówczas przewodniczka grupy, dziś moja sąsiadka, spytała, czy bym tam nie przyjechał, bo nie mają księdza. Odpowiedziałem: „może”. Kolejny raz pytał biskup z Irkucka, Cyryl Klimowicz, też na Św. Krzyżu. Znów powiedziałem: „może”. Trzeci raz, już jako emeryt mieszkający w Kodniu, pojechałem do znajomego w Terespolu na obiad. Zadzwonił biskup Cyryl. Zażartowałem wówczas: „a może biskup by mnie przyjął?”. Okazało się, że w Wierszynie nadal nie ma księdza. Pojechałem.

Zobacz: [Rosja: Do -20 stopni misjonarz chodzi w krótkim rękawie – wideo]

Wierszyna to…

Wioska zamieszkała przez Polaków. Leży w największej diecezji świata, 32 razy większej od Polski. W dekanacie irkuckim, do którego należy, parafie są oddalone od siebie nawet o 2000 km. Polacy zostali tu wysłani przez cara, by podnieść kulturę rolną Buriatów – rdzennych mieszkańców tych ziem. To nie byli zesłańcy, ale ludzie szukający chleba. Rok temu nasza wioska obchodziła stulecie przybycia Polaków pochodzących z Małopolski, Kielecczyzny i Zagłębia Dąbrowskiego. Car chciał ich rozproszyć, aby trafili do różnych wiosek. Mieszkańcy Wierszyny nie dali się rozdzielić i dlatego zachował się u nas język polski. Oczywiście na początku Buriaci nie byli z tego zadowoleni. Polacy mieszkali w ziemiankach, sami musieli wykarczować miejsce pod domy, na pola. Od razu wybudowali szkołę i  kościół. Księdza nigdy nie mieli na stałe.

Zachowali wiarę?

Księża byli na Syberii do 1928 r. Po rewolucji październikowej zostali wyłapani. Mieszkańcy wioski spotykali się w kościele na modlitwie, jednak w końcu i tego zabroniono. Komsomolcy chcieli zniszczyć świątynię, ale mężczyźni stanęli w jej obronie. Pierwszy kapłan, dzisiejszy biskup senior diecezji drohiczyńskiej Tadeusz Pikus, odprawił tu Mszę św. po 62 latach, w 1990 r. Potem przyjeżdżali inni. Najdłużej na trzy miesiące.

Jak dziś kształtuje się wiara w Ojca parafii?

Podczas kolędy odwiedziłem 111 rodzin, 9 rodzin nie było w domu. Zatem w wiosce jest 120 rodzin. Chodziłem z  ministrantem, który ma 70 lat. Frekwencja na Mszy św. jest niska. Mieszkańcy Wierszyny nie są nauczeni chodzenia do kościoła, a także modlitwy. Nieraz byli prześladowani za to, że ich dzieci mówiły w szkołach, iż modlą się w domu. Czasem po lekcjach buntowały się, że nie będą się modlić, bo pani w szkole powiedziała, że Boga nie ma. W  ubiegłym roku ochrzciłem pięcioro dzieci. W tym roku będzie sześcioro. Raz na dwa miesiące przyjeżdżają siostry służebniczki starowiejskie, które katechizują w języku rosyjskim.

Zobacz: [Wierszyna: Jesień w pełni, w rozdzielczości 4k – wideo]

A okoliczności przyrody?

Ostatnia zima była łagodna, poprzednie dwie znacznie zimniejsze. Było nawet –50 stopni. W tym roku miałem tylko dwa dni po –42. Średnio zimą jest –30. Przez kilka dni dzieci nie poszły nawet do szkoły. W całej wiosce zasięg komórek jest w jednym miejscu: na cmentarzu. Nie ma dostępu do Internetu.

W 2017 roku w Wierszynie gościł polski Prowincjał. Obchodzono wtedy 25 lat od pierwszej Mszy świętej po zamknięciu kościoła przez komunistów (zdj. archiwum P. Zająca OMI)

Oblaci najczęściej ewangelizują wspólnotowo. Nie czuje się Ojciec czasem samotny?

Czasem tak. Byłbym szczęśliwy, gdyby nas było dwóch–trzech. Mógłby też jakiś oblat pracować w okolicy. Do najbliższego księdza mam 150 km. Staram się być na wszystkich spotkaniach z księżmi. Spotykamy się w Wielki Wtorek, gdyż na święta musimy dojechać do naszych parafii.

Wyjechał Ojciec na Syberię w wieku dojrzałym, z wieloletnim doświadczeniem współorganizatora Kodeńskich Spotkań Ekumenicznych i doświadczeniem duszpasterskim. Czy to pomaga?

Na pewno pomaga i procentuje. Przeszedłem różne etapy życiowe i na różne sprawy patrzę inaczej. Tu potrzeba wiele cierpliwości, akceptowania zastanej sytuacji. Muszę starać się zrozumieć kontekst, w  jakim wzrastali ci ludzie czy historię miejscowości. Nie można ostrzej do nich mówić, trzeba serdecznie, bo się wycofają – do tej pory cały czas ktoś ich atakował. Gdy ktoś na drodze chce zatrzymać się i porozmawiać, a w uszy mróz szczypie, to trzeba rozmawiać. I wiele się modlić. Kłopotem jest alkoholizm. Rozpijano ich, bo lepiej rządzi się ludźmi uzależnionymi. Są pozostałości tego stanu rzeczy. Wiek i doświadczenie pomaga w tej cierpliwości i wyrozumiałości. Młodzi często chcą owoców od zaraz, chcą nawrócić na siłę. Tu trzeba inaczej. Potrzeba wiele modlitwy i zaufania bardziej Bogu niż własnym siłom.

Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”

(misyjne.pl)