Ukraina: freski w Tywrowie – świadectwo historii i wiary

Ta barokowa świątynia, wzniesiona w XVIII w., przez wieki była źródłem inspiracji duchowej i kulturalnej dla mieszkańców regionu i pielgrzymów z całej Ukrainy. Jej architektoniczny urok oraz głębokie religijne znaczenie sprawiały, że była jednym z najcenniejszych zabytków Podola. Kościół wyróżniały piękne wnętrza, bogato zdobione polichromiami na sklepieniach. Te artystyczne dzieła, pełne barw i symboliki, wprowadzały wiernych w atmosferę majestatu i niebiańskiego spokoju. Największym skarbem świątyni był obraz Tywrowskiej Matki Bożej, otoczony czcią jako cudowny. Wierni przychodzili do niego, szukając pocieszenia, uzdrowienia i umocnienia w wierze.

Burzliwe dzieje XX wieku

Losy kościoła zmieniły się dramatycznie w XX wieku. Okres radzieckich represji odcisnął bolesne piętno na tej świątyni. W latach 30. XX w., podczas brutalnej kampanii ateizacji, władze radzieckie zamknęły kościół, a budynek sprofanowano, przekształcając go w fabrykę tworzyw sztucznych. Wraz z zamknięciem świątyni rozpoczął się długi okres jej degradacji – zarówno architektonicznej, jak i duchowej. Polichromie, które zdobiły sklepienia, zostały zniszczone lub zamalowane w prymitywny sposób. Liczne święte przedmioty zaginęły lub uległy profanacji, pozostawiając jedynie fragmenty dawnej świetności, które przypominały o bogatym dziedzictwie duchowym i kulturalnym tego miejsca.

Odrodzenie wraz z niepodległością

Przełom nastąpił po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości w 1991 r. W 1995 r., dzięki staraniom lokalnych wiernych oraz Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, rozpoczęto trudną misję ratowania kościoła. Wysiłek ten był odpowiedzią na pragnienie wspólnoty, by przywrócić świątynię do jej pierwotnego przeznaczenia jako miejsca modlitwy i spotkania z Bogiem. Początkowo misjonarze oblaci z pobliskiego Gniewania dojeżdżali do Tywrowa, by odprawiać nabożeństwa. W 2010 r. zdecydowali się osiedlić na stałe w Tywrowie, by systematycznie odbudowywać zarówno kościół, jak i przyległy klasztor, nadając im rolę centrum życia duchowego i religijnego.

Renowacja polichromii

Jednym z kluczowych etapów odnowy było przywrócenie dawnych polichromii zdobiących wnętrze świątyni. Prace restauracyjne trwały od 2021 do 30 listopada 2024 r. i zostały zrealizowane dzięki wsparciu finansowemu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej, które udzieliło środków poprzez Fundusz Promocji Kultury.

Renowacja wymagała zaawansowanej wiedzy technicznej oraz wielkiego oddania. Celem było nie tylko odtworzenie zniszczonych fragmentów, ale również przywrócenie duchowego piękna, które przez wieki promieniowało z wnętrza tej świątyni. Dla społeczności Tywrowa ten projekt miał ogromne znaczenie, przywracając kościołowi jego historyczną rolę jako miejsca modlitwy i duchowej refleksji.

fot. Andrzej Rak OMI

Niezłomny symbol wiary

Jednym z najbardziej poruszających świadectw historii kościoła jest opowieść o obrazie św. Michała Archanioła, który zdobił sklepienie świątyni. Nawet w latach, gdy budynek pełnił funkcję fabryki, obraz ten, według relacji starszych mieszkańców, w cudowny sposób przetrwał. Pomimo prób jego zamalowania, wizerunek powracał, co interpretowano jako znak nieustannej obecności Bożej łaski i niezłomności wiary w najtrudniejszych czasach.

Świadectwo dziedzictwa i wiary

Dziś odnowiony kościół w Tywrowie to nie tylko zabytek historyczny, ale przede wszystkim symbol wytrwałości, wiary i wspólnotowej determinacji. Dzięki wspólnym wysiłkom lokalnej społeczności oraz wsparciu polskiego Ministerstwa Kultury udało się ocalić ten wyjątkowy obiekt, który na nowo stał się centrum życia religijnego.
Wierni, wzruszeni odrodzeniem kościoła, dziękują Bogu i wszystkim, którzy przyczynili się do tego wielkiego dzieła. Szczególne podziękowania kierują do Funduszu Promocji Kultury, którego pomoc umożliwiła przywrócenie duchowego i artystycznego piękna tej niezwykłej świątyni. Tywrowskie sanktuarium znów promieniuje nadzieją, wiarą i pokojem, będąc miejscem modlitwy i duchowej inspiracji dla przyszłych pokoleń.

Andrzej Rak OMI

fot. Andrzej Rak OMI


Komentarz do Ewangelii dnia

Kolejna ważna adwentowa podpowiedź. Na pierwszy rzut oka pasterze to duchowni: księża, zakonnicy. Nic bardziej mylnego. Pasterz to ktoś, kto prowadzi, towarzyszy obok, a czasem idzie za nami w drodze ku Bogu. Naturalnymi pasterzami są rodzice, rodzice chrzestni, czasem nauczyciele, animatorzy. Możesz być nim i ty. Kiedy? Wtedy, kiedy prowadzisz innych do Boga.

Marcin Wrzos OMI

fot. Freepik/protoleh


81. rocznica śmierci sługi Bożego Ludwika Wrodarczyka OMI

Ojciec Ludwik urodził się w Radzionkowie 25 sierpnia 1907 r. W 1921 r. wstąpił do oblackiego Niższego Seminarium Duchownego w Krotoszynie. Pięć lat później rozpoczął swoją zakonną drogę, a w 1933 r. został wyświęcony na prezbitera przez bp. Walentego Dymka.

Męczeństwo

Był ekonomem, duszpasterzem i organistą w nowicjacie w Markowicach. Dwa tygodnie przed wybuchem wojny został przeniesiony do nowej parafii Okopy na granicy polsko-rosyjskiej, gdzie zajmował stanowisko proboszcza. Chodził do potrzebujących z pomocą i sakramentami. Niejednokrotnie narażał życie, np. ratując organistę i ukrywając go przed Niemcami.

6 grudnia 1943 r. bandyci ukraińscy zaczęli palić i napadać na okoliczne wioski. Ojciec Ludwik dobrowolnie postanowił przejść z probostwa do kościoła, by chronić tabernakulum. Tam został porwany przez barbarzyńców (na jego oczach zginęły dwie kobiety, które się za nim wstawiły). Był męczony na wiele sposobów. Jedna z wersji jego męczeńskiej śmierci podaje, że rozebrano go do naga, chłostano i nakłuwano igłami. Przysmażano mu także stopy gorącym żelazem. Na końcu przywiązano go do kloca drzewa na koźle i dwanaście Ukrainek piłowało go jak drewno. Po kilku godzinach męczarni zmarł. Po śmierci – za pomoc Żydom – został zaliczony do grona Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Trwa jego proces beatyfikacyjny.

Czas się zatrzymał

 „Proces miał wiele zawirowań, był przenoszony z diecezji do diecezji, kilka razy był rozpoczynany na nowo. W końcu w maju 2016 r. rozpoczął się w diecezji w Łucku na Wołyniu, a więc w tym przypadku w diecezji śmierci osoby, której dotyczy taki proces” – mówił w lutym tego roku w rozmowie z Maciejem Kluczką dla misyjne.pl Marek Rostkowski OMI.

Nie ma już bezpośrednich świadków męczeństwa oblata, a głównym dowodem w procesie będzie opinia męczeństwa, która jest obecna pośród ludu Bożego – proces ma ją udowodnić, potwierdzić. Jego uczestnicy mieszkają jednak w czterech różnych regionach Ukrainy. Ich uczestnictwo w procesie najpierw uniemożliwiała pandemia koronawirusa, a obecnie powodem tym jest wojna.

„Udało się już zebrać prawie całą dokumentację, jest opracowywany raport komisji historycznej. I dzięki temu mamy wiele źródeł informacji na temat przyczyny śmierci o. Wrodarczyka, jak również przebiegu męczeństwa. Można powiedzieć, że śmierć o. Wrodarczyka została spowodowana nienawiścią sprawczą, nienawiścią do wiary. Potrzebne są jeszcze dwie, trzy sesje na miejscu, w Łucku, później trzeba przygotować całą dokumentację, która zostanie przekazana do Watykanu” – wyjaśnił ojciec Rostkowski.

Część dokumentów i pamiątek posiada rodzina oblata. Są to głównie obszerne listy, które pisał do swoich bliskich. Wspominał w nich, czym się zajmuje oraz mobilizował do modlitwy za misje. Pisał chociażby, że na Wołyniu czas się zatrzymał. Oprócz działalności duchowej, udzielał się także na płaszczyźnie społecznej. Pomagał ubogim, nawet jeśli byli różnych wyznań. Co istotne, właściwie nie istnieje dokumentacja państwowa na jego temat, gdyż okupanci sowieccy nie dotarli na tereny, na których działał ojciec Ludwik.

Nie istnieje już wieś Okopy. Na cmentarzu założonym przez oblata wciąż jest tablica, na której wspomniano, że był pierwszym i ostatnim proboszczem miejscowej parafii. Postawili ją ojcowie oblaci w setną rocznicę urodzin współbrata (2007 r.).

 

Tekst: Karolina Binek

fot. Archiwum OMI


Z listów św. Eugeniusza

Ciągła misja z Maryją

Po odwiedzeniu Notre Dame du Laus Eugeniusz w następujący sposób opisał to miejsce i ewangelizację, którą odtąd mają prowadzić misjonarze:

Otworzyliśmy dom w Notre Dame du Laus, przez to nawiązujemy bezpośredni kontakt z diecezjami Gap, Digne, Embrun i Sisteron. Staliśmy się strażnikami jednego z najsławniejszych sanktuariów Najświętszej Dziewicy, w którym spodobało się Bogu ukazać potęgę, jakiej udzielił tej drogiej Matce Misji.

W tym momencie misjonarze nie mieli specyficznej tożsamości maryjnej, ale pracując w Laus zaczęto wyrażać się taki sposób, aby zrozumieli, że sanktuaria maryjne stanowiły część ich misjonarskiej tożsamości. Dotąd misjonarze udawali się na misje, teraz pielgrzymi przychodzili do nich. W ten sposób sanktuarium było miejscem ciągłej misji, a ludzie przybywali do misjonarzy.

Przeszło 20 tysięcy dusz przychodzi tu co roku, aby się odnowić w duchu gorliwości w cieniu tego naprawdę imponującego sanktuarium, które pobudza do czegoś, co cudownie kieruje do Boga.

Sanktuarium miało taki sam cel jak misje ludowe: sprowadzić najbardziej opuszczonych do nawrócenia i do pełni życia w Bogu. Wraz ze wzrostem liczby pielgrzymów, sanktuarium było również kościołem parafialnym dla osady Laus. Ważne jest, aby zauważyć, że Eugeniusz nie chciał, aby misjonarze we Francji byli proboszczami. Objęli sanktuarium, które przede wszystkim było centrum misjonarskim i pielgrzymkowym w łączności z lokalną parafią.  W czasie zimnych zimowych miesięcy, gdy pielgrzymi nie przybywali już do sanktuarium, misjonarze udawali się do sąsiednich miasteczek, aby głosić Ewangelię w ramach przedłużonych misji.

Stąd po głoszeniu pokuty tym dobrym wiernym i po wysławieniu przed nimi wielkości i chwały Maryi rozproszymy się po górach, aby głosić Słowo Boże tym prostym duszom, lepiej usposobionym do przyjęcia tego Bożego siewu niż zbyt zepsuci mieszkańcy naszych stron(List do Piotra Mie, październik 1818, w: PO I, t. VI, nr 31).

W Dziewicy, bacznej, aby przyjąć Chrystusa i dać Go światu, dla którego On jest nadzieją, oblaci będą widzieć wzór wiary Kościoła i własnej (Konstytucja 10).

Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI


Komentarz do Ewangelii dnia

Trzy dni słuchali Jezusa. Zapomnieli o otaczającym świecie, nawet o jedzeniu. Wszystko inne wydawało im się mało ważne. Tak chcieli słuchać Mistrza. To dobre, adwentowe słowo. Zachęta, abyśmy i my się zatrzymali. I abyśmy… posłuchali Go. 

Marcin Wrzos OMI

fot. Freepik/cookie_studio

 


Mija 29 lat od kanonizacji założyciela św. Eugeniusza de Mezenoda

3 grudnia 1995 r. w Bazylice św. Piotra celebrowana była msza kanonizacyjna założyciela misjonarzy oblatów. Przyjechało na nią tak wiele osób, że nie wszyscy zmieścili się w świątyni.

We wspomnieniach z tego wydarzenia Alfons Kupka OMI zapisał:

W prezbiterium zasiadło 20 kardynałów – wśród nich sekretarz stanu Angelo Sodano, przewodniczący Papieskiej Komisji „Pokój i Sprawiedliwość” Roger Etchegaray (w latach 1970-84 arcybiskup Marsylii), arcybiskup Paryża Jean Lustiger, arcybiskup Dakaru Hyacinthe Thiandoum… Było przeszło 100 arcybiskupów i biskupów. Były reprezentowane episkopaty wielu krajów misyjnych, jak np. RPA, Lesotho, Namibia, Senegal, Indonezja, Filipiny, Argentyna… Były oficjalne delegacje rządów kilku państw. Delegacji Francji przewodniczył minister spraw zagranicznych Herve de Charette. Wyróżnione miejsce – bo liczące około 400 osób – zajęła rodzina de Mazenodów.

Na uroczystości nie zabrakło też członków zgromadzenia. W Watykanie pojawili się misjonarze oblaci ze wszystkich zakątków świata, którzy przyjechali wraz z miejscową ludnością.

Prośbę o kanonizację odczytał kard. Bernardin Gantin – prefekt Kongregacji ds. Biskupów i dziekan Kolegium Kardynałów. Wspomniał on w niej o „wyjątkowej wizji Kościoła”, jaką miał Eugeniusz oraz o „głębokim wyczuciu potrzeby niesienia oręża zbawczego ludziom”. Następnie odśpiewano litanię do Wszystkich Świętych i ogłoszono błogosławionego Karola Józefa Eugeniusza de Mazenoda świętym.

Do ołtarza podszedł Meksykanin Hernandez Serrano, który został uzdrowiony za wstawiennictwem nowego świętego z raka wątroby. Uzdrowienie to uznano za cudowne, co umożliwiło zamknięcie procesu kanonizacyjnego założyciela oblatów.

Ewangelię odśpiewano w języku łacińskim i greckim. W homilii papież Jan Paweł II nazwał św. Eugeniusza „człowiekiem Adwentu”:

Błogosławiony Eugeniusz de Mazenod, którego w dniu dzisiejszym Kościół ogłasza swoim świętym, był człowiekiem Adwentu, człowiekiem przyjścia. Nie tylko patrzył w kierunku tego przyjścia, ale całe życie jako biskup i założyciel Zgromadzenia Oblatów Maryi Niepokalanej poświęcił przygotowaniu do niego. Jego oczekiwanie miało charakter heroiczny. Było nacechowane heroicznym stopniem wiary, nadziei i miłości apostoła. Eugeniusz de Mazenod był jednym z tych apostołów, którzy przygotowali nasze czasy, czasy nowożytne.

Co ciekawe, dary ofiarne do ołtarza przynieśli świeccy ubrani w tradycyjne stroje. Było ich sześcioro, a każdy z nich pochodził z innego regionu, w którym pracują misjonarze oblaci.

Po kanonizacji wszyscy uczestnicy wzięli udział w „Aniele Pańskim”, podczas którego papież znów wspomniał o Eugeniuszu de Mazenodzie mówiąc o nim jako o apostole, „który w sposób bardzo głęboki zrozumiał powszechność misji Kościoła”.

Życie świętego

Eugeniusz de Mazenod urodził się 1 sierpnia 1782 r. we Francji, w stolicy Prowansji Aix-en-Provence, w rodzinie arystokratyczno-urzędniczej. Rewolucja francuska przerwała mu spokojne dzieciństwo. W obawie przed prześladowaniami wraz z ojcem uciekł do Włoch. Po trwającej kilka lat tułaczce powrócił do Aix (1802 r.) do domu matki. Rozłąka z ojczyzną, młodzieńcze życie na emigracji i sytuacja rodzinna (rozbicie małżeństwa jego rodziców) pogłębiły pustkę duchową u młodego Eugeniusza. W Wielki Piątek 1807 r. doznał nawrócenia i postanowił wstąpić do Seminarium Duchownego św. Sulpicjusza w Paryżu. Tam kształtował się duchowo oraz wytyczył kierunek własnej drogi życiowej w kapłaństwie. Święcenia przyjął w 1811 r. i powrócił do rodzinnego Aix, gdzie oddał się służbie i ewangelizacji ubogich, więźniów i młodzieży, pozbawionych dotąd opieki duszpasterskiej. W roku 1816, wraz z innymi księżmi, założył wspólnotę kapłanów, nazwaną wówczas Misjonarzami Prowansji, której celem była działalność apostolska wśród miejscowej ludności, głównie głoszenie misji parafialnych w lokalnym języku prowansalskim, rozumianym przez prostych ludzi. 17 lutego 1826 r. wspólnota została zatwierdzone przez Stolicę Apostolską pod nazwą Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. 14 października 1832 r. Eugeniusz otrzymał sakrę biskupią w kościele pw. św. Sylwestra na rzymskim Kwirynale, a pięć lat później (1837 r.) został mianowany biskupem Marsylii. Włożył wiele pracy w duchowy rozwój diecezji, a także miał swój udział w ogłoszeniu dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi Panny (1854 r.). Zmarł 21 maja 1861 r. w Marsylii.

19 października 1975 r. został beatyfikowany przez papieża Pawła VI, a 3 grudnia 1995 r. kanonizowany przez Jana Pawła II. Dziś na całym świecie żyją i pracują 4 tysiące misjonarzy oblatów.


Madagaskar: w drodze do Befasy

Ojciec Prowincjał Marek Ochlak OMI tak relacjonuje kolejny etap swojej malgaskiej wizyty: „Witam w kolejnej odsłonie! Dosyłam jeszcze kilka fotek z Fiany z seminarium, potem z mszy św. w naszym kościele św. Eugeniusz w Sahalavie. Piękne spotkanie na Eucharystii z Przyjaciółmi Misji Oblackich. Bardzo prężna grupa. Na zdjęciu może ie zobaczyć tych wspaniałych ludzi, którzy pozdrawiają w szczególny sposób dyrektora Prokury Misyjnej w Polsce – o. Wiesława Chojnowskiego OMI i całą Prokurę. Oczekują ich wizyty i animacji Przyjaciół Misji!

Od wczoraj w drodze. Najpierw Fianarantsoa – Antsirabe. Byłem mocno zmęczony, a więc nawet nie robiłem zdjęć. Dziś w uroczystość św. Andrzeja wyruszyliśmy o 6.00 w drogę do Morondawy. Po drodze podziwialiśmy Malgaszy rozpoczynających dzień już o 5.00 rano. Zaprzęgnięte byki ciągnęły różne ładunki, od obornika poprzez drzewo na opał, aż do gromadek dzieci, które takim autobusem podwożą do szkoły. W nocy padało, a więc ryżowiska były pełne ludzi uprawiających ryż. Mijaliśmy wioski, w których  ludzie wydobywają złoto. Szukają swojego szczęścia w tym kruszcu, który może odmienić ich życie.

Po drodze spotkaliśmy misjonarza weterana u saletynów – o. Mariana Sajdaka MS. 12 godzin różnej drogi. Ojciec Krzysztof Koślik OMI radzi sobie profesjonalnie jako kierowca, a więc kiedy mam dostęp do internetu – to piszę tu i tam albo sprawdzam pocztę. Jutro od rana znów napięty program, bo ruszamy do mojego Befasy. A więc do jutra – bo na drodze zaczynają się dziury. Jak będą błędy – to wybaczcie!”.

 

Zgodnie z oblackimi konstytucjami i regułami oraz dyrektorium prowincjalnym, przed zamianowaniem przełożonego oblackiej jurysdycji, odbywa się pisemne głosowanie współbraci do niej należących oraz bezpośrednie konsultacje wyższego przełożonego. Ponieważ Delegatura Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Madagaskarze wchodzi w skład polskiej prowincji, na zakończenie pierwszej kadencji superiora delegatury, o. Alphonsa Philiber’a Rakotondravelo OMI, konsultacje przeprowadza prowincjał o. Marek Ochlak OMI, który wcześniej przez prawie 30 lat pracował na Czerwonej Wyspie.

 

Misjonarze oblaci z Polski pracują na Madagaskarze już od ponad 40 lat. Pierwsza grupa pięciu misjonarzy, po przylocie w roku 1980, otrzymała do prowadzenia dwa już istniejące okręgi misyjne – Marolambo i Ambinanindrano, w Dystrykcie Lasów Tropikalnych, we wschodniej części Czerwonej Wyspy. Obecnie prowadzą 15 placówek misyjnych, a od 2004 r. także cztery parafie na wyspie Reunion. Aktualnie Delegatura Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Madagaskarze wchodzi w skład Polskiej Prowincji Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, a tworzy ją około 100 zakonników, w zdecydowanej większości Malgaszy. Jej przełożonym jest o. Alphonse Philiber Rakotondravelo OMI. Klerycy z Czerwonej Wyspy kształcą się również w seminarium oblackim w Polsce, w Obrze k. Wolsztyna.

 

Marek Ochlak OMI / Marcin Wrzos OMI

 

fot. Marek Ochlak OMI


Z listów św. Eugeniusza

Cieszy się już chwałą w niebie

Z jakim smutkiem w duszy przeżywałem dziś święcenia diakonatu br. D’Herbomeza. Od ołtarza święceń udałem się wprost do seminarium, by uczestniczyæ we mszy requiem, i wniesiono ciało naszego drogiego o. Mouniera. Widząc go spoczywającego na skromnym katafalku, przywoływałem w pamięci jego cnoty, jego szlachetny charakter, tę łagodność, pokorę, naturalny szacunek okazywany przełożonym i tę głęboką cześć dla superiora generalnego i świętości jego urzędu. Z gorliwością troszczył się o uświęcenie i doskonałość braci powierzonych jego pieczy.

To wszystko kazało mi wierzyć, że cieszy się już chwałą w niebie, gdy tutaj wznosiliśmy za niego błagalne modły(Dziennik, początek października 1849, w: PO I, t. XXII).

Jak bardzo jesteśmy uprzywilejowani, wierząc w zmartwychwstanie i świętych obcowanie. Kiedy ktoś bliski nam umiera, a był osobą wierzącą, pociesza nas pewność, że nadal jest blisko nas w obecności naszego zmartwychwstałego Zbawiciela.

Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI


Komentarz do Ewangelii dnia

Skąd ten szczególny przejaw wdzięczności u Samarytanina? Tylko on uznał, że Jezus uzdrowił go za darmo. Nie ze względu na jego zasługi. Za wykonaną pracę. To uzdrowienie nie należało mu się. Zupełny gratis. Być może pozostali uważali, że tak miało być, ponieważ są Żydami, zdrowie im się należy. Treść pierwszego czytania przypomina, że Bóg mnie kocha ze względu na swoje miłosierdzie. Nic nie muszę robić. Nie muszę na to zasługiwać. Nic mi się też nie należy. Wszystko, co od Niego otrzymuję, jest darem. Mogę Mu za to po prostu podziękować. Jak Samarytanin.

Łukasz Krauze OMI


Kodeń: 41. Ogólnopolski Zjazd Niniwy pod znakiem jedności

Do Kodnia przyjechało ponad 200 osób. Młodzież w domach ugościli m.in. mieszkańcy miejscowości.

Plan i organizacja

W Kodniu zjazd Niniwy odbywał się po raz pierwszy. Jednym z jego organizatorów był opiekun tamtejszej wspólnoty młodzieżowej – o. Krzysztof Wolnik OMI.

– Przygotowania do wydarzenia trwały od kilku miesięcy. Razem z ojcem Dominikiem Ochlakiem OMI opracowywaliśmy cały plan i wykonywaliśmy wiele telefonów. Musiałem zająć się także organizacją noclegów. Aż stu uczestników znalazło nocleg u mieszkańców Kodnia, którzy później wypowiadali się o nich bardzo pozytywnie – wspomina oblat.

Misjonarz przyznaje, że jest bardzo zadowolony z przebiegu zjazdu. Szczególnie w pamięć zapadła mu konferencja Macieja Organa OMI oraz wyjazdy, chociażby do cerkwi św. Nikity Męczennika w Kostomłotach, gdzie uczestnicy mieli okazję posłuchać ks. Piotra Witkowicza. Dobra atmosfera panowała też podczas imprezy integracyjnej. A podczas wielbienia przygotowanego przez siostry Świętej Rodziny – siostrę Wiolę i Beatę – nie zabrakło wzruszeń.

– Sam odnalazłem siebie w tekstach przygotowanych przez siostry. I mam w sobie ogromną radość, że wszystko się udało. Jestem wdzięczny za zaangażowanie mojej młodzieży z Niniwy, która jeździła nawet witać uczestników na dworzec do Terespola. Dzięki spotkaniu w Kodniu jestem jeszcze bardziej otwarty na współpracę z młodymi i mam w sobie większe zaufanie do Pana Boga, bo przez dłuższy czas stresowałem się tym wydarzeniem, a wyszło naprawdę dobrze – mówi Krzysztof Wolnik OMI.

Jedność i zaufanie

Konferencję na temat jedności dla uczestników zjazdu wygłosił Maciej Organ OMI – wikariusz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Katowicach – Koszutce.

– Moja konferencja skupiała się przede wszystkim na refleksji na temat tworzenia jedności w naszych wspólnotach, problemach i wyzwaniach, które czekają nas w jej budowaniu. Głosząc słowo do młodzieży chciałem, poprzez przykłady z życia i mojego doświadczenia funkcjonowania w zgromadzeniu misjonarzy oblatów, uchwycić samo sedno piękna i problemów, z którymi każdy z nas bez wyjątku musi się zmierzyć. Podczas konferencji zwróciłem uwagę na dwa zasadnicze aspekty: wyzbycie się ideałów, mitów i wyobrażeń życia wspólnotowego oraz otwartość, bez której nie jesteśmy w stanie rozwijać siebie oraz wspólnoty – wyjaśnia oblat.

Ojciec Maciej w swoim słowie skierowanym do młodych rozszerzył m.in. zagadnienie otwartości, podkreślając, że bez niej nie będziemy w stanie przyjąć drugiego człowieka takim, jakim jest.

Dla wikariusza w Katowic każdy Zjazd Niniwy to okazja do poznawania siebie nawzajem, do budowania relacji między nim a niniwitami, a także sprawdzian zaufania i odpowiedzialności, o czym mówi tak: „Młodzież pilnuje siebie wzajemnie, żeby na przykład nikt się nie zgubił. A ja uczę się zaufania do nich, gdy mają czas wolny. Nigdy jeszcze mnie nie zawiedli. Choć z natury lubię mieć wszystko poukładane i posegregowane w ramach, za każdym razem na wspólnych wyjazdach są pewne sytuacje, które pokazują, że warto jednak zrobić coś niesztampowo. I okazuje się to owocne i twórcze”.

Z podobnego założenia wychodzi o. Karol Chmiel OMI – opiekun Niniwy w Poznaniu.

– Podczas zjazdu mieliśmy okazję doświadczyć jedności, tworząc przez kilka dni ponad dwustuosobową wspólnotę młodego, żywego Kościoła. Nie zawsze jest to proste, bo czasem pojawiają się konflikty i tarcia między ludźmi, ale pokonując te trudności i przebaczając, buduje się prawdziwą jedność. A młodym to doświadczenie spotkania, bycia przyjętym przez drugiego, wysłuchanym, jest niezwykle potrzebne, zresztą starszym też. Wielu dzieliło się później, że te spotkania są dla nich ważne, dają im siły, ładują baterie. I myślę, że to o takie doświadczenie wspólnoty i jedności w Kościele chodzi, dlatego cieszę się, że mogę w takich wydarzeniach brać udział i że młodzi mogą taką stronę Kościoła zobaczyć – mówi.

Znaleźć Boga w drugim człowieku

Członkowie oblackich wspólnot młodzieżowych z różnych miast w swoich wypowiedziach na temat zjazdu podkreślają, jak ciekawe były dla nich wszystkie wycieczki. Mówią też, że dzięki spotkaniu w Kodniu mogli zbliżyć się jeszcze bardziej do Pana Jezusa.

Paulina Kołtunowska z oddziału KSM w Siedlcach zwraca uwagę na jedność, którą można było zauważyć w wielu punktach programu. – Jedności nie zabrakło na imprezie integracyjnej i na wycieczkach. Mieliśmy okazję poznać bliżej historię Kodnia i obrazu Matki Bożej Kodeńskiej. Wydarzeniem, które zbliżyło nas jeszcze bardziej do Pana Jezusa był wieczór uwielbienia, na którym w obecności Maryi każdy z nas powierzył swoje zmartwienia Panu Bogu i miał okazję do skorzystania z sakramentu pokuty – opowiada uczestniczka zjazdu.

Kolega Pauliny – Przemysław Bąbiak – dodaje: „W mojej pamięci na pewno pozostanie przepięknie poprowadzone uwielbienie, na którym mieliśmy możliwość równoczesnego oglądania obrazu Matki Bożej oraz Najświętszego Sakramentu. Mieliśmy również okazję odwiedzić m.in. klasztor karmelitanek bosych i poznać ich dzieje, co było bardzo ciekawe”.

Swoimi wrażeniami ze zjazdu podzielili się też młodzi z Niniwy w Katowicach. – Zjazd Niniwy w Kodniu był dla mnie wyjątkowy, ponieważ mogłam podzielić się z uczestnikami moim świadectwem próby budowania jedności we wspólnocie. Jednak najważniejszym elementem było spotkanie z wieloma wspaniałymi, młodymi ludźmi, którzy tak jak ja starają się tworzyć wspólnotę, zmagają się z podobnymi trudnościami i szukają Boga w drugim człowieku. Doświadczyłam otwartości i przyjęcia w Kościele młodych, którzy chcą żyć pełniej, piękniej i bliżej Jezusa, za co jestem ogromnie wdzięczna – uśmiecha się Asia.

Karolina zaznacza, że na niniwowych wyjazdach ważne jest dla niej poznawanie nowych osób: „Cieszę się również z możliwości oderwania się od codziennej rutyny, można dowiedzieć się ciekawych rzeczy, a także stać się lepszą osobą. Tak właściwie każdemu zjazd daje coś innego, ale równie bezcennego”.

Z tą wypowiedzią zgadza się Oskar: „Za każdym razem bardzo porusza mnie uwielbienie i wspólna adoracja Najświętszego Sakramentu. Ale bardzo, ze względu na samo wnętrze i ciekawą historię, zaciekawiła mnie też unicka cerkiew w Kostomłotach. Na każdym ze zjazdów można poczuć się jak wśród swojej rodziny, na następnym widzę również i ciebie!”.

Spotkanie z prenowicjuszami

Ostatniego dnia w Kodniu mszy świętej przewodniczył i wygłosił homilię prowincjał oblatów o. Marek Ochlak OMI. Była to także okazja do spotkania się z prenowicjuszami, którzy uczestniczyli w zjeździe Niniwy.

W najbliższą sobotę prowincjał leci na Madagaskar. W związku tym uczestników spotkania poprosił o modlitwę w intencji tej braterskiej wizyty oraz konsultacji na superiora delegatury.

Tekst: Karolina Binek

fot. Mariusz Bosek OMI/Sanktuarium w Kodniu i Kinga Hucz/NINIWA