Lwów: „Ruscy strzelają, Pan Bóg bomby nosi”

Ostrzał artyleryjski dosięgnął Lwowa.

26 marca 2022

Syreny alarmowe we Lwowie odezwały się wczoraj przed 16.00 czasu polskiego. Z doniesień agencyjnych świat mógł się dowiedzieć, że ostrzelano skład paliwowy i jednostkę wojskową w okolicach ul. Łyczakowskiej. W ciągu kilku godzin doszło jeszcze do dwóch eksplozji na przedmieściach miasta. Nad Lwowem pojawiły się kłęby dymu.

Misjonarze oblaci przebywali w swoim mieszkaniu.

Pracowałem nad kazaniem – relacjonuje o. Błażej Gawliczek – Znajomy wojskowy napisał, że radzi nam, abyśmy się udali do ukrycia, bo trzy bomby spadły za Lwowem. Patrzyłem na mapach. Od nas, od naszego mieszkania to jest jakieś plus minus dziesięć kilometrów.

Czuć napięcie, ale życie toczy się w miarę normalnie

W centrum Lwowa na razie nic się nie dzieje. Wyczuwa się napięcie, ale ludzie starają się żyć „normalnie”. Wszyscy obawiają się, że może dojść do bombardowania punktów pomocy humanitarnej. Miasto nie tylko jest ważnym punktem na drodze uchodźców wojennych, ale również dociera tutaj pomoc humanitarna, która jest przekazywana w głąb Ukrainy. Niedaleko oblatów znajduje się centrum zarządzania pomocą. Kolejne obawy są o dworzec kolejowy, który służy ogromnej masie ludzi.

Rzeczywiście pojawiło się dużo wojskowych na ulicach. Tutaj na rynku, głównie przy operze, kręci się niemiłosiernie wielu ludzi i wtedy, kiedy zawyją syreny , to nagle pojawiają się znikąd jacyś wojskowi, którzy nakazują, żeby natychmiast udać się pomiędzy kamienice i tam przeczekać do zakończenia alarmu.

Podobnie funkcjonuje transport w mieście. W trakcie alarmu wszyscy muszą znaleźć bezpieczne schronienie. Ludzie mówią, że Lwów szykuje się na konkretny atak.

Oblaci robią, co mogą – brakuje samochodu

Jednym z zajęć misjonarzy jest pomoc przy pomocy humanitarnej. Jednocześnie toczy się normalna posługa sakramentalna.

W poniedziałek jest kolejny pogrzeb naszego parafianina. Staramy się jakoś funkcjonować i pomagać. Naprawdę, dla jednego księdza tu jest co robić, a jeszcze w tym czasie brakuje mi czasu, żeby na przykład przysiąść do kazania. Nie potrafię się skupić, tego wszystkiego jest bardzo dużo… Człowiek jest już trochę tym wszystkim zmęczony. Jest takie zmęczenie psychiczne – wyjaśnia ojciec Gawliczek.

Do oblatów zgłosiła się tez młoda rodzina z prośbą o chrzest dla swojego dziecka.

Dodatkowym utrudnieniem w codziennej posłudze jest brak samochodu, który tymczasowo jest w Polsce. Prawdopodobnie dotrze z powrotem do Lwowa w kwietniu. Jest potrzebny chociażby do rozwożenia pomocy humanitarnej miejscowym parafianom. Ponadto wielu ludzi dzwoni i prosi o posługę sakramentalną. Niemniej jednak misjonarze nie tracą nadziei, robią, co mogą.

Wszystko na chwałę Pana Boga – dodaje zakonnik – Dzisiaj dzwonił do mnie superior delegatury, mówiąc, żebym nie przejmował się tymi bombami. „Zamknij oczy i się przeżegnaj” – ja tak robię. Ruskie strzelają, Pan Bóg bomby nosi.

(pg)