Czasem się wydaje, że Boga nie ma [1000 dni wojny w Ukrainie]
Pełnoskalowa wojna, która dotyka całą Ukrainę trwa już tysiąc dni.
Oficjalne statystyki mówią, że zabitych z rąk Rosjan zostało ponad 30 tysięcy osób cywilnych i ponad 35 tysięcy żołnierzy ukraińskich. Wiemy jednak, że ta liczba jest kilkanaście razy wyższa. Jako ludzie Kościoła pozostaliśmy na miejscu. Nie mogło być inaczej. Dalej ewangelizujemy, pomagamy. Dzieje się tu Ewangelia.
Nie byliśmy gotowi na tę wojnę. Zresztą, kto by był? Kilkadziesiąt lat względnego pokoju w Europie przyczyniło się do tego, że nawet kiedy z Kijowa przedstawicielstwa dyplomatyczne zabierały po kolei swoich ludzi, mało kto do końca wierzył, że wojna stanie się realnością i Rosjanie ruszą na Kijów. A kiedy naprawdę ruszyli, dla wszystkich był to szok, że tak okropne barbarzyństwo-ludobójstwo (chociażby Bucza, Irpień) jest możliwe w XXI w. Ludzie masowo zaczęli uciekać z Kijowa. Mówi się, że ponad 40% mieszkańców od razu opuściło stolicę.
Odgałęzienia piekła
Dawano nam tylko trzy dni. Po odejściu wojsk rosyjskich spod Kijowa w lasach znaleziono skrzynki, a w nich wiele rosyjskich medali, bo planowano już paradę 9 maja na Chreszczatyku – głównej ulicy Kijowa. Wojska rosyjskie miały maszerować z medalami za zdobycie Kijowa na piersi. To, że Ukraina istnieje, trwa i walczy do dziś, to wielki cud Boga. Jeden z naszych parafian, powiedzmy Ołeh, niedawno zmobilizowany do wojska, tak napisał: „Dużo się modlę. Jest mnóstwo czasu na modlitwę: kiedy odpoczywam, kiedy idę, kiedy poszczę, kiedy kopię. Ale są chwile, kiedy nie mogę się modlić. Kiedy coś przelatuje w pobliżu, mózg nie działa. Odruchy działają. Szybko opadnij, dociśnij się do dna rowu, zanurkuj w dziurę. I czekaj, aż to wszystko się skończy. W takich momentach najwyżej wydaje się, że Boga nie ma. I to nie jest dalekie od prawdy. Piekło to przecież nie kotły z gorącą żywicą, ale istnienie bez Boga. A tutaj, podczas wojny, na ziemi jest wiele odgałęzień piekła. Prawa fizyki działają, ale są wyjątki. Każdemu przydarzył się moment, który można nazwać cudem. Kiedy rosyjski Huragan ląduje prosto w rowie, gdzie wczoraj były nasze pozycje. Kiedy znajduję minę, po której chodziłem i jeździłem. Kiedy pocisk wlatuje do naszego rowu i nie eksploduje. I kiedy są takie chwile, to wiem, że są ludzie, którzy się za nas modlą. A w zimnym świecie, w którym jest tyle zła, jest miejsce na cud. Jest on zawsze możliwy, jeśli wpuścimy Boga do naszej duszy i naszego życia”.
Wojna zmienia
Wojna nas zmienia. Przez ciągłe syreny, zatrważające wiadomości z frontu, gdzie są ich bliscy, ludzie tracą odporność psychiczną. Jedna osoba pisała do mnie, prosząc o modlitwę, gdyż od ponad miesiąca w ogóle nie śpi w nocy. Niedawno znajomi Ołena i Dmytro z Sum powiadomili mnie, że alarm przeciwrakietowy trwał bez przerwy przez 28 godzin i 2 minuty. Ludzie stają się coraz mniej cierpliwi i psychicznie zmęczeni ciągłymi syrenami, wyłączaniem prądu i atakami Rosji. Ale to nie łamie ducha narodu. Ostatnie statystyki pokazują, że odsetek osób postrzegających przyszłość Ukrainy jako beznadziejną waha się od 15% do 26%. Jednak właściwie cały kraj spodziewa się znacznego pogorszenia sytuacji zimą (średni wskaźnik złych oczekiwań to 55–60%).
Już długo
Pamiętajmy, że wojna zaczęła się 1 marca 2014 r. od aneksji Krymu i wtargnięcia Rosji do obwodów donieckiego i ługańskiego. A to już ponad dziesięć lat. 24 lutego 2022 r. zaczęła się wojna na pełną skalę. Oficjalne statystyki mówią, że przez te 1000 dni z rąk Rosjan zginęło ponad 30 tysięcy cywilów i ponad 35 tysięcy żołnierzy ukraińskich, ale wiemy, że te liczby są kilkanaście razy wyższe.
Pustki
Sporo ludzi wyjechało z Ukrainy (6,3 mln według statystyk ONZ) i wciąż nowe rodziny planują wyjechać do Kanady lub Europy, gdyż nadchodząca zima bez prądu będzie bardzo ciężka. Współbracia z Polski mówią, że większość kierowców uberów w Polsce, Niemczech czy w Austrii to Ukraińcy w wieku poborowym – to też problem. Jeśli w 2022 r. dynamika frontu, który potrafił przemieszczać się o setki kilometrów w tygodniu, przypominała II wojnę światową, to ostatnie półtora roku jest repliką I wojny światowej, która, bez znacznych posunięć terytorialnych, zmieniła życie i losy ludzi.
Ponad dwa miesiące temu – 6 sierpnia – miało miejsce doniosłe wydarzenie nie tylko w historii nowożytnej, ale także w historii świata. Nie, to nie była jedynie ofensywa Sił Zbrojnych w obwodzie kurskim. Po raz pierwszy w historii zagraniczne wojska w celach obronnych oficjalnie i demonstracyjnie wkroczyły na terytorium największej potęgi nuklearnej świata. To nigdy się wcześniej nie zdarzyło. Nikt się tego nie spodziewał. Co więcej, wszyscy byli przekonani, że to zasadniczo nie może się wydarzyć. 6 sierpnia załamała się cała zachodnia wiedza i analizy wojskowo-polityczne nie tylko na temat Rosji, ale także Europy. Światowi analitycy w ogóle nie brali Ukrainy pod uwagę jako podmiotu historii, a jedynie jako narzędzie dla wielkich graczy. Dlatego tysiące raportów większości strategicznych instytucji badawczych na Zachodzie okazało się nieadekwatnych. Ryzyko tego wszystkiego, co się teraz dzieje, jest tak wysokie, jak to tylko możliwe. Ukraina stawia opór już od dłuższego czasu. Dlatego nasi dowódcy zrobili taki manewr, bo od ponad 10 lat tragedia polega na tym, że polem bitwy jest ziemia ukraińska. To my tracimy dziesiątki tysięcy naszych ludzi, naszych miast i wsi, naszej infrastruktury krytycznej…
Patrzeć realnie
Bez względu na to, jak bardzo codziennie marzymy o sprawiedliwym zakończeniu wojny, jak bardzo chcielibyśmy zorganizować w Sewastopolu paradę zwycięzców, otrzymać od Rosji kontrybucje i odszkodowania, przyczynić się do rozpadu ostatniego imperium na poszczególne państwa narodowe i zakończyć wojnę triumfalnym przystąpieniem do Unii Europejskiej i NATO, dzisiejsza rzeczywistość zachęca nas do bardziej pragmatycznych i trzeźwych rozważań.
W wojnie na wyniszczenie jesteśmy znacznie bardziej bezbronni niż nasz wróg. Kompleks przemysłowy Rosji i jej partnerów na „osi zła” lepiej przystosował się do potrzeb przedłużającej się wojny niż państwa zachodnie, od których w decydujący sposób zależy nasza zdolność do przeciwstawienia się agresorowi. Sektor energetyczny jest w stanie krytycznym. Ostatnio Rosja zbombardowała ponad 80% elektrowni i codziennie wyłączają prąd na kilka, a nawet kilkanaście godzin. Mobilizacja spada – coraz mniej mężczyzn widzi się na ulicach, a coraz więcej świeżych grobów pojawia się na cmentarzach. Finanse państwa są dalekie od zadowalających. Samorząd terytorialny w Ukrainie można opisać trzema słowami: korupcja (38%), brak przejrzystości (29%), nepotyzm (27%). Rośnie liczba miast, w których odnotowuje się znaczne pogorszenie sytuacji: Sumy, Odessa, Charków, Chersoń, Dniepr…
W tych realiach nasz opór wygląda jeszcze bardziej bohatersko, a wyczyn naszych obrońców jeszcze wspanialej. Ale każdy element społeczny, każdy system gospodarczy ma swoje granice oporu. Jeśli je osiągniemy, może dojść do katastrofy nie tylko dla Ukrainy, ale i dla Europy. Coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że możemy stanąć przed wyborem pomiędzy przywróceniem sprawiedliwości i ukaraniem agresora z jednej strony, a przetrwaniem Ukrainy z drugiej. Czas gra na naszą niekorzyść.
A Kościół?
Jesteśmy, nie uciekliśmy. Cieszymy się gronem sióstr, braci, prezbiterów z innych krajów, szczególnie z Polski, którzy są. Razem z nami żyją w ryzyku utraty zdrowia i życia. Głosimy Ewangelię, prowadzimy ku sakramentom, odprawiamy je czasem – jak w pierwszych dniach wojny – w metrze, w schronach, w okopach. Dzieje się Ewangelia. Dzielimy się jedzeniem, miejscem do spania, ubraniami, lekami, dajemy nadzieję…
PAVLO VYSHKOVSKYI OMI
fot. wyróżniające: IBARRA SÁNCHEZ/UNICEF
Madagaskar: Prowincjał spotkał się z nowicjuszami
20 listopada 2024
Z listów św. Eugeniusza
20 listopada 2024
Komentarz do Ewangelii dnia
20 listopada 2024
Owidiusz Charlebois OMI – biskup w drodze na ołtarze
19 listopada 2024
Jasna Góra: kolejny oblat w gremiach Konferencji Episkopatu Polski
19 listopada 2024
Madagaskar: rozpoczęły się odwiedziny prowincjała
19 listopada 2024