Był kapelanem Wehrmachtu – pozostał oblatem, kapłanem, po prostu… człowiekiem
Trzykrotnie skazywany na śmierć, został ścięty wraz z grupą kapłanów w Halle.
Był niemieckim misjonarzem oblatem, który na prośbę prowincjała został kapelanem w Wehrmachcie chociaż był uważany za „zagorzałego pacyfistę”. Nie godził się na zbrodnie nazistowskie, pomagał ludziom w potrzebie bez względu na pochodzenie i religię. Kilkukrotnie sądy Trzeciej Rzeszy skazywały go na śmierć. Tuż przed egzekucją zwrócił się do kapelana więzienia wojskowego: „Znowu spotkamy się w niebie”. Dziś podnoszą się coraz śmielsze głosy ze strony świeckich w Niemczech o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego o. Friedricha Lorenza OMI.
Chciał zostać oblatem jak tych dwóch młodych księży
Friedrich był synem naczelnika poczty w Keil Freden. Jego ojciec odpowiadał za dostarczanie przesyłek między Winzerburgiem a Lamspring. 10 czerwca 1897 roku urodził się mu syn. W 1902 roku rodzina przenosi się do Hildesheim. Młody Friedrich zostaje ministrantem w parafii św. Bernarda. Tutaj jest świadkiem Mszy prymicyjnej dwóch oblatów, to sprawia, że zapragnął zostać misjonarzem. Pięciu ministrantów wstąpiło do oblackiego kolegium św. Karola. Spośród nich tylko Friedrich zgłosił się do nowicjatu w St Gerlach.
Wojna i święcenia
Ponad miesiąc od rozpoczęcia nowicjatu, 21 września 1916 roku, został powołany do wojska. Było to w przeddzień krwawych walk pod Verdum i nad Sommą, gdzie został dwukrotnie ranny. Za służbę został odznaczony Krzyżem Żelaznym. Po zwolnieniu ze służby wraca do nowicjatu. Pierwsze śluby składa w lipcu 1920 roku. Następnie rozpoczyna studia filozoficzno-teologiczne w Hünfeld, gdzie 6 lipca 1924 roku przyjmuje święcenia prezbiteratu.
Jego pierwszą placówką był Nikolauskloster, który składał się głównie z misjonarzy ludowych. Ojciec Lorenz uchodził za utalentowanego mówcę, z tego też powodu skierowano go do Szczecina, który wówczas znajdował się w granicach Niemiec. Tutaj doświadcza pracy wśród mniejszości katolickiej i narastających napięć społecznych związanych z pogłębiającym się kryzysem gospodarczym. Jest świadkiem rodzenia się Trzeciej Rzeszy.
Kapelan Wermachtu
Sytuacja w Niemczech nieuchronnie wieściła nadejście kolejnej wojny. W tym czasie młody oblat otrzymuje poufne pismo od swojego prowincjała:
W razie wojny ojciec Friedrich Lorenz musi pełnić funkcję kapelana wojskowego. Daj nam znać, jeśli się zgadzasz. Uzyskuje się również zgodę biskupa Berlina – brzmiał krótki komunikat.
Tuż przed wybuchem II wojny światowej, 26 sierpnia 1939 roku, o. Friedrich Lorenz OMI zostaje kapelanem wojskowym i przydzielony do dywizji piechoty. Jako „fanatyczny pacyfista” uniknął chwycenia za broń, ale głównym motywem tej decyzji była troska o duszpasterską obecność w armii. Niedługo potem miał się przekonać o okrucieństwach, jakie popełniali nazistowscy żołnierze…
Bardzo szybko zaczął pomagać kapłanom i wiernym w okupowanej Polsce. W dyskretny sposób przekazywał dalej dowody o zbrodniach nazistowskich.
Kontakty z ludnością polską, zwłaszcza z księżmi, były dla niego wysoce niebezpieczne. Zachęcał ich, ostrzegał i doradzał, jak mają się zachowywać wobec władz niemieckich. Zachęcał proboszczów, by pozostali blisko swoich parafian, by dzielili ich cierpienia jak dobrzy pasterze, nawet jeśli oznaczało to narażenie życia. Cierpienia księży prześladowanych przez nazistów mocno ciążyły mu na sercu (…). Było wielu polskich księży, których przygotowywał do egzekucji, gdy nic więcej już nie można było dla nich zrobić. Wydaje mi się, że Boża Opatrzność wybrała go do tej posługi… – wspominał jeden z księży diecezji chełmińskiej w Polsce.
Jednocześnie ojciec Lorenz często udawał się do domu prowincjalnego, aby choć przez krótki czas spędzić ze swoją wspólnotą zakonną. Wydaje się, że dodawało mu to pokoju i chroniło przed utratą równowagi psychicznej.
„Grupa środka”
W 1940 roku ojciec Lorenz został pozbawiony stopnia oficerskiego i przeniesiony do cywila. Rzesza pozbyła się kapłanów z szeregów armii. Jednocześnie powraca do wspólnoty w Szczecinie, gdzie posługuje wśród robotników. Jego działalność duszpasterska razem z grupą innych kapłanów wzbudziła zaniepokojenie ze strony gestapo. W szeregi kapłanów wprowadzono szpiega, który miał przygotować akcję pacyfikacji tzw. „grupy środka”. Jako główne oskarżenie wysuwano słuchanie stacji zagranicznych i podważanie słuszności działań Trzeciej Rzeszy.
Dnia 4 lutego 1943 roku o godzinie 11.00 przeprowadzono akcję likwidacyjną. Pojmano 40 osób. W lipcu 1944 roku rozpoczął się ostatecznie proces. Zapiski ojca Lorenza o wydarzeniach z tamtego czasu znajdują się w oblackim archiwum.
Naziści nie potrafili ich zabić…
Trzykrotnie był skazywany na śmierć. Podczas pierwszego procesu w Halle skład sędziowski miał wątpliwości co do szkodliwej dla państwa działalności kapłanów. W związku z brakiem jednomyślności wydanie wyroku odroczono. W drugim sfingowanym procesie zapadł wyrok śmierci. Jednak sędzia Werner Lueben odmówił wykonania polecenia Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, mówiąc:
To nie jest sprawa przestępców ani elementów antyspołecznych. Ich tragedia polega na tym, że są katolickimi księżmi.
W nocy Werner Werber popełnił samobójstwo. Oficjalnie stwierdzono, że zginął w zamachu bombowym.
Po raz trzeci niemiecki oblat stanął przed składem sędziowskim w więzieniu armii niemieckiej Wehrmacht w Torgau. We wrześniu 1944 roku zapadł wyrok. 10 listopada 1944 roku został ścięty w Halle wraz z grupą kapłanów.
Trzy godziny przed śmiercią, 13 listopada 1944 roku o godzinie 16.00, ojciec Lorenz napisał:
Niech się stanie święta wola Boża! Chciał, abym żył nie więcej niż 48 lat, abym był księdzem nie więcej niż 20 lat. Polecam moją duszę miłosierdziu, dobroci i miłości Boga. Oddaję moje ciało ziemi, z której zostało wzięte. Krew [Chrystusa] spływała na Krzyż, Krew spływa na nasze ołtarze jako odnowienie ofiary Krzyża. Z Jego Krwią łączę moją kroplę krwi na cześć i chwałę Boga, któremu służyłem, w podzięce za wszystkie otrzymane łaski i dobrodziejstwa, a zwłaszcza łaskę chrztu świętego, pierwszej komunii świętej, oblacji i święceń kapłańskich; o zadośćuczynienie za moje grzechy i za grzechy całego świata, zwłaszcza za te, którym nie zapobiegam, lub za które jestem winny; prosząc o miłosierdzie dla mnie i wszystkich bliskich mi osób. Umieram jako ksiądz katolicki i oblat Maryi Niepokalanej w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja Niepokalana. Amen!
3 listopada 1947 roku w Hünfeld odbywa się pogrzeb zamordowanego zakonnika. Jeden ze scholastyków oblackich niesie urnę z prochami swojego współbrata, który nie pozostał bierny wobec zbrodni nazistowskich Niemiec. Czy to naprawdę były prochy ojca Friedricha Lorenza OMI? Ciężko powiedzieć…
Ojciec Morsbach, katolicki kapelan więzienia wojskowego, pisał 1 września 1947 r.:
Przed śmiercią obiecałem mu, że zadbam o chrześcijański pochówek według obrządków Kościoła katolickiego. Tak musi się stać. Nigdy nie zapomnę twarzy księdza Lorenza, tak promiennej i pełnej siły u schyłku życia. Uszczęśliwiły mnie jego ostatnie słowa na tej ziemi: „Znowu spotkamy się w niebie”.
(pg)
Komentarz do Ewangelii dnia
23 grudnia 2024
Z listów św. Eugeniusza
23 grudnia 2024
Komentarz do Ewangelii dnia
22 grudnia 2024
Komentarz do Ewangelii dnia
21 grudnia 2024
Komentarz do Ewangelii dnia
20 grudnia 2024
Z listów św. Eugeniusza
20 grudnia 2024