Kanada: Oblat, który większość życia spędził w rezerwatach z Indianami [rozmowa]

Pracował duszpastersko w 25 rezerwatach w Kanadzie.

12 sierpnia 2022

W niedzielę 8 maja w parafii Chrystusa Króla w Poznaniu odbyła się uroczystość 50 rocznicy święceń o. Wojciecha Wojtkowiaka OMI, który pochodzi z oblackiej parafii, pracuje w kanadyjskiej Prowincji Wniebowzięcia.

Nasza rozmowa trwała ponad dwie i pół godziny (dobre trzy nabicia fajki – tytoń był jednym z ważnych tematów rozmowy). Trudno oddać ten czas w krótkim tekście, szczególnie, że ze względu na obecność s. Bernadetty (kanadyjska urszulanka), rozmawialiśmy głównie po angielsku. Aktualnie, ze względu na wiek i choroby, o. Wojciech mieszka w oblackim klasztorze, przy naszej parafii w Winnipeg – wyjaśnia o. Maciej Drzewiczak OMI.

Uroczystości jubileuszowe w rodzinnej parafii w Poznaniu

Wojciech Wojtkowiak OMI: Dobrze, że przyszedłeś z tytoniem. Kiedy przychodzisz do starszych zaczynasz od prezentu. Tytoń jest bardzo ważny. Dla Indian uprawa tytoniu była bardzo ważna. Zajmowali się tym mężczyźni. To było trudne, ponieważ te ludy nie były wcale pokojowe. Terytoria nie były związane tylko z pastwiskami, ale raczej z miejscami, gdzie znajdowały się aktualnie stada bizonów. Stąd pojawiało się wiele konfliktów. Jest wiele plemion. Moją pracę w Kolumbii Brytyjskiej zaczynałem z Szuszłapami (plemię).

Maciej Drzewiczak OMI: Jak rozpoczęła się Ojca praca?

Najpierw pracowałem w Toronto (7 lat), później w Welland Ontario (7-8). To była normalna, regularna praca w białych parafiach. Od początku chciałem pracować z Indianami (nativ ministry, First Nations). Dopiero po dłuższym czasie, po wielu prośbach prowincjał zgodził się na moje zaangażowanie w nową posługę. Tak trafiłem na północ Kolumbii Brytyjskiej do Indian. Po krótkim czasie dało mi się porozumieć z prowincjałem – dostałem małą, białą parafię w Lestock (Saskatchewan) oraz możliwość pracy w 13 okolicznych rezerwatach – Sue, Asiniboy, Cri… Diecezja Regina miała około 25 rezerwatów. Po kilku latach otoczyłem opieką duszpasterską wszystkie rezerwaty w tej diecezji. S. Bernadetta pracuje nadal z Indianami – już od 52 lat.

To jest ponad pół wieku doświadczenia…

Siostra Bernadetta: Zapytałam pewną starszą (elder), co sprawia jej największą radość i największy ból. Odpowiedziała, że kiedyś misjonarze „dzielili z ludźmi domy”, byli bardzo blisko ludzi. I to było piękne [teraz przeżywa porzucenie, stratę]. Mam 57 lat życia zakonnego. Zaczęłam w 1970 roku. Na pierwszej placówce poznałam księdza, który żył z ludźmi 25 lat. Dziś dopiero rozumiem, co próbował mi przekazać o trudzie życia z nimi. Po wielu latach widzę, jak bardzo skomplikowana i różnorodna jest ich kultura. Pokazują to choćby ich ceremonie pogrzebowe.

Czy trudno jest wejść w ich świat?

Wojciech Wojtkowiak OMI: Podczas jednej z tradycyjnych ceremonii, prowadzący ją starszy zwrócił się do obecnego tam księdza – człowieka, który poświęcił tej pracy swoje życie – brał udział w ceremoniach, znał bardzo dobrze języki różnych plemion… „Jesteś francuzem, księdzem katolickim, nie próbuj być jednym z nas. Nigdy nie będziesz jak my. Bądź, kim jesteś. Po prostu bądź z nami, staraj się nas rozumieć, pracuj z nami”.

Uroczystości jubileuszowe w rodzinnej parafii w Poznaniu

Czyli nie jest łatwo…

Do tego dochodzi kwestia stylu życia. Kiedyś umówiłem się z pewną rodziną na chrzest. Przygotowałem kaplicę. Czekałem pół godziny. Nie przyszli. Postanowiłem nauczyć ich punktualności. Poszedłem do mieszkania. Zapaliłem fajkę. Przyszli po jakimś czasie i powiedzieli, że są gotowi. Odpowiedziałem, że nie ma teraz czasu, bo palę fajkę. A oni – przyjęli tę informację jakby nigdy nic… i bez pretensji poczekali, aż dopalę [To miało też dobre strony]. Przejazdy między rezerwatami często się przedłużały ze względu na jakość dróg. Ludzie nigdy nie mieli do mnie o to pretensji. Czekali w skupieniu na liturgię.

Siostra Bernadetta: Praca z tymi ludźmi wymaga wiele czasu i wzajemnego zaufania. Tego nie da się zdobyć szybko. Ich trzeba rozumieć.

Wojciech Wojtkowiak OMI: Dla tych ludzi ważna jest stałość. Kiedy jeździłem między rezerwatami – nawet spóźniony – oni mieli pewność, że przyjadę. Oni wszyscy wiedzieli, że będę. To było dla nich ważne. Nie potrzebowali przypomnień. Jednak ta relacja potrzebowała dużo czasu, aby się rozwinąć.

Podsumowanie

Nasza rozmowa dotyczyła bardzo wielu wątków. Trudno je ująć, w krótkim artykule. Najbardziej poruszył mnie temat, którego nie udało mi się uchwycić w powyższych wypowiedziach. Chodzi o motyw poczucia krzywdy. W polskich mediach pojawiają się echa wielkiego skandalu szkół rezydencjalnych, który podzielił Kościół kanadyjski. O. Wojciech i s. Bernadetta zaznaczyli, że intensywność gniewu nie wynika jedynie z samego faktu skandalu, lecz również, lub głównie z powodu poczucia porzucenia, które noszą w swoich sercach przedstawiciele Indian (First Nations). Jak wspomniała siostra – kiedyś księża byli z ludźmi. Dziś ich domy (centra misyjne) często są puste, a ludzie czują się porzuceni. W tej trudnej sytuacji iskierką nadziei wydaje się być owocna współpraca świeckich katolików ze starszyzną plemienną. Właśnie taką pracą zajmuje się dziś s. Bernadetta w jednym z punktów wolontariackich.

(pg/tekst ukazał się w gazetce parafialnej „Chrystus Król”)