Oblaci-katecheci o lekcjach religii

Rozpoczął się rok szkolny. Wielu oblatów jest zaangażowanych w nauczanie religii. To dla nich miejsce dzielenia się wiarą.

2 września 2024

Wojciech Trzcieliński OMI: by młodzież zobaczyła Kościół, który jest dla każdego

Ojciec Wojciech z parafii w Siedlcach uważa, że w szkole powinno być miejsce dla tego przedmiotu, jednak – zamiast dwóch godzin, wystarczyłaby jedna. – Jesteśmy w szkole, czyli w miejscu, w którym jest młodzież. Ona niekoniecznie przyjdzie do kościoła albo na chrześcijański event. Katecheta w przestrzeni szkolnej jest „na wyciągnięcie ręki”, jest to ważne – zauważa. Oblat dodaje, że religia nie powinna ograniczać się do murów szkoły, gdyż dobrym miejscem, do jej rozszerzenia w formie katechezy, jest parafia: „Powinno się znaleźć miejsce na katechezę przy parafii. Katecheza powinna prowadzić do Kościoła, do wspólnoty, do praktyki, do sakramentów. W szkole trudno mówić o środowisku wiary. Dlatego warto przemyśleć formy bycia tu i tam”. Ojciec Wojciech zaczyna drugi rok pracy jako katecheta. Doświadczył sytuacji, które zapadną na długo w pamięć. Jedna z czwartoklasistek w ubiegłym roku szkolnym, która została wypisana z lekcji religii, przychodziła na nie tylko po to, żeby pograć razem z klasą w mafię. – Graliśmy w grę jako dodatek do lekcji i uczennica specjalnie zostawała po lekcjach, żeby pograć. Z czasem zaczęła zadawać pytania o wiarę i o Pana Boga. Takie sytuacje sprawiają mi radość, bo są dowodem na to, że na prowadzonych lekcjach jest dobra atmosfera – wspomina. Oblat na każdej lekcji rozmawia z uczniami nie tylko na tematy przewidziane w podstawie programowej, lecz także na te, które aktualnie są ważne. A tych jest sporo. Niektóre związane są z moralnością i z przykazami, a jeszcze inne z tradycjami i zwyczajami. Chociaż pojawią się również pytania dotyczące lęków, na przykład przed spowiedzią. Wojciech Trzcieliński OMI mówi: „Punktem zaczepienia do trudnych pytań jest film lub zdjęcie. Dobrze sprawdzało się pokazywanie zdjęć i filmów z Ziemi Świętej, szczególnie w kontekście świąt Wielkiej Nocy czy Bożego Narodzenia. Dzięki temu uczniowie mogli zobaczyć miejsca związane bezpośrednio z omawianymi wydarzeniami”. Oblatów-katechetów zapytaliśmy także o to, jaka ich zdaniem jest dzisiejsza młodzież. Wojciech Trzcieliński OMI odpowiada: „Dzisiejsza młodzież jest dobra. Może czasami trochę niewysłuchana, może trochę niedoceniona, może trochę przytłoczona porównywaniem z poprzednimi rocznikami. Bardzo utalentowana. Wielu z nich ma możliwości i chęci, żeby rozwijać pasje, talenty sportowe, muzyczne, plastyczne. To całe bogactwo które ze sobą niosą. Lekcja religii to nie jest tylko miejsce przekazywania wiedzy. Powinna być podczas niej także przestrzeń na wysłuchanie, na docenienie, na pokazanie, że jesteś wartościowy. Uczniowie potrzebują to usłyszeć także, a może nawet przede wszystkim, na lekcji religii. Dobrze jest pokazywać, że ich doświadczenie Kościoła, czy konkretnego księdza nie wyczerpuje całości tematu. To ważne, by zobaczyli Kościół, w którym jest miejsce dla każdego”.

Karol Chmiel OMI: budować relacje, a nie spektakularnie nawracać

Ojciec Karol zwraca uwagę, że młodzi ludzie są bardziej wrażliwi: „Dzisiejsza młodzież na pewno przeżywa wiele rzeczy. Jest bardziej wrażliwa niż moje pokolenie. Szukają również relacji i chcą je budować na bazie autentyczności. Czasami nie potrafią, ale chcą się tego uczyć. Jestem daleki od mówienia – jak niektórzy – że dzisiejsza młodzież jest straszna i okropna. Na pewno natomiast przed nami – dorosłymi – jest duże wyzwanie, żeby im pomóc, szczególnie po pandemii, która sprawiła, że młodym jest jeszcze trudniej”. Karol Chmiel OMI zauważa, że młodzi na tematy dotyczące podstawy programowej są raczej obojętni. – Nie ma w nich ciekawości takiej, jak wtedy, kiedy rozmawiamy o obrazie samego siebie, o tożsamości lub płciowości. Z tego wszystkiego wyłania nam się obraz, że młodzi potrzebują poczucia, że nie są sami ze swoimi emocjami, że jest w porządku, jeśli coś przeżywają tak, a nie inaczej. Ważne jest dla nich, żeby zostali przyjęci takimi, jakimi są – mówi. Oblat wspomina, że temat lekcji, który najbardziej zainteresował uczniów dotyczył emocji. Widząc to zainteresowanie – stwierdził, że podczas religii postara się przekazywać im zarówno treści merytoryczne, jak i omawiać nurtujące ich aktualnie kwestie, szczególnie, że treści w podręczniku nie zawsze ich dotyczą: „W szkole większość uczniów jest niewierząca. Nawet jeśli zdarzą się pojedyncze osoby, to tak naprawdę ¾ klasy ostatni raz w kościele była na swojej pierwszej Komunii kilka lat temu. Treści katechizmowe w środowisku szkolnym są trudne do przekazania ze względu na to, że to jest środowisko, które się szybko zmienia, a wolno przychodzi mu przyjmowanie Ewangelii. Dlatego wydaje mi się, że ważniejsze jest, żeby z młodymi zbudować jakąś relację i przy okazji przemycać im podstawową wiedzę nawet o tym, o czym mówiliśmy na początku – że są ważni dla Pana Boga i że On jest dla nich Ojcem, a nie surowym sędzią”.

Karol Chmiel OMI, podobnie jak o. Trzcieliński OMI, jest na początku bycia nauczycielem. Wychodzi z założenia, że ważne jest, aby z młodymi ludźmi najpierw zbudować relacje, a nie zacząć ich spektakularnie nawracać. – Każdy chciałby osiągnąć sukces w tym, co robi. Lekcje religii to nie tylko moje gadanie. Bo w takim przypadku nie zbuduje się między mną a uczniami żadna relacja. I dla mnie jako dla nauczyciela ważne jest, aby sobie uświadomić, że musimy się z uczniami poznać, że oni też mnie sprawdzają, chcą dowiedzieć się, na ile mogą sobie pozwolić. To też chyba jest wpisane w ich rozwój, w to, co obecnie przeżywają i w ich dojrzewanie. I moje zadanie jako dorosłego w tym wszystkim jest takie, – żeby w to wszystko tak do końca nie wejść, żeby panować nad swoimi emocjami i przyjąć tę młodzież – przyznaje duszpasterz.

Fot. Freepik/Freepik

Adrian Kotlarski OMI: uczniowie to nadzieja na przyszłość Kościoła

Ojciec Adrian jest katechetą w Zespole Szkół nr 1 w Kędzierzynie-Koźlu. Uważa, że lekcje religii w szkole są potrzebne i konieczne, a przeniesienie ich do salek parafialnych i nie poprawi ich jakości lub frekwencji. „Wielu uczniów ma zapełniony grafik zajęć pozaszkolnych. Odbywają się one nawet w soboty. Ewentualne uczestnictwo w zajęciach z religii organizowanych przy parafii wymagałoby od nich własnej inicjatywy, rezygnacji z aktywności pozalekcyjnych, albo w wielu przypadkach wymusiłoby to po prostu rezygnację z regularnych zajęć z religii” – zauważa. Oblat podziwia uczniów, którzy nie rezygnują z lekcji religii w szkole, mimo że odbywa się ona czasami we wczesnych godzinach porannych albo na ostatnich lekcjach. Nazywa to marginalizowaniem przedmiotu: „Godziny te nie sprzyjają zatrzymaniu na lekcji uczniów mało ugruntowanych w wierze, na których ewangelizacji szczególnie powinno nam zależeć. Wielu spośród nich nie zobaczymy regularnie w kościele czy przy parafii. Lekcje religii są dla nich jedyną regularną praktyką wiary i często jedyną okazją do zbudowania relacji z Bogiem”. „Dwie godziny katechezy, w zestawieniu z innymi przedmiotami, w wielu klasach są nadmiarem” – mówi ojciec Adrian i dodaje, że redukcja godzin lekcji religii jest koniecznością także ze względu na brak kadry nauczycielskiej w niektórych regionach.

Do tej pory oblat uczył w dwóch szkołach podstawowych – we Wrocławiu oraz w Kodniu nad Bugiem. – Doświadczyłem bycia katechetą na każdym poziomie szkolnym, za wyjątkiem przedszkola, począwszy od pierwszaków, a skończywszy na maturzystach. Najtrudniejszy był pierwszy rok pracy. Trudno było się odnaleźć w funkcjonowaniu oświaty oraz z jej biurokracją. Musiałem nauczyć się pracy z uczniami, wyrobić nawyki i sposoby postępowania. Nie był łatwy czas pandemii i zdalnego nauczania. Teraz natomiast – pracując z młodzieżą, doświadczam czegoś nowego w jakości i w poziomie nauczania jako katecheta. Mniej energii i uwagi pożytkuję na dyscyplinę wśród uczniów, więcej jest okazji do jakościowych rozmów i budowania relacji, co najbardziej cieszy mnie w pracy. Lubię momenty, kiedy pozdrawiają mnie poza szkołą, czy nawet podsyłają kogoś z najbliższych na rozmowę duchową albo spowiedź – opowiada. Jednym z największych wyzwań dla o. Kotlarskiego OMI jest zaciekawienie uczniów przedmiotem, gdyż wiele tematów z podstawy programowej odpowiada na pytania, które młodzież w ogóle sobie nie stawia lub są dla niej mało istotne. Dlatego stara się on ubogacić program lekcji o dyskusje, filmy oraz wypracowania na interesujące i związane z religią tematy. Na ostatnich zajęciach w ubiegłym roku szkolnym uczniowie mieli za zadanie napisać wypracowanie, w którym odpowiedzą na pytanie: „Co ludzie powiedzą o mnie po mojej śmierci?”. Niektóre z odpowiedzi zaskoczyły oblata. Ale wszystkie były bardzo wartościowe.

– Moi uczniowie dają mi dużo nadziei na przyszłość Kościoła. Zależy im na wierze, szukają głębi, stawiają mądre pytania, co na pewno przyniesie dobre owoce. Doceniają uwagę, jaką poświęca się im na lekcji i poza nią. Czasem wystarczy tylko i aż być dla nich życzliwym człowiekiem, który zarówno wymaga, jak i zna ich po imieniu. Najlepszym komplementem z ich strony, jaki usłyszałem było stwierdzenie, że nie bardzo pamiętają, co było na ostatniej lekcji, ale pamiętają, że było fajnie. A żeby była dobra atmosfera, życzliwość, ciekawie, to trzeba się często bardzo wysilić i dobrze przygotować. Jeśli po wielu latach, to że na religii było fajnie, miałoby być jedynym wspomnieniem uczniów z katechezy, to mi to w zupełności wystarczy – podsumowuje.

Fot. Freepik/Freepik

Krzysztof Wrzos OMI: to nie jest zwykły przedmiot

Ojciec Krzysztof uczy religii od dziesięciu lat. Ma doświadczenie lekcji religii odbywających się w szkole. – Osoby mające doświadczenie katechezy przyparafialnej mówią, że było wtedy fajnie, że chodzili na nią tylko uczniowie, którzy chcieli. Ale to były inne czasy. Dziś dzieci i młodzież mają mnóstwo zajęć pozalekcyjnych: treningi, szkoła muzyczna, basen, język obcy, korepetycje. W dodatku rodzice są zaangażowani w zawożenie dzieci na zajęcia. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że pośród tych wszystkich zajęć znajdzie się jeszcze czas, by dwa razy w tygodniu zawieźć dziecko do parafii na katechezę. Dlatego religia w szkole jest dużym ułatwieniem dla uczniów i rodziców. To kwestia czasu, gdy ten przedmiot zostanie zredukowany do godziny w tygodniu, bo jest coraz mniej katechetów. Wtedy można by wykorzystać sytuację, by w szkole mówić o Bogu – przekazywać wiedzę o Nim, a w parafii prowadzić do Boga, uczyć budowania relacji z Nim – zauważa oblat. Duchowny podkreśla, że widzi owoce swojej pracy i dlatego bardzo ją lubi. Jego celem jest, by uczeń na koniec roku szkolnego mógł powiedzieć: stałem się lepszym człowiekiem, przybliżyłem się do Boga. – Najbardziej cieszy, gdy widzę uczniów, którzy zaczynają regularnie chodzić na mszę świętą oraz do spowiedzi, gdy zaczynają angażować się we wspólnoty parafialne (ministranci, schola, Dzieci Maryi, młodzieżowa wspólnota NINIWA). A jeszcze bardziej cieszy mnie, gdy uczniowie zaczynają przyprowadzać swoich rodziców do Kościoła. Wiele sytuacji pokazuje mi, że warto głosić Ewangelię w szkole. Pewna dziewczyna, która przychodziła do mnie na lekcje religii nie była z wierzącej rodziny (miała tylko chrzest), ale chciała uczestniczyć w lekcjach. Pod koniec drugiej klasy gimnazjum przyszła do mnie i powiedziała: „Ojcze, bardzo bym chciała przyjąć Pana Jezusa do swego serca”. Dwa tygodnie później przystąpiła do pierwszej spowiedzi i na mszy niedzielnej przyjęła Pana Jezusa w Komunii Świętej (nikt z ludzi w kościele nie wiedział, że to była jej pierwsza Komunia święta). Widzę bardzo sens lekcji religii w szkole i staram się wykorzystywać tę przestrzeń do ewangelizacji – przyznaje.

Nie traktuję lekcji religii jako zwykłego przedmiotu. Ojciec Krzysztof nie robi sprawdzianów, kartkówek, zadań domowych i nie odpytuje uczniów z ostatnich lekcji. Jego główny cel stanowi pogłębianie wiary przez młodzież, przybliżanie jej Boga i wiedzy teologicznej. – Dlatego każdy temat, który jest w podręczniku, staram się odnieść do codzienności, do ich życia. Myślę, że najbardziej dociera do nich moje świadectwo. Bardzo często mówię im, jak ja przeżywam  wiarę, relacje z Bogiem, jak się nawracam, jak Bóg do mnie mówi przez swoje słowo, jak mnie zmienia – dodaje.

Karolina Binek/Fot. Freepik