Robert Wawrzeniecki OMI: Kościół patrzy z miłosierdziem na wszystkie trudne życiowe sytuacje
Posługę misjonarzy miłosierdzia ustanowił papież Franciszek w 2016 r. Księża ci są szczególnie powołani do głoszenia orędzia przebaczenia i pojednania, zwłaszcza podczas misji i rekolekcji. Z woli Ojca Świętego posiadają władzę odpuszczania grzechów, których rozgrzeszenie było dotychczas zarezerwowane dla Stolicy Apostolskiej, takich jak: profanacja Najświętszego Sakramentu, przemoc wobec Ojca Świętego, rozgrzeszenie wspólnika w grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu oraz zdrada tajemnicy spowiedzi. Ich zadaniem jest również ukazywanie matczynego oblicza Kościoła poprzez głoszenie miłosierdzia.
– Jako dom warszawski jesteśmy tymi, którzy już od lat na stałe pomagają w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Ostatnio pomagamy też na Bródnie w parafii pw. św. Włodzimierza. Oba miejsca zostały ustanowione kościołami jubileuszowymi. Zaproponowałem proboszczom tych miejsc swoją posługę jako misjonarz miłosierdzia i zostało to zaaprobowane. Spowiadam jeszcze u sióstr wizytek w Warszawie – relacjonuje o. Robert Wawrzeniecki OMI.

W konstytucji Praedicate evangelium, dotyczącej Kurii Rzymskiej, czytamy, że „ewangelizacja dokonuje się w szczególności przez głoszenie Bożego miłosierdzia, na różne sposoby i w różnorodnych formach. Do tego celu w szczególny sposób przyczynia się specyficzna działalność misjonarzy miłosierdzia”.
– Większość ludzi koncentruje się na tym, że misjonarze miłosierdzia mogą udzielić rozgrzeszenia z grzechów zastrzeżonych Stolicy Apostolskiej. To oczywiście prawda, ale istotą tej posługi jest dyspozycyjność dla proboszczów, rektorów sanktuariów czy biskupów diecezjalnych – tłumaczy o. Wawrzeniecki. – Ponadto charakterystycznym zadaniem misjonarza miłosierdzia jest głoszenie misji ludowych, czyli coś, co idealnie wpisuje się w charyzmat oblacki – dodaje.
Nasz rozmówca podkreśla, że Kościół z miłosierdziem patrzy na wszystkie skomplikowane życiowe sytuacje człowieka. Chce dawać narzędzia wyjścia z trudności między innymi przez posługę misjonarzy miłosierdzia.

– Ilekroć z otwartym sercem przychodzą osoby, które chcą poukładać swoje życie na nowo, spowiednicy, a szczególnie misjonarze miłosierdzia, są po to, aby im to umożliwić – zaznacza. – Ta posługa jest wyznacznikiem tego, jak Kościół i sam papież Franciszek spoglądają na wszystkie trudne życiowe sytuacje. Niektórzy twierdzą, że ich sytuacja jest beznadziejna. Dla mnie, jako dla misjonarza miłosierdzia, jest to wyzwanie do szukania kreatywnych sposobów na to, jak pomóc ludziom wyjść z sytuacji, które wydają im się bez wyjścia. Uczy mnie to wrażliwości na drugiego człowieka – zauważa o. Wawrzeniecki.
W Polsce oblaci są obecni od 1920 r. Zgromadzenie zostało założone przez św. Eugeniusza de Mazenoda, późniejszego biskupa Marsylii, 25 stycznia 1816 r. w Aix-en-Provence we Francji. Obecnie liczy ok. 3400 zakonników, a do polskiej prowincji należy ponad 400 oblatów, prawie 250 pracuje w kraju, a inni w należących do niej jurysdykcjach: na Madagaskarze i Reunion, w Ukrainie wraz z Rosją, we Francji-Beneluksie, Skandynawii, Białorusi i Turkmenistanie. Poza polską prowincją zakonną posługuje kolejnych około 100 oblatów pochodzących z Polski. Wśród nich jest czterech biskupów. Misjonarze oblaci są zgromadzeniem misyjnym. Ich naczelną służbą w Kościele jest ukazywanie Chrystusa i Jego królestwa ludziom najbardziej opuszczonym i ubogim, jak i niesienie Dobrej Nowiny ludom, które jeszcze nie poznały Chrystusa oraz pomoc w odkrywaniu ich własnej wartości w świetle Ewangelii. Natomiast tam, gdzie Kościół już istnieje, oblaci kierują się do osób, które mają z nim najmniej kontaktu. Przełożonym oblatów w Polsce jest o. Marek Ochlak OMI, wieloletni misjonarz na Madagaskarze.
tekst: Michał Jóźwiak
Komentarz do Ewangelii dnia
Nawet apostołowie się przestraszyli… Jezus pokazuje, że małżeństwo to znacznie więcej niż kontrakt, umowa. Sakrament dokonuje przemiany. Coś się zmienia i nie da się tego cofnąć. A my boimy się dziś nieodwracalnych decyzji. Tylko człowiek wolny może świadomie poświęcić część swojej swobody, podjąć nieodwracalne zobowiązanie. Czy mam tę wolność?
Maciej Drzewiczak OMI
fot. Luis Tosta/unsplash
W Środę Popielcową ruszy dwunasta edycja akcji Misjonarz na Post
Inicjatorem wielkopostnej akcji jest o. Marcin Wrzos OMI, redaktor naczelny „Misyjnych Dróg”.
– Zależy nam na tym, żeby polscy misjonarze wiedzieli, że mają solidne duchowe zaplecze, że jest wielu ludzi, którzy o nich pamiętają w modlitwie. Licznik na naszej stronie pokazuje, że przez cały Wielki Post uczestników akcji ciągle przybywa. Ten osobisty aspekt akcji, czyli wylosowanie konkretnego misjonarza – z imienia i nazwiska, jest wyjątkowo ważny, bo przybliża nas do konkretnego człowieka, który ewangelizuje tysiące kilometrów stąd – podkreśla pomysłodawca akcji.
Na tegorocznym plakacie promującym modlitewną inicjatywę znajduje się o. Alojzy Chrószcz OMI, który już od prawie pięćdziesięciu lat posługuje w Kamerunie.
– Ludzie żyją tutaj inaczej, spokojniej niż w Polsce. Wszyscy są blisko natury, a przez to też bliżej Boga i bliżej ludzi. Przyroda wyznacza rytm dnia i w zasadzie całego życia. Wiara ludzi jest bardzo prosta. Tu nie ma ateistów. Każdy wierzy w Boga, choć oczywiście są też szamani i czarownicy. Ludzie niestety do nich chodzą, ale to nie zmienia faktu, że ufają siłom wyższym. Pomagamy im właściwie kierować swoją wiarę ku Bogu. Także moja osobista wiara bardzo się tutaj rozwija ku temu, żeby słuchać ludzi, żeby być blisko nich i mieć dla nich czas. Bez tego nasze życie jest pozbawione Boga. Moja wiara, dzięki tym ludziom, oparta jest na radości – mówi w rozmowie z „Misyjnymi Drogami” ojciec Chrószcz.

Wieloletni misjonarz przekonuje, że kluczem do duszpasterskiego sukcesu Kościoła pod każdą szerokością geograficzną jest budowanie relacji.
– Kluczowe jest bezpośrednie spotkanie z ludźmi. Od tego się zaczyna. Niektórzy księża chowają się na plebaniach, za biurkami, są zamknięci. A przecież ludzie ich potrzebują. Chcą się spotkać, porozmawiać, a ich nie ma. Telefonów nie odbierają i na tym wszystko się kończy. Nie ma relacji, a trzeba iść do ludzi. Tutaj, w Kamerunie, tak jest. Ksiądz jest blisko wiernych, pomaga, działa razem z nimi, tworzy prawdziwą wspólnotę. Z drugiej strony prestiż duchownego w Kamerunie jest na pewno inny niż obecnie w Polsce. Ksiądz jest tu kimś ważnym, a w Polsce to się już trochę zmieniło. Dlatego w Afryce kandydatów do kapłaństwa jest coraz więcej – relacjonuje o. Alojzy.
Aby wziąć udział w akcji, wystarczy wypełnić krótki formularz na stronie www.misjonarznapost.pl. Trzeba jedynie podać swoje imię, nazwisko i adresu e-mail, na który przyjdzie informacja z danymi wylosowanego misjonarza. Każdy indywidualnie wybiera formę duchowego wspierania przypisanego misjonarza lub misjonarki.
Projekt Misjonarz na Post jest wspólną inicjatywą portalu misyjne.pl i „Misyjnych Dróg” oraz innych mediów katolickich. Akcja odbywa się pod patronatem Konferencji Episkopatu Polski oraz Komisji EP ds. Misji.
Z listów św. Eugeniusza
NIE HABIT CZYNI MISJONARZA
Po swoim przybyciu D’Herbomez był zdumiony widokiem znanych mu misjonarzy z Oregonu, których wcześniej spotkał. Brat Vemey był ubrany we francuski beret, spodnie z koziej skóry i pokryte zieloną tkaniną mokasyny, starą niebieską kamizelkę i surdut. Pandosy miał na sobie znoszoną sutannę, stary słomkowy kapelusz, spodnie z koziej skóry i solidne buty. Wszystko to sprawiło, że D’herbomez zawołał: Nie habit nie czyni misjonarza (R. Young, s. 102).
Początkowo Ricard rozważał wysłanie D’Herbomeza do plemienia Swanomish w Puget Sound. Jednak później zdecydował, że D’Herbomez może lepiej wykorzystać swój czas ucząc się angielskiego języków Chinook i Walla Walla. Zatem najpierw wysłano go z ojcem Chirouse, na misje na terenach Yakama. W sierpniu 1851 roku Chirouse, D’Herbomez i brat Verney udali się do misji Świętego Józefa de Chirouse w kraju Yakama. Dla D’Herbomeza była to żmudna podróż przez niebezpiecznie strome górskie przełęcze. Jednak z ulgą i radością dotarli do dzikiej misji, którą mieli nazwać domem (Tenże, s. 115-116).
Często mamy romantyczny obraz pierwszych misjonarzy, pięknie ubranych w nieskazitelne sutanny i krzyże, jak głosili i nawracali. Relacje z ich prawdziwych doświadczeń burzą ten romantyczny obraz. Liczy się jakość ich życia, ich odważne i gorliwe głoszenie Ewangelii oraz świadectwo tego, jak żyli swoim powołaniem.
Dopóki żyjesz, wystrzegaj się oceniania ludzi po ich zewnętrznym wyglądzie (Jean de La Fontaine).
Z listów św. Eugeniusza
BÓG MOŻE DOCENIĆ TĘ OFIARĘ I TO, CO ZNIEŚĆ MUSZĄ DLA JEGO CHWAŁY I ZBAWIENIA BIEDNYCH, NAPRAWDĘ OPUSZCZONYCH DUSZ.
Zwracając się z prośbą o pomoc finansową dla misji zagranicznych do Dzieła Krzewienia Wiary Eugeniusz podał kilka szczegółów dotyczących misji w Oregonie i nad Rzeką Czerwoną:
Na początku składam podziękowanie zarówno panu, jak i członkom rady za dotację dla misji obsługiwanych przez Misjonarzy Oblatów Maryi. Trudno uwierzyć, jak palące są potrzeby między innymi misji Oregonu i nad Rzeką Czerwoną. W sprawozdaniach z Oregonu misjonarze opisują, jak nieraz zamierają z głodu, zmuszeni do jedzenia jako wielki przysmak psy lub wilki, pozbawieni obuwia muszą chodzić boso, a nie mając ubrania, z koca szyją coś w rodzaju sutanny. Postarałem się, by posłać im to, co było najbardziej konieczne, ale przesyłka trwa długo i nim dotrze na ten kraniec świata, będą cierpieć, czekając bez końca. Ci na misji nad Rzeką Czerwoną żyją w lodowatym klimacie, tak oddaleni jedni od drugich, iż trzeba wiele trudów, by dostarczyć im niezbędne pożywienie. Bóg sam może docenić tę ofiarę i to, co znieść muszą dla Jego chwały i zbawienia biednych, naprawdę opuszczonych dusz.
Do Szanownego Pana de Jesse, w Lyonie, 20.03.1850, w: PO I, t. V, nr 11.
Bezpiecznie mieszkali wśród plemion, stopniowo ucząc się ich zwyczajów. Choć mogli korzystać z wygód ziemi, nie mogli twierdzić, że ją skolonizowali. Brakowało żywności. Kiedy skończyło się mięso z wilka i psa, musieli posunąć się do zabijania koni i bydła, które mieli nadzieję wykorzystać jako zwierzęta robocze. Ich dieta składała się głównie z ziemniaków i dziennego połowu ryb. Ich ubrania stanowiły strzępach, a buty spadały im z nóg. Gorsza od fizycznej katuszy wynikającej z ubóstwa była samotność. Z drugiej strony, misja nadal się rozwijała, a świadomość rdzennej ludności stała się bardziej widoczna. Chirouse i Pandosy kontynuowali naukę rdzennych języków, odwiedzając różne ludy, które wzbudzały ich zainteresowanie, i coraz lepiej rozumieli, jak organizować działalność misyjną wśród rdzennej ludności (R. Young, s. 90-91).
Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 19-20).
Z listów św. Eugeniusza
DOSTOSOWAŁ LOKALIZACJĘ MISJI DO STYLU ŻYCIA TYCH, KTÓRYM MIAŁ SŁUŻYĆ.
Oto, co pierwsza grupa oblatów zrobiła w Oregonie przed przybyciem drugiej grupy trzech misjonarzy. Eugeniusz przypuszczał:
Nie wiem, czy można uważać, że zorganizowanie wspólnot chrześcijańskich wśród Dzikich jest możliwe. W takim wypadku pozwolilibyśmy działać Opatrzności, a jeśli Ona powołuje nas do sprawienia, aby w tych lodach zakwitła wiara, mam nadzieję, że nie zabraknie nam osób gotowych poświęcić się tej posłudze.
List do biskupa Guiguesa, 13.04.1850, w: PO I, t. I, nr 131.
Ale pomimo przeciwności losu, udało im się.
W 1847 roku zbudowali drewnianą kaplicę u zbiegu rzek Yakima i Columbia. Misję tę poświęcili świętej Róży z Limy. Misje prowadzili ojcowie Chirouse i Pandosy, podczas gdy ojciec Ricard spędził trochę czasu z biskupem Norbertem Blanchetem w Oregon City, a następnie, w 1848 roku, założył fundację na południe od Puget Sound. Miejsce wybrane na misję Świetej Róży było nieodpowiednie ze względu na brak drewna i gruntów ornych; ponadto nie było tam obozu Indian. Zatem opuścili to miejsce. W międzyczasie ojciec Ricard założył fundację na południowym brzegu rzeki Puget Sound.
W latach 1848 i 1849 na prośbę wodzów małych plemion Yakim, liczących najwyżej od 150 do 300 dusz ojcowie Chirouse i Pandosy, wraz z braćmi Blanchet i Verney, założyli trzy inne misje oddalone od siebie o około pięćdziesiąt kilometrów, o czym 10 lutego 1852 roku napisał ojciec Ricard do ojca Faraud'a. Misjonarze w każdej misji wybudowali skromne kaplice. Rzeczywiście, kiedy przybyli do tego regionu, nie było tam żadnej parafii, żadnej misji, żadnego kościoła, żadnego domu. Były to ziemie, których nikt nigdy nie uprawiał, a nasi ojcowie byli ich pierwszymi mieszkańcami–
napisał ojciec Ricard (https://www.omiworld.org/fr/lemma/oregon-etats-unis-1847-1860-fr/).
Misje Świętej Róży, Niepokalanego Poczęcia, Świętego Józefa i Świętego Krzyża w diecezji Walla Walla były niczym innym jak tylko dzikimi, rozproszonymi i mało przytulnymi chatami. Minie trochę czasu, zanim uda się je przekształcić w coś bardziej przypominającego jednoosobową ruderę. Były jednak dobrym miejscem do spotkań z rdzennymi mieszkańcami regionu. Co więcej, ojciec Chirouse wykazał się wielką inicjatywą, podążając za plemieniem Kamiakin podczas ich zimowych wypraw, zakładając tam kolejną misję, aby kontynuować rozpoczętą ewangelizację. W ten sposób dostosował lokalizację misji do stylu życia tych, którym miał służyć (R. Young, s. 85).
Jeśli nie możesz latać, to biegnij, jeśli nie możesz biegać, to chodź, jeśli nie możesz chodzić, to czołgaj się, ale cokolwiek robisz, musisz iść dalej (Martin Luther King Jr.).
Z listów św. Eugeniusza
TRWAJĄCA OKOŁO 230 DNI MORSKA PODRÓŻ
Zauważamy, że wraz z rozwojem i ekspansją zgromadzenia oblatów listy Eugeniusza nie zawsze dostarczają wielu szczegółów na temat misji. Dlatego uważam, że ważne jest, aby szczegóły wypełnić opowieściami. Być może nie jesteśmy w stanie usłyszeć słów Eugeniusza, ale poprzez życie i osiągnięcia oblatów słyszymy jego charyzmat i żywego ducha.
Pierwsza grupa pięciu oblatów, pod kierownictwem ojca Ricarda, udała się do Oregonu, płynąc statkiem aż do Nowego Jorku, a stamtąd podróżowali łodzią, dyliżansem, parowcem, pieszo, krytym wozem i konno, aby dotrzeć do celu. Liczący 2000 milo odcinek z Oregonu doprowadziłby do ich wyczerpania. Kiedy jednak dotarli na miejsce, natychmiast byli gotowi rozpocząć swoją misję wśród rdzennych mieszkańców regionu. (Ron Young, Misja Oblatów Maryi Niepokalanej w Oregonie, s. 69).
Druga grupa wiozła niezbędne zapasy. W dzienniku Eugeniusza z 29 listopada 1849 roku czytamy, że o. Louis D'Herbomez (27 lat) oraz bracia Gaspard Janin (51 lat) i Philippe Surel (30 lat) wyruszyli do Oregonu. Ponieważ nie było Kanału Panamskiego, musieli opłynąć całą Amerykę Południową.
Wczoraj otrzymałem list z Rio de Janeiro od naszego o. d’Herbomeza, który udaje się do Oregonu, i choć 14 listopada wyjechał z Marsylii, dotarł tam dopiero na 14 lutego.
List do o. Bellona w Maryvalle, 21.04.1850, w: PO I, t. III, nr 38.
19 lipca 1850 roku dotarli do San Francisco – podróż morska trwała około 230 dni! Sześć tygodni później w końcu dotarli do celu w Oregonie (Ron Young, s. 102).
Niewielka grupa została wysłana z dwudziestoma dwoma bagażami wypełnionymi podstawowymi zapasami i długo oczekiwanymi pieniędzmi na misję w Oregonie. W przeciwieństwie do swoich poprzedników, ci misjonarze całą podróż z Francji, przez Przylądek Horn, do San Francisco odbyli droga morską. Z San Francisco na pokładzie statku Caroline udali się do Portland w stanie Oregon. Następnie dotarli do Fortu Vancouver aż do rzeki Columbia.
Statki te nie były luksusowymi liniowcami z klimatyzacją i lodówkami, możemy tylko podziwiać tych misjonarzy i wszystkie osobiste niewygody, które byli gotowi znosić dla zbawienia dusz.
Komentarz do Ewangelii dnia
Co chcę osiągnąć w życiu? Jakie mam priorytety? Jak przekładają się one na moje codzienne działania? W życiu nie da się zrobić wszystkiego. Modlitwa, bycie z Jezusem uczy dystansu, daje swobodę konieczną przy podejmowaniu najważniejszych decyzji.
Maciej Drzewiczak OMI
fot. jcomp/freepik
Z listów św. Eugeniusza
Porażka nie jest śmiertelna: liczy się odwaga, aby kontynuować
Brat Richard Moloney otrzymał z mych rąk święcenia w mej prywatnej kaplicy. Wyświęciłem go na subdiakona, diakonem będzie w niedzielę wielkopostną Sitientes. Święcenia prezbiteratu otrzyma w drugie święto Wielkanocy. Jest jednym z trzech przeznaczonych na misję w Buffalo(Dziennik, 22.02.1850, w: PO I, t. XXII).
Pierwsi trzej oblaci wysłani do Buffalo mieli po 25 lat i właśnie ukończyli studia oraz przyjęli święcenia kapłańskie. Przełożonym został Pierre Amisse, a towarzyszyli mu Richard Moloney i François Xavier Pourrat. Kiedy przybyli na miejsce, nie byli w stanie przejąć obiecanego im kościoła, ponieważ proboszcz odmówił jego opuszczenia. Zniechęceni, zdali sobie również sprawę, że muszą poprawić swój angielski, jeśli chcą sobie poradzić. Po 15 dniach cała trójka wyjechało do Montrealu. Minął kolejny rok zanim ukształtowała się bardziej stała wspólnota. Od tego momentu oblaci pozostają w Buffalo aż do dzisiaj.
Sukces nie jest ostateczny, porażka nie jest śmiertelna: liczy się odwaga, aby kontynuować. (Winston Churchill).
Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI
Aix-en-Provence: sesja „Doświadczenie de Mazenoda” – śladami Ojca Założyciela
Dom oblacki w Aix-en-Provence nieopodal Marsylii jest naszym domem macierzystym, tam zawiązała się pierwsza wspólnota oblacka na czele z jej założycielem, św. Eugeniuszem de Mazenodem. Obecnie dom oblacki w Aix-en-Provence pełni funkcję animacji oblackiej, aby przybywający tam mogli odnawiać się w charyzmacie oblackim u jego źródeł, dotykając jego początków.
– W ramach sesji uczestnicy poznają najważniejsze miejsca dla zrozumienia duchowości oblackiej: dom rodzinny Eugeniusza, pierwszy dom oblacki, kościół św. Marii Magdaleny, gdzie młody ks. Eugeniusz głosił rekolekcje dla ubogich, katedrę bp. Eugeniusza w Marsylii, Bazylikę Matki Bożej w Marsylii i wiele innych. Przeżywają swoje rekolekcje i dzielą się swoim dotychczasowym życiem oblackim – mówi o. Bartosz Madejski OMI, wikariusz prowincjalny.

Prelegentami są specjaliści od duchowości św. Eugeniusza: o. Roman Tyczyński OMI, pracujący obecnie w Luksemburgu i o. Krzysztof Zielenda OMI, posługujący w Lourdes. Większość uczestników nie miała wcześniej okazji, by odwiedzić Aix-en-Provence i przeżyć tam doświadczenie św. Eugeniusza.
– Dla mnie osobiście „Doświadczenie de Mazenoda” jest ważnym momentem, kiedy odkrywamy piękno i aktualność naszego charyzmatu, który otrzymaliśmy od Boga dzięki świętemu Eugeniuszowi – mówi o. Roman Tyczyński OMI. – Ponadto cenna jest różnorodność doświadczeń oraz kontekstów, w których głosimy Ewangelię. Jak podkreślają uczestnicy sesji, a niektórzy są w Aix po raz pierwszy, niesamowitym doświadczeniem dla nich jest możliwość zobaczenia miejsc związanych z życiem świętego Założyciela, dotknięcia relikwii, które po Nim pozostały w Aix, aby wzrastać w miłości braterskiej i w gorliwości, zgodnie ze słowami świętego Eugeniusza zawartymi w Jego testamencie – dodaje.

Sesja formacyjna jest okazją do tego, żeby bardzo dosłownie i namacalnie chodzić po śladach św. Eugeniusza.
– Tutaj w Aix czuć do dziś misjonarskiego ducha Eugeniusza. Możemy zaczerpnąć z jego niezwykłej drogi za Jezusem. W sesji uczestniczą oblaci z wielu klasztorów w Polsce. Dzień jest przeniknięty modlitwą, wykładami o życiu Założyciela, wędrówkami po miejscach związanych z jego życiem, a także dzieleniem się wspólnotowym i czasem na osobistą refleksje – relacjonuje o. Daniel Biedniak OMI.

Święty Eugeniusz de Mazenod – założyciel Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalnej – urodził się 1 sierpnia 1782 r. w południowej Francji w rodzinie arystokratycznej. Po wybuchu rewolucji francuskiej wraz z ojcem opuścił rodzinny kraj i przez 13 lat przebywał na emigracji (Nicea, Turyn, Wenecja, Palermo), przeżywając rozwód rodziców. W 1802 r. Eugeniusz powrócił w rodzinne strony i próbował ułożyć sobie życie. Chciał odzyskać choć część rodzinnego majątku i bogato się ożenić. Planował rozpoczęcie kariery wojskowej. W Wielki Piątek 1807 r. przeżył moment nawrócenia, a następnie wstąpił do seminarium i został księdzem. Mając 29 lat, przyjął święcenia w stopniu prezbiteratu, po których poprosił biskupa, by ten nie kierował go do pracy w parafii, ale by mógł zająć się pracą z młodzieżą, służbie więźniom i prostemu ludowi w rodzinnym Aix-en-Provence. Zgromadził kilku zaangażowanych prezbiterów, aby nieść Ewangelię ubogim duchowo i materialnie, osobom, z którymi Kościół nie miał kontaktu, w porewolucyjnej Francji. Tak powstało Stowarzyszenie Misjonarzy Prowansji, którego głównym zadaniem było głoszenie misji parafialnych (czyli kilkutygodniowych rekolekcji) oraz ewangelizacja młodzieży, więźniów – czyli osób z którymi ówczesny Kościół miał najmniejszy kontakt. Po 10 latach zgromadzenie zostało zatwierdzone przez papieża Leona XII – 17 lutego 1826 r. – jako Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej (jeszcze przed ogłoszeniem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu). Wkrótce Eugeniusz de Mazenod został biskupem Marsylii. Choć zgromadzenie było jeszcze nieliczne, postanowił wysłać oblatów na misje poza Francję. Pierwsza grupa ochotników wypłynęła do Kanady, kolejne na Cejlon i do Stanów Zjednoczonych. Zmarł w wieku 79 lat. Eugeniusz de Mazenod został beatyfikowany w 1975 r. przez Pawła VI, a kanonizowany w 1995 r. przez Jana Pawła II.
tekst: Michał Jóźwiak
zdjęcia: arch. Daniela Biedniaka OMI