Eugeniusz de Mazenod 1807-1808. Dwa kluczowe lata

W życiu Eugeniusza de Mazenod lata 1807-1808 mają kluczowe znaczenie. Jesienią 1808 roku ciągle jeszcze nie wie, co robić w życiu, nie ma żadnej konkretnej perspektywy. Osiemnaście miesięcy później swoim najbliższym obwieszcza wstąpienie do seminarium. Te dwa lata to największy zwrot w jego życiu.

Zamiarem tego studium jest zebranie informacji, jakie posiadamy odnośnie tego okresu, i udostępnienie ich wszystkim. Na nieszczęście jest ich niewiele, nie zaspokoją naszej ciekawości, a więc istnieje ryzyko, aby zbyt szybko je zinterpretować. Po odczytaniu nielicznych, osobistych zwierzeń Eugeniusza przyjrzymy się jego rodzinnemu i kościelnemu środowisku oraz nowym obowiązkom, jakie podejmuje aż do czasu, gdy w 18108 roku wstąpi do Seminarium Świętego Sulpicjusza. W ten sposób każdy osobiście pozwoli się pouczyć.

1. 1802-1806: Poszukiwanie siebie i wewnętrzne rozdarcie

Korespondencja Eugeniusza jasno pozwala nam zrozumieć, że w 1802 roku niechętnie opuścił Palermo, aby udać się do Aix. Z pewnością nie bez żalu wypowiadał się o życiu książęcym, jakiego zasmakował w rodzinie Cannizzaro. Od 1794 roku i okresu spędzonego w Wenecji jako jedyny syn przebywał bardzo blisko swego ojca, czyniąc go świadkiem swych nadziei a zwłaszcza codziennych niepokojów. Jego wujkowie również dzielili smutne życie emigrantów. Po powrocie do Aix spotyka się z zupełenie innym, prawie całkowicie żeńskim, środowiskiem rodzinnym. Miłość matki i babci nigdy nie zastąpią oddalenia od ojca i wujków.

Potrzebuje kilku lat, aby zdać sobie sprawę z bolesnej sytuacji rodzinnej. Wszystkie dobra przeszły na matkę, ojcu pozostały jedynie długi i wierzyciele. Co więcej, Eugeniusz jest konfrontowany ze skupionym na sobie klanem rodziny Joannis, która absolutnie nie chce powrotu de Mazenodów. Rozumiemy, dlaczego był rozdarty.

Jego osobista przyszłość była powodem jego powrotu do Francji. Raz, nie bez kłopotów, uniknął poboru do wojska, problem: kim być, pozostaje aktualny. Stra się wydać za mąż swą siostrę Ninette, ale niestety, pomimo częstych i dość przyziemnych apeli swego ojca Pan, jej brat, jeszcze w ogóle nie troszczy się, aby przysporzyć sobie kłopotu… (18.01.1805 r.) Nie widzi siebie, aby całe życie spędzić na sadzeniu rzepy i kapusty (21.12.1804 r.).

Podczas podróży do Paryża w 1805 roku stanowczo odrzuca propozycje złożone mu przez ministra Portalis, aby wejść do administracji cesarskiej (synowie barona Talleyrand, jego przyjaciele z Neapolu i Palermo jak również Karol de Forbin-Janson dokonali tego wyboru). Miał nadzieję na powrót na Sycylię, ale nie otrzymał koniecznego paszportu. Horyzont więc zacieśniał się. 22 września 1805 roku napisało swego ojca: Nie mam wielkiej nadziei na poprawę mego losu. Jego wyrażenia z 1 listopada 1805 są jeszcze bardziej wyraziste: Na chwilę obecną nie może być mowy o niczym. Jednak marzenia o fortunie (nawet poprzez małżeństwo) są ciągle obecne.

Stan wojny pomiędzy Królestwem Neapolu a Cesarstwem francuskim bardzo poważnie utrudni korespondencję. Ojciec tymczasem potwierdza synowi, że powrót de Mazenodów do Francji zupełnie nie wchodzi w grę. Wysiłki Eugeniusza, aby Fortunata uczynić biskupem spotykają się z kategoryczna odmową zainteresowanego. Zdanie z 4 lipca 1806 roku dramatycznie reasumuje sytuację: Wszystkie moje projekty przepadły. Rok 1806 dobiega końca, a nic, jak się wydaje, nie posunęło się do przodu. Tymczasem…

2. Zwierzenia Eugeniusza o nowej fazie

Eugeniusza możemy poznać przede wszystkim z listów do ojca. Całkowite zaufanie, zdaje się nie stosować żadnej cenzury. Zupełnie jasno wypowiada swe dość zmienne wrażenia oraz niestałe uczucia. Jednak w tym decydującym okresie korespondencja została zredukowana do minimum: zamiast 15 lub 20 listów z lat poprzednich tylko 4 listy w 1806 roku, 5 w 1807 roku, następnie długa przerwa. I żeby można było to wytłumaczyć, zmienia się także ton i zawartość listów, do tego stopnia, że nie powiadomi swego ojca i wujków o swym wyborze wstąpienia do seminarium…

Zatem teksty są bardzo nieliczne, czyni w nich konkretne aluzje do przełomu, którego wówczas zaznało jego życie. Dajmy sobie czas, aby je odczytać.

Boże Narodzenie 1806 roku – pierwsza dająca się wyznaczyć data

6 kwietnia 1809 roku z Seminarium Świętego Sulpicjusza napisał do matki, która zawsze zgłaszała swe poważne zastrzeżenia wobec wyboru stanu duchownego, jakiego dokonał Eugeniusz. (List zamieszczono w 14 tomie kolekcji Pism oblackich, Pisma duchowe 1794-1811, nr 50). Kolejny raz Eugeniusz odczuwa potrzebę wytłumaczenia się. Przypomniawszy, że powołanie, które sięga tak daleko jak wiek posługiwania się rozumem, dodaje: Nigdy żadna decyzja nie była dojrzalsza i dłużej rozważana niż ta obecna. Na przyszłe Boże Narodzenie, kiedy najprawdopodobniej przyjmę subdiakonat, upłynie trzy lata odkąd rozważam tę sprawę. Rachunek zatem jest prosty. Trzy lata przed Bożym Narodzeniem 1809 roku był rok 1806. Rozeznanie decyzji o wstąpieniu do seminarium wymagało półtora roku (od Bożego Narodzenia 1806 aż do czerwca 1808 roku). Zamierzony czy przypadkowy zbieg okoliczności, bowiem 30 grudnia 1806 roku na prośbę burmistrza Aix Demazenot syn, wraz z innymi został mianowany rektorem Dzieła Więzień.

Wielki Piątek 1807 roku?

Tekst, który napisał w notatkach rekolekcyjnych z 1814 roku (EO I, t. 15, nr 130.), jest o wiele bardziej znany: Szukałem szczęścia poza Bogiem i na moje nieszczęście zbyt długo. Ileż razy w minionym życiu moje rozdarte i niespokojne serce wyrywało się ku swojemu Bogu, od którego się oddaliło? Czyż mogę zapomnieć te gorzkie łzy, jakie na widok krzyża popłynęły z moich oczu w ów Wielki Piątek? Ach, przecież one wypływały z serca i nic nie mogło ich powstrzymać; zbyt były obfite, abym mógł je ukryć przed tymi, którzy wraz ze mną uczestniczyli w tej wzruszającej ceremonii. Byłem w stanie grzechu ciężkiego [strona 6] i to właśnie było powodem mojego bólu. Wtedy i jeszcze w kilku innych okolicznościach mogłem zauważyć różnicę. Nigdy dusza moja nie była bardziej zadowolona i nigdy nie doświadczyła większego szczęścia. Pośród tego potoku łez, pomimo bólu, lub właśnie dzięki niemu, moja dusza wzniosła się ku swemu ostatecznemu celowi, ku Bogu, jej jedynemu dobru, którego utratę żywo odczuwała. Po cóż mówić więcej? Czy kiedykolwiek zdołam wypowiedzieć, czego wówczas doświadczałem [?] Samo wspomnienie napełnia me serce słodką satysfakcją.

Wszystko wskazuje na to, że chodziło o Wielki Piątek 1807 roku. Ponad siedem lat po tym wydarzeniu, trzy lata po przyjęciu święceń kapłańskich, podczas dorocznych rekolekcji w 1814 roku, w swoich osobistych notatkach Eugeniusz czyni aluzję do spotkania z Jezusem Ukrzyżowanym. Rok 1814 jest zatem kluczowy. Upadek Napoleona i restauracja Burbonów otwarły nowe pola dla apostolatu Kościoła. W tym samym czasie na skutek posługi na rzecz austriackich jeńców wojennych Eugeniusz zaznał długiej choroby, która stanowiła śmiertelne niebezpieczeństwo. W innej medytacji podczas tych samych rekolekcji wspomina, że został pochwycony przez Chrystusa. Tutaj swą reakcję na widok krzyża ukazuje jako wyjątkowe doświadczenie. Rozumiemy, że aby osobiście o nim pamiętać, nie potrzebuje mówić więcej.

Znaczącym faktem jest, że w pismach, jakie się po nim zachowały, nie znajdujemy żadnej innej wzmianki o tym wydarzeniu. Eugeniusz dla siebie zachowuje doświadczenie Wielkiego Piątku oraz reperkusje, jakie ono wywarło na kierunku jego życia. To jego tajemnica.

Cisza nawet u jego pierwszych biografów. Nie mówią o nim w rozdziałach poświęconych życiu Eugeniusza w Aix przed wstąpieniem do Seminarium Świętego Sulpicjusza, podczas gdy wiele miejsca poświęcają jego posłudze wśród więźniów. Gdy chodzi o rok 1814, Rambert, zgodnie ze swym zwyczajem, przepisuje notatki rekolekcyjne, które zajmują 17 stron. Kopiuje tekst o Wielkim Piątku w żaden sposób go nie uwypuklając. Następnie w miejscu, gdzie Eugeniusz napisał: Byłem w stanie grzechu ciężkiego Rambert opuszcza słowo ciężki (s. 142 nn.) i pisze: Byłem w stanie grzechu. Rey zwykle lepiej znał pisma Eugeniusza. Na stronie 171 streszcza co najmniej jedną stronę rekolekcji z 1814 roku nie robiąc żadnej wzmianki o Wielkim Piątku. Czy byłaby to oznaka dyskrecji Eugeniusza wobec tego wydarzenia: Po cóż mówić więcej?, podczas gdy z wielu innych zwierzał się swoim bliskim, do których zalicza się również Rey? Tego nie wiemy.

W czasie tych samych rekolekcji Eugeniusz pisze: Pan, ten wspaniałomyślny Książę śledził mnie, aby mnie zbawić, pochwycił mnie podczas przemarszu, w chwili, gdy najmniej o Nim myślałem… (EO I, t. 15, nr 130). To nazywa swoim nawróceniem (zob. w okresie mego nawrócenia, tamże, EO I, t. 14, nr 95). Inna wzmianka pojawia się w konferencji duchowej wygłoszonej do współbraci w Seminarium Świętego Sulpicjusza, którą można datować na 19 marca 1809 roku: Bez wątpienia nie ma nikogo bardziej godnego, aby na nim skupić moją uwagę, niż ten wszechmocny Bóg, o którym zawsze powinienem pamiętać, który przez miłosierdzie najsłodszą przemocą wyrwał mnie z zepsutego świata… (EO I, t. 14, nr 48).

Tekst tej konferencji pozostawia delikatną interpretację. Eugeniusz z pewnością się w nim uzewnętrznia, ale za pomocą ukrytych słów: ten Bóg wyrwał mnie z zepsutego świata oraz dał mi usłyszeć swój głos pomógł mu pokonać liczne przeszkody i utkwić wzrok na sanktuarium Jego Syna, jakby pewnego dnia stało się jego dziedzictwem (Tamże).

Najpierw nawrócenie, następnie potwierdzenie swego kapłańskiego powołania pomimo niegodności.

Czas rozeznania

W listach do matki napisanych z Seminarium Świętego Sulpicjusza Eugeniusz podkreśla powagę, z jaką dokonał rozeznania swego powołania a także na konieczny ku temu czas. W liście z 28 lutego 1809 roku napisał: Modlę się za tych, którzy nie mają dość wiary, aby właściwie ocenić moją decyzję, która wydaje im się niezbyt przemyślaną, ponieważ nie wiedzą jak długo Pan pobudzał mnie, abym to uczynił. Zresztą, większość z nich wie bardzo mało, kto to jest Pan! (EO I, t. 14, nr 46). Już podkreślił to w liście do siostry z 21 czerwca 1808 roku: ta decyzja, która nie jest ani przedwczesna ani nieprzemyślana (tamże, nr 28).

Bardzo długi list do matki z 24 marca 1809 roku rzuca sporą ilość światła, będziemy musieli do niego się odwoływać: Wasze przypuszczenia są niewłaściwe, a przenikliwy duch dobrej mamy nie odkrył prawdy skoro uwierzyliście, że Ojciec Karol miał coś wspólnego z postanowieniem, którym jedynie sam Pan Bóg raczył mnie natchnąć. Zwróćcie honor temu świętemu człowiekowi, nigdy u Boga nie będziecie mieli lepszego orędownika. Udział, jaki ma w tej całej sprawie, to liczne modlitwy zanoszone do Boga w mojej intencji; w rzeczywistości to ks. Beylot, który w ostatnich czasach był moim spowiednikiem… Podam wam teraz rozwiązanie zagadki. Kiedy bardziej niż kiedykolwiek łaska popychała mnie ku temu, aby całkowicie poświęcić się służbie Bożej, niczego nie chciałem robić pochopnie i musieliście zauważyć, że powoli zacząłem opuszczać ten stan letniości, w który popadłem, a który niezawodnie doprowadziłby mnie do śmierci. Z większą gorliwością starałem się wysłużyć sobie nowe łaski u Pana, a że ten dobry Mistrz jest wspaniałomyślny, to obficie mi ich udzielił. Modliłem się, polecałem się modlitwom, radziłem się i przez cały rok przeżuwałem myśli, które podsuwała mi Opatrzność. Wreszcie nadszedł czas, kiedy należało, abym podjął decyzję. Zanim podjąłem ostateczną decyzję, aby nigdy nie wyrzucać sobie, że nie użyłem wszystkich możliwych środków, aby poznać wolę Bożą, i nie zadowalając się zasięgnięciem rady w Paryżu u jednego z najlepszych kierowników, jacy istnieją na świecie, w rękach którego aktualnie się znajduję, specjalnie udałem się do Marsylii, aby całe moje wnętrze odkryć przed świętą i doświadczoną osobą. Z tym aniołem pokoju miałem wiele kilkugodzinnych rozmów, po których nie mogłem dłużej wątpić, że Bóg pragnie mnie widzieć w stanie duchownym, do którego, pomimo okoliczności, a być może z powodu okoliczności, ku któremu wzbudził we mnie niesamowity pociąg (EO I, t. 14, nr 49).

Zauważmy: modliłem się, polecałem się modlitwom, radziłem się, przez cały rok przeżuwałem. Cały ten czas poprzedzał konsultację z księdzem Duclaux a nawet, jak sam powiedział, konsultacje z księdzem Magy w Marsylii.

Posiadane przez nas dokumenty nie pozwalają na większą precyzję. Eugeniusz skądinąd był bardzo dyskretny, gdy chodzi o ten kluczowy moment jego życia. Do nas należy uszanowanie jego osobistej tajemnicy i radość z owoców, jakie ono przyniosło zarówno jemu, jak i Kościołowi.

List z 1807 roku

Pierwsza wzmianka o nowym życiowym planie pojawia się w liście z 1807 roku. W 1805 roku wracając ze swej podróży z Paryża Eugeniusz spotkał młodego wojskowego chirurga Emanuela Gautier de Claubry, który należał do armii włoskiej. Biorąc pod uwagę długość podróży, mieli prawie tydzień, aby się zapoznać i wymienić się tym, co robili w życiu.

Kilka tygodni później, w listopadzie 1805 roku, w liście do Emanuela Eugeniusz po raz pierwszy w swoich pismach osobiście i wyraźnie wyznaje swą wiarę w Jezusa Chrystusa. Zachowany fragment możemy znaleźć w EO I, t. 14, nr 13. Kolejny list, z 23 grudnia 1807 roku, zamieszczono w EO I, t. 14, nr 22. Dla nas ma on bardzo wielkie znaczenie. Po słowach wsparcia dla owego żołnierza, który musi walczyć, aby obronić swa wiarę w wrogim i prześmiewnym towarzystwie, Eugeniusz kontynuuje: Czy mam teraz powiedzieć wam o sobie? Dobrze, ale po to by polecić się waszym modlitwom, szczególnie proszę byście wytrwale błagali Boga niech wypełnią się na mnie wszystkie Jego uwielbienia godne wyroki, których skutek opóźniam moimi niewiernościami; niech uderza, niech tnie, niech mnie doprowadzi do tego, bym nie chciał niczego innego jak tylko tego, czego On chce, niech usunie liczne przeszkody, które stoją na drodze do doskonalszego stanu, do którego, jak mocno wierzę, jestem powołany. Niech udzieli mi łaski, abym coraz lepiej poznawał marności tej nędznej ziemi, abym dążył tylko do dóbr niebiańskich, których mól nie potrafiłby zniszczyć. Słowem, niech uczyni mnie godnym Komunii Świętych i pozwoli mi zająć wśród nich miejsce, jakie mi przygotował, ale na które jeszcze nie zasługuję.

Czemu nie mówię wam jaśniej? Pomoglibyście mi nie tylko modlitwami, ale także waszym przykładem i przy was poczułbym się silniejszy do walki i bardziej pewny zwycięstwa. Ale ponieważ ta bliskość, na nieszczęście, jest niemożliwa, zmniejszmy przynajmniej tę odległość przez częstszą korespondencję: spotykajmy się duchowo w Najświętszym Sercu Jezusa Chrystusa każdej niedzieli o 10.30 rano, godzinie Ofiary sprawowanej uroczyście we wszystkich kościołach. Tam będziemy się modlić w tym samym czasie w naszych wzajemnych potrzebach, a przez nasze zjednoczenie w pewnym sensie zmusimy czułe Serce naszego Zbawiciela, by w wyjątkowy sposób udzieliło nam zasług swej Męki i Śmierci.

O ile nam wiadomo, po raz pierwszy Eugeniusz wyraża się, że wierzy, że jest wezwany do doskonalszego stanu. Jest to o tyle ważne, że pisze do swego przyjaciela, człowieka świeckiego.

Czy trzeba zestawiać terminy, za pomocą których usprawiedliwia swa dymisję w Dziele Więzień? Szczególne i nieprzewidziane okoliczności właśnie obciążyły mnie nowymi obowiązkami, których końca nie przewiduję i niniejszym nakładają na mnie nieodzowny obowiązek, abym zrezygnował z dzieła, którego już dłużej nie jestem w stanie wypełniać.

Mówi o sprawach domowych, które od prawie sześciu miesięcy całkowicie pochłaniają jego czas. Ten list rezygnacji z pracy cytowany przez Rey pochodzi z 6 października 1807 roku. Nie ma żadnych śladów, aby jakakolwiek sprawa rodzinna, poza szukaniem męża dla Eugenii lub dotycząca posiadłości Saint-Laurent, wyjaśniała ten natłok obowiązków. Czy możemy sądzić, że prawdziwym powodem było rozeznanie wezwania do doskonalszego stanu?

 

3. Środowisko rodzinne Eugeniusza

Po wysłuchaniu zwierzeń Eugeniusza o jego osobistej ewolucji właściwe jest, aby spojrzeć na jego rodzinne i kościelne środowisko z lat 1807-1808.

Rodzina Eugeniusza

Możemy jedynie stwierdzić, że ojciec Eugeniusza i jego wujkowie byli praktycznie nieobecni w jego osobistej ewolucji, co zresztą już podkreślono. Aż do końca 1805 roku listy są częste i spotykają się z odpowiedzią. Eugeniusz swobodnie się w nich wypowiada o tym, co dzieje się w jego życiu. Wymiana pomiędzy nim a jego ojcem jest ustawiczna. Następnie, począwszy od 1806 roku, komunikacja staje się bardzo trudna. Jednocześnie zachowane listy tracą swój intymny charakter. Nie tylko jego ojciec i wujkowie nie zostaną poinformowani o jego wstąpieniu do seminarium (zob. List do matki z czerwca 1809 roku, EO I, t. 14, nr 56), ale odnosimy wrażenie, że teraz jego rodzina z Sycylii jest w wielkim stopniu, jeśli nie całkowicie, poza jego zainteresowaniem. Moabito pisze: Ten list z czerwca daje nam także do zrozumienia, że w ogóle nie zamierzał skorzystać z nadarzających się okazji, aby korespondować ze swoim ojcem. Również w listach do matki bardzo rzadko wspomina o istnieniu swego ojca, chociaż jest mowa o sprzedaży hotelu na Cours Mirabeau. To może tylko dziwić.

Otoczenie Eugeniusza, to zasadniczo jego rodzina z Aix. To oczywiście jego matka, babcia Joannis, obie w bardzo młodym wieku wyszły za mąż, a zatem są bardzo aktywne. Eugeniusz do jednej jak i do drugiej żywi bardzo silne uczucia. Świadczą o tym liczne listy napisane z Seminarium Świętego Sulpicjusza, zwłaszcza w pierwszym roku pobytu. Swą babcię nazywa moją dobrą mamą, a często po prostu mamą. To do niej napisze swój pierwszy list z pierwszych dni pobytu w seminarium.

Byłbym najszczęśliwszym z ludzi gdybyście z wybraną częścią rodziny byli w Paryżu. Oraz: byłbym nader szczęśliwy, gdyby częsta myśl o odległości dzielącej mnie od osób mi drogich, nie dodawała pewnej goryczy do tej świętej i prawie nieustającej radości, jaką odczuwam.

Eugeniusz pośrednio mówi o swych relacjach z matką. Trzydzieści lat później, gdy od ponad sześciu lat jest już biskupem, jeszcze mówi o tym w swoim Dzienniku (31 marca 1839, EO I, t. 20, s. 84): Porzuciłem radości mego prywatnego życia i gwałtownie wyrwałem się z objęć matczynej czułości, ucieleśnionej zwłaszcza w osobie mojej babki, której byłem bożyszczem… Już w marcu 1809 roku, w konferencji do swych współbraci seminarzystów pozwala usłyszeć, że ta odległość od rodziny była jego wyborem i najbardziej bolesnym wyrzeczeniem. Żadna z tych dwóch osób nie była powiernikiem jego zamiarów. Powiadomi je o nich dopiero w czerwcu 1808 roku, gdy już wszystko będzie postanowione.

Nawet jeśli Eugeniusz dobrze rozumie się ze swą o trzy lata młodszą siostrą Ninette, wydaje się, że również wobec niej zachowywał dużą dyskrecję. Tymczasem w liście do siostry z czerwca 1808 roku (EO I, t. 14, nr 26) wspomina o rozmowie, jaką tobą odbyłem prawie sześć miesięcy temu i już wydaje się, że miał coś na widoku. Pod nieobecność ojca starszy brat poczuwa się i chce być głową rodziny, nie wahając się przypomnieć, że jest jedynym mężczyzną w domu. Główną troską, jak w tym okresie przebija z jego listów, jest znalezienie męża dla siostry. Eugeniusz napisał: Wybór padł na markiza Armand de Boisgelin: Za dwa miesiące wszystko będzie zamknięte (10 listopada 1808 roku). Ślub odbędzie się 21 listopada 1808 roku, sześć miesięcy po wyjeździe Eugeniusza do seminarium. Odnośnie ślubu mama mogła napisać do swego syna: Ty pierwszy miałeś taki zamiar. Eugeniusz zaś do swojej siostry: być może, mi zawdzięczasz, że chcieliśmy, by był z rangi i nazwiska jak nasze, w końcu musleliśmy znaleźć go w tym samym mieście, w którym mieszkamy (EO I, t. 14, nr 35).

Ciocia Babette, pani Dedons de Pierrefeu już od dawna żyła w separacji ze swoim mężem i przelewała mu rentę. Wydaje się, że również ona mieszka w domu rodziny de Joannis przy ulicy Papassaudi, mając w nim swój własny apartament. Jej syn, Emil, zamieszkał w pensjonacie w Paryżu, co dla Eugeniusza stało się okazją, aby od lipca do sierpnia 1805 roku udać się w podróż do stolicy. W listopadzie 1806 roku bardzo poważnie zachorował, znajdował się w stanie krytycznym, tak że musiano go przywieźć do Aix. W czerwcu 1807 roku, w wieku 41 lat, nagle umarła ciocia Babette. 18. letni wówczas Emil obejmuje fortunę, która o wiele przewyższa dobra pani de Mazenod. Wydaje się, że odtąd będzie mieszkał w tym samym apartamencie, co Eugeniusz, Ninette, matka i babcia.

Wujek Roze-Joannis

W bliskim kręgu rodziny należy wymienić Franciszka Roze-Joannis, którego Eugeniusz nazywa mój wujek, a który w rzeczywistości jest rodzonym kuzynek pani de Mazenod. Prawdą jest, że Prowansalczycy z łatwością wujkiem lub ciocią nazywają kochanego krewnego. Rola, jaką odrywa w rodzinie jest tajemnicza, jeśli nie podejrzana. W jednym z listów do swej siostry, która wówczas przebywała na wakacjach w zamku babci w St-Julien-lès-Martigues, w zaufaniu przywołuje gorszyciela i 50. letniego szaleńca. Wydaje się, że chodzi o Roze-Joannis, który również mieszkał w rodzinnej posiadłości Enclos znajdującej się niedaleko od ulicy Papassaudi. Historia podtrzymuje, że zwłaszcza w oparciu o słowa Eugeniusza, był on jednym z najgorliwszych jansenistów

Już w 1806 roku Eugeniusz napisał w swych osobistych notatkach: związany węzłami krwi i przyjaźni z jednym z najbardziej oświeconych jansenistów, bardzo często jestem zmuszony rozmawiać z nim na te tematy i jak można się domyślać, on nie zapomina o tym, by mi przedstawić doktrynę swojej sekty w najpiękniejszym świetle, aby mnie zwabić… Pewnego dnia powiedział mi, że zostałem stworzony, aby być jednym z nich z moim twardym i zdecydowanym charakterem a także surowymi zasadami, jak moje, dziwił się, że nie stałem się jednym z bardziej gorliwych jansenistów.

11 stron swoich notatek ze studiów Eugeniusz poświęca tej kwestii (zob. EO I, t. 14, nr 16). Prawda jest jedynym celem wszystkich moich poszukiwań i ta prawda znajduje się tylko w Kościele katolickim… To prawda, że jako zwyczajny świecki zajmuję się moją religią, ponieważ to studium uważam za pierwszy i istotny obowiązek. Nieco dalej: Do spisania tych rzeczy, które prawdopodobnie posłużą tylko mnie samemu, skłoniły mnie tylko prawda i pragnienie, by osobiście zdać sprawę ze swej wiary a opinie, jakie wydaję, są oparte na tej niezmiennej wierze katolickiej, apostolskiej i rzymskiej. Te notatki świadczą o jego zainteresowaniu teologią tego okresu i czasie, jaki jej poświęca.

Inne notatki z 17 lutego 1808 roku noszą tytuł Rozmowy z jansenistą o silnym wzburzeniu (EO I, t. 14, nr 25:

Wczoraj, we wtorek 16 lutego 1808 roku, poszedłem, jak to często mi się zdarza, do pana Roze-Joannis, zagorzałego jansenisty, to tytuł, jakim się szczyci i który sobie publicznie nadaje. Jest zresztą moim krewnym, przyszywanym wujkiem, być może jest moim przyjacielem, przynajmniej pozwala mi tak myśleć, a z mej strony z kilku powodów jestem prawdziwie do niego przywiązany.

Nigdy się nie zdarzyło, byśmy w naszych spotkaniach nie mówili o jakimś punkcie dogmatu lub moralności, a często, ośmielam się powiedzieć zawsze, kieruje rozmowę na temat jansenizmu, ponieważ wkłada tyle troski, aby do tego zmierzać, na ile ja pragnę od tego uciec i to z bardzo prostego powodu – uznałem że nigdy nie można sprowadzić na właściwą drogę pięćdziesięciolatka, o żywej i wybujałej wyobraźni, wychowanego w Oratorium, który wstąpił de tej Kongregacji gdzie przebywał przez dłuższy czas i konsekwentnie wchłaniał całą truciznę doktryny, którą ci Panowie starali się wpoić tym, którzy wydawali im zdolni, by rozwijać dzieło, człowieka, który nie może zaliczyć do swoich zalet chrześcijańskiej pokory i który mając wyrazić publicznie swoje opinie, dzięki którym poleca się go całej sekcie, nigdy się nie wyprze swoich błędów chyba, że stanie się jakiś cud.

 

4. Kościelne otoczenie Eugeniusza

Spowiednicy Eugeniusza

święty kapłan<span style=”\&quot;line-height:” 1.3em;\”=””> Denis Lapeyre. Wzmianka o nim pojawia się w biografii ojca Clorivière, którego historia zapamiętała jako jednego z odnowicieli jezuitów we Francji, który w 1804 roku mieszkał w Aix.

Kilka lat później ten, którego nazywa księdzem Denys, będzie również spowiednikiem młodego Józefa Hipolita Guibert. Oto, co mówi biograf przyszłego kardynała: Miasto Aix czciło go jak świętego. Był wikariuszem w parafii Ducha Świętego. Ten duchowny o nieustraszonym sercu nie wyemigrował w czasie rewolucji. W najbardziej niebezpiecznych dniach widywano go, jak przebrany za kolportera, obładowany stertą artykułów z Paryża, chodził od domu do domu, aby zastraszonym duszom nieść pociechę i duchową posługę. Eugeniusz ponownie obrał go za swego spowiednika po powrocie do Aix jesienią 1812 roku, zanim zwrócił się do księdza Tempier.

Można sądzić, że do jednego z dwóch księży zwrócił się z prośbą o spowiedź generalną, o której wspomina w swoich notatkach z października 1808 roku (EO I, t. 14, nr 28): Chcę mocno ufać (i to mnie podtrzymuje), że Nasz Pan Jezus Chrystus przywrócił mnie do swych łask, potwierdzając rozgrzeszenie, jakiego mi udzielono, kiedy skruszony i upokorzony, wyznawałem błędy całego życia.

Ojciec Rey (t. 1, s. 97) zachował list księdza Denis do swego penitenta z okazji obłóczyn, kilka miesięcy po jego przybyciu do Seminarium Świętego Sulpicjusza. Oto jego fragmenty: A zatem to wy, przyobleczeni w święty strój kapłański i w konsekwencji na zawsze ogołoceni ze starego człowieka i przyobleczeni w nowego. Oto, wy, na zawsze dla Boga i pod ciągłą opieką nie tylko waszego świętego Patrona, ale również wszystkich aniołów i wszystkich świętych nieba, bowiem skoro aniołowie i święci cieszą się, kiedy grzesznik pokutuje, jaka zatem musi być ich radość, kiedy chrześcijanin całkowicie porzuca świat dla Jezusa Chrystusa!… Cóż za szczęście dla was, mój drogi przyjacielu, uwolnić się od wszelkich więzów, które nawet wielu chrześcijan wiążą z tym nędznym światem! Jaką radość musicie odczuwać, gdy po wielu walkach odnieśliście zwycięstwo i poszliście za waszym powołaniem! Panna, wasza siostra, niewątpliwie podjęła dobrą decyzję wstępując w święty stan małżeński, ale wy z pewnością obraliście lepszą cząstkę; wy przyjęliście słodkie jarzmo, lekkie jarzmo Pana, któremu nigdy nie towarzyszą lamenty, ale zawsze bezmiar pociech…

Przebywając w seminarium Eugeniusz będzie utrzymywał kontakty zarówno z księdzem Denis jak i z księdzem Beylot.

Rekolekcje chrześcijańskie

W cytowanym już liście do matki z 23 marca 1809 roku (zob. EO I, t. 14, nr 49), a zatem kilka miesięcy po wstąpieniu do seminarium, odwołuje się do możliwego wpływu ojca Karola Bretenière. Jego matka, a zwłaszcza babcia, dawały do zrozumienia, że ojciec Karol w jakimś celu zagłębił się w jego postanowienie… Eugeniusz szybko wyprowadza je z błędu: Wasze przypuszczenia są niewłaściwe… jedynie sam Pan raczył mnie natchnąć. Zwróćcie honor temu świętemu człowiekowi, nigdy u Boga nie będziecie mieli lepszego orędownika. Udział, jaki ma w tej całej sprawie, to liczne modlitwy zanoszone do Boga w mojej intencji… Ojciec Karol zasługuje na zaufanie każdego, kto z całego serca chce służyć Bogu [s. 3], jednak nigdy nie pomyślałem, aby do niego się udać… Nigdy ani przez minutę nie pomyślałem, aby brać na siebie coś, co tak bardzo przekracza moje siły i w niewielkim stopniu odpowiada memu zamiłowaniu. Trzeba posiadać inną cnotę niż tę, którą ja mam, aby iść drogą najwyższej doskonałości ewangelicznej, a Bóg nigdy nie natchnął mnie najmniejszą chęci do rekolekcji[1] ani zbyt wielką zależnością. Czym zatem są te Rekolekcje, do których Bóg nigdy nie wzbudził w nim najmniejszego zamiłowania?

W Aix od sześciu lat istniały dwie wspólnoty zakonne Rekolekcji chrześcijańskich, jedna żeńska a druga męska. Ojciec Karol Bretenière (1770-1854) był superiorem a nawet generałem tej ostatniej. Założycielem był pochodzący z Franc-Comté ojciec Reveveur (1750-1804). Będąc proboszczem małej parafii w departamencie Haut-Doubs, zmartwiony letniością swoich parafian oraz ich ignorancją grzechu i brakiem pokuty podjął się głoszenia rekolekcji, wzbudzając szczególnie przenikliwe pragnienie wiecznego zbawienia. Z tych rekolekcji narodziła się wspólnota życia i pracy, szkoła i warsztat – ciekawe, że określali siebie mianem pustelników, choć wspólnota składała się ze świeckich mężczyzn i kobiet a zwłaszcza młodych dziewcząt, często nastolatek. Jesteśmy w przededniu rewolucji francuskiej. Dzisiaj w ogóle nie wahano by się, aby tę nową wspólnotę nazwać sektą: absolutne posłuszeństwo Ojcu, oddzielenie od świata postrzeganego jako perwersyjny i diabelski, bardzo ścisła reguła życia naznaczona pokutą, życie wspólnotowe i długie modlitwy, oryginalny strój zakonny, pomimo że żadna z osób nie składała ślubów zakonnych… Zdawało się, że wszelka nienawiść a nawet wszelkie tortury wobec wspólnoty jakby pochodziły od diabła. Ojciec Receveur napisał: Medytuję nad projektem nowego chrześcijaństwa opartego o plan życia pierwszych wiernych, w ziemi dalekiej od szalonych głów tego kraju złorzeczących Bogu (prawdą jest, że znajdujemy się w samym centrum rewolucji) z powodu nadużycia tylu łask, jakie im wyświadczono.

Przez ponad 10 lat wspólnota (od 50-100 członków, w tym kilku kapłanów) przeżyła bolesna tułaczkę po całej Europie centralnej, w procesji na czele z krzyżem przenosiła się z miejsca na miejsce… Niektóre władze kościelne dają pozwolenie, inne powstrzymują się. Asceza i wyrzeczenia powodują wiele przedwczesnych zgonów, zwłaszcza wśród młodzieży. Pragnienie śmierci, aby ujrzeć Jezusa Chrystusa, w pewnym sensie stanie się zaraźliwe dla Stowarzyszenia – napisał biograf ojca Receveur. Zdecydowano, aby porzucić wszystko oraz żyć się jedynie po to, aby przygotować się na dobrą śmierć…

W 1803 roku po dość długim pobycie w Rzymie postanowiono, że wspólnota powróci do Francji i tam poszuka schronienia. Częściowo znajdzie je w Aix, gdzie w kwietniu została przyjęta przez biskupa Cicé. Schronienie dla niej znaleziono w byłym klasztorze niedaleko parafii Ducha Świętego. W sierpniu przyjechał założyciel. Należało zmienić biały habit pokuty na mniej rzucające się i mniej szokujące, zwłaszcza dla żyjących jakobinów, szare szaty. Stąd nazwa Szarzy Bracia i Szare Siostry. Założono szkołę dla małych dziewczynek. Eugeniusz w liście z czerwca 1804 roku wypowiada się o nich w zadziwiająco ironicznych słowach Siostry od ręcznika. Reveveur z pewnym sukcesem głosi rekolekcje.

Ojciec Karol Bretenière, młody kapłan pochodzący z Dôle, wyświęcony na wygnaniu, po długich wahaniach i błędach przyłączył się do wspólnoty. Bardzo szybko stał się prawą ręką założyciela. Jego przybycie do Aix w październiku 1803 roku pozwoliło ojcu Receveur pojechać na wizytację pozostałych domów. Warto zauważyć, że te wizytacje były możliwe dzięki złotemu ludwikowi, z którego jego spowiednik składał mu jałmużnę. Nie jest nim nikt inny jak ksiądz Denis, którego penitentami w przyszłości będzie Eugeniusz de Mazenod i Hipolit Guibert. Ojciec Receveur nie powrócił do Aix, głosił wiele misji w diecezji Autun, gdzie w 1804 roku zmarł z wyczerpania. Zatem ojciec Karol został wybrany na superiora generalnego. Warto zwrócić uwagę, że jemu biskup Cicé powierzył diecezjalne dzieło misji, które na nowo zostało utworzone w diecezji Aix. Ma ducha, łatwość mówienia, ładnie wygląda, ma umartwioną twarz, wiele wyobraźni, prowadzi bardzo surowe życie. Wiadomo, że korespondował z Panią Matką, matką cesarza, która wspierała go swą protekcją. Misje skądinąd były zadaniem, które wskazał mu ojciec Receveur. Wy, ojcze Karolu, prościer o listy misyjne dla całej diecezji, dzięki którym pójdziecie apostołować do miejsca, gdzie brakuje kapłanów… wraz z towarzyszami wybranymi spomiędzy członków wspólnoty.

Osobowość ojca Receveur, który w Aix przebywał tylko cztery miesiące, zdaje się mieć wpływ na duchowieństwo. Znamy wzmiankę, jaką swoim pierwszym liście do Eugeniusza z 27 października 1815 roku, a zatem 12 lat później, poczynił ksiądz Tempier,: Skądinąd widzę, że poszukujecie kapłanów, którzy nie działaliby tylko schematycznie, jak mówił poprzednik ojca Karola, lecz byliby gotowi do kroczenia po śladach apostołów.

Pani de Mazenod dobrze znała ojca Karola. Eugeniusz z seminarium napisał matce, że jego sutanna jest równie zwyczajna jak ojca Karola. Wielokrotnie korzystał z jego pomocy, aby matce przekazać listy. Jednak to, co wiemy o Rekolekcjach, pomaga nam zrozumieć, co o nich mówi Eugeniusz: Nigdy ani przez minutę nie pomyślałem, aby brać na siebie coś, co tak bardzo przekracza moje siły i w niewielkim stopniu odpowiada memu zamiłowaniu. Trzeba posiadać inną cnotę niż tę, którą ja mam, aby iść drogą najwyższej doskonałości ewangelicznej, a Bóg nigdy nie natchnął mnie najmniejszą chęci do rekolekcji ani zbyt wielką zależnością. Jeżeli pewnego dnia będę faworyzował to stowarzyszenie, będę to robił z całego serca, ponieważ jestem przekonany, że czynią wiele dobra, ale wszystko ogranicza się do tego… Najmniejszego zainteresowania, to słowo należy mieć na względzie, jednak przy wielu okazjach seminarzysta będzie polecał się ich modlitwom.

Trzydzieści lat później wyjaśni ten brak zainteresowania dla Rekolekcji. Jako biskup jednak sprowadzi te zakonnice do Marsylii. Oto, co 19 marca 1838 roku napisał w swoim Dzienniku (EO I, t. 19, s. 62): Msza dla Sióstr Rekolekcji, aby je nieco pocieszyć w niepewności, jakich dostarczają im dochodzenia arcybiskupa Aix, który nie od razu tak jak ja, miał pewność co do pożytku tych córek. Na wskroś uważam, że ze zbyt wielkim lękiem i drżeniem o prawdę pracują nad osiągnięciem zbawienia, ale nie tak, aby ich doktryna była błędna. Twardy i surowy charakter ich założyciela, księdza Receveur, uwiecznił się poprzez szacunek, jaki jego pamięć wzbudza u ojca Karola Bretanière, który sam z sibie nie posunąłby się do takiej skłonności do dziwactw. Pomiędzy przeciętnymi kapłanami, którzy następowali po sobie i zastępowali siebie, w mieszanym stowarzyszeniu znalazło się kilku, którzy naprawdę dopuszczali się ekstrawagancji, osobiście musiałbym dać kilka upomnień czy to ojcu Karolowi czy też kilku innym, ale po dojrzałej refleksji myślę, że nie należy ich wprawiać w zakłopotanie w prawie do pobytu w mojej diecezji. Jednak nadzorowanie ich wydaje mi się nie tylko sprawą rozsądku, ale obowiązkiem. Zasadnicza sprawa została powiedziana.

Arcybiskup Aix Champion de Cicé

Cóż zatem powiedzieć o relacjach Eugeniusza z arcybiskupem Aix Champion de Cicé? Ojciec Rey tej sprawie poświęca jeden paragraf, który przytaczamy, pamiętając o ostrożności, z jaką należy podchodzić do tekstów ojca Rey mówiących o okresie młodości. Stosunki z biskupem de Cicé (w 1808 roku miał 73 lata) miały charakter relacji najbardziej oddanego syna z naprawdę godnym zaufania ojcem. Jego stanowisko administratora Dzieła Więzień sprawiało, że były częste i nieprzerwane. Biskup darzył go szczególna miłością, często zapraszał go do stołu i nazywał synem. Również niekiedy na posiłek zapraszał panią de Mazenod, traktował ją z wielką dystynkcją i często sadzał obok siebie, aby jak mówił, móc rozmawiać ze sobą o naszym synu

Nie wiemy, kiedy Eugeniusz przez biskupem zdradził swą ostateczną decyzję, ale wiemy, że otrzymał pełne poparcie i najwłaściwszą pomoc, aby zgodzić się na ofiary, jakie nakładało na niego jego powołanie. Eugeniusz, już jako biskup Marsylii, robi krótką wzmiankę w liście z 1842 roku cytowanym przez Jana Leflon (tenże, t. 1, s. 327). Jest w nim również mowa o ojcowskim sposobie traktowania go przez księdza Emery w seminarium Świętego Sulpicjusza: Zawsze wobec mnie miał specjalne uczucie, które niewątpliwie powinienem zawdzięczać gorącej rekomendacji księdza Cicé, arcybiskupa Aix, który zaszczycił mnie swą przyjaźnią i który naszemu dobremu superiorowi nakreślił o mnie nieco przesadną opinię.

 

5. Eugeniusz angażuje się w nową sieć relacji

Dzieło Więzień

Ojciec Rey i Leflon podają nam wiadomości o współpracy Eugeniusza w Dziele Więzień w Aix. Według Rey, 23 grudnia 1806 roku Eugeniusz otrzymał list informujący go, że burmistrz Aix właściwie przekonany o waszej gorliwości i o waszej miłości do wszystkiego, co ma związek z ulgą dla tych godnych pożałowania nieszczęśników wraz z innymi mianował go administratorem Dzieł Więzień. Warto byłoby dowiedzieć się, na czym opierało się to przekonanie burmistrza, bowiem sformułowanie nie wydaje się być jedynie grzecznościowym zwrotem. Tak więc Demazenot syn 30 grudnia objął stanowisko.

W tej działalności Eugeniusz jawi się jako zapobiegliwy i skuteczny, nie waha się wstrząsnąć rutyną, kontrolować, czuwać nad dobrym stanem produktów ze zbiórek czy to w naturze czy w gotówce (ubiór). W liście do ojca z 19 stycznia 1807 roku (EO I, t. 14, nr 21) mówi, że w tym tygodniu nie miał ani minuty dla siebie. Mówi, że był przerażony biedą więźniów i ich religijną obojętnością. Aby jej zaradzić, od uczestnictwa we Mszy niedzielnej uzależnia dodatkową porcje pożywienia dostarczanego przez Dzieło…

Naszym obowiązkiem jest ulżyć ich cierpieniom wszelkimi środkami będącymi w naszej mocy, zwłaszcza pociechami, jakich dostarcza nam wiara…Nie będę wam opowiadał, ile serce takie jak moje kosztuje przebywanie, że tak powiem, pośrodku wszystkich nieszczęść i wszelkiego rodzaju cierpień, szczególnie wówczas, kiedy widzę zatwardziałość i trwanie w złem ludzi wydanych na nieograniczoną surowość sprawiedliwości, a którzy najczęściej z nikąd nie oczekują łaski, jak tylko od Tego, który wymazuje zbrodnię, przebaczając ją.

Rzeczywiście w październiku 1807 roku Eugeniusz złożył swą dymisję w liście, który przytacza Rey (t. 1, s. 87). Szczególne i nieprzewidziane okoliczności właśnie obciążyły mnie nowymi obowiązkami, których końca nie przewiduję i niniejszym nakładają na mnie nieodzowny obowiązek, abym zrezygnował z dzieła, którego już dłużej nie jestem w stanie wypełniać. Mówi o sprawach domowych, które od prawie sześciu miesięcy całkowicie pochłaniają jego czas. Leflon zauważa, że nikt nie usiłował go zatrzymać. Rey tę dymisję tłumaczy napotkanymi trudnościami: Eugeniusz mógł stwierdzić, jak trudne jest wzajemne zrozumienie w kierowaniu świeckimi pozostawionymi na pastwę losu…Od tego czasu datuje się dystans, jaki zawsze miał wobec świeckości… Jego koniecznością były wysiłki, aby za mąż wydać Eugenię, ale również konieczność, aby uwolnić swego ducha i mieć czas na rozeznanie swego powołania.

Dzieło katechizacji

Rambert cały rozdział poświęca zaangażowaniu Eugeniusza w dzieło katechizacji w Aix. Jeśli Rey podejmuje temat, Leflon nie uznał za właściwe, aby zrobić choćby najmniejszą wzmiankę. Dzieło katechizacji powstało w Aix w XVIII wieku z inicjatywy pobożnych świeckich poruszonych religijną ignorancją małych pasterzy z wiosek koło Aix. Aby do nich dotrzeć, koniecznie należało mówić po prowansalsku. Do powrocie z wygnania ksiądz Miollis, późniejszy biskup Digne, zapoczątkował to dzieło, które następnie podlegało kompetencjom księdza Guigou, który wspierał powstanie Misjonarzy Prowansji.

Oto, co na ten temat mówi Rambert: Odkąd kult odzyskał wolność, ta instytucja odrodziła się na swych dawnych zasadach; rewolucja sprawiła, że tym bardziej było konieczne. Jego członkowie wywodzili się z pobożnych świeckich w większości należących do warstwy robotniczej. Ci odważni ludzie w każdą niedzielę udawali się do wiejskich kaplic na terytorium Aix lub do domów na wioskach, aby najmłodszych uczyć katechizmu. Pan de Mazenod podsycał w sobie pragnienie, aby przyłączyć się do tych godnych katechetów. Wraz z nimi udawał się do najdalej położonych osad. Ale, ilu w wioskach z tego powodu mogło być niezadowolonych? Również nasz młody apostoł podjął się nauczania tych, którzy zdawali się być najbardziej opuszczeni, małych kominiarzy, pucybutów, żebraków itp. Rambert opisuje przygotowania do pierwszej komunii, starania o chorych, pomoc w zdobywaniu żywności czy ubrań…

Zdaje się, że w swoich pismach Eugeniusz nie wspomina o tej działalności. Jedyna wzmianka, to późniejszy i nie pochodzący od Oblatów dokument z Aix, który o tym wspomina. Gdy w 1808 roku przebywa na zamku swej babci w St-Julien-lès-Martigues, uczy katechizmu dzieci gospodarzy. Świadectwo o tym odnajdujemy w jego pismach.

Ojciec Magy i jego grupa w Marsylii

Kiedy Eugeniusz nawiązał kontakt z ojcem Magy w Marsylii? Bardzo trudno to określić, bazując na tym, że Eugeniusz nie odprawił rekolekcji, które Rey umiejscawia w 1805 roku, bowiem w tym czasie przebywał w Paryżu pochłonięty zupełnie innymi sprawami. Przytoczmy cytowany już list do matki z 24 marca 1809 roku: Wreszcie nadszedł czas, kiedy należało, abym podjął decyzję. Zanim podjąłem ostateczną decyzję, aby nigdy nie wyrzucać sobie, że nie użyłem wszystkich możliwych środków, aby poznać wolę Bożą, i nie zadowalając się zasięgnięciem rady w Paryżu u jednego z najlepszych kierowników, jacy istnieją na świecie, w rękach którego aktualnie się znajduję, specjalnie udałem się do Marsylii, aby całe moje wnętrze odkryć przed świętą i doświadczoną osobą. Z tym aniołem pokoju miałem wiele kilkugodzinnych rozmów, po których nie mogłem dłużej wątpić, że Bóg pragnie mnie widzieć w stanie duchownym, do którego, pomimo okoliczności, a być może z powodu okoliczności, ku któremu wzbudził we mnie niesamowity pociąg.

W tym miejscu należy odnieść się do ojca Rey. Powiedziawszy o wsparciu, jakiego udzielił mu arcybiskup Cicé, Rey napisał: Eugeniusz znajduje inne, nie mniej pewne oparcie w osobie dobrego ojca Magy, z którym utrzymywał częste kontakty. Jeździł, aby się z nim spotkać w Marsylii, a gdy podróż była niemożliwa, listownie zwierzał mu się ze swym wątpliwości i potrzeb. Ojciec Magy udzielał mu dokładnych odpowiedzi. Ksiądz de Mazenod zbierał listy od tego świętego, naprawdę pełnego Ducha Świętego i bardzo doświadczonego w prowadzeniu dusz zakonnikaOne były pełen światła i mądrego prowadzenia. Niestety ten, któremu je powierzył, przez nieuwagę je spalił. Kilka posiadanych fragmentów sprawia, że bardzo ubolewamy z powodu straty tak cennych rękopisów. Korespondencja dotyczy wielkiej kwestii powołania. Po tylu sposobnościach, mówił ojciec Magy, niepotrzebne są przemyślenia i kolejne poszukiwania, wasze powołanie jest tak jasne, jak słońce w południe w najpiękniejszym dniu.

Niewiele wiemy o ojcu Magy. Biografowie Anny-Magdaleny Rémuzat, wizytki z Marsylii, współzawodniczki świętej Małgorzaty-Marii i inspiratorki biskupa de Belsunce w jego nabożeństwie do Serca Jezusa mówią o bardzo ścisłych relacjach pomiędzy rodziną Rémuzat i Magy. Obie rodziny wywodziły się z Marsylii, ale bardzo aktywne były w krajach Lewantu (w Egipcie i Konstantynopolu). Ricard we Wspomnieniach o duchowieństwie marsylijskim wskazuje jedynie, że Bartłomiej-Augustyn Magy urodził się w 1762 roku w Konstantynopolu i był jezuitą. Trzeba wspomnieć, że w 1764 roku we Francji zakon został skasowany przez Ludwika XV, następnie dziewięć lat później uczynił to Klemens XIV. Podczas rewolucji ojciec Magy potajemnie pełnił posługę w Marsylii. W oddalonym domu, jego i młodego Jana-Józefa Allemand ukrywała była przełożona kapucynek. Po rewolucji ojciec Magy mieszkał w skromnym mieszkaniu nad zakrystią kościoła augustianów, dzisiaj kościoła St-Ferréol w Starym Porcie w Marsylii. Miał 81 lat, gdy Eugeniusz się do niego zwrócił.

Panny de Glandevès de Niozelles

Dzięki ojcu Magy Eugeniusz nawiązał relacje z pannami de Glandevès de Niozelles, których był kierownikiem duchowym. Ich ojciec, rewolucyjny rojalista dostarczał środków przeciwnikom rewolucji i w 1794 został zgilotynowany, a córki pozbawiono wszystkich dóbr. Wraz ze swoimi córkami należała do potajemnej wspólnoty chrześcijańskiej, która gromadziła się wokół księdza Reimonet, jednego z niewielu, jeśli nie jedynego kapłana, który w czasach terroru podtrzymywał wspólnoty chrześcijańskie i w prywatnych domach lub w okolicznych grotach sprawował Msze święte. Wraz z innymi młodymi dziewczętami (najstarsza miała wówczas 25 lat) panny de Niozelles opiekowały się chorymi w szpitalu i więźniami. Wielokrotnie tym ostatnim po kryjomu przynosiły Komunię świętą. Wraz z nimi do wspólnoty należał ksiądz Donadieu, wówczas 74. letni osadzony w Fort St-Jean. Przybył potajemnie, aby pełnić posługę. Został zatrzymany, a 29 marca 1798 wraz z innym kapłanem rozstrzelano go… Do wspólnoty należał również Jan-Józef Allemand, późniejszy apostoł młodzieży w Marsylii, który wówczas był seminarzystą, choć nie było seminarium, oraz przyszły kardynał d’Astros. Ksiądz Reimonet zmarł w 1803 roku w wieku 37 lat (przeziębił się odwiedzając więźniów na zamku If), a na czele walecznej grupy stanął ojciec Magy. Również Eugeniusz miał bliskie kontakty z tą grupą oporu. Mógł nawet, jak wspomina Rey, dostarczyć im zbiór własnoręcznie napisanych listów, opowiadających te podziemna historię. Biograf Jana-Józefa Allemand przytacza raport prefekta Thibaudeau z 1811 roku: siatka Allemand, Glandevès, Carle itd. znów była pod nadzorem policyjnym

Rey zachował list od Julii de Glandevès z 19 marca 1808 roku: Błogosławię Pana i gratuluję sobie, że mogłam was poznać, znajdując w was jednego z Jego wiernych sług. To naprawdę wielka satysfakcja w czasie, gdy nasz Bóg jest tak mało znany i tak mało się Mu służy. Nie tylko pozwolimy wam uczestniczyć w modlitwach i w zasługach osób, które są na drugim stopniu, ale jeszcze włączymy was, jeśli tego pragniecie, w praktyki pobożności odbywające się w małym oratorium, które w ogóle nie są nadzwyczajne, a za dziecinne mogłyby wydawać się tym, którzy religię chcieliby widzieć jedynie w całej okazałości… We czwartek, 24, przypada rocznica śmierci gorliwego misjonarza, który was budował (księdza Reimonet): zechciejcie złączyć wasze modlitwy z tymi, które my za niego będziemy ofiarować

Kolejny list z datą 19 czerwca: Wasz list, Panie, otrzymałam w dniu Najświętszego Serca Jezusa, a w sobotę o 8 rano poszłam do waszego Ananiasza (ojciec Magy), aby wypełnić wasze polecenie… Jakże byłam szczęśliwa, że otrzymałam od was wiadomości! Oto rozpoczęta owa korespondencja, o którą nie chciałam was prosić jak tylko w czasie, gdy realizowaliście postanowienie, z którego się nam zwierzyliście. Ale skoro od teraz Opatrzność pozwala, gorliwie ją podejmę, mając nadzieję, że znajdę w niej wiele korzyści. Tak, Panie, nie mogę bez wzruszenia spojrzeć na funkcje, jaką Pan przydzielił wam wśród waszych wieśniaków a także na gorliwość, z jaką ją wypełniacie. Oh! Za jakże szczęśliwych powinniście się uważać, jeśli zdobywacie jedną duszę dla Jezusa Chrystusa, a oto macie dwie, czy nie jesteście sowicie wynagrodzeni? W waszym zamku brakuje wam najzwyklejszych i najkonieczniejszych pomocy. Niech Bóg sprawi, aby wszystko służyło uświęceniu jednych i drugich. Proszę Pana w waszej intencji, ale w szczególniejszy sposób od zapoznania, kiedy wobec was miałam plany. Po podaniu szczegółów o święcie Serca Jezusowego dodaje: We troje bardzo cieszyłyśmy się ze zwycięstwa, które zodnieśliście nauczając waszych rolników: ślepy zabobon z tych małych bestii czyni zapowiedź skarbu skarbu…, ale religia, dzięki pracom, które dostarczają wam podobnych korzyści, przemienia ich w prawdziwe drogocenne kamienie. Również ja jestem przekonana, że zamiast was ostudzić, te przygody jeszcze bardziej was rozpaląBóg często wstrząsa imperium, aby zbawić jedną duszę, jakaż pociecha dla was, aby zbawić ją za tak niewielka cenę… Kim są te małe bestie, nosiciele szczęścia? Można pomyśleć o wielu sprawach. W maju i w czerwcu 1808 roku Eugeniusz przebywał ze swoją babcią de Joannis na zamku St-Julien-lès-Martigues, oddalonym 40 kilometrów od Aix. Miał czas, aby katechizować wieśniaków. Już wówczas małej grupie ojca Magy zwierzył się z zamiaru, który leżał mu na sercu.

6. Uprzedzić najbliższych.

To z St-Julien-lès-Martigues Eugeniusz powiadomił swoich najbliższych o swej decyzji wstąpienia do seminarium. Pierwszym członkiem rodziny, który był na bieżąco, jest wujek Roze-Joannis. Również on został zobowiązany, aby powiadomić matkę. Ten list, nieco wcześniejszy od innego z 14 czerwca 1808 roku, nie został odnaleziony. Posiadamy list Eugeniusza do jego siostry z 21 czerwca (EO I, t. 14, nr 26). Oto jego fragment:

Nie ośmielam się jeszcze pisać do mamy w sprawie, o którą prosiłem wujka, by ją powiadomił, dokąd nie będę pewny, że jej to powiedział[2]. Zakładając, jak przypuszczam, że została o tym powiadomiona, kiedy otrzymasz mój list, błagam cię abyś złagodziła wszystko, co może jej się wydawać zbyt rygorystyczne w tej decyzji, która nie jest ani przedwczesna ani nieprzemyślana; najpierw przypomnisz jej, że wszyscy powinniśmy się poddać woli Mistrza i słuchać jego głosu, następnie postarasz się przekonać ją, że to wcale nie rozłąka, lecz tylko nieobecność podczas ośmiu czy dziewięciu miesięcy; bardzo nalegajcie na tę myśl, która jest zupełnie prawdziwa i która za jednym zamachem rozwiewa potwora, jakiego się tworzy, kiedy na wszystko patrzy się z jednego punktu widzenia. Kazałem wujkowi powiedzieć o tej sprawie tylko mamie i tobie. Nakazuję ci to samo; proszę cię, aby w domu niczego się nie domyślano. Kiedy wszystko będzie załatwione i przyjdzie czas, wtedy będzie można mówić. Czekając, rozmawiajmy o tym tylko między sobą i z Bogiem. Nie powiem ci więcej o tej sprawie, porozmawiamy dłużej i lepiej głośno, jak się spotkamy. Na końcu listu dodaje: Nie będziesz miała pojęcia o przyjemności, jaką odczuwam na myśl, że czyniąc wolę Bożą w tym, co do mnie należy, bardzo zmieniam twoją postawę.

Wstąpienie Eugeniusz do stanu duchownego rzeczywiście pozwoliło pani de Mazenod zasadniczo powiększyć wiano jej córki.

29 czerwca napisał bezpośrednio do matki (EO I, t. 14, nr 27). Przede wszystkim zwróćmy uwagę na formuły, w jakich mówi o swoim powołaniu, nie zapominając, że wówczas jest zwykłym świeckim:

Dobra mamo, zanim powiem wam o zamiarach, jakie ma względem mnie miłosierdzie Pana, chciałem prosić wujka, by we właściwym świetle przedstawił wam sprawę, aby wasza czułość, którą dobrze znam, nie zareagowała w niewłaściwy sposób. Jakkolwiek by się starać dobrze przedstawić na piśmie swoje myśli, jest jednak trudno przewidzieć wszystkie obiekcje, albo nawet różne sposoby podejścia do tematu. Dlatego poprosiłem wujka, który jest zdolny docenić drogi Boga, aby zapoznał was z zamiarami Mistrza, którym wszyscy powinniśmy się poddać pod karą potępienia, i odpowiedział na zarzuty, jakie możecie mu postawić, aby was przekonać abyście się zgodzili się na propozycję, która z pewnością pochodzi od Boga, ponieważ przeszedł próbę, jakiej wymaga każde natchnienie, które wydaje się niezwykłe i został zatwierdzony przez wszystkie osoby godnie sprawujące swój urząd w stosunku do mnie. Moja droga i dobra mamo, teraz pozostaje mi zapewnić was o tym, co może się wydać najtrudniejszym dla natury. Bóg wcale w tym wypadku nie wymaga ofiary ponad nasze siły. Wcale nie chodzi o bolesne rozstanie, bezpowrotne oddalenie. Nie, biorę Boga na świadka, który pragnie, abym porzucił świat, w którym prawie niemożliwe jest się zbawić, tak bardzo króluje w nim apostazja; abym w szczególny sposób poświęcił się jego służbie i starał się o ożywienie wiary zanikającej wśród ubogich; słowem tego, abym był gotowy wykonywać wszystkie jego rozkazy, dla Jego chwały i zbawienia dusz, które odkupił swoją drogocenną krwią. Droga mamo, na podstawie tego, co ci powiedziałem, widzicie, że wszystkie te rzeczy mogą dokonywać w naszym własnym kraju i wcale nie muszę wyrzekać się mojej rodziny, liczę na to, że będę bardziej do niej przywiązany niż gdybym pozostał w świecie i w nim się urządził, pojął żonę, założył rodzinę, miał dzieci, wszystkie te rzeczy dalekie od zacieśnienia łączących nas więzów, mogłyby je osłabić; zresztą czy jest pewne, że te wszystkie nowe uczucia, będące tego samego rodzaju, jak te, które żywię do was, to znaczy naturalnego porządku, mogłyby tylko zaszkodzić jedynej miłości, jaką pragnę dla was zachować.

Nie uważam, abyście wielką uwagę przywiązywali do tego, by moje nazwisko zostało uwiecznione w tej dolinie płaczu. Ta próżność na jakiś czas wślizgnęła się do mego serca i o mało nie doprowadziła do utraty wszystkich łask, które Pan dla mnie przeznaczył. W tej chwili nie widzę i wy, mamo, z pewnością razem ze mną nie widzicie innej konieczności jak ta, że nasze nazwiska są zapisane w księdze życia.

O co więc chodzi i co nam pozostaje do oddania Panu? Kilkumiesięczna nieobecność. To znaczy, pocierpimy dla Boga po to, by podporządkować się Jego świętej woli, to samo cierpienie, jakie sprawiają nam tysiące powtarzających się każdego roku okoliczności, bez najmniejszego owocu dla naszych dusz.

W lipcu babcia, pisząc list do pani de Mazenod, udziela Eugeniuszowi swego wsparcia. Wiedząc o jego zamiarach, powinniście pragnąc się z nim spotkać, aby poddać mu pod rozwagę refleksje, których wymaga tak poważny zamiar. Trzeba mieć wielkie powołanie do tak świętego stanu. Nie chcąc sprzeciwiać się woli Bożej, matka może prosić o wypróbowanie powołania swoich dzieci.

Gdy chodzi o jego ojca i wujków, oni zostaną poinformowani dopiero w przyszłym roku i to jeszcze nie wprost, co w ogóle nie spodobało się Eugeniuszowi. Dowiadujemy się o tym z listu Eugeniusza do matki z czerwca 1809 roku (EO I, t. 14, nr 56):

Jeszcze mniej rozumiem, jak Aleksander (Aleksander Amyot, kuzyn ze strony matki, mieszkający wówczas w Amsterdamie), na własną rękę zawiadomił mego ojca o stanie, jaki zdecydowałem się obrać, skoro go o to wcale nie prosiłem. Nie potrzebowałem nowego dowodu, by się przekonać o jego niedyskrecji i nieznajomości najprostszych reguł grzeczności. Czyż ojciec od kogoś innego niż ode mnie osobiście powinien się dowiedzieć o łasce, jaką Pan mi wyświadczył i czy nie należało podjąć kilku środków ostrożności, aby mu przekazać wiadomość, która z ludzkiego punktu widzenia nie była dla niego wcale przyjemna? Czy nie wydaje się teraz, że rozmyślnie uchylałem się, aby go powiadomić o moich zamiarach? Skoro wtajemniczono Aleksandra, powie sobie, jakże się to stało, że jestem jedynym, który o tym nic nie wie? Czyż nie można było tą samą drogą, którą przesłano wiadomość komuś postronnemu, napisać do własnego ojca? To strasznie niemiła sprawa. Czy również było konieczne, aby ciocia tak źle o tym mówiła?

Czy Eugeniusz życzył sobie, aby jego roczny pobyt w seminarium w Paryżu pozostał tajemnicą?

7. Lipiec-wrzesień 1808 roku

Nie zachował się żaden z lisów Eugeniusza, który mówiłby o jego obowiązkach latem 1808 roku po powrocie z St-Julien, ani o sposobie, w jaki przygotowywał się do seminarium. Rey przytacza cztery strony fragmentów listów od jego korespondentów. W tym zwierciadle możemy odgadnąć, co mógł napisać Eugeniusz.

Na początku sierpnia list od ojca Magy. To zarazem profetyczne oraz bardzo mądre słowa: Macie nabożeństwo ku czci świętego Ignacego. Ten wielki święty uformował tylu apostołów. Wasze pragnienia zostaną spełnione: złożenie na ofiarę waszych zmysłów, waszych skłonności uczyni z was męczennika. Idźmy, biegnijmy, pole stoi otworem, żniwo wielkie, ale robotników mało. Idźmy, objąć wszystko… Waszą nadzieję powinno budzić wszystko, czego Bóg w was już dokonał, to powinno z was uczynić szczęśliwego gwaranta tego, co jeszcze uczyni, jeśli nie będziecie Mu stawiali przeszkód. Wasze powołanie z pewnością jest takie, jakie powinno być; to wszystko, co powinniście wiedzieć. Co do reszty, ślepo oddajcie to Bogu. Nie liczcie już więcej na pociechy, jakich Jego ojcowska dobroć dała wam zasmakować, aby was podtrzymać i dodać wam odwagi. Wierność ukazuje się zwłaszcza w opuszczeniu, ciemnościach i pokusach. Nasze humory się zmieniają, Bóg zawsze jest taki sam i zasługuje, aby Mu służyć z tą samą gorliwością. W dniach mgły pamiętajcie o dniach światła. Prawda, która wami zawładnęła, została wam ukazana nie przez nie zmysły, którym ona jest przeciwna. To promień z nieba. Ten promień nie będzie już świecił, ale prawda przetrwa.

Bądźcie przekonani, napisał jeszcze, że u kresu mojej kariery byłbym szczęśliwy, gdybym w świętym posługiwaniu został zastąpiony przez takiego członka jak wy… Uważałbym to za zuchwałość względem siebie, gdyby moim głównym zajęciem był zamiar wprowadzenia was w świętą posługę i zabrania was od szacunku godnej rodziny, której jesteście jedyną nadzieją i jedyna pociechą. Ale Najwyższy Mistrz, do którego należą wszyscy pierworodni, sam zdecydował, aby was do niej skierować i jak Abrahama was przeznaczyć do tej trudnej ofiary.

Rey skądinąd przytacza fragmenty siedmiu listów od Julii de Glandevès z okresu od lipca do września. Wymieniono w nich księdza Carle, kapłana z Marsylii, wyświęconego w czasie rewolucji, a w tym czasie wikariusza w parafii Matki Bożej z Góry, który przeczuwa waszą tajemnicęKsiądz Carle, który jest bardzo czuły na wasze wspomnienie, zgodnie z waszym pragnieniem wpisał was do katalogu Stowarzyszenia Najświętszego Serca Pana Jezusa. Przesyłam wam niewielki obrazek z wykazem odpustów. Dołączam do niego szkaplerz, przewidując, że sprawi wam przyjemność (list z 1 lipca).

Rey zwraca uwagę: Powodowany gorliwością, jaką w nim budziło nabożeństwo do Serca Jezusa, Eugeniusz podjął wszelkie konieczne starania u arcybiskupa Cicé, aby otrzymać pozwolenie na powstanie bractwa ku czci Boskiego Serca i wystawienie Najświętszego Sakramentu w pierwszy piątek miesiąca. Arcybiskup przystał na życzenia młodego świeckiego, który w ten sposób na swoje wstąpienie do seminarium zechciał ściągnąć wszystkie błogosławieństwa niebios…

Poinformowana o tym przez samego Eugeniusza, Julia napisała do niego 25 lipca: Z wielkim zainteresowaniem zobaczyłam ustanowienie tego święta i nie w mniejszym stopniu podziwiałam wyroki Opatrzności Bożej, która rozpościera i uwiecznia środki uświęcenia, dając poznać i pokochać nabożeństwo ku czci Najświętszego Serca naszego boskiego Mistrza. Zawczasu przenoszę się do kościoła miłosierdzia i wraz z wami upadam twarzą do ziemi przed ołtarzem godnego miłości Serca Jezusa. Tak samo jak wy uważam, że w pierwszych miesiącach nie będzie zbyt wielu ludzi, ale wiem, że Serce Jezusa pełne czułości dla ludzi, nawet do grzeszników, czyni cuda i już powinniście uznać jeden we wprowadzeniu nabożeństwa, które tak leży wam na sercu. Mam nadzieję, że jutro będziecie mieli radość zobaczyć schronienie dla grzesznych ludzi i serc mieszkańców Aix, niestety aż dotąd zbyt nieczułych. Trzeba przyznać, że praktyki tej właściwie ukierunkowanej pobożności mogą zmienić oblicze tej starej stolicy, którą słusznie kochacie, ponieważ jest ona nie tylko miejscem, gdzie odrodziliście się w zbawiennych wodach chrztu, ale nadal się nim interesujecie, bowiem w tym mieście panuje jeszcze zbyt wielka obojętność dla ćwiczeń religijnych… Te słowa z pewnością odbiły się echem na wyznaniach, jakie mógł poczynić Eugeniusz.

List z 23 sierpnia: Jestem przede wszystkim bardzo zainteresowana zamiarem, jaki zechcieliście nam wyjawić; spieszę się, aby dowiedzieć się, w jakim punkcie się znajdujecie. O ile sobie przypominam, wydaje mi się, że niebawem nadejdzie czas, w którym powinniście podjąć decyzję… 10 września: Musicie być bardzo zajęci waszymi przygotowaniami do wyjazdu… 27 września: Powiedzcie mi, proszę, czy przyjaciel, który na was czeka w Awinionie należy do rodziny de Forbin: w tym przypadku gratulujemy sobie, że z nim jesteśmy złączeni i z tego tytułu jeszcze bardziej polecamy się jego modlitwom… Jeszcze wczoraj widzieliśmy pewnego kapucyna, który opuszcza kwarantannę. Przyjeżdża z Tunisu, gdzie posłano go na misje. Przez trzy lata przebywał w tym kraju, gdzie zrobił wiele dobrego. Miał dopiero rok kapłaństwa, gdy wyjechał; ma 29 lat. Naprawdę jest bardzo budujący. Czy to nie powinno pobudzić waszej gorliwości?, ponieważ wiem, że macie upodobanie do tego rodzaju posługi.

Ostatni cytowany list pochodzi z 28 września: Wiem, jak uczucia natury muszą zadawać wam cierpienie w tak okrutnej rozłące. Głos Boga, który was wzywa, jest waszym oparciem. Niewątpliwie przeznacza On wielkie nagrody za waszą wierność w podążaniu za Nim. Ach! Jak szczęśliwe byłyby wszystkie stworzenia, gdyby tak dobrze wypełniały Jego wolę. Doznajecie słodkiego doświadczenia, nie wątpię o tym, że pośród największych ofiar doznaje się wielu pociech. Życzę wam dobrej i szczęśliwej podróży wraz ze wszystkimi błogosławieństwami naszego dobrego Ojca! Z pewnością chodzi o ojca Magy.

Nie znamy dokładnej daty wyjazdu Eugeniusza do Paryża, ani jak długo trwała podróż. Rey wspomina jedynie, że na jeden dzień zatrzymał się w Awinionie, aby tam uściskać swego przyjaciela Karola de Forbin-Janson i spotkać się z nim w Seminarium Świętego Sulpicjusza, gdzie przybędzie we środę 12 października. Późniejsze listy dostarczają nam informacji o jego bagażach. 10 listopada napisał do matki:

Już spakowałem się; wszystko jest w najdoskonalszym porządku. Zresztą w drodze nic nie zaginęło poza opaską na włosy w Awinionie. Rozpakowując się, do każdej rzeczy, którą brałem do rąk, mówiłem: oh!, kiedy powrócę do Aix, ona nie będzie tak dobrze ułożona, ileż trudu zadała sobie Dobra Mama, aby wszystkie te bagaże przygotować i uporządkować…

Babcia Joannis nie ograniczyła się tylko do tej przysługi, ale podjęła się finansowego utrzymania Eugeniusza. W liście do ojca z 7 grudnia 1814 roku (EO I, t. 15, nr 94) napisał:

Byłem świadomy, że niebawem doświadczymy okrutnego prześladowania, dlatego udając się do seminarium w Paryżu, włożyłem do swej walizki zupełnie świeckie ubrania z nadzieją, że będę zmuszony ich używać będąc księdzem…

8. Ponowna późniejsza lektura

Lata 1807-1808 są dla Eugeniusza decydujące. Kiedy wstępuje do seminarium, cóż stało się z jego marzeniami z lat 1805-1806? Pamiętamy, na przykład, jego list do ojca po powrocie z Paryża w listopadzie 1805 roku: Przyznaję, że pragnę być bogaty. Mając w pamięci przyjęcie zgotowane na zamku w La Ferté u rodziny Talleyrand: Jeśli kiedykolwiek stanę się właścicielem zamku jak ten i posiadaczem wielu dochodów, aby w nim żyć tak jak trzeba… Jesienią 1808 roku jawią się nowe perspektywy, projekt jego życia jest całkowicie inny: służyć Bogu i Jego Kościołowi.

Eugeniusz wielokrotnie będzie powracał do tego odwrócenia perspektywy. Często będzie używał słowa nawrócenie. Musimy wsłuchać się, jak dla siebie i dla innych wypowiada się o swej drodze. Będzie potrzebował czasu, aby powrócicie do pytania: Co się ze mną stało? Dopiero po kilku miesiącach zacznie o tym mówić o rozmaitych kontekstach. Oto kilka znaczących wyrażeń, do nas należy z rozwagą rozpoznać ich ograniczenia i bogactwo.

Najpierw to przywołana już konferencja duchowa wygłoszona w seminarium dla swoich kolegów, która można datować na 19 marca 1809 roku (EO I, t. 15, nr 48):

Bez wątpienia nie ma nikogo bardziej godnego, aby na nim skupić moją uwagę niż ten wszechmocny Bóg, o którym zawsze powinienem pamiętać, który przez miłosierdzie najsłodszą przemocą wyrwał mnie z zepsutego świata, gdzie w smutku przebywając z przewrotnymi… Wzmocniłeś Panie moją wyczerpaną odwagę, pomogłeś mi przezwyciężyć trudności, które każdego dnia potęgowały się coraz bardziej. Umocniony Twoją wszechpotężną łaską, bez trudności przekroczyłem i z radością podeptałem bariery, jakie jak zdawało się, na zawsze powstały między ołtarzem a mną, które próżność, fałszywe światowe uprzedzenia, a jeszcze bardziej źle zrozumiałe uczucie w stosunku do przedmiotów, które Ty Panie każesz czcić i kochać, ale przed którymi chcesz mieć pierwszeństwo.

Następnie to listy do matki, z których wiele już cytowaliśmy. Zatem list z 24 marca 1809 roku (EO I, t. 14, nr 49): Kiedy bardziej niż kiedykolwiek łaska popychała mnie ku temu, aby całkowicie poświęcić się służbie Bożej, niczego nie chciałem robić pochopnie i musieliście zauważyć, że powoli zacząłem opuszczać ten stan letniości, w który popadłem…Z tym aniołem pokoju miałem wiele kilkugodzinnych rozmów, po których nie mogłem dłużej wątpić, że Bóg pragnie mnie widzieć w stanie duchownym, do którego, pomimo okoliczności, a być może z powodu okoliczności, ku któremu wzbudził we mnie niesamowity pociąg…

Oto bardzo mocne wyrażenia z listu do matki z 6 kwietnia 1809 roku (EO I, t. 14, nr 50). Mamy czwartek w oktawie Wielkanocy, a jego matka ciągle ponawia swe zastrzeżenia: Czy uważacie, że człowiek mocno popychany przez Ducha Bożego do naśladowania aktywnego życia Jezusa Chrystusa głoszącego bożą naukę ludziom, którzy nie byli lepiej usposobieni do jej przyjęcia niż współcześni… uważacie, powtarzam, że ten człowiek z zimną krwią patrzyłby na potrzeby Kościoła i mimo bożego wezwania, jakie odczuwa oraz innych znaków Jego woli, by przyjść z pomocą Kościołowi, pozostałby z założonymi rękami, wzdychając po cichu i w tajemnicy nad tymi wszystkimi nieszczęściami bez zadania sobie najmniejszego trudu, by choć trochę wstrząsnąć zatwardziałymi sercami ludzi, miałby spokojne sumienie?… powołanie, które sięga tak daleko jak wiek posługiwania się rozumem, które skłoniło mnie do podeptania wszystkiego, co próżność ma najbardziej uwodzicielskiego, do porzucenia wszystkich przyjemności, które mogłem gdzie indziej znaleźć, do pokonania pokusy, które mogłyby usidlić najmocniejszych.

Słowo upodobanie w dwóch następnych listach rozświetliło kwestię woli Bożej i powołania.

Notatki rekolekcyjne przypominają o łaskach Bożych, ale za pomocą innych słów. W 1809 roku napisał (EO I, t. 14, nr 62): Jeżeli spoglądam na moje przeszłe życie, widzę tylko nieład i występek z mej strony i obfitość łask ze strony Boga. Najbardziej znakomita ze wszystkich, to wyciągnięcie mnie z przepaści, aby mnie umieścić u stóp swego tronu w sanktuarium.

W notatkach rekolekcyjnych przed przyjęciem kapłaństwa powraca do tych samych myśli (EO I, t. 14, nr 95): Jednak Bóg kontynuując swe plany, gonił za mną, aby powiedzieć w ten sposób, aż do chwili, gdy mnie pochwycił, mnie parszywą owcę, mnie odrażającego trędowatego, mnie itd. Trzeba więc, abym doszedł do wniosku, że Bóg ma wobec mnie szczególne względy, że wobec mnie ma jakiś plan dla swej chwały itd.; Jego postępowanie w wystarczający sposób mi to pokazało.

Następnie w medytacji o synu marnotrawnym: Czy myślałem jedynie o powrocie do mego ojca, do tego dobrego ojca, do tego ojca, którego tak wielką czułość wystawiałem na próbę? Nie, trzeba było, bo On sam, w najwyższym stopniu udzielając swych dobrodziejstw, zanim zdążyłem powziąć pragnienie porzucenia łachmanów, aby na nowo przywdziać szatę godową przyszedł mnie wydobyć, wyrwać mnie z mojej beztroski albo raczej przyszedł wydobyć mnie z bagna, do którego wpadłem, a z którego sam nie byłbym w stanie się wydostać. [strona 22]. Cóż za zaślepienie!, O dobry Boże, niech na zawsze uwielbiona będzie łagodna przemoc, jaką mi zadałeś! Bez tego mistrzowskiego posunięcia nadal gniłbym w mym chlewie…

Podczas cytowanych już rekolekcji z grudnia 1814 roku (EO I, t. 15, nr 130) wyraża się jeszcze jaśniej. Siedem albo osiem lat, które minęły od wydarzenia, jakie jeden jedyny raz nazywa nawróceniem, obfitowały w łaski o doświadczenia. Jawiły się przed nim nowe pytania. Jego odnowione spojrzenie na przeszłość oświeci drogę, która się przed nim otworzy. Ja, moim jedynym zajęciem aż do czasu mego nawrócenia było niszczenie Jego dzieła… Od mego nawrócenia dokonała się pewna zmiana, to prawda, ale wcale nie mam prawa, aby być pewny swego postępowania.

Nieco dalej: Ileż razy w minionym życiu moje rozdarte i niespokojne serce wyrywało się ku swojemu Bogu, od którego się oddaliło? Czyż mogę zapomnieć te gorzkie łzy, jakie na widok krzyża popłynęły z moich oczu w ów Wielki Piątek? Ach, przecież one wypływały z serca. Szukałem więc szczęścia poza Bogiem, i poza Nim nie znalazłem nic innego, jak tylko smutek i przygnębienie.

Szczęśliwy, tysiąckroć szczęśliwy, dzięki temu, co uczynił ten dobry Ojciec, mimo mej niegodności, używając wobec mnie całego bogactwa swego miłosierdzia… W innej medytacji: Ten wspaniałomyślny Książę śledził mnie, aby mnie zbawić, pochwycił mnie podczas przemarszu, w chwili gdy najmniej o Nim myślałem, jeszcze bardziej mnie związał więzami miłości a nie sprawiedliwości, sprowadził mnie do swego obozu… Tym razem było to na zawsze, tak na zawsze, na zawsze…

Jego spowiednik, ksiądz Denis, napisał do niego w listopadzie 1809 roku, nazajutrz po obłóczynach Eugeniusza: Po tylu walkach, odnieśliście zwycięstwo i poszliście za waszym powołaniem… To, co napisał Eugeniusz, rzuca nieco światła na jego walki, zwycięstwo przypisuje specjalnej łasce i jednocześnie miłosierdziu i wezwaniu na służbę Kościołowi.

Trudno jest nam ocenić a nawet ustalić datę tekstu, który Rambert nazywa Wspomnieniami Eugeniusza i przytacza kilka fragmentów (według J. Pielorza ich ostatnia redakcja przypadałaby na rok 1840).

Oto, co mówi o swoim wstąpieniu do seminarium (T. Rambert, t. 1. s. 47):

Widziałem Kościół zagrożony najokrutniejszym prześladowaniem, imperatorowi przychodziła myśl o stworzeniu schizmy. Jednak czułem odwagę, aby pokonać wszystkie przeszkody, stawić czoła wszelkim niebezpieczeństwom. Myśl, której być może wielu sprzeniewierzyłoby się, skoro imperator utworzył swój niezależny od Stolicy Świętej patriarchat, martwiła mnie do tego stopnia, że nie byłem w stanie jej wyrazić i sprawiała, że zamiast nich gorąco pragnąłem oddać się prześladowaniom tyrana. Moja odwaga wzrastała na myśl o słabości, jakiej obawiałem się ze strony niektórych. Również myśl, że Kościół nie znajdował już swoich sług jak tylko w niższych warstwach, ponieważ nie miał do bogatych beneficjów, aby zaspokoić chciwość wyższych warstw, dodawała nowej siły i pewnej wielkości dążeniu mej duszy. Do Seminarium Świętego Sulpicjusza wstąpiłem z pragnieniem, więcej z bardzo stanowczą wolą całkowitego poświęcenia się na służbę Kościołowi, w wypełnianiu najpożyteczniejszej posługi dla dusz, dla zbawienia których pragnąłem się spalić.

Eugeniusz przypomina nam, że łaska Boża pochwyciła go i uczyniła z niego sługę Kościoła. Wstępując do seminarium publicznie potwierdza swe powołanie i stanowczo wybiega ku przyszłości, której zupełnie nie przewidział dwa lata wcześniej. Po tylu walkach, odnieśliście zwycięstwo, napisał mu ksiądz Denis. W to zwycięstwo wpisuje się zwycięstwo tych, którzy zechcą pójść za jego przykładem.


[1] Wydaje się, że rekolekcje znaczą tutaj: Ojcowie Rekolekcji chrześcijańskich, Por. H. Verkin, w: Etudes Oblates, 26 (1967), ss. 385-388.