śp. Robert Koniczek OMI: „Jestem w rękach Boga, tylko Bóg, tylko Bóg”

W Obrze odbyły się uroczystości pogrzebowe śp. o. Roberta Koniczka OMI.

1 kwietnia 2023

W piątek, 31 marca, w obrzańskim klasztorze odbyły się uroczystości pogrzebowe śp. o. Roberta Koniczka OMI. Wieloletni misjonarz na Madagaskarze odszedł do Pana 27 marca br. w wolsztyńskim szpitalu, gdzie jednocześnie pełnił posługę kapelana. Ostatnie pożegnanie zgromadziło rodzinę zmarłego, blisko 50. współbraci zakonnych, delegację z rodzinnej parafii w Sośnicowicach w diecezji gliwickiej, siostry zakonne, przedstawicieli środowiska medycznego oraz przyjaciół i obrzańskich parafian.

śp. o. Robert Koniczek OMI (1961-2023)

Liturgii eucharystycznej przewodniczył bp Radosław Zmitrowicz OMI z diecezji kamienieckiej na Ukrainie. Zmarły oblat był współbratem z jednego roku formacyjnego hierarchy.

Bardzo chciałem być na pogrzebie Roberta, aby płakać nad jego śmiercią i uszanować braterstwo, przyjaźń, bo byliśmy razem siedem lat na Świętym Krzyżu i w Obrze. I uszanować jego powołanie misyjne, bo bycie misjonarzem to wielki dar, jaki otrzymał. Dzisiaj otaczamy go naszą miłością i oddajemy go Bogu, miłosierdziu Boga – mówił w słowie rozpoczynającym liturgię bp Radosław Zmitrowicz OMI.

W kazaniu bp Radosław Zmitrowicz OMI nawiązał do ostatniej rozmowy ze śp. o. Robertem Koniczkiem OMI:

Z głębokości jego serca wychodziła wielka wdzięczność. Byłem bardzo poruszony. Mówił dość długo, widać było, że wiele w nim tej wdzięczności było. Wdzięczności za życie, w jakiś szczególny sposób wdzięczności za tą końcówkę, jeszcze nie wiedział, co będzie. Mówił: „Jestem w rękach Boga, tylko Bóg, tylko Bóg. Nawet nie interesują mnie wyniki badań, jestem w rękach Boga. Chciałbym jeszcze, jeśli Bóg zechce, żyć i służyć, żeby chociaż troszkę odwdzięczyć się za to dobro, które otrzymałem i które otrzymuję też tam w szpitalu”. Trzy razy powtarzał: „Słuchaj, jak tu przyjechałem do Wolsztyna do szpitala, usłyszałem: Ojcze, jesteś w domu”.

Jego sposób życia, który nie był szukaniem poklasku, nie był uśmiechaniem się do wszystkich żeby zdobyć sympatię, żeby się podobać, żeby dobrze o nim mówili. W jego sposobie życia liczył się czyn, liczyło się coś poważnego, prawdziwa relacja – czasami cierpiał z tego powodu, bo mógł być niedoceniany, niezrozumiany, źle oceniany – ale Pan Bóg dał mu znak, że właśnie w tym szpitalu, w którym służył na swój sposób: mówiąc słowo, wspierając, modląc się, czasami jakiś subtelny uśmiech; że to wszystko było bardzo docenione. Widział, że ci, z którymi tam pracował, którym służył, są bardzo wdzięczni.

Nawiązując do stosunkowo krótkiego życia zmarłego, kaznodzieja podkreślił, że przeżył bardzo wiele. Dzięki łasce Boga, ojciec Robert mógł odkryć wdzięczność za wiele dobra, które dokonało się w jego życiu. Biskup Zmitrowicz wspominał wspólne lata formacji w obrzańskim scholastykacie oraz zdolność zmarłego współbrata do budowania trwałych relacji międzyludzkich.

Nie zabrakło również nawiązania do blisko 30. letniego doświadczenia misjonarskiego na Madagaskarze:

Bracia z Madagaskaru mogą powiedzieć znacznie więcej, bo byli z nim tam blisko. Ja tylko trochę korespondowałem, czasami jakieś spotkanie. Ogromne bogactwo życia, służba jako misjonarz, jako ksiądz. Rozgrzeszenia, Eucharystie i duszpasterstwo ludzi morza, uczenie katechezy, budowy i wędrówki w buszu… I później te niespodzianki w jakiś sposób – to zaproszenie do Obry i to zaproszenie do Wolsztyna, ta posługa w czasie covidowym. Pamiętam, jak mówił: „Ja nie wiem, czy te szczepionki są dobre czy niedobre, ale ja się zaszczepiłem, bo chcę służyć ludziom, chcę być w szpitalu, chcę być z nimi”. Tak pięknie dojrzewał do pełni życia.

Nawiązując do liturgii słowa, kaznodzieja ukazywał, że czytania przypadające na ten konkretny dzień są odzwierciedleniem doświadczenia życia śp. o. Roberta Koniczka OMI. Przeżycia Jeremiasza, który spotykał się z niezrozumieniem i przeżywał wewnętrzne kryzysy można odnaleźć w misjonarskim zmaganiu zmarłego oblata, ponieważ misja jest pierwszą linią frontu, gdzie człowiek doświadcza niebywałych trudności.

Jak Jeremiasz dojrzewać do głębokiej więzi z Bogiem. Z pewnością ten psalm, który słyszeliśmy: „Pana wzywałem i On mnie wysłuchał. Miłuję Cię, Panie, mocy moja”. Dojrzewamy i on dojrzewał do tego wyznania z głębi duszy, że „miłuję Cię, Panie”. Co może być większego w życiu człowieka, jak kochać Boga, mieć relację z Bogiem. To nie jest dodatek do życia. Właśnie on był misjonarzem posłanym przez Zbawiciela. (…) Nie niósł kultury cywilizacji europejskiej, polskości, był misjonarzem Zbawiciela – kontynuował kaznodzieja.

Dzisiaj tutaj jesteśmy też ze spokojem w sercu, mimo że z płaczem, to z pokojem w sercu, ponieważ jest życie wieczne. On służył temu życiu wiecznemu, które nie zaczyna się po śmierci fizycznej, zaczyna się wtedy, kiedy człowiek otwiera się na Ducha Świętego, na osobistą relację z Bogiem, kiedy zaczyna wierzyć, że ten Człowiek, który chodził po ziemi, który urodził się w Betlejem, który umierał na Krzyżu, nie jest tylko człowiekiem – jest objawieniem Boga, jest Bogiem.

Na koniec hierarcha zwrócił się do seminarzystów:

Jak wspaniałe powołanie: być misjonarzem. Nieść tą Dobrą Nowinę. Czy może być coś piękniejszego? I umierać też z Bogiem – co może być piękniejszego? I mieć nadzieję na życie wieczne – co może być piękniejszego? Pełnia życia dopiero się otwiera. Smak tego domu ten wędrownik, Robert – tyle wędrował po świecie, po różnych misjach, z domu do domu, z misji do misji – teraz wierzymy, że znalazł ten dom, gdzie naprawdę jest szczęśliwy i odczuwa tę miłość, która czyni człowieka szczęśliwym – zakończył bp Radosław Zmitrowicz OMI.

Posłuchaj całego kazania:

Na zakończenie liturgii eucharystycznej głos zabrał o. Marek Ochlak OMI, Prowincjał Polskiej Prowincji. Przełożony podziękował biskupowi Radosławowi Zmitrowiczowi OMI za przybycie na uroczystości pogrzebowe, wyraził wdzięczność rodzinie zmarłego misjonarza, środowisku medycznemu, pośród którego pracował śp. ojciec Robert oraz tym, którzy opiekowali się chorym oblatem. Ordynariusz Polskiej Prowincji podziękował miejscowej wspólnocie zakonnej, w sposób szczególny klerykom, którzy otaczali życzliwością swojego starszego współbrata. Wyraził wdzięczność Prokurze Misyjnej za troskę o śp. o. Roberta Koniczka OMI, kiedy przebywał w Poznaniu. Podziękował także oblatom za modlitwę we wspólnotach lokalnych; kapłanom, siostrom zakonnym i parafianom z Obry oraz okolicy, a szczególnie delegacji z rodzinnych Sośnicowic, którzy uczestniczyli w uroczystościach pogrzebowych.

Moi kochani, taka refleksja osobista. 20 lutego, kiedy Robert był jeszcze w Poznaniu, osobiście namaściłem go, udzieliłem komunii. Był jeszcze wtedy w dobrej formie fizycznej. Był czas, kiedy wysyłaliśmy sobie sms-y i chciałbym wam przytoczyć tekst jednego z sms-ów, który niech dla nas wszystkich, a zwłaszcza dla Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, będzie takim mocnym testamentem: „To jest ważne. Otoczony modlitwami i tak naprawdę tylko w Bogu jest nadzieja, że z tego wyjdę, czuję, że jestem w rękach Ojca i On otacza mnie swoją miłością. Trzeba przyjąć Jego wolę i ją wypełnić do końca – i będzie dobrze. Potrzebuję waszej modlitwy, by mieć siłę do przyjęcia i przeżycia tego, co dla mnie przygotował kochający Ojciec. I będzie dobrze. Moje cierpienia ofiaruję za ciebie, Marku, za naszą prowincję i też za niektórych OMI, aby nie pobłądzili. Niech dobry Bóg cię błogosławi i prowadzi, Marku. Pozdrawiam. Robert”.

Chciejmy ten czas zadumy, czas ostatniego pożegnania przeżyć po bratersku, żegnając naszego współbrata, a mojego towarzysza – jak powiedział ojciec biskup – z pierwszego frontu. Byliśmy przez wiele lat na jednej wyspie i rzeczywiście to jest pierwszy front, pierwszy front, który kształtuje osobowość. Uczy bliskości z Bogiem, ale uczy też wrażliwości na drugiego człowieka. Robercie, odpoczywaj w pokoju wiecznym. Amen – zakończył o. Marek Ochlak OMI.

Posłuchaj całej wypowiedzi Prowincjała Polskiej Prowincji:

Słowa wdzięczności wyraził również brat śp. o. Roberta Koniczka OMI. Przywołał wydarzenia z osobistego życia misjonarza, szczególnie cud Niepokalanej, która uratowała jego życie. Widzialnym wyrazem tej łaski była figura Maryi, którą Piotr Koniczek umieścił na trumnie zmarłego brata.

Chciałbym coś przeczytać, mianowicie z obrazka święceń kapłańskich od Roberta. Znalazłem obrazek Jezusa Miłosiernego i z jego hasłem na kapłaństwo: „A Bóg, dawca nadziei, niech wam udzieli pełni radości i pokoju w wierze, abyście przez moc Ducha Świętego, byli bogaci w nadzieję”. Prawie 35 lat temu. Bóg wam zapłać, żeście przyszli. (…) Historia powołania Roberta, o której się dowiedział w zeszłym roku. Ta niepozorna stara figura z gipsu. Jak Robert się urodził w lutym, rodzice przywieźli go do domu, w pewnym momencie po paru dniach Robert przestał oddychać i to trwało długi czas. Rodzice zawołali do Maryi: „Jeśli my go nie możemy mieć, to Ty go weź”. I Robert zaczął oddychać. 61 lat nie wiedział o tym. (…) Dwadzieścia lat czekała Maryja i Jezus, żeby to ofiarowanie Maryi Niepokalanej wykonać. Robert chciał iść do normalnego seminarium. (…) Poszedł do oblatów, nie wiedząc dlaczego. Maryja go zabrała – przyjdź do mnie, służ mi i Jezusowi. (…) Dziękujemy Bogu za Roberta, dziękujmy za wszystko, czym nas Bóg obdarza. (…) Dziękujmy Bogu za jego życie, za jego posługę, za jego śmierć.

Posłuchaj całej wypowiedzi:

Słowa wdzięczności skierował również do zebranych dziekan dekanatu wolsztyńskiego – ks. kan. Sławomir Majchrzak.

Obrzędom ostatniego pożegnania przewodniczył ostatni przełożony zakonny śp. ojca Roberta – o. Sebastian Łuszczki OMI. Zmarły misjonarz spoczął w oblackiej kwaterze na przyklasztornym cmentarzu w Obrze. Za jego posługę kapelana w wolsztyńskim szpitalu nad mogiłą podziękował przedstawiciel środowiska medycznego.

Zdjęcia w większej rozdzielczości można zobaczyć na profilu społecznościowym Polskiej Prowincji:

(pg)