Paweł Biegański OMI: Z Holandii na Cejlon – misja brata „Whisky” [blog]

Potrzebujesz czegoś? Brat Józef załatwi wszystko. Włącznie z koniem i cygarami.

31 stycznia 2022

Gdy wpiszemy w wyszukiwarce hasło „Sri Lanka”, pierwsze wyświetlone wyniki to oferty turystyczne: „Sri Lanka – egzotyka w Twoim zasięgu!” – krzyczy z małego monitora jedna z ofert wakacyjnych. Kiedy byłem w piątej klasie podstawówki do naszej szkoły przyjechał misjonarz. Jeden z moich kolegów podniósł energicznie rękę i powiedział: „Uwielbiam podróżować i zwiedzać, kiedyś będę misjonarzem jak ksiądz”. Przez następne kilka minut zaproszony gość próbował nam wytłumaczyć różnice między misjami, a wycieczkami zagranicznymi. Jakie są zasadnicze różnice?

Karawana polskich misjonarzy oblatów wyjeżdżających na Cejlon (zdj. Archiwum OMI)

Przede wszystkim misje to nie jakaś prywatna inicjatywa. Na misje wysyła wspólnota Kościoła. Nie jedziesz tam, po to, aby poznawać obcą kulturę, zaspokoić ciekawość czy popróbować miejscowej kuchni. Misja to głoszenie Jezusa Chrystusa. Misjonarze nie śpią w hotelach i kurortach. Mają być zawsze blisko ludzi, wśród których pracują. Misje to nie wakacje, misje to życie.

Wróćmy jednak do Sri Lanki. Misjonarze oblaci przybyli na wyspę w listopadzie 1847 roku. Zaprosił ich włoski biskup Orazio Bettachini. Swoją pracę rozpoczęli od katechizacji najmłodszych mieszkańców. Z pomocą biskupa w krótkim czasie wybudowali dwie szkoły dla młodzieży męskiej. Założyli też bibliotekę z księgozbiorem w miejscowym języku tamilskim, co było rzadkością w tamtych czasach.

br. Józef Andrzejewski OMI (zdj. Archiwum OMI)

Podczas gdy oblaci angielscy i irlandzcy rozwijali misje na Cejlonie, w niewielkiej miejscowości niedaleko Kościana przyszedł na świat br. Józef Andrzejewski OMI. Był rówieśnikiem Stanisława Wyspiańskiego. W młodości wyjechał do zachodniej części Prus, aby tam pracować fizycznie. Kilka miesięcy przed dymisją Otto von Bismarcka dwudziestojednoletni Józef usłyszał w sercu głos powołania i wstąpił w St. Gerlach (Holandia) do nowicjatu w Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej (Polska Prowincja oblatów jeszcze wtedy nie istniała). Był pierwszym Polakiem, który złożył śluby czasowe w Zgromadzeniu.
Po osiemnastu latach posługi w Holandii przełożeni oblaccy posłali brata Józefa na misję do Cejlonu, który był wtedy brytyjską kolonią. Od początku misji brat Józef uczył się języka tamilskiego. Współbraciom z innych krajów ciężko było wymówić jego nazwisko, więc żartobliwie wołali na niego brat „Whisky”. Na miejscu pełnił funkcję ekonoma domu biskupiego w Jaffnie. Co dokładnie należało do jego obowiązków?

Współbracia nazywali go „człowiekiem od wszystkiego”. Potrzebujesz czegoś? Brat ci to załatwi. Otrzymywał od misjonarzy z różnych części wyspy listy z prośbami o produkty, których potrzebowali. Zwykle chodziło o wino mszalne, kadzidło czy komunikanty. Ale zdarzały się bardziej osobliwe prośby:

Lekarz zalecił mi lekki rosół, niech brat przyśle kilka gołębi,

Potrzebuję na wczoraj pięć drzewek mahoniowych,

W przyszłym tygodniu będą u nas parlamentarzyści, więc potrzebujemy 150 cygar,

Motocykl w cejlońskich warunkach się nie sprawdza, niech Brat załatwi konia, jeśli łaska.

Różne były potrzeby misjonarzy, ale z Bożą pomocą brat Józef starał się wszystko sprowadzać. W jego pokoju na biurku stał wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej, przypominał oblatowi o jego ziemi ojczystej.

Niższe Seminarium Duchowne w Jaffnie (zdj. Archiwum OMI)

Po dziewiętnastu latach podupadł lekko na zdrowiu, więc przełożeni wysłali go do Polski na kilkumiesięczny odpoczynek. Nabrał potrzebnych sił i wrócił z powrotem na Cejlon. Ostatnie lata życia polski misjonarz zajmował się cejlońską młodzieżą.

Brat Józef Andrzejewski OMI zmarł w 1939 roku w Jaffnie, gdy gubernatorem wyspy był Andrew Caldecott, autor poczytnych powieści science fiction. Brat Józef nie napisał żadnej książki w przeciwieństwie do gubernatora, nie miał też wpływu na światową politykę jak Otto von Bismarck. Był jedynie wierny do końca swojej misji. „Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie».” (Łk 10,20). W ostatecznym rozrachunku tylko to się liczy.

 

br. Paweł Biegański OMI – pracuje na Ukrainie.