XII. Jezus umiera na krzyżu [o. Vadym Dorosh OMI – kapelan wojskowy w Ukrainie]

W wielkopostne środy i piątki zapraszamy do wspólnego rozważania kolejnych stacji drogi krzyżowej. Pomagają nam w tym oblaci opowiadający o swojej posłudze, dający świadectwo życia, a także osoby związane z oblackimi dziełami. Dziś towarzyszy nam oblat, który jest kapelanem wojskowym w Ukrainie.

11 kwietnia 2025

Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył!

„Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?» (…) Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i oddał ducha.” Mt 27,45-50
Śmierć zawsze jest dla nas trudna. Też ta, której się spodziewamy. I nawet gdy ktoś odchodzi po długiej chorobie, a nie nagle – pozostaje po nim pustka. I powstaje pytanie: „Dlaczego?”.

Można powiedzieć, że o. Vadym Dorosh OMI ze śmiercią spotyka się dość często. Jest kapelanem wojskowym w Ukrainie. To on rozmawia z żołnierzami na temat ich lęku przed zginięciem na froncie oraz o tym, jak Kościół patrzy na zabicie kogoś w obronie własnej.

Do tego, że ktoś umiera, nie da się przyzwyczaić. Każda śmierć nas dotyka. Można jedynie pogodzić się z tym, że śmierć jest blisko, że za chwilę można zginąć. Wielu naszych żołnierzy wychodząc na front, myśli o tym, że może już nie wrócić. A po pogrzebie każdego z nich czuję się wręcz zniszczony – opowiada oblat, po czym dodaje, że już od roku na froncie jako kapelan jest sam.

Gdy wraz z żołnierzami ojciec Vadym opuszcza jakąś miejscowość i widzi zniszczenia, szczególnie ma świadomość, że jeśli tej wojny się nie zatrzyma, to ona przyjdzie do jeszcze większej liczby domów: „Właśnie to najbardziej motywuje żołnierzy, aby ofiarować swoje życie za ojczyznę. Robią to z miłości do swojego domu i do rodziny”.

fot. arch. Vadym Dorosh OMI

Bóg nikogo nie zostawi

Ojciec Vadym w swojej jednostce jest jedynym kapelanem na około pięć tysięcy żołnierzy. Nie często ma więc możliwość wspierania rodzin zmarłych żołnierzy. Jeśli się uda – są to zazwyczaj spotkania z kilkoma rodzinami jednocześnie.

– Wtedy rodzinom naszych żołnierzy, którzy oddali życie za ojczyznę, staram się dawać jakieś prezenty. Albo chociaż połączyć się z nimi przez telefon i chwilę porozmawiać. Znam też różne organizacje pomocowe i staram się, by nikt nie został bez wsparcia – mówi misjonarz.

Podobne podejście ma oblat, kiedy przychodzą do niego żołnierze, by porozmawiać o śmierci. To temat, który pojawia się w rozmowach z nimi najczęściej.

– Często w tych rozmowach pojawiają się moralne dylematy. Na przykład co się stanie jeśli ktoś trafi do niewoli i się w niej zabije. Czy to będzie grzech. Żołnierz pyta, kto będzie troszczył się o jego rodzinę, gdy zginie. Albo czasami ktoś przychodzi i mówi wprost, że ma lęk przed śmiercią. Wielu żołnierzy dzieli się ze mną tym, że ma świadomość, że mogą niedługo zginąć – opowiada ojciec Dorosh, który podczas takich rozmów stara się przede wszystkim przypominać, że jest życie wieczne, że Pan Bóg nikogo nie zostawi.

Do tej poty zginęło dwunastu kapelanów wojskowych, więc z niektórymi dylematami dotyczącymi śmierci oblat mierzy się sam i rozmawia z kierownikiem duchowym o własnej śmierci. W takich chwilach często przypominają mu się słowa z jednej z modlitw, że Pan Jezus pamięta o każdym.

fot. arch. Vadym Dorosh OMI

Nie zabijaj?

W kontekście żołnierzy na śmierć można patrzeć z dwóch stron. Bo przecież będąc na froncie, żołnierzowi też zdarza się kogoś zabić.

– Ta kwestia też często pojawia się w naszych rozmowach. Odwołuję się wtedy do katechezy na temat przykazania „Nie zabijaj”. Bo biorąc pod uwagę naukę Kościoła katolickiego, jest różnica, kiedy zabija się w obronie własnej. Zostało o tym wspomniane nawet w Piśmie Świętym. W Starym Testamencie zostało wyraźnie napisane, kiedy można mówić o zabójstwie, a kiedy o obronie. Gdy więc żołnierz stoi na pozycji i przychodzi wróg, to wtedy się obrania. Ale jeśli trafia do niewoli, to wtedy mówi się o zabójstwie. Na to wszystkich żołnierzy uwrażliwiam i staram się pokazać im tę różnicę.

Bycie kapelanem wojskowym nie jest łatwe. Nie zawsze ma się możliwość porozmawiania z kimś innym na temat swoich odczuć.

– Nie mam zbyt wielu okazji, by spotkać innego księdza. Wcześniej dwa razy w roku miałem możliwość spotykania się z różnymi księżmi – katolickimi i prawosławnymi. Te szczere rozmowy z nimi dawały mi bardzo dużo. Dziś natomiast wystawiam Najświętszy Sakrament i wszystko co przeżyłem oraz co usłyszałem, opowiadam Bogu, by nie zatrzymywać tego w sobie – podsumowuje oblat.

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami

 

Tekst: Karolina Binek