„Trochę więcej modlitwy, zadumy nad sensem życia może nam wyjść na zdrowie!” – komentarz teologa o obecnej sytuacji

This is a custom heading element.

21 marca 2020

Wobec sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, nie wypada nie zastanowić się na tym, co się nam właśnie przydarza. Jako żywo, przypominają mi się sceny z filmów! Widzicie, mimo, że dzieli nas ocean, bo, jak wiecie, mieszkam w Ottawie, ze względu na globalizację oraz związany z nią fenomen mobilności ludzi na świecie, solidarnie stawiamy czoła temu samemu wirusowi. Znajdujemy się w Kanadzie w bardzo podobnej sytuacji do Polski: szkoły i inne miejsca gromadzenia się ludzi zamknięte, panika, pustki w sklepach oraz atmosfera lęku. Jak się w tym wszystkim odnaleźć?

Film grozy stał się rzeczywistością

Ze względu na globalizację oraz związany z nią fenomen mobilności ludzi na świecie, solidarnie stawiamy czoła temu samemu wirusowi. Zazwyczaj zagrożenie zostaje w końcu opanowane. W najgorszym przypadku trzeba opuścić Ziemię, ale dla nas to raczej nierealne…

Wielu z nas oglądało niejeden film futurystyczny na temat wirusów czy epidemii. Niemało się ich już ukazało… Na świeżo przypominają mi się odcinki Więźnia labiryntu („Maze Runner”). Skąd biorą się wirusy w tych filmach? Jedne pochodzą z kosmosu i przylatują na meteorach, inne są wynikiem ciekawości ludzkiej w eksploracji kosmosu i są przywożone na ziemię przez astronautów; niektóre powstają w sekretnych laboratoriach na orbicie ziemskiej albo nawet na Ziemi. Nie wiem, czy wiecie, ale w Wuhan, skąd bierze początek nasz obecny wirus, znajduje się właśnie takie laboratorium…

Wuhan w Chinach (zdj. Pixabay)

Jak w tych filmach ludzie radzą sobie z epidemią? Oczywiście poprzez izolację zakażonych, opanowywanie paniki, w końcu zaangażowanie wojska oraz dramatyczne próby wyprodukowania antidotum (szczepionki), o którą, jeśli takowa się w końcu pojawia, wszyscy walczą na życie i śmierć. Tworzy się enklawy ludzi zdrowych, wysokie mury, punkty kontrolne, itd. Takie są w większości scenariusze tych filmów. Zazwyczaj zagrożenie zostaje w końcu opanowane. W najgorszym przypadku trzeba opuścić Ziemię, ale dla nas to raczej nierealne…

A my, na jakim etapie jesteśmy? Czy nie macie wrażenia, że uczestniczymy jakby w jakimś filmie? A może w próbie generalnej przed czymś o wiele większym?

Problem wirusa oczami wiary

Podobnie jak w przypadku wirusa, w celu osiągnięcia uzdrowienia potrzeba odizolowania się od grzesznej sytuacji

W drugiej części mojej refleksji chciałbym spojrzeć na problem wirusa oczami wiary. Może spotkaliście się już kiedyś z porównaniem wirusa do grzechu? Podobnie jak wirus, grzech się rozprzestrzenia. Są miejsca i sytuacje, kiedy wystawiamy się bardziej na działanie grzechu. Nazywamy to bliską okazją do grzechu. Podobnie jak w przypadku wirusa, w celu osiągnięcia uzdrowienia potrzeba odizolowania się od grzesznej sytuacji, nawrócenia, po prostu odwiedzania innych miejsc niż dotychczas. Gdy rozwijam to porównanie, pojawia się w mojej głowie pytanie, czy jestem gotowy do podjęcia tak konsekwentnych środków w walce z grzechem w moim życiu, jak to czynię w przypadku zagrożenia wirusem? Myślę, że to dobre pytanie na wielki post, który, może opatrznościowo, pokrywa się z naszą epidemią?

Trochę więcej modlitwy, zadumy nad sensem życia może nam wyjść na zdrowie!

Kain i Abel (Pixabay)

Poza tym czas epidemii ukazuje też bez wątpienia kondycję naszej wiary. Jaka jest w moim sercu proporcja pomiędzy lękiem a zaufaniem Bogu? Św. Paweł przypomina nam, że z Chrystusem zostaliśmy pogrzebani w śmierci, a zatem już umarliśmy i śmierć nie ma już nad nami władzy. Oczywiście nasze ciało ulegnie zniszczeniu, ale a cudowny sposób już jesteśmy dziedzicami życia wiecznego! Czy traktujemy tę prawdę wiary na poważnie? Czy wpływa ona na nasze codzienne życie? A może dajemy się przekonać, że w obecnej sytuacji musimy poradzić sobie sami i że Pan Bóg przestał się troszczyć, że wycofał swoją obecność? I czy w takiej sytuacji zagrożenia jestem gotowy służyć tym, którzy są w potrzebie?

Mamy teraz więcej wolnego czasu. Zachęcam Was, żeby tego czasu nie zmarnować. Trochę więcej modlitwy, zadumy nad sensem życia może nam wyjść na zdrowie!

I tego zdrowia, nie tylko ciała, ale również duszy z całego serca wszystkim życzę!


Ojciec de hab. Andrzej Jastrzębski OMI – polski Misjonarz Oblat Maryi Niepokalanej. Śluby zakonne złożył w 1993 roku, święcenia prezbiteratu przyjął w 1999 roku. Teolog, filozof, absolwent studium psychoterapii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Aktualnie pracuje na oblackim Uniwersytecie św. Pawła w Ottawie. Zafascynowany człowiekiem, prowadzi badania interdyscyplinarne z neurobiologii, filozofii, psychologii i teologii.

 

 

(pg/niniwa.org)