Komentarz do Ewangelii dnia
Potrafisz stanąć w prawdzie? Trzeba przyznać się do swoich słabości. Moc w słabości się doskonali. Faryzeusz grał kogoś mocnego i był słaby. Celnik był prawdziwy, przyznał się do słabości i spotkał się z Bogiem, doświadczył usprawiedliwienia. Bądź prawdziwy, a Bóg będzie działał w twoim życiu. Nie graj mocarza, bo nim nie jesteś. Lepiej polegać na Bogu.
Tomasz Maniura OMI
VIII. Jezus pociesza płaczące niewiasty [0dwiedziny chorych parafian]
Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył!
„A szedł za Nim wielki tłum ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: «Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną, lecz nad sobą i nad waszymi dziećmi»” (Łk 23,27-28).
Jezusowi podczas drogi krzyżowej jest trudno. Męczy się. Opada z sił pod ciężarem krzyża. Ludzie Mu współczują. Wśród towarzyszących Mu osób są niewiasty, które Syn Boży pociesza. Czy nie powinno być odwrotnie? Warto prosić Pana Jezusa, aby nauczył nas dostrzegać łzy w ludzkich oczach i być dla nich wsparciem, gdy cierpią. Podobnie jak duszpasterz parafialny podczas wizyt u chorych. Jest nim m.in. Artur Pawlak OMI z naszej parafii pw. Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Laskowicach.
– Chorych, do których jeżdżę, jest około trzydziestu. Czasami ktoś umiera, a innym razem dochodzi ktoś nowy. Ale przy takiej liczbie trudno poświęcić wszystkim tyle czasu, ile by potrzebowali – przyznaje.
Nie każdy jest pogodzony ze swoją chorobą i z tym, że niedługo może umrzeć. Ale są i takie osoby, które mają w sobie spokój i wdzięczność, że podczas wizyty duszpasterza mogą się wyspowiadać i przyjąć Pana Jezusa.
– Wielu osobom starszym zdrowie nie pozwala na przyjście na mszę do kościoła i jest im z tym trudno. Czasami oglądają mszę w telewizji, ale sami mówią, że to nie jest to samo doświadczenie, co bycie na mszy fizycznie – opowiada oblat.
Często podczas odwiedzin chorzy dzielą się z nim swoimi przeżyciami i obawami związanymi ze słabym stanem zdrowia: „Czasami słyszę, że ktoś ma poczucie niesprawiedliwości, że chciałby robić więcej i żyć dłużej. Albo wręcz przeciwnie – komuś już zmarł mąż lub żona, a ona czy on jest tutaj i też im z tym trudno. Są też osoby, które mają trudności z mówieniem i nawet nie mogą wyrazić tego, co czują, choćby bardzo chcieli”.
Ojciec Artur Pawlak OMI jest neoprezbiterem i dopiero uczy się posługi wśród chorych.
– Jeszcze nie do końca wiem, z kim mogę zażartować, a kogo lepiej tylko wysłuchać lub wyspowiadać. Oprócz tego każde spotkanie z chorymi to też spotkanie z ich rodzinami. Wygląda to różnie. Niektórzy przyjmują mnie, gdy przychodzę, ale widać, że robią to tylko dla tej starszej osoby, która jest wierząca i tego potrzebuje. Ale są też pewnie takie osoby, które chciałyby, by przyjechał do nich ksiądz z Komunią i je wyspowiadał, jednak nie zgadza się na to rodzina – dodaje o. Pawlak i podkreśla, że wielu chorych, z którymi się spotyka, wręcz go zawstydza. Bo mimo swoich trudności – niczym Jezus – mają w sobie wielką zgodę na to, co się dzieje i są wdzięczne za wszystko – pomimo swoich ograniczeń.
Panie Jezu, który pocieszasz innych mimo braku sił, naucz mnie być wsparciem dla moich bliskich i daj mi łaskę wysłuchania ich.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
Karolina Binek
Grafika wyróżniająca: Agnieszka Robakowska
Iława: 30 lat w więzieniu [ROZMOWA]
Jak to jest być kapelanem więziennym przez 30 lat, służyć tak długo tylko jednej grupie społecznej i to takiej z marginesu?
- W zasadzie już 47 lat jestem w kapłaństwie. Zaraz po święceniach przez rok byłem wikarym w naszej parafii w Poznaniu, czyli takim „normalnym księdzem”. Później przeszło dziesięć lat pełniłem funkcję ekonoma. Budowałem wtedy niższe seminarium. A potem zostałem ekonomem całej naszej prowincji. Aż pewnego dnia przełożeni zapytali, czy nie chciałbym pracować jako kapelan więzienny we Wrocławiu – na początku w jednym zakładzie karnym przy ulicy Kleczkowskiej, a potem w areszcie śledczym przy ulicy Świebodzkiej i zakładzie karnym przy ulicy Fiołkowej. Następnie przez dwa lata posługiwałem w jednostce w Lublińcu, no a teraz trzynasty rok jestem w Iławie.
Z takim doświadczeniem z pewnością ma ojciec wiele przemyśleń?
- Moim odkryciem jest to, że nie ma takiego człowieka, w którym nie byłoby jakiegoś dobra. Staram się wydobywać to dobro z każdego, z kim się spotykam. Chcę to dobro pokazywać. Bardzo często skazani są negatywnie oceniani przez ludzi, otoczenie, przez sąd. W końcu zatracają to poczucie dobra. Świadomie przyjąłem taką rolę, żeby podnosić ich na duchu. W sakramencie pokuty
wielkim zaskoczeniem dla penitenta jest to, gdy proszę go, żeby oprócz grzechów wymienił też dobro, które uczynił, które chciał uczynić od ostatniej spowiedzi. Myślę, że to pobudza człowieka do robienia dobra.
Z doświadczeniem pracy w kobiecej jednostce może ojciec powiedzieć, czy jest różnica w posłudze ze względu na płeć?
- Zazwyczaj kontakt mężczyzny z kobietą czy odwrotnie jest w jakimś stopniu przyjemniejszy. Tak jesteśmy poukładani przez Stwórcę. Najczęściej, bo są oczywiście wyjątki. Praca z osadzonymi kobieta mi jest jednak trudniejsza, bardziej manipulują i chcą wpływać na emocje.
Pierwsze zdanie ósmej reguły Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, założonego przez św. Eugeniusza de Mazenod, mówi: „Pracując wśród ubogich ludzi marginesu, pozwolimy się przez nich ewangelizować”. Czego ojciec nauczył się od więźniów?
- Czasami aż wstyd się przyznać, ale spowiedzi niektórych osadzonych są bardzo głębokie. I uświadamiam sobie, że pod tym względem jestem gorszy od nich. W kontakcie z drugim człowiekiem zawsze się czegoś uczymy. Z kim przestajesz, takim się stajesz, ale w więzieniu potrzeba uważności, żeby nie łapać złych, przestępczych, grzesznych zachowań. Po latach ich przestępstwa już nie robią na mnie takiego wrażenia, jak na początku. Staram się jednak ciągle widzieć w nich normalnych ludzi.

Co daje ojcu Grupa Oddziaływania Duszpasterskiego (GOD) która funkcjonuje w Iławie?
- To jest grupa dla wszystkich chętnych, chociaż nie każdy może w niej być. Jest formą nagrody. Należą do niej nie tylko ludzie superreligijni. Mieliśmy osadzonego, który się deklarował jako ateista. Chciałbym, żeby wybrzmiało, że nie jestem tam po to, żeby ludzi wprost nawracać. W pierwszej kolejności chcę, aby przy mnie mogli doświadczać człowieczeństwa. Jako przykład mogę podać ostatnio błogosławionych Ulmów, którzy oddali życie własne, swoich dzieci za ludzi, którzy nie byli katolikami, a Żydami. Nie ma żadnej wzmianki, żeby ci Ulmowie ich nawracali. Uszanowali ich poglądy. Trzeba służyć człowiekowi, a nie na siłę czy pod jakąś presją zmuszać do swoich przekonań. To, że ktoś ma inne poglądy niż ja, nie znaczy, że nie może czynić dobra. W Ewangelii apostołowie burzą się, że ktoś wypędza złe duchy i nie idzie z nimi. Chrystus uspokaja ich, mówiąc: kto bowiem nie jest przeciw - ko wam, ten jest z wami, a w innym fragmencie mówi: kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. Oczywiście oba przykłady odnoszą się do czynienia dobra, tak że nie powinniśmy przekreślać się nawzajem, mimo że może nawet ideologicznie jesteśmy inni.
I co z tym ateistą?
- GOD, jak sama nazwa wskazuje, jest grupą oddziaływania. Sam nie jestem w stanie dotrzeć do wszystkich ludzi. Szczególnie w Iławie, gdzie jest ponad tysiąc dwustu osadzonych, cztery oddziały penitencjarne zlokalizowane w kilku pawilonach, dwie kaplice. Staram się, żeby w tej grupie byli osadzeni z różnych środowisk, z różnych części jednostki, w których oni później działają. Jak apostołowie? Tak, na wzór apostołów. Wciąż im powtarzam, że najpierw mają wprowadzać zasady, dawać przykład, nie nawracać. Tak, jak pierwszych chrześcijan rozpoznawano nie po tym, co mówili, tylko po tym, jak się miłowali. Wielu osadzonych ma jakieś bariery. Czasami słusznie może zostali skrzywdzeni przez ludzi Kościoła, czy odtrąceni nawet przez kapłanów. Każdy ma swoją własną historię i docieranie do nich może być utrudnione. Taka osoba z naszej grupy może się cieszyć większym zaufaniem wśród osadzonych niż kapelan.
Jak wygląda wasza codzienność?
- Codziennie mamy mszę świętą, chociaż nie wszyscy z grupy są zawsze na niej obecni. Niektórzy mają inne zajęcia, pracują. Oglądamy też filmy, a potem dzielimy się refleksjami. Dyskutujemy na różne tematy. Przed mszą moi podopieczni prowadzą bibliotekę, w której propagują dobre książki. Dwa lata temu wspólnie przygotowaliśmy modlitewnik dla osadzonych. Został opracowany w siedmiu językach: polskim, angielskim, rosyjskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim i włoskim.

GOD założyli jeszcze poprzednicy ojca?
- Tak, grupa funkcjonuje od pięt - nastu czy siedemnastu lat. Jest wielu chętnych, a miejsc około dziesięciu, ale też spora rotacja. Przez ponad dwanaście lat mojej posługi w Iławie może dwie czy trzy osoby same odeszły z grupy. Pozostałe trwały aż do wyjścia na wolność lub do czasu transportu do innej jednostki. Jeden z członków grupy jest w niej dłużej niż ja. Niebawem opuści zakład, przesiedział chyba 21 lat. Poza prowadzeniem GOD jestem wszędzie tam, gdzie jestem potrzebny, zarówno dla osadzonych, jak i funkcjonariuszy, z którymi mam wspólny język. Moim głównym zadaniem jest to, żeby ludzi między sobą jednać, żeby nie było barier. Nigdy nie okazuję tego, że jestem po czyjejś stronie. Jeżeli ktoś mnie wprost zapyta: czy jestem po stronie funkcjonariuszy czy osadzonych, mówię, że jestem po stronie prawdy.
W każdy weekend sprawuje ojciec w sumie osiem mszy świętych – cztery w sobotę i cztery w niedzielę. Podobno nawet urlop w tym ojcu nie przeszkadza?
- Jeszcze się nie zdarzyło, żebym opuścił którąś z tych mszy świętych. Nie wyobrażam sobie, że miałbym po - wiedzieć, że w niedzielę nie będzie mszy świętej, bo mam urlop.

Nie zdarzyła się żadna absencja, nawet ze względu na chorobę?
- Jeszcze nie chorowałem. No, może raz przez kilka dni byłem w izolacji ze względu na Covid-19, ale dzięki Bogu nie choruję. Umrę zdrowy.
Co z przeżywaniem Wielkiego Postu w więzieniu? Osadzonych to obowiązuje, czy dla nich postem jest już sama izolacja penitencjarna?
- Staram się iść w tym duchu. Kiedy dorosły mężczyzna w więzieniu spowiada się często drugi raz w życiu, pierwszy raz robił to przed Pierwszą Komunią Świętą, pokuta sakra - mentalna nie wyrówna popełnionego zła względem człowieka i Boga. Dlatego takiemu penitentowi zalecam, żeby cierpienia związane z izolacją ofiarował w tej intencji. A pokuta jest już potem symboliczna, żeby zaakceptować to cierpienie i włączyć je w jakieś wy - nagrodzenie za wyrządzone krzywdy, za popełnione grzechy.
To dobre przygotowanie do przeżywania Wielkanocy, która już niebawem. Jak ona wygląda w więzieniu z ojca perspektywy?
- Jest trudniejsza niż Święta Bożego Narodzenia. To są najważniejsze dni w Kościele katolickim. W Wielki Czwartek kapłan może odprawić tylko jedną mszę świętą. Kilka lat temu, kiedy można było wychodzić z osadzony - mi na przepustki, zabierałem moją grupę do kościoła parafialnego w Iławie na przeżywanie Triduum Paschalnego. W Wielki Czwartek celebrans obmywał więźniom nogi, a w Wielki Piątek osadzeni prowadzili drogę krzyżową, do której sami pisali rozważania. Najczęściej opierały się na ich życiorysie – tym grzesznym i przestępczym też. Mimo że w Iławie mamy pięć parafii, to na tę drogę krzyżową przychodziło bardzo dużo osób z różnych parafii, również funkcjonariuszy. Chciałbym, żeby ten zwyczaj wrócił.
Wywiad ukazał się dzięki uprzejmości "Forum Służby Więziennej".
fot. mjr Amadeusz Socha/Forum Służby Więziennej
Z listów św. Eugeniusza
Przeznaczeni do głoszenia Ewangelii
Oblaci, „przeznaczeni do głoszenia Ewangelii Bożej” (Rz 1,1), idąc za Jezusem Chrystusem porzucają wszystko(K 2).
Powyższe słowa z reguły Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej odnoszą się do naszego powołania do naśladowania Jezusa.
Ale czy tylko do oblackiej profesji zakonnej? Z pewnością nie, ponieważ podczas chrztu każdy chrześcijanin został powołany dla Chrystusa, naszego Zbawiciela. Innymi słowy, każdy z nas został przeznaczony dla Ewangelii – każdy ochrzczony jest wezwany do podjęcia decyzji, by postawić Boga na pierwszym miejscu. Do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego (J 6,68). Mając Ewangelię za przewodnika, decydujemy się porzucić wszystko, co przeszkadza nam w budowaniu komunii z Nim i z bliźnimi.
Każdy członek charyzmatycznej rodziny oblackiej codziennie jest wezwany do dokonywania wyboru tych wszystkich rzeczy, które sprawiają, że codzienna aktywność staje się krokiem w kierunku naśladowania Jezusa i poznawania Go.
W każdej chwili mojego życia muszę wybierać Twoją ścieżkę. Muszę wybierać myśli, które są Twoimi myślami. Słowa, które są Twoimi słowami i czyny, które są Twoimi czynami (Henri Nouwen).
Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI
Komentarz do Ewangelii dnia
Wypełnić wszystko to kochać do końca, zawsze i każdego człowieka w odpowiedni sposób. Jezus kochał aż do śmierci krzyżowej. Kochał aż do ogołocenia, pozwolił, by zabrali Mu wszystko. Zgodził się na unieruchomienie, gdy przybili Go do krzyża. Wypełnił miłością wszystko, nadstawiał drugi policzek, szedł z człowiekiem tam, dokąd Go ludzie prowadzili.
Tomasz Maniura OMI
fot. freepik/jcomp
Doprowadzić ludzi do Jezusa – misjonarze ludowi o rekolekcjach wielkopostnych
Ojciec Ernest Świderski OMI w tym roku głosi w Wielkim Poście siedem serii rekolekcji. I zaznacza, że najbardziej zależy mu na tym, aby podczas nich przekazać, że Pan Bóg chce, żebyśmy byli szczęśliwi: „Taki jest podtytuł rekolekcji, które prowadzę. Mówię podczas nich, czy Pan Bóg ma recepty na nasze szczęście. A nie jest tajemnicą, że jesteśmy szczęśliwi wtedy, gdy jesteśmy kochani albo gdy sami kochamy”.
Rekolekcje, tak samo jak każda chwila, którą oddajemy Panu Bogu, przygotowują nas na nasze zmartwychwstanie, nie tylko na zmartwychwstanie Chrystusa.
– Między innymi dlatego warto uczestniczyć w rekolekcjach wielkopostnych. Nawet jeśli ktoś nie ma możliwości być na nich każdego dnia, to dobrze przyjść choć na jedną naukę. A na koniec rekolekcji uzyskać odpust zupełny – podkreśla o. Świderski.
Czasami zdarza się, że po wygłoszonych naukach rekolekcyjnych ktoś przychodzi do misjonarza ludowego, aby porozmawiać o tym, co najbardziej go poruszyło. Albo też ludzie chcą wyspowiadać się z całego swojego życia lub podzielić się jakimś ważnym dla nich wydarzeniem.
– Przygotowuje się do każdych rekolekcji, nawet jeśli głoszę jakieś treści kolejny raz. Szczególnie ważne jest, by przygotować się do rekolekcji głoszonych dla dzieci. W tym roku mam trzy takie serie. Jedna już za mną, ale dwie jeszcze przede mną, czego się trochę obawiam, bo będzie podczas nich dużo więcej uczniów niż miałem w poprzedniej parafii. Zawsze wyzwaniem jest to, by zaciekawić treściami. Tak samo jak wyzwaniem jest sam fakt, że Wielki Post czy też inny okres w ciągu roku w dużej mierze spędza się poza wspólnotą, w innej parafii, z nowymi ludźmi – opowiada o. Ernest Świderski OMI.

Nie tylko dla parafian
Podczas rozpoczęcia każdych rekolekcji oblat zauważa, że nie przyjechał wygłosić ich tylko dla parafian, ale też, żeby samemu je przeżyć. Dzięki temu jest bardziej autentyczny w swoich słowach. Potwierdzają to chociażby dwa wydarzenia, kiedy misjonarz wrócił wygłosić rekolekcje w tej samej parafii, w której był rok wcześniej, o czym mówi tak: „Nie wiem, jakie owoce przyniosły rekolekcje poprzednim razem w tych miejscowościach, ale ludzie cieszyli się, że rekolekcjonistą znów będę ja. To bardzo sympatyczne doświadczenie”.
Istotnym elementem przekazywanych przez ojca Ernesta treści są również nawiązania do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej oraz do życia świętego Eugeniusza de Mazenoda.
– Gdy na przykład mówię o potrzebie ubóstwa, to nawiązuje do naszych reguł i do życia zakonnego. Mówię o tym, co mi – jako oblatowi – daje życie ślubami ubóstwa. Poza tym często odwołuję się do własnych historii, żeby popierać swoje słowa konkretnymi przykładami – wyjaśnia.
Doprowadzić do Jezusa
Ojciec Dawid Stefaniszyn OMI swoją posługę misjonarza ludowego postrzega jako możliwość doprowadzenia słuchacza do spotkania z Jezusem.
– Jako rekolekcjonista mam być pośrednikiem tego, co Jezus chce przekazać. Mam zapraszać do bliskości z Nim i do jeszcze większego zaangażowania w relacji wiary. A z drugiej strony jest słuchacz, który ma swoje sytuacje życiowe, swoje pytania i problemy. Chcę, żeby on miał możliwość spotkania się z Jezusem.
Oblat uważa, że kilka dni rekolekcji w ciągu roku to wciąż świetna okazja do tego, żeby pogłębić swoją wiarę i zastanowić się nad nią.
– Po rekolekcjach powinniśmy dostrzegać bliskość Boga. Nawet nie chodzi o to, byśmy my czuli, że jesteśmy bliżej Niego, ale że On jest w naszym życiu bliżej niż nam się wydaje, że możemy dostrzegać Go w naszej codzienności. Jeśli chodzi o same owoce – nie widać ich od razu, bo jest to proces – wyjaśnia misjonarz ludowy.
Nie oczekiwać owoców
Ojciec Dawid do rekolekcji wielkopostnych zaczyna przygotowywać się w okresie kolędowym: „Zaraz po Bożym Narodzeniu myślami jestem w temacie pasyjnym. Zastanawiam się, jakie kwestie chcę poruszyć w danym roku, zbieram materiały, opracowuję je i segreguję”.
Jednocześnie oblat przyznaje, że proces ten jest dla niego czasami dużym wyzwaniem. Oprócz wspomnianych wyżej kwestii warto wymienić też współpracę z proboszczem lub duszpasterzem wspólnoty i konkretne zaplanowanie wszystkich spotkań.
Dużym wzywaniem jest też prowadzenie rekolekcji dla dzieci i młodzieży.
– Nie mam dużego doświadczenia, bo to jeden z moich pierwszych Wielkich Postów jako rekolekcjonista. Ale kiedy kończą się rekolekcje szkolne i spotkania z dziećmi i z młodzieżą, to można powiedzieć, że idzie już z górki – wspomina.
Podobnie jak do ojca Ernesta – także do ojca Dawida po rekolekcjach przychodzą parafianie, by porozmawiać i podzielić się swoimi wrażeniami na temat wygłoszonych nauk.
– Takie spotkania są ważne. Dają jakiś punkt odniesienia do tego, jak przygotowywać rekolekcje dalej. Dzięki temu wiem też, czy to co mówiłem, trafiło do ludzi – do ich umysłów i serc, czy też nie trafiło. Z Ewangelii wynika, że nie powinniśmy oczekiwać owoców naszego nauczania. Ale dobrze jest mieć informację zwrotną na temat rekolekcji – mówi oblat.
Karolina Binek
fot. wyróżniające: archiwum o. Ernesta Świderskiego OMI
Z listów św. Eugeniusza
Reguła oblatów jako promień jedynego światła Chrystusa
Podkreślając, że oblacka reguła jest odbiciem Ewangelii, Sobór Watykański II przypomina nam, że każdy z założycieli – i jego charyzmatyczna rodzina – odzwierciedlają szczególny aspekt Jezusa Chrystusa, który został wyrażony w ich regule: Zakonnicy gorliwie starać się mają o to, aby za ich pośrednictwem Kościół z biegiem czasu coraz lepiej, zarówno wiernym, jak i niewierzącym, ukazywał Chrystusa – bądź to oddalającego się kontemplacji na górze, bądź zwiastującego rzeszom Królestwo Boże, bądź uzdrawiającego chorych i ułomnych, a grzeszników nawracającego do cnoty, bądź błogosławiącego dzieciom i dobrze czyniącego wszystkim, a zawsze posłusznego woli Ojca, który Go posłał (KK, nr 46).
W następujący sposób tę myśl wyraził św. Jan Paweł II: Różne powołania są bowiem jakby promieniami jedynego światła Chrystusa, „jaśniejącego na obliczu Kościoła” (Vita consecrata, nr 16). Promieniem światła Eugeniusza de Mazenoda i charyzmatycznej rodziny oblackiej jest Jezus Chrystus jako Zbawiciel i Ewangelizator. Jesteśmy współpracownikami Zbawiciela w głoszeniu Ewangelii najuboższym. To właśnie ten promień światła został uchwycony w naszych Konstytucjach i Regułach.
Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI
Komentarz do Ewangelii dnia
Otwórz oczy i zobacz, że masz wszystko. Jeśli nie widzisz, to zacznij porządnie czytać Ewangelię, żeby poznać życie Jezusa. Kiedy poznasz Jego życie, zobaczysz, że masz wszystko. Żyj na miarę życia.
Tomasz Maniura OMI
fot. freepik
Cyklon uderzył w Madagaskar – pomóż mieszkańcom wyspy
Przez cyklon, który niedawno nawiedził wyspę, w wielu regionach kraju doszło do osunięć ziemi i lawin błotnych. Zniszczone zostały pola uprawne, wiele domów zostało podtopionych. Woda dotarła aż pod oblacką misję i do szkoły prowadzonej przez oblatów, która znajduje się blisko oceanu.
– Jeden z uczniów z oblackiej szkoły utopił się podczas powrotu do domu z lekcji. Miał dwanaście lat. Droga przypominała jezioro. On szedł na pamięć, bo właściwie nie wiedział, gdzie idzie i wpadł do rowu. Niestety nie potrafił pływać, znaleziono go dopiero po dwóch dniach. Dziś wiemy już, że ofiar powodzi jest jeszcze więcej – przyznaje Paweł Petelski OMI.
Takie powodzie spowodowane cyklonami w części Madagaskaru, w której pracuje polski oblat zdarzają się średnio raz na dwa lata. Z kolei pora deszczowa trwa tam przez pierwsze trzy miesiące roku, a później do grudnia kraj ten zazwyczaj zmaga się z suszą. Obecnie są jednak miejsca, w których woda wciąż stoi i nie opada.
Większość pól uprawnych, na których rosły ryż i fasola, uległo zniszczeniu. Przez to Malgasze mają problem ze zdobyciem żywności, a ta, która jest wciąż dostępna – podrożała dwukrotnie.
– Nie ma u nas żadnej pomocy humanitarnej. A ci, którzy mają zapasy żywności i przywożą ją innym – po prostu zarabiają na biednych ludziach. Dlatego za pieniądze ze zbiórki chcemy kupić ryż, który jest podstawą żywieniową na Madagaskarze. Mieszkańcy wyspy jedzą go trzy razy dziennie, a gdy go nie ma – są głodni. Postaramy się też o zapewnienie fasoli i środków czystości, które teraz są szczególnie potrzebne. Podobnie jak gwoździe, deski oraz inne materiały, które mogą posłużyć do naprawy domów – wymienia misjonarz.
Naprawy będą wymagały także ubikacje powstające w ostatnim czasie przy oblackiej szkole. Woda dostała się też do poszczególnych klas.

Potrzebne wsparcie
I choć Malgasze na co dzień są ludźmi pozytywnie patrzącymi na świat i starają się nie załamywać – to cyklon bardzo pogorszył ich nastroje. Wielu z nich przychodzi na misję do oblatów po pomoc.
Ponadto wraz z wodą przyszły na wyspę choroby. Ubikacje znajdują się na Madagaskarze głównie na zewnątrz. Zarówno one, jak i śmietniki czy też grobowce zostały zalane przez wodę. Wszystko to razem stworzyło duże zagrożenie zdrowotne. Ojciec Paweł Petelski OMI jest kapelanem szpitala i – jak podkreśla – już teraz widać, że pacjentów jest więcej niż wcześniej.
– Potrzebne są nam środki do czyszczenia wody. Mało kto ma u nas wodę w kranie. Wydobywana jest ona głównie ze studni. Przez to nawet woda pitna jest teraz zanieczyszczona. Poza tym – ocean wylał wodę w stronę miasta. Jest u nas rzeka Batumena, którą przejeżdża się do naszej misji w Befasy. Ona również wylała, przez co nieco trudniej tam dotrzeć. Potrzebne jest więc szerokie wsparcie, aby przywrócić poszkodowanym równowagę życiową – dodaje oblat.
Misjonarze oblaci z Polski pracują na Madagaskarze już od ponad 40 lat. Pierwsza grupa pięciu misjonarzy, po przylocie w roku 1980, otrzymała do prowadzenia dwa już istniejące okręgi misyjne – Marolambo i Ambinanindrano, w Dystrykcie Lasów Tropikalnych, we wschodniej części Czerwonej Wyspy. Obecnie prowadzą 15 placówek misyjnych, a od 2004 r. także cztery parafie na wyspie Reunion. Aktualnie Delegatura Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Madagaskarze wchodzi w skład Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów, a tworzy ją około 100 zakonników, w zdecydowanej większości Malgaszy. Jej przełożonym jest o. Alphonse Philiber Rakotondravelo OMI. Klerycy z Czerwonej Wyspy kształcą się również w seminarium oblackim w Polsce, w Obrze k. Wolsztyna.
Karolina Binek
Komentarz do Ewangelii dnia
Dla kogo żyjesz? Dla siebie? Dla opinii innych? Czy dla Boga? Nie chodzi o poprawną odpowiedź, tylko o prawdziwą odpowiedź. Dla Boga robi się to, co w ukryciu.
Tomasz Maniura OMI
fot. Freepik