Ukraina: pamiętam poranek wybuchu wojny
Pierwsze pytanie, które usłyszałem w słuchawce: „Śpisz?”. Odpowiadam: „Pewnie. Dopiero po czwartej nad ranem”. W tym czasie słyszę za oknem, jak coś leci, w oddali głuche wybuchy. To były rakiety. Mówi: „Rosjanie poszli na Ukrainę, za 10 minut spotkamy się w salonie” (taki pokój do spotkań współbraci).
Nie możemy zostawić ludzi
Siedzimy i myślimy, co dalej – pakować się i wyjeżdżać? Bo idą na Kijów, a później prawdopodobnie dalej. Jeżeli wezmą stolicę, cała Ukraina będzie ich. Kiedy dojdą tutaj, na pewno po miejskiej radzie przyjdą do nas. Co wtedy? Czy zostajemy na miejscu? A co z ludźmi, z parafią, kościołem? Jak im powiedzieć, że ich zostawia- my i wyjeżdżamy, bo Rosjanie idą? Bóg jednak chciał, żebyśmy zostali. Jednogłośnie powiedzieliśmy: „Cokolwiek się stanie, obojętnie co dalej, zostajemy”. Krzysztof mówi do mnie: „Nie możemy zostawić ludzi”. „Ale ja miałem jechać do Lwowa” – odpowiadam. „Jeżeli zostajemy, potrzebny jesteś tutaj. Nie pojedziesz do Lwowa” – usłyszałem. Takie były pierwsze godziny wojny dla naszego domu.
Widzieliśmy, że to nie jest kwestia heroizmu, tym bardziej, że na pewno przyjdą po nas. To była czysta łaska Boża! To Pan dał nam w tej chwili ducha nie bojaźni, ale mocy (ZOB. 2 TM 1,7). Bóg pozwolił nam żyć tym słowem.
Kiedy po raz pierwszy połączyliśmy się z całą naszą oblacką delegaturą Ukrainy na zoomie, usłyszałem, że prawie wszyscy współbracia myślą podobnie. Prawie wszyscy zostają na miejscu, chcą być z ludźmi. Ogarnął nas jeden Boży Duch wspólnej misji. Byłem wtedy bardzo dumny z moich współbraci. Cieszyłem się, że należę do tej rodziny zakonnej. Nie miałem wątpliwości, że podjęliśmy dobrą decyzję.

Mocny uścisk dłoni
Wrócę na chwilę do poranka pierwszego dnia. Mniej więcej o godzinie dziewiątej wyszedłem na ulice Gniewania (miejscowość, w której wtedy służyłem, 20 km od Winnicy). Pełno ludzi, aut. Wszyscy biegają do bankomatów i sklepów, są niewyobrażalne kolejki. Alarmy wyją na okrągło. Do osobowego auta wsiadało po 7–8 osób i więcej. Stałem i patrzyłem na to wszystko. W tym momencie zauważył mnie parafianin Stanisław (brał udział w ATO w 2014 r. – Антитерористична операція, czyli „operacji antyterrorystycznej” po wkroczeniu wojsk rosyjskich). Przez chwilę staliśmy w ciszy. Później pyta: „Zostajesz czy wyjeżdżasz?”. Odpowiadam: „Zostaję”. Jeszcze przez chwilę staliśmy w ciszy wśród tego hałasu. Popatrzył na mnie, nic nie powiedział, uścisnął mocno dłoń, trzymając dłużej moją rękę. I odszedł.
Z ludźmi i dla ludzi
Od tego momentu rozpoczęła się dla mnie nasza (w tym moja) posługa w czasie wojny. Proboszcz od razu ogłosił całodzienną adorację (która zresztą trwa do dziś, już prawie trzy lata) w parafii, aż do godziny policyjnej. Rozpoczęła się walka na każdym froncie.
Po dwóch, trzech dniach dzwoni przełożony oblatów w Ukrainie, o. Witalij. „Potrzebna jest Twoja pomoc” – mówi. „Trzeba wozić pomoc humanitarną do naszych domów oblackich, gdzie już przychodzi bardzo dużo uchodźców. Zatrzymują się na jedną noc, na tydzień, ktoś na dłużej, i potrzebują środków do życia. Większość z tych ludzi zostawiła albo straciła wszystko, uciekając przed rakietami” – opowiadał.
Po „humanitarkę” do Polski
Naszym największym oblackim punktem w Polsce (punkt przerzutowy), do którego zwożono pomoc humanitarną był Zahutyń k. Sanoka na pograniczu Bieszczad. Miejscowy proboszcz i ekonom domu, o. Karol Bucholc, od razu zorganizował ekipę parafian, którzy zaczęli niestrudzenie służyć. Byłem pod wielkim wrażeniem tych ludzi i o. Karola. O każdej godzinie dnia i nocy czekali na nas, żeby załadować busa, naprawić auto, dać nocleg. Śnieg, deszcz, mróz, wiatr nie miały znaczenia dla tych ludzi. Czasami było i sześć aut dziennie do załadowania, nie wspominając o tym, że te auta z pomocą, które przyjeżdżały do Zahutynia, trzeba było też rozładować.
Nie pamiętam wszystkich imion tych „aniołów”, ale ich poświęcenie i ofiarność zapamiętałem na zawsze. Pokazali mi w praktyce, czym jest bezinteresowna miłość.
Z żołnierzami
Kiedy siedzę i piszę te słowa, mam przed oczami wiele różnych spotkań – setki ludzi. Jednak nie da się opisać wszystkiego. Piszę tylko o niektórych. W pewnym momencie o. Vadym, mój współbrat, zaczął powoli wciągać mnie w kapelanię wojskową. Wprowadził mnie w codzienne życie żołnierzy. Wstąpiłem więc jako kapelan do ХСП (Chrześcijańska Służba Ratunku), żeby służyć pomocą żołnierzom, ich rodzinom i cywilom – ofiarom wojny. Zaczęliśmy jeździć na wschód do żołnierzy i na południe, na deokupowane tereny, do cywilów.
W Donbasie naszą pierwszą stacją zawsze był Pokrowsk, gdzie jest mała katolicka kapliczka, w której służy ks. Wiktor. Na tamten moment był to jedyny katolicki kapłan w Donbasie. Służył na tych ziemiach jeszcze przed 2014 r. i był porwany przez Czeczenów, którzy zażądali za niego okupu. Niesamowicie ciekawa postać – z wyglądu prosty, niepozorny, ale o duchu i męstwie Gedeona.
Zszedł tam, gdzie jest człowiek
Spotkania na Wschodzie to momenty przyjęcia i odrzucenia, świadectwa nawróceń i stwierdzenia: „Boga nie ma, Bóg nas opuścił”. Przez naszą obecność z żołnierzami, wspólną modlitwę, dzielenie jednego stołu próbowaliśmy pokazać, że Bóg jest wśród nich. Nie- którzy sami mówili: „Bóg jest między nami”. Sama świadomość, że w piekle wojny, przy dźwięku wybuchów, w domku żołnierzy w Donbasie na małym stoliku odprawiana jest Eucharystia, przywodzi na myśl prawdę wiary z Credo: „zstąpił do piekieł…”. Zszedł tam, gdzie jest człowiek.
Niespodziewana spowiedź w środku nocy na stacji w Dniepropietrowsku, gdzie zawsze zatrzymujemy się przed wjazdem do Donbasu. „Batiuszka, pobłogosław, daj jakiś obrazek” – słyszę. Niejednokrotnie podbiegają żołnierze i o to proszą. „Jeżeli włożę do kieszeni obrazek, albo założę medalik na szyję, Bóg mnie ochroni, wrócę żywy?” – pytają. Co wtedy mam im powiedzieć? Zadaję sobie takie pytania.

Niech chłopak śpi
Przypomina mi się anegdota. Pewnego razu, kiedy odwiedzaliśmy chłopaków, zatrzymaliśmy się w jednej wiosce, gdzie nocowaliśmy w domku żołnierzy. W jednym pokoju ze mną spało jeszcze pięć osób. Było mocno słychać chrapanie, jeden przez drugiego wydawał różne dźwięki – prawie jak w zoo. Założyłem stopery do uszu, żeby przynajmniej spróbować trochę pospać. Kiedy rano się obudziłem, zauważyłem, że rozbite szkło leży na podłodze, a okno jest rozwalone. Pytam: „Co się stało?”. „Ostrzał był, niedaleko od nas” – słyszę. „Czemu mnie wtedy nie obudziliście?” – pytam dalej. „Nie było tak źle” – odpowiadają. „Pomyśleliśmy, niech chłopak na razie śpi. Wyśpi się przynajmniej” – dodali.
Rekolekcje w ciemnościach
Można też wspomnieć o rekolekcjach, parafialnych misjach, kiedy trzeba było głosić w ciemnych kościołach z latarką w ręku, bo nie było prądu. Dziwne doświadczenie – głosić w ciemności, mówić jakby w próżnię. Ludzi nie widać, a jednak tam są. Później, w procesji do Komunii św., idą z ciemności do światła. Odczuwałem wtedy taką pewność: „Panie, jesteś tu, z tymi ludźmi, ze mną”. Byłem przekonany, że szczególnie w tym czasie trzeba głosić słowo Boże. Ludzie czekają, chcą wiedzieć, że Bóg jest z nimi.
Będę powoli kończył. Wiem, że niektórzy, a może i większość z Was, którzy to czytacie, pomagali nam modlitwą, pieniędzmi, rzeczami. Bez Was to, o czym pisałem, i wiele innych wydarzeń nie odbyłoby się. Wiedzcie o tym. Boże światło, które świeci w ciemności, nasz Pan Jezus Chrystus, zapalał także przez Was. Za co Wam bardzo dziękuję.
Anton Litvinow OMI
Z listów św. Eugeniusza
Boski Zbawiciel bardziej jest wielbiony w sakramencie swej miłości
Biskup diecezji Dijon prosi mnie o informacje odnośnie do stowarzyszenia adoratorów Najświętszego Sakramentu, które zatwierdziłem 30 czerwca 1848 r. Odpowiedziałem mu, że rzeczywiście zatwierdziłem stowarzyszenie adoratorów Najświętszego Sakramentu, bo widzę budującą postawę krzewicieli tego nabożeństwa. Są to osoby pobożne i przywiązują wielką wagę do powodzenia ich misji. Początkowo obawiałem się, by to nowe stowarzyszenie nie zaszkodziło temu, które od dawna działa w mojej diecezji, złączonemu z instytutem sióstr od Najświętszego Sakramentu, których dom macierzysty znajduje się w Marsylii; lecz jedno nie stanęło na przeszkodzie drugiemu i Boski Zbawiciel bardziej jest wielbiony w sakramencie swej miłości(Dziennik, 04.11.1849, w: PO I, t. XXII).
Aby zaspokoić duchowe i materialne potrzeby swojej diecezji, biskup Eugeniusz założył liczne stowarzyszenia świeckich zajmujące się konkretnymi aspektami jego posługi. Dzięki jego pobożności eucharystycznej łatwo można zrozumieć, dlaczego tak wiele sił wkładał w szerzenie tego nabożeństwa.
Czas przeżyty z Jezusem w Najświętszym Sakramencie jest najlepszym czasem, jaki kiedykolwiek spędzisz na ziemi. Każda chwila spędzona z Jezusem pogłębi twoje zjednoczenie z Nim i sprawi, że twoja dusza będzie na zawsze chwalebniejsza i piękniejsza w niebie, a także przyczyni się do wprowadzenia wiecznego pokoju na ziemi (Matka Teresa z Kalkuty).
Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI
Komentarz do Ewangelii dnia
Piękna bohaterka sceny ofiarowania Pańskiego – Anna. Była w podeszłym wieku. Żyła blisko Boga i świątyni. Pod koniec życia spotkała Mesjasza. Rozpoznała Go trafnie w małym dziecku. Jest obok nas wielu starszych ludzi, którzy nas omadlają. Może to nasza babcia, dziadek, starsi współbracia, znajomi. Wiele nie mówią. Często trudno im chodzić, chorują. Bądźmy za nich wdzięczni. Pamiętajmy o nich, zauważmy pod kościołem i pozdrówmy ich; jak trzeba – to zadzwońmy, kupmy pączka czy sznekę z glancem (drożdżówkę z kruszonką), spędźmy z nimi trochę czasu, pomódlmy się też za nich… Mamy za co im dziękować.
Marcin Wrzos OMI/niniwa.pl
fot. Vladimir Soares/unsplash
Komentarz do Ewangelii dnia
Uroczystość Świętej Rodziny – Jezusa, Maryi i Józefa – akcentuje, jak ważna jest to rodzina. To trochę symboliczne. Maryja i Józef stracili z oczu Jezusa. Szukają Go. Spójrzmy na Maryję i Józefa. Tak jak Oni szukajmy kreatywnie Jezusa (i znajdujmy Go) w sakramentach, słowie, przyrodzie, w drugim człowieku... Niech On będzie dla nas Kimś najważniejszym w życiu, nie traćmy Go z oczu. Uczmy się od Nich, jak żyć, aby w centrum naszego życia był On. W tę niedzielę bądźmy Bogu wdzięczni szczególnie za naszych bliskich. Powiedzmy rodzicom, rodzeństwu, dziadkom, że są dla nas ważni, że jesteśmy im wdzięczni za wszelkie dobro.
Marcin Wrzos OMI/niniwa.pl
fot. Freepik/protoleh
Komentarz do Ewangelii dnia
Zaskakujący początek historii Jezusa po narodzinach w Betlejem, w grocie za miastem, wśród zwierząt i pasterzy. Święta Rodzina kolejny już raz staje w obliczu przeciwności. Jezus, Maryja i Józef stają się uchodźcami – muszą uciekać przez groźbę śmierci z ręki Heroda. Jest we mnie lęk. Lęk przed tym, do czego czasem zdolni są ludzie, którzy nie poznali miłości Boga, dla których najważniejsze jest mieć za wszelką cenę więcej i więcej – pieniędzy, władzy, sławy – nawet, jeśli często oznacza to niszczenie innych ludzi po drodze. W nas niech zwycięża miłość.
Marcin Wrzos OMI/niniwa.pl
Bożonarodzeniowe szopki we wspólnotach oblackich [GALERIA]
Szopki są zazwyczaj stałym elementem dekoracji świątecznych w kościołach. Każda wspólnota przygotowuje swoją interpretację sceny narodzin Jezusa Chrystusa. Największe zainteresowanie budzą te instalacje, w których znaleźć można żywe zwierzęta. Takie szopki można zobaczyć w Obrze, Katowicach, a także w Kodniu.
Kodeń – żywa szopka
– Żywa szopka cieszy się dużym zainteresowaniem wiernych. Zwierzaki robią furorę zwłaszcza wśród najmłodszych. Mamy małą krowę, która ma na imię Lusia, kozę imieniem Mietek i parę innych zwierzątek. Codziennie są odwiedzane przez sporą liczbę okolicznych mieszkańców – mówi o. Mariusz Bosek OMI, rzecznik sanktuarium maryjnego w Kodniu.
Obra – żywa szopka
fot. K. Kubiak
Katowice – żywa szopka
– Mamy owce, baranki, kozy, kury, koguta. Szopka budziła duże zainteresowanie. Była wystawiona w dniach od 23 do 30 grudnia – mówi o. Rafał Bytner OMI, katowicki proboszcz.
Poniżej przegląd oblackich szopek na podstawie zdjęć opublikowanych w mediach społecznościowych.
Kokotek
Wrocław
Zahutyń
Lubliniec
Siedlce

Grotniki
fot. Kamila Anna Dratkowicz
W Polsce oblaci są obecni od 1920 r. Zgromadzenie zostało założone przez św. Eugeniusza de Mazenoda, późniejszego biskupa Marsylii, 25 stycznia 1816 r. w Aix-en-Provence we Francji. Obecnie liczy ok. 3400 zakonników, a do polskiej prowincji należy ponad 400 oblatów, prawie 250 pracuje w kraju, a inni w należących do niej jurysdykcjach: na Madagaskarze i Reunion, w Ukrainie wraz z Rosją, we Francji-Beneluksie, Skandynawii, Białorusi i Turkmenistanie. Poza polską prowincją zakonną posługuje kolejnych około 100 oblatów pochodzących z Polski. Wśród nich jest czterech biskupów. Misjonarze oblaci są zgromadzeniem misyjnym. Ich naczelną służbą w Kościele jest ukazywanie Chrystusa i Jego królestwa ludziom najbardziej opuszczonym i ubogim, jak i niesienie Dobrej Nowiny ludom, które jeszcze nie poznały Chrystusa oraz pomoc w odkrywaniu ich własnej wartości w świetle Ewangelii. Natomiast tam, gdzie Kościół już istnieje, oblaci kierują się do osób, które mają z nim najmniej kontaktu. Przełożonym oblatów w Polsce jest o. Marek Ochlak OMI, wieloletni misjonarz na Madagaskarze.
Michał Jóźwiak
Z listów św. Eugeniusza
Prawdziwe obciążenie
Ten wpis w dzienniku daje nam jasny obraz zdolności Eugeniusza do pracy. Przełożony generalny oblatów na czterech kontynentach, biskup drugiej co do wielkości diecezji we Francji, relacje z urzędami watykańskimi, a także jego zaangażowanie w kwestie polityczne dotyczące papieża, który przebywał na wygnaniu w Gaecie poza Rzymem. Było tego dużo. Nie był już w stanie w dzienniku streszczać wszystkich swoich listów.
Nie mogę już dłużej cytować mojej korespondencji, która, nazbyt obszerna, jest dla mnie prawdziwym obciążeniem. Jak, pozostawiony samemu sobie, mogę odpowiedzieć na wyzwania i potrzeby naszych domów we Francji i Anglii, naszych misji w Kanadzie i całej Ameryce, w Algierii i na Cejlonie! To dotyczy tylko oblatów. Nadto korespondencja z biskupami, z Rzymem, z Gaete i z Neapolem oraz mnóstwo drobnych spraw mojej diecezji!(Dziennik, 21.10.1849, w: PO I, t. XXII).
Wielu z nas czuje się zestresowanych i przytłoczonych nie dlatego, że bierzemy na siebie zbyt wiele, ale dlatego, że podejmujemy zbyt mało tego, co naprawdę nas wzmacnia (M. Buckingham).
Sekretem Eugeniusza w radzeniu sobie z przytłaczającymi obowiązkami była jego podstawowa i życiodajna relacja z Jezusem Chrystusem.
Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI
Lubliniec: pastorałka „Lubią mi się Święta!”
https://www.youtube.com/watch?v=e4C_vRjxn5w
Projekt zrealizowany przez uczniów, nauczycieli i absolwentów Katolickiego Zespołu Szkolno-Przedszkolnego im. św. Edyty Stein Fundacji Edukacji Katolickiej w Lublińcu, działającej przy oblackiej parafii oraz przy wsparciu pro bono firmy zewnętrznej. Tekst piosenki - Magdalena Owczarek Aranżacja muzyczna - Bartłomiej Tyburowski Realizacja nagrania - Marek Kunicki Przygotowanie wokalne / chórki - Karolina Wieczorek.
Poniżej tekst pastorałki.
1. Lubi mi się tutaj, kiedy idą święta
Każda buzia
Mała, duża
Jest tu uśmiechnięta
Rodzi się Jezusek
W sercu małym, dużym
Gwiazda Betlejemska
Wciąż zaprasza do podróży
Ref 1: Ku dobroci, ku radości
Gdzie stajenka
Tu się rodzi mały Jezus
Miłość wielka
Ku dobroci, ku radości
Gdzie stajenka
Tu się rodzi mały Jezus
2. Lubi mi się tutaj
Pośród sióstr i braci
Kiedy łamią się opłatkiem
I uczniowie i Oblaci
Kiedy się wzruszają
Rodzice, nauczyciele
Gdy radości z narodzenia
Wszędzie jest tak wiele
Ref 2: Ku dobroci, ku radości
Gdzie stajenka
Tu się rodzi mały Jezus
Miłość wielka
Ku dobroci, ku radości
Niech Jezusek Narodzony tu zagości
3. Lubi mi się tutaj
Z Tobą Jezu mały
I z Maryją, której ręce Ciebie ogrzewały
Tak jak Ty łaskami serce me ogrzewasz
A ja dziś w podzięce za to Tobie śpiewam
Ref 3: Ku dobroci, ku radości
Gdzie stajenka
Tu się rodzi mały Jezus
Miłość wielka
Ku dobroci, ku radości
Gdzie stajenka
Tu się rodzi mały Jezus
Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej przybyli do Lublińca w 1922 r. Wiązało się to z zakupem budynku zakładu wychowawczego, który zaprzestał funkcjonowania. Był on niezbędny do przeniesienia tu oblackiego junioratu (Niższego Seminarium Duchownego) z Krotoszyna, gdyż uczniowie nie mieścili się w tamtejszej placówce. Zakupiony zakład, oprócz dwupiętrowego okazałego budynku, posiadał park, ogród i ziemię uprawną. Oblaci, po przejęciu budynku, przystąpili do jego adaptacji dla potrzeb szkolnych. W latach 1925–1930 dobudowano dwa nowe skrzydła, w których mieściły się kaplica pw. św. Stanisława Kostki i sala teatralna oraz refektarz, sale wykładowe i sypialnie juniorów. W otaczającym budynki parku wybudowano w 1937 r. Grotę Matki Bożej z Lourdes. Liczba uczniów dochodziła prawie do 300. Na skutek rozwoju miasta kościół pw. św. Stanisława Kostki stał się w 1941 r. samodzielną parafią, którą wówczas prowadzili oblaci niemieccy. Powojenna działalność junioratu lublinieckiego nie trwała jednak długo, gdyż komuniści nakazali w 1952 r. całkowicie zamknąć i zagrabić pomieszczenia Niższego Seminarium Duchownego. Dopiero w roku 2000 oblaci odzyskali zagarnięte przez państwo pomieszczenia i tereny zewnętrzne. W tych pomieszczeniach mieści się teraz Katolicki Zespół Szkolno-Przedszkolny im. św. Edyty Stein Fundacji Edukacji Katolickiej. Mieszkający tu oblaci są zaangażowani w duszpasterstwo parafialne i rekolekcyjne, a także kapelanat sióstr i szpitali. W obrębie klasztoru znajduje się skrzydło dla starszych i chorych oblatów, tzw. infirmeria. Aktualnym przełożonym domu jest o. Bernard Briks OMI.
Komentarz do Ewangelii dnia
Maryja dowiaduje się, że będzie w ciąży i że będzie nosiła pod sercem Jezusa. Jest informowana jednocześnie o tym, że Jej ciotka, prawie osiemdziesięcioletnia Elżbieta, też spodziewa się potomka. Anioł szybko dodaje, jakby wyczuwając zdziwienie Maryi tą informacją, że przecież „dla Boga nie ma nic niemożliwego”. To dobra nowina i dla nas. Dla Boga nie ma niczego niemożliwego – również w naszym życiu.
Marcin Wrzos OMI/niniwa.pl
fot. Clay Banks/unsplash
Z listów św. Eugeniusza
Dzieci Maryi Niepokalanej
Będąc w Rzymie, gdzie uczestniczył w ogłoszeniu dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, Eugeniusz napisał do oblatów:
Chcę, aby we wszystkich naszych domach, w przeddzień Święta Niepokalanego Poczęcia, przed wystawionym Najświętszym Sakramentem zaśpiewano Veni Creator wraz z wersetem i modlitwą, Tota pulchra z wersetem i modlitwą z Niepokalanego Poczęcia, Tantum ergo i udzielono błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem.
W sam dzień o 11 przed południem należy wystawić Najświętszy Sakrament, kiedy papież wypowie zapowiedzianą definicję dogmatyczną, po modlitwie i dziękczynieniu jeszcze raz zaśpiewa się Tota pulchra, by wyrazie naszą radość i wdzięczność z okazji tego wielkiego wydarzenia, z którego nikt nie powinien się bardziej cieszyć niż my, dzieci Maryi Niepokalanej, my członkowie Zgromadzenia, które walczy pod tym pięknym imieniem, prawdziwy osobisty przywilej, z ustanowienia Głowy Kościoła, wielkiego papieża Leona XIII.
Z góry akceptuję wszystko, co zrobi się, aby to święto uroczyściej niż kiedykolwiek obchodzić. Niech oświetli się świętą górę, dwukrotnie bardziej niż to miało miejsce podczas sierpniowego święta. Trzeba wzbudzić żar radości, nie zapomnieć o tym na Montolivet, trzeba oświecić wszystkie okna naszego domu na la Garde, fasadę Kalwarii. Jednym słowem, zróbcie wszystko, co możecie, aby ukazać niesamowitą radość, której doświadczają wszystkie prawdziwe dzieci Maryi(List do o. Casimira Auberta w Marsylii, 28.11.1854, w: PO I, t. XI, nr 1255).
Franc Santucci OMI, tłum. Roman Tyczyński OMI