Misjonarze Prowansji w latach 1816-1823 – rozeznanie i wytrwałość

W gąszczu studiów poświęconym nowicjatowi i różnorodnym aspektom formacji w początkach istnienia Misjonarzy Prowansji powracamy do opracowań dotyczących rekrutacji w latach 1816-1823. Zamierzamy poruszyć kwestię badaną dotychczas tylko w niewielkim stopniu, a mianowicie rozeznanie, które nie dokonuje się bez chodzenia po omacku i błędów. Dotychczas powiedzieliśmy, że liczba tych, którzy wytrwali była stosunkowo niewielka. Być może lepiej rozumiemy, w czym tkwiła trudność. Przypatrzymy się następnie trzem profesom, którzy opuścili Stowarzyszenie, ale utrzymywali bliskie relacje czy to ze Stowarzyszeniem, czy też z Założycielem. Przywołamy także kilka już wspomnianych postaci, które miały odegrać pierwszoplanową rolę.

  1. 1. Wytrwanie i odejścia w świetle Reguły z 1818 roku

Przyjęcie do Stowarzyszenia nowych kandydatów zakładało z ich strony wolę pozostania, a od przełożonych rozeznanie ich intencji. Postanowiono, że aby zostać przyjętym do nowicjatu, należy przez całe życie wytrwać w wierności i posłuszeństwie świętym Regułom Instytutu[1]. W rozumieniu Założyciela także nowicjusze byli członkami Stowarzyszenia, a nowicjat, nawet jeśli miał być okresem próby, zakładał zaangażowanie się na całe życie, nigdy natomiast nie traktowano go jako zwyczajnej próby. Reguła w odniesieniu do nowicjatu ustanawiała ślub wytrwania, który nie tylko obligował do wytrwania aż do śmierci w Stowarzyszeniu, ale przede wszystkim, że nie będzie się prosiło o dyspensę czy to Ojca Świętego czy też Superiora Generalnego[2]. Powzięte środki ostrożności nie ochroniły dopiero co powstałego Stowarzyszenia o prowizorycznym statucie kanonicznym od napięć spowodowanych nominacją Założyciela na wikariusza generalnego w Marsylii w 1823 roku. W tej sekcji, raczej o ponurym nastroju, Reguła się kończy, przewidując, że zasady, które można by zastosować w materii formacji aspirantów, nie zawsze będą się sprawdzać: Obojętnie jak wielką troskę przykładano, aby do nowicjatu przyjmować jedynie członków, na których wytrwanie można liczyć, trzeba było także założyć, że dozna się bólu, bowiem spotka się kilku niewiernych członków, a niektórych Instytut uzna za niewłaściwych i trzeba będzie ich wydalić[3].

Jeśli mówimy o odejściach, należy przyjąć dwie scenariusze. Pierwszy dotyczy członka, który rezygnuje przed oblacją lub po jej złożeniu. Zmianę nastawienia de Mazenod postrzega jako karygodną niewierność. Drugi przypadek dotyczy członków, gdy to Stowarzyszenie radzi odejście z racji niezrozumiałego postępowania czy też z powodu braku zdolności do nauki czy też wypełniania posługi.

Podając powody wydalenia, przywołuje się braki lub poważne uchybienia, które pozwalają uznać przed Bogiem, że członek zupełnie się nie nadaje, aby czynić dobro i przyczyniać się do większej chwały Bożej w Stowarzyszeniu. Nawet jeśli Superiorowi Generalnemu zaleca się postępować zgodnie z wszelką możliwą ostrożnością, z łagodnością, która wzbudza jego miłość, biorąc pod uwagę nawet pewne korzyści finansowe, powinien zwracać przede wszystkim uwagę na dobo wspólne i zbudowanie Kościoła. Wydalenie wymaga także dyspensy od złożonych ślubów[4]. Założyciel korzystał z tego rozwiązania tylko wtedy, gdy chodziło o postępowanie lub o postawę długotrwałą i nie do przyjęcia. Skądinąd później będzie żałował, że zbyt długo tolerował dymiące knoty[5].

W pewnych okolicznościach Superior Generalny mógł także zwolnić ze ślubów osobę, która zapominała się do tego stopnia, że naruszała przyjęte postanowienia, tym samym z własnej winy opuszczała Stowarzyszenie, wobec którego zaangażowała się na całe swe życie. To rozwiązanie stosowano względem tych, których uznano za mało przydatnych Zgromadzeniu. Jeśli chodzi o tych, którzy mogli służyć Bogu i Kościołowi w Stowarzyszeniu, nigdy nie zwalniano ich ze ślubów, ale starano się im przypomnieć o ich obowiązkach, interpretując ich niezamierzone postępowanie raczej jako pokusę bądź też efekt uwiedzenia a nie jako świadomy akt woli. Pod pewnymi warunkami przewidziano także możliwość powrotu do Stowarzyszenia tych, którzy z własnej woli je opuścili lub zostali wydaleni[6].

 

  1. 2. Trudny proces rozeznawania

Aby zilustrować to, co zostało powiedziane o odejściach i dyspensach, posłużymy się wypowiedziami Założyciela o motywach towarzyszących odejściom pewnej liczby członków, którzy w pierwszych latach istnienia Stowarzyszenia przyłączyli się do Misjonarzy Prowansji. Założyciel, być może z powodu swego zaufania do ludzi, czy też przekonania, że inni posiadają również czyste intencje i tę samą determinację, czy też dlatego, że przymykał oczy na oczywiste słabości i braki swoich, często był nie tylko zawieziony, ale wręcz zbulwersowany zachowaniem swoich towarzyszy. W niektórych momentach będzie się czuł zdradzony. Pomijając tajemnicę spowiedzi, której nie mógł zdradzić, nawet jeśli granica między forum zewnętrznym a wewnętrznym jest dosyć płynna, z trudem mógł zrozumieć dwuznaczność niektórych sytuacji, złożoność temperamentów lub charakterów.

Pierwsze wystąpienie, a nawet wydalenie, miało miejsce zaledwie kilka tygodni powspólnym zamieszkaniu. Auguste Icard wchodził w skład pierwszej grupy. W Księdze przyjętych de Mazenod mówi o nim w wyważony sposób: wyższe racje zmuszają mnie po części, aby dać mu do zrozumienia, że odtąd nie powinien się uważać za członka naszego Stowarzyszenia, które uznało go za niegodnego siebie[7]. W jaśniejszy sposób wyrazi się w późniejszych Wspomnieniach[8]. Godne pożałowania postępowanie złego kapłana pokazuje, że miałem zupełną rację[9].

Kryteria przyjmowania nowych członków zamieszczone w Regule z 1818 roku nie chroniły przed niepowodzeniami. Może czas próby był zbyt krótki. Nikt nie miał doświadczenia w tym, co dziś określamy mianem rozeznawania powołania. Na wielką pomoc nie można było także w tym czasie liczyć ze strony medycyny ani też psychologii. Mazenod przy wielu okazjach miał bardzo przenikliwy wzrok, aby słusznie ocenić człowieka[10]. Wystarczy pomyśleć, czego oczekiwał od Tempier i Guibert, ale to nie znaczy, że czasem nie czuł się lekceważony. Sam wyrzucał sobie, że był zbyt pobłażliwy i pozwalał iść naprzód członkom, któryż wcale na to nie zasłużyli[11].

W kwietniu 1816 pojawiają się pierwsi kandydaci. Spośród 40 przyjętych od kwietnia 1816 roku aż do lata 1823 roku większa część odeszła, wielu po krótszym lub dłuższym pobycie, niektórzy zaś po kilku latach. Sporo czasu Założyciel poświęcił tym, którzy rozpoczęli nowicjat między 1816 a 1820 rokiem, a w Księdze w lapidarny sposób lub też bardziej rozbudowany zapisywał okoliczności ich odejścia. Te wskazówki nie są niczym nadzwyczajnym. Pierwszym na liście jest Casimir Carles, który wstąpił w kwietniu 1816 roku. W tym przypadku, nastawienie kandydata i superiora były zgodne: Pewien okres czasu przeżył dokładnie praktykując Regułę, którą obiecał zachowywać, ale jego zapał osłabł, ze zbytnim spokojem słuchał rad swoich rodziców i poprosił mnie, aby mógł powrócić do domu z błahych powodów. Tym bardziej przystałem na jego nalegania, gdyż stan jego zdrowia a także rodzaj choroby, na którą cierpiał nie pozwalały, abym go dłużej zatrzymywał w domu, a tym bardziej, abym zgodził się na przyjęcie go do Stowarzyszenia[12].

W tym samym czasie został przyjęty J.-B. de Bausset, siostrzeniec biskupa Vannes, przyszłego arcybiskupa Aix. Na jego prośbę, pomimo usprawiedliwionych racji, które miał Mazenod, aby go nie przyjmować, 4 listopada przywdział habit zakonny. Na początku bardzo przykładnie postępował, ale jego zapał był chwiejny. W końcu popadł w znużenie, niesmak i narzekanie. Założyciel w następujący sposób konkluduje swe spostrzeżenia: zniechęcił się i całkowicie porzucił swe powołanie ze szkodą dla swej duszy[13].

W tym samym przedziale Założyciel umieszcza trzech kandydatów, którzy wystąpili przed przyjęciem tonsury i nie wytrwali z powodu swych wielkich uchybień. To, co zostało powiedziane o każdym z nich w smutny sposób harmonizuje z ogólnym osądem. Pierwszy dobrze postępował przez dwa lata, drugi okazywał dobre nastawienie, które uznano za solidne, trzeci skądinąd cnotliwy odszedł z racji zupełnej niezdolności do nauki i zdrowego rozsądku[14]. Do tej samej grupy, do której należał trzeci z kandydatów, zaliczono Giraud, człowieka, z którym wiązano wielkie nadzieje, bowiem ciągle dawał przykład najdoskonalszej regularności i stałego zapału, ale musiał odejść z powodu zaburzeń psychicznych: bardziej pokorny mógł wytrwać, ale napełniony jakąś daremną wiedzą, którą jego naturalnie fałszywy osąd przedstawiał na opak, chciał zgłębić Majestat i został stłamszony przez Chwałę[15].

Następnie mamy dwóch kapłanów przyjętych w 1818 roku, którzy włączyli się w działalność Stowarzyszenia i pozostawili po sobie ślad w archiwach. Pierwszy z nich Marius Aubert, którego Fortunat de Mazenod uważał za bardzo dobrego kapłana, ale także za doskonałego oryginała[16]. Założyciel chciał go ustrzec przed jego tendencją ciągłego bycia niezadowolonym: Mój drogi przyjacielu, już wam powiadomiłem o waszej niestałości, która polega na tym, że nigdzie się dobrze nie czujecie i staracie się zawsze o coś lepszego, czego nigdy nie znajdziecie, dziś macie nastawienie, które was ciągnie na wieś, podczas gdy kilka miesięcy temu tęskniliście za domem[17].

Superior uznał za słuszne, aby wytłumaczyć swe postępowanie: Dobra opinia, jaką miałem o tym młodym kapłanie, w połączeniu z nagłą potrzebą, w jakiej się znajdujemy, nakazuje mi, abym spojrzał do artykułu Reguły, który zabrania przyjmować do nas członków, którzy byli już w innych zakonach. […] Ale jego naturalna niestałość, która powoli brała nad nim władzę, zaczęła się od niezadowolenia, bowiem nie doceniono go, jak na to zasługiwał; stał się wymagający, skarżył się i szemrał bez przerwy na wszystko i na wszystkich; w końcu doszło do tego, że stał się nieznośny, opuścił nas przeżywszy z nami dwa lata, tak jak wystąpił od jezuitów, potem od braci głosicieli, i jak sądzę nawet z Seminarium Świętego Sulpicjusza; to dobra lekcja, o której trzeba pamiętać[18].

Jeśli chodzi o księdza J-J. Touche, pochodzącego z diecezji Digne, to należał do domu w Notre-Dame du Laus. Nowicjat rozpoczął 8 października 1818 roku, a 15 sierpnia 1819 złożył oblację. Będąc misjonarzem ściągnął na siebie kłopoty. Założyciel zanotował tylko: Na własną prośbę uzyskał dyspensę chcąc zostać bratem kapucynem, co mu się nie udało, jak przewidzieliśmy. Niemniej udzieliliśmy dyspensy, ponieważ jego obecność w Zgromadzeniu stała się szkodliwa[19].

Możemy sądzić, że kapłani, wbrew Regule, dłużej niż inni odbywali nowicjat, mieli bowiem swe przyzwyczajenia i już wykonywali posługę, a tym samym byli mniej podatni na przyjęcie zasad i zwyczajów Stowarzyszenia, a zwłaszcza zaakceptować jego ducha. Jednak kapłani-nowicjusze stanowili wyjątki.

 

  1. 3. Kilka przypadków apostazji

W oparciu o to, co już zostało powiedziane, możemy teraz przyjrzeć się, w jaki sposób Założyciel interpretuje wystąpienia i jakie uczucia się w nim rodzą. Sposób postępowania zainteresowanych jest dla niego karygodny. Jednak terminem apostaty będzie określał jedynie tych, którzy wystąpili po złożeniu oblacji z powodu, które w jego mniemaniu nie wymagały dyspensy. W języku greckim apostasia oznacza wystąpienie lub bunt, ale także porzucenie, odmowę i wycofanie się. Słowo to bardzo szybko przeszło do języka religijnego i we współczesnym języku francuskim oznacza porzucenie religii chrześcijańskiej. Słowo oznacza także porzucenie ślubów zakonnych, co miało miejsce w czasach Założyciela, który jako apostatów traktował nawet opuszczających Stowarzyszenie Młodzieży z Aix. Stwierdzając, że najstarsi członkowie nie mogli przed śmiercią przyjąć sakramentów, snuje smutne refleksje: Czyż to nie oznacza, że do nich odnosi się straszna groźba powtarzana wielokrotnie w Piśmie Świętym. Ilu łask nadużyli występując ze Zgromadzenia, gdzie Bóg ich wezwał, aby zapewnić im zbawienie[20].

W szeregach Misjonarzy Prowansji pierwszym apostatą był François Dalmas. Nowicjat rozpoczął 30 marca 1817 roku, wspaniale postępował, i na swą prośbę został dopuszczony do złożenia ślubów w Laus 1 listopada 1819 roku. Założyciel, od którego pochodzą informacje, dodaje: Niestety! Pierwszy dał nam przykład najbardziej odrażającej apostazji. Nowy Judasz, czyż nie powinien podzielić jego losu![21] Mówiąc o nim, Założyciel zwraca się do studentów z Laus: Dziękuję dobremu Bogu za to, że was natchnął podczas tych godnych wspomnienia rekolekcji [listopad 1820], i z racji ohydnej apostazji nieszczęśnika, który nie zdołał powrócić do swych obowiązków nawet dzięki przykładowi tak budującego postępowania jak wasze…

Nic wam nie powiem o synu zatracenia; Boży Duch powiedział wam lepiej, niż ja bym to zrobił, a wy bardzo dobrze zrozumieliście ten język, abym cokolwiek dodawał od siebie. Szczęśliwa wspólnoto! Starannie zachowujcie dary, jakimi Pan was obdarzył z taką szczodrobliwością, postępujcie drogą, na którą, aby tak powiedzieć, zostaliście wepchnięci, mając na oku widok otchłani, która pochłonęła niewiernego[22].

Dość rozdzierający przypadek Hilarego Bourrelier w całej pełni pokazuje obawy Założyciela względem młodego człowieka, pełnego dobrej woli, który odpowiedział na jego słowo, i został przyjęty bez zbytniej uwagi na jego postawę. Liczył na przyjęcie, jakie Stowarzyszenie mogło mu zgotować, ale sam nie zdawał sobie sprawy, że podjął złą decyzję.

Mazenod spotkał go na początku 1816 w Grans. 27 lipca przybył do Aix a 4 listopada, w wieku 26 lat, rozpoczął nowicjat. Oblację złożył w Laus dopiero 8 września 1819 roku, co poświadcza, że miał już pewne wątpliwości[23]. Dopuszczono go do święceń kapłańskich, które przyjął 8 kwietnia 1821 roku. Zaledwie kilka miesięcy później zastanawiał się nad swoim miejscem w Stowarzyszeniu. Założyciel przypomniał mu, w jakich okolicznościach zwrócił na niego swą uwagę: Wiecie, że zawsze uważałem was za mego drogiego syna, odkąd Pan powierzył was mojej opiece, odkąd zrodziłem was w Jezusie Chrystusie. Jesteście pierwocinami mej posługi, to najprawdopodobniej wy jako pierwsi nawróciliście się dzięki mocy słowa życia, jakie dobry Bóg włożył w moje usta w pierwszym dniu mojej pierwszej misji.

Mazenod gratuluje mu, że powierzył mu swe troski, nazwane włączeniem do gry nie w porę źle wykutego. Zadręczał się drobnostkami. Mazenod dodaje: Czy kapłan mógł powiedzieć w ten sposób! Jest wewnętrznie zaplątany, ponownie mówi o jego postępowaniu, by bronić swej własnej sprawy: Drżę jeszcze, gdy przeczytałem to, co napisaliście z zimną krwią. Jakżeż to możliwe, że chcąc dla was dobra pogubiłem się? Czy nie macie już cnót? Gdy was przedstawiałem Arcybiskupowi przed święceniami, uprzedziłem go, że jesteście zupełnym ignorantem, że nie trzeba wam robić choćby króciutkiego egzaminu, jednym słowem, nie powinniście być prostym uczniem poza wspólnotą, a co dopiero kapłanem, ale byłem gwarantem waszej cnoty, zapewniłem go o waszej dobrej woli i poinformowałem go, że będąc nieodwołalnie związani z naszym Stowarzyszeniem, zawsze w nim znajdziecie nieodzowną pomoc pomimo słabości waszego światła i braku zdolności. Te racje decydują, aby was wyświęcić. Zresztą, poza wspólnotą pod karą grzechu ciężkiego nie możecie sprawować żadnej funkcji kapłańskiej. Wierzyłem, że jesteście tego świadomi, wierzyłem także, że jesteście przeniknięci naturą waszych zobowiązań w naszym Stowarzyszeniu, zobowiązań tak istotnych, że w waszym duchu nie jesteście w stanie wzbudzić przeciwnych myśli nie grzesząc bardzo ciężko.

Do zachęt dołączone zostały także surowe sądy: Mój przyjacielu, mój drogi przyjacielu, jak do tego stopnia pozwoliliście się uwieść demonowi? […] Zobaczcie, jak ciężki jest wasz upadek i domaga się pokuty. Tak, mój drogi, czyńcie pokutę, bo bardzo ciężko zgrzeszyliście. Chodzi po prostu o prawdziwe przestępstwo. Założyciel chciałby uwolnić się od odpowiedzialności za tę tragedię: Chodzi o wasze zbawienie, skompromitowana została moja odpowiedzialność wobec Boga, wobec Kościoła i przed ludźmi. Ostra nagana brzmi patetycznie: zachęcam was więc, zaklinam was, upadam do waszych stóp w imię Jezusa Chrystusa, którego sługą jesteście, którego zdradzacie, pokutujcie i nauczcie się, kim jest kapłan, kim powinien być zakonnik[24].

Bourrelier nie był do tego stopnia nierozsądny, aby nie dostrzec, że jako kapłan jest nikomu niepotrzebny. Tempier mówił, że był dobrym ogrodnikiem i zręcznym stolarzem, ale prawie nikim, gdy chodzi o posługę[25]. Wątpliwe jest, czy zachęty Założyciela o wielkości i wyjątkowości jego stanu, o Regule przyjętej z miłością, o świętym posłuszeństwie były w stanie uleczyć tę sytuację[26]. Sprawa rozwiąże się dopiero w 1824 roku. Bourellier zwrócił się do arcybiskupa Aix z prośbą o pozwolenie na pracę w jego diecezji. Założyciel sprzeciwia się: Czy trzeba, aby ten imbecyl wystawił na potępienie i zniewagę… część owczarni, którą się mu powierzy. Uważał, że zarówno z obowiązku jak i z troski o dobro dusz koniecznie musi interweniować[27]. Niebawem zainteresowany przekona się o tym w liście, w którym prosi o dyspensę: Skoro dał już wyraz podejrzanego szaleństwa, skłaniam się do spełnienia tej prośby. Założyciel będzie mu radził, aby wstąpił do trapistów[28]. W księdze lakonicznie zapisał: Bourrelier jest apostatą[29]. W 1854 roku Bourellier był kapłanem-zakrystianem w Saint-Maximin w diecezji Aix[30].

Najsurowsze sądy ukazujące głębokie zranienie wypowiada pod adresem zamiarów Deblieu, który ostatecznie wystąpił w październiku 1823 roku. Sam de Mazenod przyznaje, że ta perspektywa osobiście go przerasta: Podobna zbrodnia tak powoli dociera do umysłu, że naprawdę nie wiem, jak jej zapobiec. Nazajutrz towarzysz z pierwszej godziny zostanie obrzucony obelgami: To odrażające, że ktoś, kto został skierowany i zmierza ku niebu, w pewien sposób musiał poświęcić się szatanowi!. Takich zdrajców winnych ohydnego wiarołomstwa należy oddać w ręce sprawiedliwości: Prawo cywilne niegdyś bardzo surowo traktowało podobne zbrodnie. Boża sprawiedliwość dziś wstrzymuje się od wymierzenia kary[31].

Założyciel później dojdzie do przekonania, że należy być nieco łaskawszym. A.-M. Sumien w 1820 odbył nowicjat, 30 maja 1822 złożył oblację, święcenia przyjął w 1825, a w 1831 musiał opuścić Zgromadzenie. Mazenod napisał w księdze: Sumien dopuścił się odstępstwa… Składał następnie prośby, błagając, aby przyjąć go do Instytutu[32]. Długo po swym odejściu, po rocznym nowicjacie, ponownie 5 marca 1850 roku złożył oblację i zmarł jako członek Zgromadzenia w 1883[33].

 

  1. 4. Trzech pierwszych pozostaje blisko

Trzeba zdać sobie sprawę, że Mazenod wyraża swe najżywsze uczucia wobec osób, z którymi był związany a także z tymi, którzy w szczególny sposób byli mu bliscy. W miarę upływającego czasu i powiększającej się liczby kandydatów nie mógł z bliska obserwować wzrostu każdego z osobna. Wielu prawie nie będzie znał. Skądinąd też zaprzestanie wpisywać swych komentarzy do księgi wstępujących. Powtarzając swe zasady, nauczy się jak opanowywać swój wstręt wobec odejść, a przynajmniej zachowywać równowagę w danej sytuacji, a w niektórych przypadkach zachować szacunek do osób. Tak postąpił przynajmniej w przypadku trzech członków Stowarzyszenia, przyjętych w latach 1816-1821, którzy złożyli śluby i byli mu bliscy. Dupuis, Coulin i Jeancrad zostaną kapłanami diecezji marsylskiej; Dupuis i Jenacard ze swymi pierwszymi współbraćmi będą utrzymywać bardzo zażyłe stosunki.

 

1. Alexandre Dupuy

 

Alexandre Dupuis urodził się w 1798 roku jako syn nieznanych rodziców, opieką otoczyła go rodzina Joannis, późniejszej pani de Mazenod. Wykształcenie zdobył w niższym seminarium w Aix, gdzie poznał Eugeniusza. 3 października 1816 roku rozpoczął nowicjat, choć w domu w Aix przebywał już od 16 sierpnia. Był jednym z pierwszych, którzy 1 listopada 1818 roku złożyli śluby zakonne[34]. 16 czerwca 1821 otrzymał święcenia kapłańskie, a nazajutrz w kościele Misji odprawił Mszę prymicyjną w obecności członków Stowarzyszenia Młodzieży[35].

Mając zmysł i zdolności do spraw materialnych został mianowany ekonomem wspólnoty w Marsylii i przyczynił się do powstania kilku fundacji. Brał także udział w wielu misjach. Ale wszędzie, gdzie przebywał, wzbudzał niezgodę i nie potrafił się zintegrować. Odmówił złożenia ślubu ubóstwa, do czego zresztą miał prawo. Z długiej jednak strony był bardzo związany z Założycielem i ze Zgromadzeniem. Dość łaskawie się z nim obchodzono, nawet jeśli dyskutowano o jego odejściu. Dyspensę uzyskał w 1830 roku, najpierw pracował w diecezji Grenoble, potem w Marsylii, ciągle współpracując z oblatami. Jemu zawdzięczamy fundację w Notre-Dame de l’Osier. W 1844 roku de Mazenod mianuje go kanonikiem. Zmarł w 1880 w Notre-Dame de l’Osier, miał tytuł kanonika honorowego kapituły katedralnej w Paryżu, który przyznał mu biskup Guibert, włączając go w 1871 roku do swojej diecezji. Jeancard wypowiedział komplement pod jego adresem, że nigdy nie zaprzestał łączyć swych interesów i istnienia z interesami i istnieniem Zgromadzenia[36].

 

2. Alphonse Coulin

 

Innym typem człowieka był Alphonse Coulin, były członek Stowarzyszenia Młodzieży, blisko związany z Założycielem, z którym ciągle korespondował[37]. 21 czerwca 1819 roku został przyjęty do nowicjatu w Aix, oblację złożył 12 sierpnia następnego roku w Laus[38]. Wykładał retorykę, jednak bardzo wiele wymagał, co też stało się powodem skarg. Y. Beaudoin mówi o jego niewłaściwie kontrolowanej wrażliwości, o zmianach nastroju, co sprawiało, że był trudny do zniesienia. Spotkały go za to poważne upomnienia ze strony ojca Tempier[39].

De Mazenod upomniał Suzanne, że w liście do Coulin jest zbyt uczuciowy i przesadny: Powiem, czy nie byłoby lepiej napisać do kogoś innego, co z pewnością lepiej wyglądałoby. Zwracając się do niego chciał pokazać, co potrafi, zbyt bardzo obawiał się oceny nieco złośliwego ducha …[40]

W 1822 roku, w chwili opuszczenia Zgromadzenia, Coulin był diakonem[41]. Założyciel nic na ten temat nie napisał w Księdze nowicjuszów. Polecił mu poszukiwanie schronienia, gdzie mógłby żyć jak w ukryciu, praktykując ukryte cnoty i umartwienie. Mazenod stwierdza, że Coulin został dopuszczony do przyjęcia święceń subdiakonatu pod warunkiem, że pozostanie w regularnej wspólnocie i dodał: jeśli dojdziecie do kapłaństwa i będziecie księdzem diecezjalnym, żyjącym pośród świata, niepokoję się o wasze zbawienie. Krótko po jego odejściu Mazenod mówi o wydaleniu: Skoro powiedzieliście, że nie jesteście godni stanu zakonnego, zgodzimy się, bowiem wasze postępowanie dało nam tyle powodów, że byliśmy zmuszeni was wydalić z naszego Stowarzyszenia; powinniśmy zrobić to już wcześniej, wiem o tym, ale zwlekałem ze względu na przywiązanie do was, bowiem miałem nadzieję, że się poprawicie. Słowa, które wypowiedzieliście pewnego dnia w waszej beznadziei: jeśli mnie wydalicie, wtrącicie mnie do piekła, bardzo mnie poruszyły, mnie, który chciałem was ocalić za cenę mojej krwi. Niech Bóg czuwa i odwróci tę straszliwą przepowiednię[42].

Mazenod wspomina także o skandalach wywołanych przez Coulin, nie wiemy, jaka była ich natura, ale jego podstawowe zażalenia dotyczą jego usposobienia, bowiem miał wiele czasu na rozeznanie: Mój drogi, potrzeba czasu, aby dokładnie poznać kryjówki waszej miłości własnej i odnogi waszej pychy, niestety trzeba także, o czym zresztą mówię, poznać obłudę waszego serca[43]. Eugeniusz wiąże wyżej wypowiedzianą uwagę ze złośliwym duchem nowicjusza przygotowującego się do złożenia oblacji.

Możemy się dziwić, że 25 stycznia 1824 roku Fortunat de Mazenod wyświęcił Coulin na kapłana. Przypuszczamy, że doszło do pojednania z Założycielem. Coulin później pozostanie pod skrzydłami Założyciela, będzie dyrektorem Grand catéchisme de persévérance. Według Y. Beaudoin ich relacje zawsze będą miały przyjacielski charakter[44]. U osób z podobnym temperamentem, jaki miał Coulin, dobre relacje nie wykluczają pewnej jasności. W 1840 w Dzienniku Założyciela możemy przeczytać: List od niewdzięcznego Coulin, który miał odwagę postawić mi najbardziej niedorzeczne zarzuty. Ten list świadczy o niewdzięczności i niegodziwości tego człowieka, którego zawsze darzyłem dobrocią. […] To chory człowiek… Dodaje następnie kopię odpowiedzi z pogróżkami[45]. Zaledwie kilka dni później przeprosiny ze strony winowajcy wystarczą, aby ponownie odbudować mosty: W związku z tym listem przyjąłem z dobrocią księdza Coulin i zapomniałem o wszystkich jego winach[46].

 

3Biskup Jacques Jeancard

Jacques Jancard urodził się 2 grudnia 1799 roku w Cannes, w 1818 roku wstąpił do WSD w Aix. Za zachętą swego współucznia Jacques Marcou, w tym samym czasie co on, zdecydował się przyłączenie się do Misjonarzy Prowansji. Po pięciomiesięcznym nowicjacie, obaj 30 maja 1822 roku w Laus złożyli oblację i powrócili do Aix, aby eksternistycznie odbyć studia teologiczne. Gdy w następnym roku nastał kryzys w Stowarzyszeniu, Jenacard odpowiedział pozytywnie na zaproszenie nowego biskupa Fréjus i powrócił do swej macierzystej diecezji. Po dwóch latach spędzonych w miejscowym seminarium, 23 grudnia 1823 roku otrzymał święcenia kapłańskie i został mianowany wikariuszem. Szybko jednak żałował, że odszedł od misjonarzy i napisał do de Mazenod: Już więcej nie mogę znieść uczuć, które ciążą mi na sercu, a także wewnętrznego smutku, co muszę wam przyznać, jakiego nie spodziewałem się[47].

Przed Kapitułą z 1824 roku Jeancard ponownie został przyjęty do Stowarzyszenia. Brał udział w 10 misjach, przez pewien czas wykładał w WSD w Marsylii. Beaudoin stwierdza, że był podatny na wybryki, uprzedzony w stosunku do wielu współbraci, okazywał niechęć do niektórych posług. Sam zresztą przyznawał, że miał swoje dawne nawyki i był nieregularny. Doszedł do wniosku, że stał się ciężarem dla przełożonych i w 1834 roku poprosił o dyspensę od ślubów.

Pomimo swych ograniczeń i braków Jeancard podzielał aspiracje oblatów i Założyciela, który również go szanował. Nawet jeśli zakwestionowano jego kandydaturę na stanowisko radnego, szybko został mianowany osobistym sekretarzem i ścisłym współpracownikiem. Jeancard już jako kanonik, w oparciu o raport ojca Mille, skarżył się na de Mazenod. Eugeniusz w Dzienniku z 1844 roku goryczą się wypowie się: pomimo dobroci względem niego, spotkał się z niewdzięcznością, zarzucił mu niewierność, potwarze, pychę, w niczym nie został oszczędzony[48]. Krótko po tym zajściu niesprawiedliwie potraktowany Jeancard, został wikariuszem generalnym diecezji, a później biskupem pomocniczym. To pokazuje, że nawet jeśli de Mazenod pod wpływem chwili, od razu reagował na pewne insynuacje, był także zdolny do odwołania niesprawiedliwych stwierdzeń i zaakceptowania osób takimi, jakie są.

Biskup Cruice, który w 1861 roku został następcą de Mazenod w Marsylii, pozbawił Jeancard wszystkich funkcji. W 1871 roku został zaproszony przez biskupa Guibert do Paryża, i tam objął funkcję biskupa pomocniczego, choć nie miał do tego prawa. Zmarł w 1875 roku. Wiele pism, a zwłaszcza jego Miscelanea historyczne sprawiają, że jego nazwisko przetrwało w Zgromadzeniu[49].

 

  1. 1. Kilku reprezentantów młodego pokolenia

Czymś niewłaściwym byłoby pominięcie dość licznego młodego pokolenia, którego szeregi szybko zostaną przerzedzone. O wielu z nich już mówiliśmy. Niektórzy z nich byli mocno związani z Założycielem i zdobyli jego zaufanie. W tej grupie znajdują się Courtès i Suzane. Również kilku innych de Mazenod uważał za wartościowych ludzi. Przytaczane przez nas informacje mają służyć jedynie powiązaniu ich nazwisk z początkami Stowarzyszenia.

 

  1. 2. Hyppolyte Courtès, identyfikowany z domem w Aix

Hyppolyte Courtès, były członek Stowarzyszenia Młodzieży, bardzo wcześnie myślał o życiu zakonnym. Z powodu słabego zdrowia odmówiono mu przyjęcia do jezuitów, powrócił do domu w Aix na wypoczynek, gdzie 15 października 1816 rozpoczął nowicjat. Od tej chwili Założyciel zapewnia go o swej trosce i uczuciu: Nic mi nie mówisz o twoim zdrowiu, jak gdyby stan, w jakim się znajdujesz byłby mi obojętny. Widzę, że trzeba, abym osobiście pojechał i ocenił rzecz na miejscu. Wydaje mi się, że chciałbym cię ogrzać przy moim sercu. Cóż dałbym, aby cię zobaczyć zdrowego! Pomóż sobie nieco, nie pozawalaj, aby wszystkiego dokonali lekarze. Czy więc kiedykolwiek zamieszkamy pod jednym dachem? Nie chcesz chyba, mam zresztą taka nadzieję, że zamkniesz mi oczy? To byłoby pociechą dla mnie; ale któż może czytać w twych ukrytych myślach?[50].

30 lipca 1820 w Gap, z dyspensą od wieku, przyjął święcenia kapłańskie (urodził się 1 stycznia 1798 roku). Nazajutrz w Notre-Dame du Laus sprawował swą mszę prymicyjną. Mazenod, który mu asystował, na bieżąco swe emocje przekazywał swemu uczniowi Adrien Chappuis, który niewątpliwie mieszkał w domu Misji:

Schodzę od ołtarza, gdzie właśnie asystowałem naszemu anielskiemu Courtès, który po raz pierwszy złożył Najświętszą Ofiarę. O mój przyjacielu, że też cię tu nie było! Dzieliłbyś szczęście, wspaniałą radość, pewien rodzaj ekstazy u wszystkich, których pobożność przywiodła do naszego sanktuarium. […]

Również my byliśmy w zachwycie! To była pewnego rodzaju ekstaza; płynęły łzy, albo też lepiej mówiąc, obficie płynęły z oczu wszystkich. To dlatego, że święty ogień płonął na ołtarzu, który tak skutecznie był podsycany przez gorliwość i miłość nowego kapłana, anioła, który składał Ofiarę wszystkich nas obejmując…[51]

Ksieni kapucynek chlubiła się, że posiadała poufne zwierzenia biskupa de Mazenod i ojca Courtès. De Mazenod w momencie podniesienia widział w jego rękach bijące Serce Naszego Pana Jezusa Chrystusa[52] jednak żaden dokument tego nie potwierdza[53]. Rok po tym wydarzeniu Mazenod powściągliwie wspomina je w Dzienniku Stowarzyszenia Młodzieży: Bracia byli pozbawieni pociechy, aby uczestniczyć w jego święceniach i wysłuchać jego pierwszej mszy. […] Członkowie nie mogli być świadkami najwyższej miary łask obfitych darów, którymi Pan raczył napełnić nowego kapłana, prawdziwe pierwociny złożone Bogu przez Zgromadzenie. Zwracał uwagę na relacje Courtès ze Stowarzyszeniem Młodzieży: Ze słusznego powodu Stowarzyszenie może się chlubić darem, jaki złożyło Kościołowi, ponieważ ksiądz Hyppolyte Courtès jest jednym z pierwszych członków Stowarzyszenia Młodzieży, który się w nim wychował, wzrastał w jego cieniu, został uformowany w jego szkole[54]. Jeśli wierzyć relacji Jeancard, msza prymicyjna Suzanne zrobiła podobne wrażenie: Od czasu do czasu celebrans robił przerwy, aby jego łzy zupełnie swobodnie płynęły; pod koniec mszy obrus z ołtarza dosłownie był mokry. […] Wspaniałe poruszenia ojca Suzane nawiązują do minionego zdarzenia[55]…

Courtès bardzo liczył na de Mazenod, robił wrażenie intelektualisty: Courtès miał o nim wielkie mniemanie, był jego inspiracją, był bardzo spontaniczny w swych pomysłach i zachowywał właściwą sobie oryginalność[56]. Pomimo empatycznego obrazu, jaki ukazuje Jeancard, zwracając się do ludzi znających go od dawna, zasadniczo jest wiarygodny. Jako kaznodzieja, a także jako wykładowca Pisma Świętego, Courtès miał niesamowity styl. Dochodziło do tego, że wymagał zbyt wiele, co odbijało się na jego zdrowiu. Do swych słuchaczy zwracał się w swoisty sposób, dlatego prawie w ogóle nie głosił misji. Dlatego też nie bez przyczyny mianowano go asystentem generalnym i superiorem domu w Aix (od 1823 aż do śmierci w 1829 roku). Miał wyczucie spraw, roztropność połączoną z dyplomacją, wzbudzał zaufanie[57]. Zarzucano mu, że przy sobie trzymał kasę i wszystkim rządził. Założyciel uznał jego stare przyzwyczajenie zarządzania wszystkim w domu w Aix[58]. Tym samym możemy przyznać, że odtąd był nienaruszalny.

Beaudoin mówi, że Courtès był człowiekiem godnym i wykształconym, bardzo przywiązanym do życia zakonnego i do oblackiego powołania[59]. W 1837 roku Założyciel dał o nim wspaniałe świadectwo: Mój drogi synu, dlaczego postrzegasz siebie jako zwykłego członka Zgromadzenia? Wydaje mi się, że jesteś jednym z jego zawiasów, że jesteś częścią fundamentu budowli, jesteś jednakowo złączony z jego przełożonym[60]… W 1841 roku Courtès miał zamiar udać się do Kanady, ale Założyciel doszedł do wniosku, że jest mało odporny na zimo[61].

 

  1. 3. Marie-J.-A. Suzanne, umiłowany syn

Suzanne poszedł w ślady Courtès. Spotkał de Mazenod podczas misji w Fuveau (wrzesień 1816 roku). Biskup de Mazenod opowiada, w jaki sposób poznał Stowarzyszenie: To jedna z pierwocin naszych misji. Przyłączył się do nas, gdy głosiliśmy misję w Fuveau, gdzie mieszkała jego rodzina, choć sam urodził się w Aix. Ci, którzy będą opisywać jego życie, powiedzą, że podczas misji w pewnym sensie odbył staż. Poprzez zapał, jaki to drogie dziecko mające wówczas 16 lub 17 lat, wkładało, aby poszukiwać grzeszników najbardziej potrzebujących naszej posługi, jego stałą obecność na ćwiczeniach, jego pośpiech, aby do nas przybliżyć, aby ulżyć nadmiarowi pracy, którą żeśmy wykonywali, bez wątpienia zasłużył na łaskę powołania. Odtąd go spowiadałem, a jego zaufanie oraz czułość, która mnie inspirowała, nie była zafałszowana. Wtedy jednak w ogóle mi nie powiedział o zamiarze, jaki Pan w nim wzbudził, a ja mu też nic nie powiedziałem o pragnieniu, aby przyłączył się do naszego dzieła. Niebawem nadszedł moment, jego upodobania sprawiły, że przybył, by zamieszkać w naszym domu, mieliśmy jedynie dom w Aix. Spędził pewien czas nic nie mówiąc o swoich zamiarach. Wreszcie w dniu, w którym wyjeżdżaliśmy na misje w Puget koło Fréjus (styczeń 1818 roku) otwarł przede mną swe serce, rzucił mi się na szyję i powiedział: Jestem dla was na zawsze[62].

Suzanne urodził się w 1799 roku, uczył się w niższym seminarium w Aix. Był urzeczony osobowością Założyciela. Rambert[63] napisał, że to był jego pierworodny syn, zapominając o Bourrelier, który wstąpił w styczniu 1816 roku. Wiadomo też, że szczególna relacja łączyła go z superiorem, co poświadcza zarówno Jeancard w Miscelanea, a także Rambert i Rey. W październiku 1816 roku wstąpił do klasztoru w Aix, 21 stycznia 1817 roku rozpoczął nowicjat, oblację złożył 1 listopada 1818 roku[64], a kapłanem został w 1821 roku.

Fortunat de Mazenod opowiadał swemu bratu o jego wystąpieniach w kościele Misji, którymi czarował słuchaczy: To młody, utalentowany człowiek, napełniony cnotami, będzie wielką pomocą dla twego syna[65]. Przewodniczący de Mazenod, którego zalecenia Suzanne źle interpretował, osobiście uważał go za roztrzepanego i lekkomyślnego i jak sam powiedział, źle się zapisał w jego tabliczkach[66]. Sam Eugeniusz, choć pragnął jego doskonałości, nie zawsze był względem niego pobłażliwy. Pozbawienie go urzędu superiora w Marsylii i okoliczności, jakie temu towarzyszyły, wskazują na nowy etap w życiu Zgromadzenia. Kolejna wielka awantura będzie miała miejsce w 1820 roku. Założyciel był wrogiem wszelkich roszczeń ducha, poszukiwaniem stylu czy też sposobu bycia. Właśnie w tym duchu udzieli Suzanne lekcji wykraczającej poza zwyczajną literacką krytykę: Byłem jedynie zaskoczony, że wyrażając to, co zdaje się wypływać bardzo spokojnie z mego serca, nie spostrzegłem się, a ty posługiwałeś się wyszukanymi wyrażeniami i wystudiowanymi powtórzeniami, które jak mi się wydaje, były tylko po to, aby wygładzić zdanie i wzbudzić podziw dla ucha. Nie będę się więcej zatrzymywał nad tą refleksją, przypisując to małe uchybienie w stylu, do którego przywykłeś pisząc w inny sposób. Ale krótko po tym Coulin przyniósł mi list, który do niego napisałeś przy tej samej okazji. To sprawiło mi przykrość, nie dlatego, że styl był śmieszny, doznałem też pociechy, wiedząc, że potrafisz to lepiej zrobić, ale dlatego że w każdej linijce, że tak powiem, można zauważyć to roszczenie ducha, poszukiwanie stylu i upodobanie, aby zrobić tak złe wrażenie czy słabe udawanie, tak że lektura jest bardzo niesmaczna. Te liczne braki nie uszły oczom kilku przenikliwych, których nazwiska nie wymienię, ale ja posunąłem się nieco dalej, powróciłem do zasad, poznałem, jak odkrywać miłość własną, jeśli byłem zadowolony, stawałem się sędzią, tak właśnie trzeba.

Gdy de Mazenod był niezadowolony, wypowiadał się właśnie w ten sposób, i dodał: ohydne strony, na których wyraźnie zdajesz się kumulować wszystkie braki, największe zło, jakie jest możliwe do zrobienia obojętnie, jakiego jest rodzaju. U Suzanne zauważył nieznośne roszczenia, które odkrywa w karykaturalny sposób: Ale owo roszczenie jest naprawdę nieznośne, nie chcesz uwierzyć, że nie znałeś wyrażenia bardziej odpowiedniego dla tej kwestii, o której chciałeś powiedzieć. To bierze się z powodu twej żałosnej małości, gdyż twe listy są pełne skreśleń, co sprawia, że niekiedy są nieczytelne, ponieważ kreśląc jedno słowo, aby je zastąpić innym, które lepiej ci się podoba, które każdy czytający go mógłby zastąpić równie dobrze jak ty, znów powracasz do pierwszego, co zmusza cię, abyś usunął wyrażenie, które wcześniej wstawiłeś na jego miejsce. Tak samo czynisz, aby uzgodnić przymiotniki z rzeczownikami a także tak samo ciągle postępujesz z epitetami, które wstawiasz i zmieniasz, zanim przekonasz się, czy je umieścisz lub dodajesz nazwy, które ci się podoba dodawać. Już o tym dostatecznie dużo powiedziałem, czyż nie?[67]

Beaudoin w następujący sposób oceniał Suzanne, którego zaangażowanie w pierwszych latach istnienia Stowarzyszenia było znaczące: Ojciec Suzanne we wszystkim upodabniał się do Założyciela, ten sam zapał, ta sama werwa a podczas misji zwłaszcza dar przekonywania[68]. Jeancard bardzo go chwali, wspominając razem przeżyte lata i jego wolę, aby każdego docenić: Pod ty względem z nim było bardzo dobrze, a kiedy ojciec Courtès, który miał w sobie podobnego ducha łagodności, zawsze starał się wyciągnąć przychylne dla każdego wnioski, jednocześnie przepraszając za wszystko, co było niedoskonałe[69]. Suzanne umarł 31 stycznia 1829 roku bogaty w zasługi przed Bogiem[70]. Był sekretarzem Stowarzyszenia, a od 1824 roku czwartym asystentem. Z tej racji problemów zdrowotnych, wykluczających z uczestnictwa w misjach Fortunat mianował go kanonikiem-penitencjarzem.

 

  1. 4. N. -François Moureau, pierwszy kapłan Stowarzyszenia

Do pierwszej grupy kandydatów należy także zaliczyć Noël-François Moureau (w późniejszym okresie jego nazwisko będzie nieco inaczej pisane Moreau), który jako diakon wstąpił do Stowarzyszenia. Po pięciomiesięcznym nowicjacie, 1 listopada 1818 roku złożył oblację. 19 września poprzedniego roku, jako pierwszy z członków, otrzymał święcenia kapłańskie[71]. Zaangażował się w posługę w Aix i głoszenie misji. Fortunat de Mazenod, który wraz z nim doglądał domu, bardzo go doceniał[72]. Był ekonomem generalnym i nowomianowanym superiorem w Laus, ale poruszony zatargami, które w 1823 roku wstrząsnęły Zgromadzeniem, gdzie indziej chciał szukać środków do osiągnięcia doskonałości. Wstąpił do trapistów, ale po kilku tygodniach powrócił[73]. Ojciec Simonin podkreśla jego skłonności do ascezy: Wiele trudności sprawiało mu układanie kazań, posługa misyjna wydawała mu się zbyt rozpraszająca, był wzburzony tak aktywnym życiem. Gdy został superiorem [w Laus] wystraszył się odpowiedzialności, wyolbrzymiając swą niezdolność do przyjęcia tego urzędu. Od tego momentu poczuł powołanie do bardziej surowego życia…

Według ojca Simonin list Założyciela wyrwał go z pobożnych iluzji[74]. Eugeniusz tak o

nim powiedział: Moreau jest przesadnym człowiekiem, inni są zdrajcami[75]. Na przełomie października i listopada powrócił do Laus, gdzie ojciec Mye zastąpił go na stanowisku superiora. Jego wypad nie przyczynił się wówczas do wzrostu szacunku do Założyciela[76]. Gdy zakończył swą posługę misjonarską, został profesorem w WSD W Ajaccio, a w 1841 roku zastąpił na stanowisku superiora ojca Guibert, który został biskupem w Viviers[77]. Zmarł w 1846 roku. Założyciel od dawna wspominał o jego uprzedzeniach. Mówi jednak o dobrym i czcigodnym ojcu Moreau, i maluje jego wyidealizowany obraz: Był jedną z kolumn. Dojrzałość wiekowa, doświadczenie, zdolność do nauki, niezależnie od jego wielkich zalet sprawiają, że jest znakomitym człowiekiem[78].

 

  1. 5. J.-J. Marcou, kolejny były członek Stowarzyszenia Młodzieży

Wśród kandydatów z szeregów Stowarzyszenia Młodzieży był także Jacques-Jean Marcou. Wraz ze swoim przyjacielem Jeancard podzielił się chęcią wstąpienia do Stowarzyszenia. Założyciel odpowiedział mu w bardzo osobistym tonie: Nigdy nie straciłem ciebie z oczu i żyję z ukrytą satysfakcją z racji kierunku, jaki Boży Duch tobie wskazał, to pewna pociecha, bowiem mogłem sobie pozwolić, aby twe pierwsze kroki skierować ku sanktuarium, od młodych lat prowadziłem cię po ścieżkach cnoty, zamierzałem nieco się usunąć na bok, aby nie powodować sprzeciwu boskim natchnieniom odnośnie wyboru, jakiego miałeś dokonać, mogłeś się wczuć w me pragnienia, które być może w zbyt ludzki sposób mogłyby wpłynąć na decyzję, którą miałeś podjąć. Teraz, również uważam, ze trzeba pozwolić działać duchowi, w którym ty złożyłeś swą ufność, wykażę gorliwość, by wzmocnić twe powołanie, ponieważ ono zaprowadzi cię do stanu jeszcze doskonalszego i zagwarantuje ci największą nagrodę[79].

Gdy de Mazenod zostanie biskupem Marsylii, powróci do tego epizodu, wspominając swego byłego ucznia: Pan nagradza swą gorliwość, potwierdzając ją postanowieniem, które miał już wówczas, gdy wstępował do seminarium, przyłączając się do prac misjonarzy, których zgromadziłem w Stowarzyszeniu, podczas gdy on był zwyczajnym członkiem Stowarzyszenia Młodzieży. Zawsze ukrywał przede mną swe zamiary. Poznałem je dopiero, gdy przyszedł i usilnie mnie prosił o przyjęcie no naszego Stowarzyszenia. Przekonany o szlachetności tego powołania, wraz ze swym współuczniem [J.-J. Jeancard], którego cenił z racji jego dobrych zalet, obrał tę samą drogę doskonałości. Z tą wiadomością zgłosił się, bardzo cieszył się z mego zaskoczenia i szczęścia, którego doznałem. Odbył swój nowicjat, jak można było się tego spodziewać po takiej duszy, jak jego[80].

Zachował się fragment listu Założyciela, w którym udziela rad Marcou, który przebywał wówczas w Notre-Dame du Laus: Rzetelnie pracuj, aby postępować i doskonalić się we wszystkich cnotach. Wiesz, że to konieczne, jeśli chce się czynić dobro, zwłaszcza, że widzę cię jak za niedługo staniesz do walki. Przygotuj więc broń. Do zobaczenia, moje drogie dziecko, polecam ci także przykładanie się do nauki, aby trudności, jakie napotkasz, nie zatrzymały cię na tak pięknej drodze. Żyjcie w najdoskonalszej jedności i pilnie przestrzegajcie waszych świętych reguł. Do zobaczenia, ściskam cię z całego mego serca. Módl się za mnie[81].

Marcou bardzo szybko pokonywał kolejne etapy formacji: 21 grudnia 1821 nowicjusz, 30 maja następnego roku złożył oblację i szybko został wyświęcony na kapłana. Założyciel zanotował: Drogi ojciec Marcou zmarł bogaty w zasługi 20 sierpnia 1826 roku w St-Just koło Marsylii[82].

 

  1. 6. J.-A. Jourdan, pierwszy zmarły Stowarzyszenia

Jacques-Antoine Jourdan, który był już kapłanem, odbył bardzo krótki nowicjat (od 21 września 1822 –9 lutego 1823 roku[83]). Szybko przytłoczyły go trudności, które nie powinny pojawić się tak nagle. Założyciel, któremu się zwierzył, starał się go pocieszyć: Mój bardzo drogi Jourdan, niech pokój Naszego Pana Jezusa Chrystusa będzie z wami! I cóż, nie macie tego cennego pokoju, który boski Mistrz przyszedł przynieść światu? […] Dlaczego pozwalacie, aby skrupuły, które wywołują zamęt i przynoszą tak wielką szkodę targały waszą duszą? Drogi przyjacielu, uwierzcie memu doświadczeniu. Znam ten rodzaj udręk, nie zatrzymujcie się na nich. W tym wypadku de Mazenod jako jedyne lekarstwo stawia posłuszeństwo i kontynuuje: Mój drogi przyjacielu, odwagi. Wielcy święci doświadczali ich tak samo jak wy, ale zostali świętymi mimo swych stanów… Jeszcze raz odwagi, mój drogi przyjacielu, wszyscy modlimy się za was z twarzą zwróconą do ziemi, abyście znieśli to trudne doświadczenie jak mężny żołnierz Jezusa Chrystusa[84].

Ojciec Jourdan bez wątpienia cierpiąc psychicznie i moralnie zmarł nagle z powodu wylewu miesiąc później 20 kwietnia 1823 roku, zaledwie dwa miesiące po złożeniu oblacji. Założyciel mówi o nieszczęściu, które spadło na Stowarzyszenie i osobiście nim wstrząsnęło. Otwarcie mówi jednemu ze swoich współtowarzyszy, który bez wątpienia wiedział o konfliktach sumienia, jakie przechodził Jourdan: nie podzielam twoich obaw, jeśli chodzi o zbawienie jego duszy. Przypuszcza nawet, że Bóg zachował go od czyśćca i konkluduje: To była bardzo piękna dusza[85].

W tym miejscu można także przytoczyć słowa de Mazenod o śmierci w Zgromadzeniu, która jest traktowana jako znak przeznaczenia. Jego opinia wyjaśnia jego punkt widzenia na temat wytrwania i opieki Maryi[86]. Ale nie wszyscy podzielali jego wizję, czasem niewystarczająco i nie w każdym przypadku, nawet Jeancard, 25 lat po śmierci Jourdan, nie mógł się powstrzymać, aby nie wypowiedzieć swych wątpliwości, przytaczając słowa Suzanne na łożu śmierci ojca Jourdan: Jourdan skarży się na Stowarzyszenie w czyśćcu. Prosił: aby ani on, ani Jourdan nie pozostawali w czyśćcu[87].

 

  1. 7. Przyszli oblaccy pionierzy w Kanadzie

Trzej przyszli oblaccy pionierzy w Kanadzie wstąpili w szeregi Misjonarzy Prowansji w latach 1818-1821. Byli to: Jean-Baptiste Honorat (nowicjat w 1818 roku, oblacja w 1819 roku, święcenia kapłańskie w 1821 roku), Joseph-Eugène-Bruno Guigues (nowicjat w 1821 roku, oblacja w 1823 roku, święcenia kapłańskie w 1828 roku), Antoine-Adrien Telmon (nowicjat w 1822 roku, oblacja w 1826 roku, święcenia kapłańskie w 1830 roku). Oprócz pierwszego z nich, który pracował w Laus, wszyscy pozostali w późniejszym czasie pokażą swe możliwości. Honorat będzie superiorem wielu wspólnot we Francji, potem ekonomem generalnym oraz będzie piastował wiele innych urzędów. Telmon wieloletni profesor WSD w Marsylii i w Ajaccio, będzie posiadał bardzo wiele innych talentów. Guigues przez 10 lat był superiorem domu w Notre-Dame de l’Osier. Założyciel dostrzeże w nim postawę analogiczną do zachowania, które w późniejszym czasie będą mu zarzucali sami oblaci, oskarżając go, że dobro diecezji przedkłada ponad dobro Zgromadzenia: Był świadomy, że dobrze postępuje, ciągle na pierwszym miejscu stawiał dobro swego domu, a to oznacza, że nie da się zmienić w tej materii. Na nic się zda tłumaczenie mu, że na pierwszym miejscu musi stać dobro Zgromadzenia[88].

Honorat został wyznaczony, aby kierować pierwszą grupą oblatów, która w 1841 roku przybyła do Montrealu. W jej skład wchodził także Telmon, który przede wszystkim będzie przebywał w Bytown (Ottawa), podczas gdy Honorat w regionie Saguenay. Obaj posiadali bardzo silną osobowość, jednak musieli powrócić do Francji, odpowiednio w 1850 i 1858 roku, a każdy ich pobyt na swój sposób wywołał poruszenie. Gdy chodzi o ojca Guigues, przybył do Ottawy w 1844 roku, posiadając tytuł nadzwyczajnego wizytatora. W latach 1847-1874 był biskupem Bytown, pod każdym względem robił niesamowite wrażenie, zarówno na mieszkańcach Quebeck jak i w regionie Outaouais[89].

 

  1. 8. H. Guibert – przyszły kardynał

Hippolyte Guibert rozpoczął nowicjat 25 stycznia 1823 roku[90]. Musiał sprzeciwić się swemu ojcu, który nie chciał się zgodzić z jego wyborem[91]. Osobiście szybko będzie się wahał, a Założyciel na jego temat będzie się konsultował z jezuitą Richardot, konkludując: Powiedz mu, że nic nie jest bardziej charakterystyczne dla wszystkich niż tego rodzaju doświadczenia, niech je odrzuca, tak samo jak odrzuca myśli przeciwko wierze i czystości[92]. Tę wiadomość sam de Mazenod przesłał listownie zainteresowanemu, w którym przeplata się uczucie, jak i troska o dobro Kościoła i Stowarzyszenia, wraz z kwestią walki z nieprzyjacielem[93]. W 1841 otrzymując nominację na biskupa Viviers, Guibert był dla de Mazenod powiernikiem i bardzo uznanym doradcą w dziedzinie polityki. Wiemy o tym, gdy był arcybiskupem Tours i Paryża.

Rok 1823 był dla Stowarzyszenia prawdziwym dołkiem. W historiografii oblackiej ten okres określa się mianem kryzysu związanego ze stratą dwóch pierwszych towarzyszy. Chociaż jeśli Maunier i Deblieu nie wystąpili, niczego nie można porównać z owym kryzysem. Założyciel ze znanych i usprawiedliwionych racji rezygnuje z apostolatu misyjnego pochłonięty zarządzaniem diecezji marsylskiej. Nie będzie dzielił losu swych współbraci, nie zmniejszając natężenia swej empatii i zaangażowania, w ich oczach stał się, jak to określono w Regule z 1818 roku, superiorem generalnym. Korespondencja i relacje jeszcze dość częste, dopełniał przez codziennie kontakty, nawet podczas prac apostolskich. Mazenod pozostał uważnym i kochającym ojcem, ale dystans, nie tylko fizyczny, systematycznie będzie się pogłębiał.

W monecie, kiedy używa wybiegu, Stowarzyszenie Misjonarzy Prowansji nie opiera się już tylko na malej grupie z 1816 roku i ulega rozbiciu. Nie ma takiego przyrostu, jakiego się spodziewano, jednak w jego szeregach są ludzie utalentowani i zdecydowani, zdolni do przeprowadzenia zmian. Ogólnie mówiąc, nawet kiedy brali na siebie wielką odpowiedzialność i wypełniali wielkie dzieła, ich przyszłość zależy od ich różnorodnego wkładu i od wspólnoty, której są członkami. Idea osobistej kariery nawet nie przeszła im przez myśl. Większość z nich, dzięki swej apostolskiej posłudze, pracowała w Kościołach lokalnych, niosąc nieodzowne wsparcie. Biskup Guibert zawsze będzie żył w oblackiej wspólnocie i w wielu sprawach będzie zależny od Zgromadzenia. Biskup Guibert, choć był bardzo blisko swoich współbraci, osobiście będzie musiał się przestawić na inne tory.

 


[1] Reguła z 1818 roku, w: EF 1, s. 85.

[2] Tamże, s. 53-54.

[3] Tamże, s. 94.

[4] Tamże, s. 95-97.

[5] E. de Mazenod, Dziennik, 12.07.1846, w: EO I, t. 21, s. 259 wraz z przypisem Y. Beaudoin.

[6] Tamże, 97.

[7] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 10.

[8] E. de Mazenod, Wspomnienia, w: T. Rambert, Życiorys biskupa K. J. E. de Mazenod, t. 1, Tours 1883, s. 164.

[9] Tamże.

[10] Zob. Y. Beaudoin, EO I, t. 6, s. XV.

[11] E. de Mazenod, Dziennik, 22.07.1844, w: EO I, t. 21, s. 189.

[12] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 11.

[13] Tamże, s. 11-12.

[14] Tamże, s. 15-16.

[15] Tamże, s. 16.

[16] F. de Mazenod, list do Ch.-A. De Mazenod, Aix, 16.07.1819, w: FB.

[17] E. de Mazenod, list do M. Aubert, Aix, 06.10.1819, w: EO I, t. 6, s. 64.

[18] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 17. Założyciel na stronie 18 wspomina, że ten kapłan został obłożony interdyktem a sacris w diecezji marsylskiej.

[19] Tamże, s. 18.

[20] E. de Mazenod, Dziennik Stowarzyszenia Młodzieży Chrześcijańskiej, 06.05.1821, w: EO I, t. 16, s. 213.

[21] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 14-15.

[22] E. de Mazenod, list do studentów i nowicjuszów w Laus, 29.11.1820, w: EO I, t. 6, s. 73-74; odejścia dopiero co pojawiły się. J. Pielorz, Kapituły generalne w czasach Założyciela, t. 1, Ottawa 1968, s. 19, datuje ten list na kwiecień; zob. Y. Beaudoin, EO I, t. 6, s. 73.

[23] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 14.

[24] E. de Mazenod, list do H. Bourrelier, Aix, 27.08.1821, w: EO I, t. 6, s. 146-147.

[25] Zob. G. Simonin, Kronika domu w Laus (1818-1841), w: MOMI 35 (1897), s. 192.

[26] E. de Mazenod, list z 19.09.1821, Aix, w: EO I, t. 6, s. 88-89.

[27] Tenże, list do H. Courtès, Marsylia, 14.05.1824, w: EO I, t. 6, s. 146-147.

[28] Tenże, list do H. Courtès, Marsylia, 27.07.1824, w: EO I, t. 6, s. 156-157. Ideę, że niektórzy kapłani, dla których regularne życie i wspólnota jest konieczne, aby się nie pogubić, odnajdujemy gdzie indziej, zob. Opinia o o. Coulin; zob. E. de Mazenod, list do bpa Miollis, 13.02.1819, cyt. za Y. Beaudoin, Wspólnota i misja według Eugeniusza de Mazenod, w: VO 49 (1990), s. 198.

[29] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 14.

[30] Por. Y. Beaudoin, Bourrelier Hilarion, w: Słownik historyczny Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.

[31] E. de Mazenod, list do. H. Courtès, Paryż, 01.06.1823, w: EO I, t. 6, s. 121. Zob. Tenże, list do. H. Courtès, Marsylia, 09.10.1823, tamże, s. 129-130.

[32] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 20.

[33] J. Pielorz, Kapituły generalne, dz. cyt., t. 1, s. 21.

[34] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 12-13.

[35] E. de Mazenod, Dziennik Stowarzyszenia Młodzieży Chrześcijańskiej, 17.06.1821, w: EO I, t. 16, s. 214-215. Dypuy został przyjęty do Stowarzyszenia Młodzieży 30 marca 1817 roku, tamże, s. 185.

[36] J. Jeancard, Miscelanea historyczne o Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, Tours 1972; zob. Y. Beaudoin, Dupuy Alexandre, w: Słownik historyczny Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.

[37] Zachowało się 80 jego listów, z których J. Pielorz czerpał informacje na temat personelu w latach 1819-1822, w: J. Pielorz, Kapituły generalne, dz. cyt., t. 1, s. 20, przypis 6.

[38] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 19.

[39] Zob. Y. Beaudoin, EO I, t. 6, przypis 19; EO II, t. 2, s. 36, przypis 3.

[40] E. de Mazenod, list do Suzanne, N.-D. Du Laus, 16.07.1820, w: EO I, t. 6, s. 69.

[41] Zob. J. Pielorz, Kapituły generalne, dz. cyt., t. 1, s. 20.

[42] E. de Mazenod, list do A. Coulin, Rians, 23.11.1822, w: EO I, t. 6, s. 105; zobacz w tym samym liście: Wiecie, że niezależnie od rady, jaka wam dałem, urlopując was…

[43] Tamże, s. 104. Przewodniczący de Mazenod tymczasem uważał Coulin za mądrego i skromnego chłopca. Zob. Ch.-A. de Mazenod, list do F. de Mazenod, Marsylia, 24.08.1819, w: FB.

[44] Y. Beaudoin, Coulin François-Xavier Alphonse, w: Słownik historyczny Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Zob. EO I, t. 20, s. 204, przypis 1.

[45] E. de Mazenod, Dziennik, 01.02.1840, w: EO I, t. 20, s. 206-208.

[46] Tenże, tamże, 05.02.1840, tamże, s. 208-209.

[47] E. de Mazenod, list do P.-N. Mye, Marsylia, 31.10.1823, tamże, t. 6, s. 134.

[48] E. de Mazenod, Dziennik, kwiecień 1844, w: EO I, t. 21, s. 147-149.

[49] Zob. Y. Beaudoin, Jacques Jeancard, w: Słownik historyczny Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.

[50] E. de Mazenod, list do H. Courtès, Paryż, 22.10.1817, w: EO I, t. 6, s. 45.

[51] Tenże, list do A. Chapuis, 31.07.1820 cyt. za T. Rambert, dz. cyt., t. 1, s. 324-325.

[52] Zob. L. Balbeur, Ogień, który płonął na ołtarzu podczas Mszy prymicyjnej ojca H. Courtès 31 lipca 1820 roku; w: Ét. Obl. 14 (1955), s. 261-268.

[53] Jeśli chodzi o święcenia Courtès, Jeancard mówi jedynie o gestach de Mazenod, który posługiwał z pastorałem biskupowi Miollis. Ani słowem nie wspomina o Mszy prymicyjnej, tamże, 105-107.

[54] E. de Mazenod, Dziennik Stowarzyszenia Młodzieży Chrześcijańskiej, 17.06.1821, w: EO I, t. 16, s. 214.

[55] J. Jeancard, dz. cyt., s. 155-156, poczuwa się, aby wypowiedzieć słowa przeprosin: Suzanne był ogarnięty i niejako przymuszony uczuciami, które nim zawładnęły, i chcąc nie chcąc były widoczne na zewnątrz.

[56] Tenże, dz. cyt., s. 49.

[57] Tenże, dz. cyt., s. 26-48.

[58] E. de Mazenod, Dziennik, 23.10.1843, w: EO I, t. 21, s. 122.

[59] Y. Beaudoin, EO I, t. 6, s. XVI.

[60] E. de Mazenod, Dziennik, 10.08.1841, w: EO I, t. 20, s. 253.

[61] Tamże.

[62] E. de Mazenod, Dziennik, 31.01.1837, w: EO I, t. 18, s. 49. Czy nie należałoby czytać wyjeżdżaliśmy zamiast przechodziliśmy?

[63] Brak przypisu w oryginale, zob. VO 63 (2004).

[64] T. Rambert, dz. cyt., t. 1, s. 521.

[65] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 13.

[66] F. de Mazenod, list do Ch.-A. de Mazenod, Aix, 17.02.1820, w: FB.

[67] Ch.-A. de Mazenod, list do F. de Mazenod, 07.03.1820 i 27.05.1820, w: FB.

[68] E. de Mazenod, list do M. Suzanne, N.-D. du Laus, 16.97.1820, w: EO I, t. 6, s. 69-70.

[69] Y. Beaudoin, EO I, t. 6, s. XVI; zob. T. Rambert, dz. cyt., t. 1, s. 521.

[70] J. Jeancard, dz.cyt., s. 59.

[71] Opinia o E. de Mazenod; Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 13.

[72] Tamże, s. 16.

[73] Y. Beaudoin, EO I, t. 6, s. 68.

[74] Tamże, s. 133, przypis 63.

[75] G. Simonin, dz. cyt., s. 202-203.

[76] Tamże, s. 209.

[77] E. de Mazenod, list do H. Courtès, Marsylia, 08.06.1824, w: EO I, t. 6, s. 151.

[78] G. Simonin, dz. cyt., s. 209.

[79] E. de Mazenod, Dziennik, 05.02.1846, w: EO I, t. 21, s. 247.

[80] Tenże, list do J.-J. Marcou, La Ciotat, listopad-grudzień 1821, w: EO I, t. 6. s. 92-93.

[81] Tenże, Dziennik, 20.08.1838, w: EO I, t. 19, s. 175.

[82] E. de Mazenod, list do J.-J. Marcou, Aix, 24.07.1822, w: EO I, t. 6, s. 97-98.

[83] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 23.

[84] Tamże, s. 26.

[85] E. de Mazenod, list do J.-J. Jourdan, Paryż, 30.03.1823, w: EO I, t. 6, s. 115.

[86] Tenże, list do A.-M. Sumien, Paryż, 02.05.1823, tamże, s. 119.

[87] É. Lamirande, Paszport do nieba i znak przeznaczenia, w: Ét. Obl. 15 (1956), s. 139-147.

[88] J. Jeancard, dz. cyt., s. 361.

[89] E. de Mazenod, Dziennik, 06.11.1843, w: EO t. 21, s. 123.

[90] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 18, 21, 25; G. Garnière, Słownik biograficzny Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Kanadzie, t. 2, Ottawa 1977, s. 123-124, 155-156; tenże, tamże, t. 3, Ottawa 1979, s. 216-217.

[91] Sposoby przyjmowania do nowicjatu, w: EF 3, s. 26-27.

[92] E. de Mazenod, list do H. Guibert, Tallard, 20.01.1823, w: EO I, t. 6, s. 107.

[93] Tenże, list do H. Courtès, Paryż, 15.07.1823, tamże, s. 123.