Od marzeń o wielkich pieniądzach i sławie do bycia oblatem [świadectwo]

Historia rozeznawania powołania...

3 listopada 2022

Najważniejszą rzeczą w życiu każdego młodego człowieka jest zdecydowanie, kim chce być, na której ścieżce będzie szczęśliwy i zyska życie wieczne. Rozpoznać, do czego Bóg go powołał. To pytanie zadaję sobie bez przerwy chyba od dziesięciu lat. Moje plany na przyszłość bardzo często się zmieniały, chciałem być chirurgiem, potem dentystą, potem biznesmenem, potem inżynierem, czy po prostu milionerem… Bo zawsze wszystko mierzyłem w kategoriach pieniędzy. Ale jednocześnie pielęgnowałam w sobie pragnienie bycia kimś większym, niż tylko człowiekiem sukcesu, więc zaczęły do ​​mnie dochodzić myśli o życiu konsekrowanym.

Jako dziecko zawsze planowałem dwie drogi na przyszłość: ścieżkę bycia księdzem i osobą świecką. To było w 3-4 klasie szkoły. Z biegiem czasu to pragnienie tylko wzrosło. W wieku trzynastu lat po raz pierwszy udałem się na pielgrzymkę do Matki Bożej Berdyczowskiej, zorganizowaną przez kapucynów. Była tam konferencja na temat powołania do kapłaństwa, na której usłyszałem to samo, co wtedy przeżywałem i będąc pod wrażeniem tego, co usłyszałem, zdałem sobie sprawę, że kiedyś jeszcze będę księdzem.

Ale był jeden problem: ja też wtedy chciałem być biznesmenem, więc nie wiedziałem, w którą stronę iść. Ale zrozumiałam, że to tylko moje dziecięce przemyślenia i że jeszcze daleko mi do czasu, kiedy trzeba je będzie rozstrzygnąć. Później moje pragnienie oddania życia Bogu i ludziom jako kapłan czasami zanikało, ale były momenty, że wracało z nową siłą.

W 2015 roku udałem się również na tą samą pielgrzymkę do Matki Bożej Berdyczowskiej. Tam już pierwszego dnia spotkałem kleryka Vadyma Dorosha OMI, który opowiadał mi o oblatach, o powołaniach różnych księży i ​​świętych, o misjach w Afryce i Azji… Lubiłem też słuchać kazań o. Pawła Wyszkowskiego OMI, a potem dowiedziałem się, że jest także oblatem. Tak poznałem oblatów. A podczas moich studiów na politechnice w Polsce fr. Vadym Dorosh OMI często zachęcał mnie do pojechania na rekolekcje dotyczące rozeznawania powołania do o. Krzysztofa Jurewicza OMI. Długo zwlekałem, bo myślałem, że jeśli pojadę, to na pewno pójdę do oblatów. I wciąż myślałem o ukończeniu studiów i szczęśliwym życiu. Wtedy miałem pieniądze, uniezależniłem się finansowo od rodziców, dostałem dobre stypendium, trochę więcej pracowałem. Miałem własny samochód i rzeczy, o których przedtem tylko marzyłem. Poza tym do końca studiów pozostał jeszcze rok, więc trudno było mi to wszystko zostawić. Ale właśnie wtedy moje pragnienie bycia księdzem, misjonarzem przewyższało wszystko inne. Takie myśli nie opuszczały mnie ani w dzień, ani w nocy.

Wtedy postanowiłem udać się na te rekolekcje. I ani razu tego nie żałowałem, bo tam znalazłem odpowiedzi na większość moich pytań. Później jeździłem na nie jeszcze kilka razy. A podczas święceń diakonatu Vadyma Dorosha OMI rozmawiałem z o. Pawłem Wyszkowskim OMI, który przypomniał mi, jak Jezus powołał Mateusza. Potem kilkanaście razy ponownie czytałem fragmenty Biblii o powołaniu apostołów. Ponadto codziennie uczęszczałam na nabożeństwa, nieustannie modliłam się, aby Pan pomógł mi, wskazał mi właściwą drogę. Dał jakiś znak. I otrzymałem wystarczająco dużo tych znaków, aby zrobić to, co zrobili apostołowie: natychmiast porzucić wszystkie moje sprawy i iść za Jezusem, aby być przedłużeniem Jego rąk na tej ziemi, aby wykonać dzieło, które rozpoczął dla zbawienia ludzi. Uświadomiłam sobie też, jak wielu ludzi na świecie nie zna Jezusa Chrystusa, aby mogli otrzymać życie wieczne… I to był jeden z głównych argumentów. Mając dwadzieścia lat, rozpocząłem postulat u Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Obuchowie. Potem odbyłem nowicjat na Świętym Krzyżu. I szczerze wierzę, że zrobiłem wszystko dobrze, tak jak chce tego Pan.

fr. Sviatoslav Chernetskyi OMI

Obecnie Sviatoslav jest na czwartym roku w Międzynarodowym Scholastykacie w Rzymie – przyp. red.

(pg/OMI Ukraina)