Związki mykologii i teologii. Tekst pozornie humorystyczny
Co ma wspólnego zbieranie grzybów z życiem duchowym?
Przyznam szczerze, że rzadko mam okazję dłużej posiedzieć w klasztorze, w którym mieszkam. Jak kończy się posługa misjonarza ludowego, zawsze w międzyczasie dzieje się coś na polu medialnym. Od dłuższego czasu w bagażniku wożę aparaty, obiektywy, statywy, dyfuzory światła… i kosz na grzyby. Przecież nigdy nie wiadomo, jaki las będę mijał, przemierzając Polskę wzdłuż i w szerz. Tak, jestem zapalonym grzybiarzem. Niekiedy emeryci w lesie dziwią się, gdy widzą stosunkowo młodego człowieka, który przeczesuje konkretne drzewa i krzaki. Ale zacznijmy od początku.
Mamo, grzyb…
Wszystko zaczęło się w domu rodzinnym. Lubiliśmy jeździć na grzyby, albo do Starego Lasu w Lublinie, albo – jeszcze bardziej – do Kołaczy koło Włodawy. Mam w głowie mgliste wspomnienia moich pierwszych zdobyczy. „Mamo, grzyb!” – krzyczałem, ściskając w małych dłoniach kapelusz. „A gdzie reszta?” – pytała mama, spoglądając na zgilotynowanego borowika. „Tam!” – wskazywałem na odległe miejsce. Szybko nauczyłem się, że grzyby trzeba zbierać w całości. Pomijam odwieczny spór wśród grzybiarzy – czy należy je wycinać, czy wykręcać. Jedno jest pewne – należy je zbierać w całości. Nawet jeśli hymenofor (spód kapelusza) wydaje się znajomy, to jednak trzon (noga) i jego usadowienie w ściółce (np. brak pochwy charakterystycznej dla muchomorów) są kluczowe do uniknięcia niebezpiecznej pomyłki. Tego trzeba się nauczyć.
Pasję zaszczepioną w domu niosę przez życie. Podobnie jest z wiarą. Pierwszym środowiskiem uczenia o świecie Pana Boga jest dom rodzinny. Wymownie pokazuje to ewangeliczna scena odnalezienia Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej. To najświętsze miejsce Izraela, tam była Szechina – miejsce obecności Boga pośród ludu. Do miejsca najświętszego w świątyni kapłan wchodził tylko raz w roku, miał przywiązany do kostki złoty łańcuch. Gdyby coś tam się stało, nikt nie odważyłby się wejść do środka – wyciągano go sprzed Szechiny właśnie przy pomocy tego łańcucha.
Jezus jest w domu Ojca, ale następnie wraca do Nazaretu i jak słusznie podkreśla jeden z moich współbraci, dopiero tutaj „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,52). W świątyni wiarę się przeżywa, spotyka się żywego Boga, ale uczy się jej w domu. Jak wskazuje Joseph Verlinde, zwątpienie Jezusa na Krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46) nie było pozą Chrystusa, Jezus nie udaje. Przeżywa nasze doświadczenie zgubienia Boga, opuszczenia. Ale ratuje się słowami, których uczył się, zasypiając na kolanach św. Józefa: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23,46). Ponoć te słowa do dziś wymawiają dzieci, zasypiając w wierzących żydowskich rodzinach…
Żeby coś znaleźć, trzeba wiedzieć, gdzie szukać
Mikoryza. Grzyby rosną w określonym środowisku. W tym roku w śląskich lasach polowałem na rydza – tego prawdziwego. Pod świerkami rośnie mleczaj świerkowy, pod jodłami mleczaj jodłowy (mniej smaczny, trochę gorzkawy), a prawdziwy rydz – Lactarius deliciosus – tylko pod sosnami. Podobnie jest z moim ulubionym grzybem – siedzuniem sosnowym – w moich stronach nazywanym „kozią brodą” – który rośnie tylko pod sosnami, w innym środowisku jest pod ochroną, a mikoryzując z jodłą możemy nadziać się na gorzką wersję tego owocnika. A szkoda, ma bardzo specyficzny orzechowy posmak.
To, co teraz napiszę, wydaje się banalne. Ale żeby zebrać upragnione okazy, trzeba udać się do lasu. Szukać ich w określonych miejscach. Oczywiście, jeśli szukamy czubajki kani, albo pieczarek – skierujemy się raczej na polany, łąki albo obrzeża lasu. Niemniej jednak trzeba znać środowisko. Trzeba chodzić…
Relacja z Bogiem przeżywana jest w Jego środowisku. Niektórzy ludzie, dość naiwnie twierdzą, że przecież mogę Go spotkać wszędzie – nie potrzebuję do tego Kościoła. To efekt naszych czasów. Ponowoczesność charakteryzuje się relatywizacją obiektywnych prawd. Ciężko fizycznie doświadczyć Boga poza Eucharystią, gdzie On jest obecny właśnie w taki sposób. Zresztą Jezus nie mógł tego ująć w bardziej prosty i oczywisty sposób:
Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. (J 6,53-56).
Tak wiarę przeżywał pierwotny Kościół, gromadząc się na „łamaniu chleba” – to techniczny termin z Dziejów Apostolskich na określenie Mszy świętej. Jeśli chcesz żyć, musisz jeść – jeśli chcesz żyć, musisz jeść Eucharystię.
Jeden z moich ulubionych argumentów – wierzący, niepraktykujący. Jednak jest tu ukryty oksymoron. Jeśli mąż twierdzi, że kocha żonę, ale nie praktykuje – nie przeżywa z nią codzienności, wyprowadzi się i nie odzywa się do niej latami – wprawdzie może uważać, że jest „kochający, ale niepraktykujący”, ale… komu potrzebna taka miłość, o ile w ogóle jest to miłość… Słusznie zauważa św. Jakub, że diabeł też wierzy w Boga, więcej – on wie, że Bóg jest – ale nie praktykuje…
Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą. Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków. (Jk 2,19.26)
Relację z Bogiem buduje się przez rozmowę – modlitwę. Nie chodzi tylko o katechizmowy paciorek, ale przebywanie w Jego obecności, uczenie się słuchania i dziecięcego dzielenia się z Nim naszym życiem. Ciężko to ograniczyć do chwili modlitwy rano i wieczorem, tudzież krótkiego westchnienia przed posiłkiem…
Atlas wiary
Wciąż poznaje nowe gatunki grzybów. Od dwóch lat przymierzam się do spróbowania muchomora czerwieniejącego – jest jadalny i ponoć przepyszny. W tym roku po raz pierwszy zebrałem kolczaka obłączastego i zacząłem zbierać krasnoborowika ceglastoporego. Ale żeby zebrać grzyba, muszę mieć 100% pewność, że to właśnie ten owocnik. Potrzeba atlasu, choć częściej sięgam po nagrania wideo doświadczonych grzybiarzy, grzyboznawców i klasyfikatorów grzybów.
Nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa – mówi św. Hieronim.
Jak mogę wierzyć w Kogoś, jeśli Go nie znam? Banalne, ale prawdziwe. Wszystko, co Bóg miał do powiedzenia człowiekowi o Sobie, wypowiedział w Chrystusie. Sięgając po Pismo Święte mam okazję poznać Boga, nie ulegając swoim subiektywnym przeczuciom, które mogą być fałszywe. Musimy mieć jednak świadomość, że nie wszystko zostało spisane w Ewangeliach. Każda z relacji zawiera wybór tego, co każdy z Ewangelistów uważał za konieczne, aby odbiorca uwierzył, że Chrystus jest Synem Bożym. Reszty uczył się w konkretnej wspólnocie, gdzie przekazywane było też ustne nauczanie Apostołów. To jest Tradycja, która z Pismem Świętym stanowi depozyt wiary strzeżony we wspólnocie Kościoła. Sięganie po Biblię i wiarę przekazywaną w Kościele – mamy ją zawartą w Katechizmie Kościoła Katolickiego, mam pewność, że się nie pomylę…
Zabójca w polskich lasach
W zasadzie mało jest grzybów śmiertelnie trujących. Dlatego obecnie dzieli się je na: jadalne, niejadalne i trujące. Niejadalne powodują generalnie perturbacje żołądkowe bądź mniejsze lub większe zatrucia, ale nie zagrażają bezpośrednio życiu człowieka. Gatunków śmiertelnie trujących jest niewiele. Jednym z nich jest z pewnością muchomor zielonawy (dawniej muchomor sromotnikowy). Niekiedy w mediach słyszymy, że można go pomylić z czubajką kanią, ale bardziej doświadczeni grzybiarze jasno przyznają, że jest to niemożliwe. Te dwa gatunki diametralnie się różnią. Bardziej podobny jest do gołąbka zielonawego. Ale ten ostatni ma raczej równogruby gładki trzon bez pierścienia i wyrasta z grzybni bez pochwy, charakterystycznej dla śmiertelnie trującego muchomora. Co ciekawe, ci, którzy spożyli muchomora zielonawego relacjonowali, że ma delikatny, przyjemny smak. To był jednak ich ostatni posiłek… Podobnie rzecz ma się z krwistoborowikiem szatańskim, niesłusznie mylonym z goryczakiem żółciowym. Ten ostatni zepsuje każde danie, ten pierwszy… może nawet zabić, a z pewnością spowoduje poważne zatrucie. Co ciekawe, jego smak jest też przyjemny i łagodny…
Bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie! – mówi Jezus, wskazując na zabójcę życia duchowego (Łk 12,5)
Taktyka złego ducha jest podobna, jak działanie grzybów trujących. Pokusa może wyglądać pięknie, jak chociażby krwistoborowik szatański czy muchomor zielonawy. Podobnie jak one może przypominać inne smaczne i jadalne grzyby. Grzech może z początku smakować łagodnie i przyjemnie… ale w końcu nas zabije.
Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. (Rz 6,23)
Opieram się na mądrości Kościoła. Staram się nie ulegać pokusie – nie chcę na własnej skórze przekonać się, że diabeł jest ojcem kłamstwa. Nie muszę próbować grzechu, żeby przekonać się, że mnie zabije. Podobnie nie chcę próbować grzybów śmiertelnie trujących, żeby się przekonać, że mnie zabiją. Wolę zaufać mądrzejszym ode mnie.
Nachalne strzyżaki…
Zmorą każdego grzybobrania są dla mnie strzyżaki sarnie. Wyglądają jak latające kleszcze, boleśnie gryzą, łażą po całym ciele, ciężko je zabić i od nich się odgonić. Oczywiście przed kleszczami się zabezpieczam, ale na te małe latające dranie nie ma skutecznego remedium. Niemniej jednak coraz częściej zauważam, że tam, gdzie się pojawiają, często są grzyby. Być może dlatego, że normalnie żywią się krwią saren, a te ssaki przemierzając lasy, rozsiewają przy okazji zarodniki grzybów.
Jeśli ktoś działa zgodnie z wolą Bożą, na pewno przyjdzie na niego pokusa: bo pokusa idzie albo przed każdym dobrem, albo za nim; i dobro, które nie zostało przez pokusę wypróbowane, nie jest pewne – pisze Doroteusz z Gazy.
Im bardziej doświadczamy nękania złego ducha, może to być znak, że zbliżamy się do wielkiego dobra przygotowanego przez naszego Ojca niebieskiego. Człowiek rozwija się, przekraczając samego siebie, pokonując swoje słabości i trudności, jakie napotyka na swojej drodze. Boimy się kryzysów, ale są one dla nas szansą do rozwoju, o ile mądrze je przeżyjemy. Greckie znaczenie tego słowa określa odcinanie tego, co już martwe, aby odkryć z nowej perspektywy ukryte dobro.
Tylko raz zdarzyło się, że uciekałem z lasu, gdy strzyżaki i komary zorganizowały na mnie prawdziwe polowanie. Towarzyszyła mi smutna refleksja, że gdzieś w kniejach zostały z pewnością wspaniałe okazy, a ja wracałem do klasztoru z niczym. Podobnie jest w życiu duchowym, niekiedy uciekamy, tracąc szansę rozwoju i odkrycia tego, co Bóg dla mnie przygotował.
Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu! Wiecie, że te same cierpienia ponoszą wasi bracia na świecie. A Bóg wszelkiej łaski, Ten, który was powołał do wiecznej swojej chwały w Chrystusie, gdy trochę pocierpicie, sam was udoskonali, utwierdzi, umocni i ugruntuje – pisze Apostoł (1 P 5,8-10)
Weki…
W tym roku zamarynowałem już kilkadziesiąt słoików różnych grzybów. Oprócz różnych borowików, podgrzybków w słoikach grzecznie czekają m.in.: rydze, czubajki kanie, kurki czy opieńki. Zdarzało się, że przygotowałem dla wspólnoty przepyszne mleczaje rydze i siedzunie sosnowe smażone z masełkiem na patelni.
W klasztorze jest nas blisko 30. oblatów, więc ilość też nie może być szczątkowa – tym bardziej, że grzyby w marynacie cieszą się dużą popularnością. Jednak przygotowanie przekąsek na zaś, kiedy będziemy świętować we wspólnocie różne uroczystości, przypomina mi o eschatologicznej perspektywie życia wiary. Często w naszym myśleniu zamykamy się do trwania po śmierci w stanie nieba, czyśćca czy piekła. Ale czeka nas uczta. Obraz ten jest bardzo często używany w Piśmie świętym.
Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. (Łk 12,35-40)
Kilka miesięcy temu śledziłem teologiczny spór dwóch cenionych przeze mnie biblistów. Dotyczył kielicha, który Jezus ma wypić w królestwie niebieskim (zob. Mt 26,29). Podczas Ostatniej Wieczerzy, zgodnie z tradycją Paschy, Jezus i uczniowie powinni wypić cztery kielichy. Trzeci stał się Nowym Testamentem Krwi Chrystusa – Eucharystią. Czwarty kielich był symbolem spełnienia czasów mesjańskich, przyjścia Mesjasza – przed jego wypiciem udali się do Ogrodu Oliwnego. Eucharystia jest zatem rzeczywistością otwartą, która dopełni się wtedy, gdy On powróci. Wtedy razem z Nim wypijemy czwarty kielich Paschy, Ostatniej Wieczerzy. Dlatego Msza święta nie jest ponowieniem tamtej Ofiary, ale za każdym razem przeżywamy tamtą wieczerzę. Msza święta uobecnia tamto wydarzenie, a dopełni się wraz z paruzją – przyjściem Chrystusa na końcu czasów, o które zresztą modlimy się w każdej Eucharystii. Wtedy zmarli zostaną wskrzeszeni do życia, przywrócony zostanie porządek raju i nastanie nowa ziemia oraz niebo…
I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową,
bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły,
i morza już nie ma.
I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe
ujrzałem zstępujące z nieba od Boga,
przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża.
I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu:
„Oto przybytek Boga z ludźmi:
i zamieszka wraz z nimi,
i będą oni Jego ludem,
a On będzie «BOGIEM Z NIMI».
I otrze z ich oczu wszelką łzę,
a śmierci już odtąd nie będzie.
Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu
już [odtąd] nie będzie,
bo pierwsze rzeczy przeminęły”.
I rzekł Zasiadający na tronie:
„Oto czynię wszystko nowe”. (Ap 21,1-5)
Mam cichą nadzieję, że tam też będą grzybki. A moje zawekowane słoiki na zaś, to symbol mojej obecnej współpracy z łaską Bożą, moja odpowiedź na Jego miłość, która wyraża się w konkretnych postawach i czynach – to wszystko jest zawekowane na dzień paruzji.
Paweł Gomulak OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista), ustanowiony przez papieża Franciszka Misjonarzem Miłosierdzia. Studiował teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego. Koordynator Medialny Polskiej Prowincji, odpowiedzialny za kontakt z mediami i obecność oblatów w mass-mediach. Pasjonat słowa Bożego, w przepowiadaniu lubi sięgać do Pisma Świętego i tradycji biblijnej. Należy do domu zakonnego w Lublińcu na Śląsku.
Komentarz do Ewangelii dnia
23 listopada 2024
Oblaci: z pasji do muzyki
22 listopada 2024
Z listów św. Eugeniusza
22 listopada 2024
Komentarz do Ewangelii dnia
22 listopada 2024
Olimpiada Znajomości Afryki: szansa na poznanie kontynentu
21 listopada 2024
Madagaskar: Prowincjał w Mahanoro
21 listopada 2024
Z listów św. Eugeniusza
21 listopada 2024