Brazylia: "lepiej wyświęcić jednego dobrego księdza niż pięciu byle jakich" – bp Jan Kot OMI
Przeglądałem Ojca zdjęcia, które są dostępne w internecie. Można znaleźć Ojca w dżinsach, gdzieś w pełnym błota amazońskim lesie. Praca biskupa to nie czysta praca w apartamencie? Większość wiernych tak tę posługę postrzega, a jak ona wygląda w rzeczywistości?
– To nie jest inna posługa. To posługa biskupia i misyjna. Tyle że nasza rzeczywistość jest inna. Muszę się dostosować do warunków misyjnych. W Polsce moja praca wyglądałaby inaczej, bo i realia są inne. Żeby odprawić mszę świętą, muszę czasem jechać dwie godziny. Odległości tutaj są spore, a w diecezji jest jedna główna droga. Pozostałe trzy to drogi gruntowe. Jak byłem w Polsce na wakacjach, to się gubiłem, bo u Was jest tyle dróg, że nie wiadomo, którą jechać. A w mojej diecezji nie mam za bardzo wyboru (śmiech).
Jak rozpoznał Ojciec Biskup swoje powołanie zakonne i także powołanie misyjne? Jak to się stało, że oblat z Polski został biskupem w Brazylii?
– Skończyłem technikum budowalne. Przez dwa lata pracowałem jako mistrz budowy. Moją specjalizacją były drogi i mosty. Później dostałem się na prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Studiowałem jednak tylko przez kilka miesięcy, nie podszedłem już do sesji letniej, bo trafiłem na czasopismo „Misyjne Drogi” i zafascynowałem się misjami.
Czyli impulsem do obudzenia powołania był oblacki dwumiesięcznik?
– Można tak powiedzieć. Wtedy podjąłem decyzję o wstąpieniu do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. To właśnie charyzmat misyjny był dla mnie najbardziej pociągający. Marzyłem o tym, aby wyjechać do Kamerunu lub na Madagaskar. Prowincjał chciał mnie wysłać na studia w Warszawie, ale trudno było to pogodzić z pracą duszpasterską w Siedlcach. Byłem tam wikariuszem. Później, w 1994 r., pojawiła się propozycja wyjazdu do Brazylii. Nie wahałem się, bo to było trochę inne, ale jednak spełnienie tego zamiaru, jakim była praca na misjach. Pracowałem w parafiach i przez rok także w formacji. A w 2014 r. zostałem biskupem diecezji Zé Doca.

Poznaje Ojciec ten lokalny Kościół już od trzydziestu lat. Papież Franciszek w adhortacji Querida Amazonia pisał, że księży nie brakuje, ale są w złych miejscach, że należy pobudzać ich zapał misyjny. Po kilku latach od synodu widać jakiś efekt apelu papieża?
– To bardzo złożony temat. Byłem na Synodzie dla Amazonii, widziałem go od kuchni. Obecne były na nim głosy, że w pewnych regionach Brazylii jest sporo powołań, zwłaszcza w rejonach miejskich, i należałoby prosić ich, aby posługiwali właśnie w Amazonii. Tyle, że to teoria, a w praktyce wygląda to tak, że nie każdy ksiądz czuje takie powołanie, żeby ruszyć do dżungli, w jej najodleglejsze zakątki, i tam sprawować swoją posługę. Księża diecezjalni żyją jednak nieco innym charyzmatem niż zgromadzenia misyjne. Dobrze byłoby, żeby biskupi zachęcali do pracy na terenach misyjnych, ale to nie zawsze działa.
Czyli misyjnego zapału ciągle w Kościele brakuje?
– Z mojego doświadczenia wynika, że powołań nie brakuje, ale trzeba za nimi iść i je realizować. Tu tkwi problem i kryzys. Nie każdemu się chce. Nie każdy chce to podjąć. Jestem w takich sprawach bezkompromisowy. Uważam, że nie powinniśmy święcić byle jakich księży. Lepiej wyświęcić jednego dobrego niż pięciu byle jakich. Ten jeden zrobi więcej przez swój zapał i dobrze przeżytą formację niż tych kilku.

Ważna wydaje się także rola diakonów stałych, którzy pomagają w pracy duszpasterskiej.
– Jedyna liczba, która dość wyraźnie rośnie w statystykach Kościoła to liczba diakonów stałych. Kiedy zaczynałem pracę jako biskup, nie miałem żadnego diakona stałego. Dzisiaj mam ich dziesięciu, a jak wszystko dobrze pójdzie – to za rok będę miał ich osiemnastu. Ich praca z punktu widzenia diecezji jest bardzo istotna.
To dobry kierunek dla całego Kościoła, nie tylko dla Brazylii?
– Jeśli Kościół pozwala, to dlaczego ich nie święcić? (śmiech). Podczas wspomnianego już synodu podejmowany był także temat święcenia żonatych mężczyzn, tzw. viri probati. Papież bardzo roztropnie stwierdził, że to nie jest rozwiązanie konieczne. W adhortacji nie ma o tym ani słowa.
Zamiast tego jako receptę papież Franciszek podał wzbudzanie zapału misyjnego w Kościele.
– Otóż to. I to wydaje się dzisiaj kluczowe w Kościele – zapał misyjny, chęć ewangelizacji i pracy duszpasterskiej. Papież nie szuka dróg na skróty – i to najlepszy dowód na to, że jest z nim Duch Święty. A jeśli kiedyś zajdzie taka konieczność – to ko wie, może dobrym rozwiązaniem będzie udzielanie święceń właśnie diakonom stałym – przeszli odpowiednią formację, mają doświadczenie pracy z ludźmi w Kościele. Ich dobra praca może skutkować później tym, że zostaną powołani do kapłaństwa. Ja też najpierw zostałem prezbiterem, a do biskupstwa wybrano mnie po latach pracy duszpasterskiej. Może z diakonami stałymi powinno być tak samo.
Rozmawiał Michał Jóźwiak
Zdjęcia: fot. arch. Jana Kota OMI
Z listów św. Eugeniusza
To dla mnie pociecha czuwać przed tabernakulum Pana
Troska ojca oblackiej rodziny o swoje dzieci:
Brakuje mi dnia, a także czasu, aby przedłużyć moją miłą rozmowę z Wami. W pośpiechu więc Was ściskam, błogosławię zarówno Was, jak całą rodzinę, która jest Wam powierzona. Nie potrzebuję polecać się modlitwom wszystkich moich dzieci, ale powiedzcie im oczywiście, że codziennie podczas mszy świętej są obecni w mojej myśli, a także wieczorem, kiedy skupiam się przed Najświętszym Sakramentem. Często zdarza się, że jest to od 22.30 do 23. Jestem do tego zmuszony przez moje codzienne obowiązki, ale dla mnie to również pociecha czuwać przed tabernakulum Pana, podczas gdy wszystkie moje dzieci odpoczywają spokojnym snem(List do o. Louisa Dassy, w Nancy, 13.01.1849, w: PO I, t. X, nr 997).
Ta praktyka oracji przed Najświętszym Sakramentem jest jednym z darów świętego Eugeniusza dla nas. Jako założyciel i ojciec codziennie spotykał się ze wszystkimi, których kochał, jednocząc się z nimi w obecności Jezusa. Dziś, będąc świętym, nadal tak czyni wobec nas, ale także zachęca nas, abyśmy tak samo postępowali w odniesieniu do osób, które kochamy.
Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI
Z listów św. Eugeniusza
Całe ich życie naznaczone jest wyrzeczeniem, heroicznym umartwieniem
Misja oblacka w Oregonie była trudna i wymagająca. Aby pogorszyć sytuację, miejscowy biskup nie okazywał zbytniej przychylności i zrozumienia dla misji oblackiej. Z tego powodu Eugeniusz napisał do Watykanu następującą prośbę:
Chcę przypomnieć Ci sprawę Oregonu. Kiedy czytałem ostatnie listy z tych misji, łzy same płynęły do oczu. Wiedz, że zarówno jezuici, jak i nasi oblaci czynią wszystko, co jest w ich mocy. Całe ich życie naznaczone jest wyrzeczeniem, heroicznym umartwieniem, trudem i niebezpieczeństwem. I żadnego wsparcia od biskupów, powiedziałbym, stały sprzeciw i rażące postępowanie. Ważne, aby o. Pascal Ricard, superior prowincjalny Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, został mianowany biskupem Nesqually, gdzie już rezyduje. On i towarzysze chcą służyć Indianom regionu i Europejczykom, i Amerykanom będącym w wielu miejscach. Fakt, że o. Ricard będzie niezależny, pozwoli rozwinąć się tym misjom. Mamy zapewnić im trwałość, by nie utraciły zapału misyjnego.
Eugeniusz, pisząc tę prośbę, kierował się biskupią mądrością.
Wierz mi, Ekscelencjo, iż jako biskup świadom jestem sakralnego charakteru urzędu i zadań zeń płynących; oddałbym po tysiąckroć swe życie, by przysporzyć chwały Bożej i przyczynić się do zbawienia dusz, to jedyny cel mych pragnień(Do biskupa Barnabo, Sekretarza Świętej Kongregacji Propaganda Fide, 08.10.1849, w: PO I, t. V, nr 11).
Cel naszego Instytutu jest dokładnie taki sam jak cel Syna Bożego, gdy zstąpił na ziemię –chwała Jego niebieskiego Ojca i zbawienie dusz(Reguła z 1818 r.).
Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI
Komentarz do Ewangelii dnia
„Odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” – sytuacja bogatego człowieka z przypowieści wydaje się godna pozazdroszczenia. Jednak jego szczęście jest tylko chwilowe. Okazuje się, że sukces, powodzenie, bogactwo mogą człowieka kompletnie zaślepić. W świecie nie brakuje ludzi, którzy choć mają wszystkiego pod dostatkiem (i wielu im zazdrości), nie odnajdują prawdziwego szczęścia. Ba, są wręcz nieszczęśliwi, skoncentrowani na sobie, pyszni i egoistyczni. Dlatego kiedy coś ci się nie udaje, nie możesz osiągnąć tego, co bardzo chcesz, nie trać ufności w Boga, a nawet podziękuj Mu za tę sytuację. Być może trudności są początkiem czegoś wielkiego i wartościowego.
Piotr Osiński OMI/niniwa.pl
fot. Pablo Merchán Montes/unsplash
Komentarz do Ewangelii dnia
Jakub i Jan przychodzą do Jezusa ze śmiałą prośbą. Chcą być wielcy, ale jest w nich sporo egoizmu. Pragnienie wielkości może być dobre, ale tylko jeśli jest oczyszczone z koncentracji na swoich interesach. A jak jest w twoim życiu? Czy chcesz być kimś znaczącym w swoim środowisku, rodzinie, wspólnocie? Jeśli tak, to bądź gotowy do wyjątkowego poświęcenia i służby.
Piotr Osiński OMI/niniwa.pl
fot. Markus Spiske/unsplash
Komentarz do Ewangelii dnia
Czy Bóg może nie przebaczyć? Przecież mamy przebaczać zawsze, bez limitu, bo Bóg tak właśnie robi. O co więc chodzi z tymi słowami: „temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie przebaczone”? Mowa o grzechach przeciwko Duchowi Świętemu. To nie tak, że Duch Święty będzie na nas się śmiertelnie gniewał i zamknie się na nas. Bóg zawsze chce pojednania. Problem może natomiast być w człowieku – tak zamknie się na działanie Boga (np. odkładając nawrócenie aż do śmierci czy uparcie odrzucając prawdy wiary), że On na siłę go nie zbawi. Zastanów się, czy nie zamykasz się na działanie Ducha Świętego w swoim życiu.
Piotr Osiński OMI/niniwa.pl
fot. Josh Eckstein/unsplash
Komentarz do Ewangelii dnia
„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało”. Dwunastu apostołów to za mało, by w samej Ziemi Świętej dotrzeć z wiadomością o nadchodzącym królestwie Bożym. Jezus wysyła jeszcze 72 uczniów. Nikt nie idzie sam, mają iść po dwóch. Chodzi nie tylko o starożytne zwyczaje – także zgodnie z naszą psychologiczną konstrukcją dwie osoby dają bardziej wiarygodne świadectwo o wydarzeniu lub człowieku. Również w dawaniu świadectwa o Bogu potrzebujemy jeszcze drugiej osoby. Potrzebujemy wspólnoty – dla przeżywania autentycznej wiary. Czy masz wspólnotę, która pozwala ci rozwijać się w wierze, bardziej poznawać Jezusa oraz dawać o Nim świadectwo?
Piotr Osiński OMI/niniwa.pl
O. Jan Wlazły OMI: decyzja o pójściu do klasztoru jest trudniejsza niż jeszcze parę lat temu
Ojciec Jan Wlazły OMI podkreśla, że budzenie powołań to nie kwestia działań pojedynczych osób, ale całego zgromadzenia. Każdy zakonnik może i powinien w jakimś sensie pełnić rolę „powołaniowca”.
– Do moich zadań należy koordynowanie działań związanych z budzeniem nowych powołań. Koordynowanie – bo sprawa powołań to sprawa każdego z oblatów. Każdy z nas przez swoje zaangażowanie i przykład życia jest „powołaniowcem”. Duża część mojej pracy to kontakt z młodymi, którzy rozeznają, do czego wzywa ich Pan Bóg. Są to rozmowy, spotkania, a przede wszystkim stwarzanie okazji, żeby młodzi ludzie mogli zobaczyć, jak wygląda życie misjonarza oblata – relacjonuje ojciec Wlazły.
Średnio dwa razy w miesiącu misjonarze oblaci organizują rekolekcje lub weekendy powołaniowe w różnych zakątkach Polski. Rocznie w tych wydarzeniach uczestniczy około czterystu młodych ludzi. Nie wszyscy z nich myślą o życiu zakonnym. Największą grupę stanowią ministranci. Może wziąć w nich udział każdy – bez względu na plany na przyszłość. Jedynym kryterium jest wiek – uczestnik powinien być przynajmniej w siódmej klasie szkoły podstawowej i być przed trzydziestką. Program spotkań jest zazwyczaj dostosowany do potrzeb konkretnych uczestników.

Jan Wlazły OMI zaznacza, że chłopacy przyjeżdżają na rekolekcje z różnym nastawieniem. Niektórzy myślą o kapłaństwie, a inni chcą po prostu stawiać kolejne kroki na drodze do lepszego rozeznawania woli Bożej. Na pierwszym miejscu jest budowanie relacji z Bogiem, reszta przychodzi później. Frekwencja na spotkaniach bywa różna. Niekiedy pojawia się jeden uczestnik, ale – jak zaznacza oblacki duszpasterz powołań – statystyki nie są istotne. Ważne dla współczesnego Kościoła jest to, aby umieć pracować z jednostką.
– Mówi się czasem, że nie mamy kryzysu powołań, a kryzys powołanych. To dla nas sygnał, że każdemu, kto szuka powołania powinniśmy poświęcić odpowiednio dużo czasu, aby pomóc mu w rozeznawaniu – dodaje.

Nasz rozmówca zwraca także uwagę na to, że atmosfera wokół Kościoła nie sprzyja dzisiaj budzeniu powołań. Rówieśnicy czy rodzina nie zawsze wspierają w podjęciu drogi życia zakonnego.
– Decyzja o pójściu do klasztoru jest trudniejsza niż jeszcze parę lat temu – zauważa ojciec Wlazły. – Ponadto młodzi, którzy zgłaszają się jako kandydaci do życia zakonnego są dziś bardzo zróżnicowani. Są wśród nich tacy, którzy pochodzą z wierzących rodzin i od dziecka wzrastali w klimacie wiary. Są i tacy, którzy Pana Boga odkryli w późniejszym okresie swojego życia, przeszli nawrócenie, a teraz chcą pójść radykalnie za Chrystusem – opowiada.

W Polsce oblaci są obecni od 1920 r. Zgromadzenie zostało założone przez św. Eugeniusza de Mazenoda, późniejszego biskupa Marsylii, 25 stycznia 1816 r. w Aix-en-Provence we Francji. Obecnie liczy ok. 3400 zakonników, a do polskiej prowincji należy ponad 400 oblatów, prawie 250 pracuje w kraju, a inni w należących do niej jurysdykcjach: na Madagaskarze i Reunion, w Ukrainie wraz z Rosją, we Francji-Beneluksie, Skandynawii, Białorusi i Turkmenistanie. Poza polską prowincją zakonną posługuje kolejnych około 100 oblatów pochodzących z Polski. Wśród nich jest czterech biskupów. Misjonarze oblaci są zgromadzeniem misyjnym. Ich naczelną służbą w Kościele jest ukazywanie Chrystusa i Jego królestwa ludziom najbardziej opuszczonym i ubogim, jak i niesienie Dobrej Nowiny ludom, które jeszcze nie poznały Chrystusa oraz pomoc w odkrywaniu ich własnej wartości w świetle Ewangelii. Natomiast tam, gdzie Kościół już istnieje, oblaci kierują się do osób, które mają z nim najmniej kontaktu. Przełożonym oblatów w Polsce jest o. Marek Ochlak OMI, wieloletni misjonarz na Madagaskarze.
tekst: Michał Jóźwiak
zdjęcia: arch. Jana Wlazłego OMI
Kodeń: spotkanie dyrektorów wydziałów duszpasterskich
Obrady rozpoczął i prowadził bp Andrzej Czaja, przewodniczący Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski. Pierwszy dzień poświęcony był przygotowaniom do Roku Świętego 2025. Bp Waldemar Musioł, sekretarz Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski, przypomniał główne założenia programu duszpasterskiego na rok 2024/2025, któremu towarzyszyć będzie motto tożsame z hasłem Roku Świętego „Pielgrzymi Nadziei”.

Drugim prelegentem był ks. Krzysztof Kwiatkowski, sekretarz ds. organizacyjnych Roku Jubileuszowego, który przybliżył propozycje duszpasterskie na Rok Święty wynikające z bulli papieskiej Spes non confidit oraz dekretu penitencjarii apostolskiej na Rok Jubileuszowy. Przedstawił też najważniejsze wydarzenia zbliżającego się czasu.
Drugiego dnia, bp Adam Bab, biskup pomocniczy archidiecezji lubelskiej, w swoim referacie przedstawił zagadnienia dotyczące formacji ludzi młodych. Z kolei bp Artur Ważny z diecezji sosnowieckiej podjął kwestie przekazu wiary i formacji w rzeczywistości parafialnej. Natomiast bp Adam Wodarczyk, biskup pomocniczy archidiecezji katowickiej poświęcił swoje wystąpienie aktualności pedagogii nowego człowieka w ujęciu sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego.
Dyskusja stworzyła przestrzeń do wymiany myśli m.in. na temat zaangażowania świeckich i nowych posług w Kościele, a także podzielenia się doświadczeniami z diecezji.

Ostatniego dnia skoncentrowano się na temacie promocji inicjatyw duszpasterskich związanych z realizacją programu duszpasterskiego. Zaproszeni goście przedstawili szczegóły kolejnej edycji Ogólnopolskiej Szkoły Ewangelizatorów. Była też mowa o działalności Fundacji Adoremus Te Christe, która przygotowuje ogniska wieczystej adoracji w Polsce, i o projekcie Jubileuszowej Zdrapki Wielkopostnej. Następnie bp Andrzej Czaja przedstawił najważniejsze wydarzenia związane z działalnością Komisji Duszpasterstwa KEP w minionych tygodniach. Ostatnią część spotkania poświęcono na dyskusje dotyczącą programu duszpasterskiego.

Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej, nazywanej Matką Jedności i Królową Podlasia, znajduje się na trasie Szlaku Renesansu Lubelskiego. Kościół pw. św. Anny został wzniesiony w latach 1629–1635 w stylu późnego renesansu, w miejscu wcześniejszego, drewnianego kościoła z 1599 r. Według legendy w XVII w. potomek możnego miejscowego rodu Mikołaj Sapieha został uzdrowiony w trakcie mszy św. odprawianej przez papieża Urbana VIII przed obrazem Matki Bożej Gregoriańskiej w Watykanie. Ponieważ nie uzyskał zgody papieża na wywiezienie obrazu do Polski, wykradł go i zmyliwszy papieskie pogonie przywiózł do Kodnia 15 września 1631 r. W 1709 r. papież Klemens XI wydaje bullę ustanawiającą kościół św. Anny kolegiatą. Po koronacji obrazu Matki Bożej koronami papieskimi w roku 1723 Kodeń stał się Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. W 1875 r., kiedy wojska carskie zajmowały kodeński kościół na cerkiew, obraz został wywieziony na Jasną Górę. Powrócił do Kodnia w 1927 r., kiedy to opiekę nad kodeńskim sanktuarium powierzono Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. W 1973 r. uzyskał tytuł bazyliki mniejszej. Historia obrazu i sanktuarium została zekranizowana w filmie „Błogosławiona wina” (2015). Aktualnym przełożonym i kustoszem sanktuarium jest o. Krzysztof Borodziej OMI.
Tekst: Komisja Duszpasterstwa KEP / BP KEP
fot. ks. Paweł Chyla
Z listów św. Eugeniusza
Wyruszają na misję, po ludzku tak mało pociągającą
Siedziałem jedenaście godzin bez przerwy przy biurku, pisząc listy do wszystkich naszych ojców w Oregonie i sporządzając instrukcje albo dla nich, albo dla o. D’Herbomeza, który do nich dołączy z dwoma braćmi konwersami, przemierzając najpierw Kalifornię. Nie byłem przygotowany, by oderwać się od zajęć z powodu publicznej uroczystości. Ojciec D’Herbomez i bracia konwersi Surel i Janin wsiądą dziś na statek, by rozpocząć niekończącą się podróż do Oregonu, kierując się ku przylądkowi Horn. Jak godni podziwu są ci dzielni synowie! Wyruszają na misję, po ludzku tak mało pociągającą. Mówią o niej pełni świętej radości i zadziwiającego zapału. Wszyscy są nimi bardzo zbudowani, a pasażerowie w liczbie osiemdziesięciu bardzo cieszyli się, że będą ich mieli za towarzyszy podróży, zwłaszcza ojca. Ufam, że odda im usługę duchową w czasie tej długiej podróży morskiej, która potrwa sześć, siedem czy osiem miesięcy(Dziennik, 19.11.1849, w: PO I, t. XXII).
Trudno nam sobie wyobrazić tych młodych mężczyzn wyruszających w podróż morską i lądową, która miała trwać od sześciu do ośmiu miesięcy. Byli świadomi, że w Oregonie czekają na nich trudności i że prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczą Francji. Mimo to wyruszyli z radością, by nieść Ewangelię Jezusa Chrystusa ludziom, którzy nigdy jej nie słyszeli. Trzej misjonarze resztę swojego życia spędzili w Kanadzie, a Louis D’Herbomez w 1863 r. został wikariuszem apostolskim Kolumbii Brytyjskiej.
Dziś nasza Oblacka Reguła Życia nadal podkreśla ten ideał:Chcą być posłuszni Ojcu, nawet aż do śmierci, i z bezinteresowną miłością oddają się służbie Ludowi Bożemu. Ich apostolski zapał ma wsparcie w bezwarunkowym darze ich oblacji, w oblacji nieustannie odnawianej w odpowiedzi na wymogi posłannictwa(Konstytucja 2).
Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI