Święty Eugeniusz – Mąż serca

Kanonizacja naszego Założyciela skłania nas do refleksji nad jego świętością oraz do pogłębienia zrozumienia jego relacji z Panem i rodziną oblacką. W ten sposób możemy w pełni dostrzec, czym chce się z nami podzielić, a tym samym poprowadzić do głębszego wniknięcia w oblacki charyzmat.

I. Wprowadzenie

Dążąc do przekraczania samych siebie pragniemy oraz poszukujemy obecności i relacji z innymi. Najbardziej znaczącym INNYM w naszym życiu oczywiście jest Bóg, którego ostatecznie poszukujemy. Jak napisał św. Augustyn: „Niespokojne jest moje serce, dopóki nie spocznie w Tobie”. Wraz z Bogiem, poszukujemy także relacji z innymi. Relacje te są konieczne ze względu na naszą niekompletności. Każde ludzkie istnienie potrzebuje innych, by stać się sobą. Ten INNY jest dwojaki: Bóg i bliźni. 

Dążąc do znalezienia sensu życia oraz do samospełnienia, Założyciel odnalazł w swym sercu zasoby oraz energię konieczną dla spotkania Boga i bliźniego. Jak sam napisał: „Moje życie polega na podążaniu za moim sercem”. Źródłem i siłą napędową całej jego działalności było serce. Życie Boże w dzieciach Boga daje wzrost głębszej afektywności, która wypływa z serca oraz jest ukierunkowana na Boga i Jego stworzenia. Nasza przynależność do Chrystusa nieuchronnie musi przekładać się na głębokie uczucie dla Pana i innych. 

Jeżeli chcemy odnaleźć klucz do świętości Założyciela oraz zrozumieć ideał wspólnoty, musimy badać i patrzeć na jego serce. 

Jednym z najbardziej powszechnych oraz bolesnych doświadczeń wielu oblatów, jak również wielu zakonników w dzisiejszym świecie, jest niepokój życia wypełnionego samotnością. Ludzkie serce nigdy nie odnajdzie pełnego zaspokojenia tu na ziemi, ponieważ jest stworzone dla Nieskończonego i tylko Bóg może zaspokoić jego najgłębsze pragnienia. 

Co więcej, serce poszukuje towarzystwa i obecności innych jako środka do wypełnienia pustki, która jest nieodłącznym elementem ludzkiej natury. Z tego powodu szukamy wspólnoty, to znaczy nie spełnia adekwatnie głębokich pragnień serca; naszej tęsknoty za obecnością, przyjaźnią i osobowymi relacjami. Współczesność poczyniła tak wielkie postępy w dziedzinie komunikacji, a mimo to nie jest zdolna zadowolić najgłębszych potrzeb ludzkiego serca, którymi są miłość i przyjaźń. 

II. Serce Założyciela

Założyciel był człowiekiem, który żył sercem i umiał wyrażać oraz werbalizować swe uczucia. Był obdarzony przez Boga najbardziej wrażliwym sercem, co więcej, serce to było dodatkowo ubogacone darami Ducha Świętego. Jego życie duchowe nie było poszukiwaniem abstrakcyjnej wiedzy dotyczącej Boga, ale uczuciowym doświadczaniem obecności Boga. Nie rozwijał żadnego wielkiego nauczania o boskiej rzeczywistości, ale żył bardzo głęboką relacją miłości i pragnienia zjednoczenia z Nim. Duchowość tę pogłębiał już Orygenes, a dalej żyli nią tacy wielcy mistycy, jak św. Bazyli Wielki, św. Grzegorz z Nysy, św. Bonawentura, a zwłaszcza św. Augustyn. Nawet jeżeli św. Eugeniusz mógł być nieświadomy istnienia duchowej szkoły opartej na sercu, żył tą duchowością w najwyższym stopniu we wszystkich aspektach swej egzystencji. Dzięki umiejętności  świadomego życia ze swym sercem oraz z jego najgłębszymi zakamarkami, był zdolny wyrazić innym swoją miłość i uczucie. 

Wspólnota zakonna nie składa się z gotowych świętych. Życie wspólnotowe jest podróżą, którą każdy musi przebyć razem z innymi. Zakonnicy są grzesznikami, którzy przez wspólne życie realizują taki sam ideał świętości w ramach kontekstu specyficznej drogi życia, wskazanej przez ich Konstytucje. 

Założyciel z powodzeniem podróżował tą drogą, choć, jak wszyscy ludzie, był obciążony swoją grzesznością. W notatkach rekolekcyjnych z 1808 r. napisał: Uczynię wszystko, co mogę, by przezwyciężyć mój temperament. Dodał: Nie dość jeszcze upokorzyłem moją miłość własną. Następnego roku w swych notatkach rekolekcyjnych napisał: Postaram się ograniczyć nadmierną  tendencję swobodnego wypowiadania się o wszystkim. W liście do matki z 31 marca 1811 r. napisał: To jest niezaprzeczalny fakt, iż bardziej grzeszę przez naturalną tendencję naginania innych do mojej woli, niż przez bycie nadmiernie skłonnym do zgody na ich punkt widzenia… Zachowałem wiele ze swego temperamentu a kiedy grzeszę to przez nadmiar, nie przez brak.  

A jednak został świętym. W jaki sposób osiągnął taki sukces? Aby znaleźć odpowiedź spójrzmy w jego SERCE. 

III. Serce — biblijna rzeczywistość

A — Serce jest głęboką rzeczywistością. Na poziomie działań i słów człowiek może wyrazić coś innego niż nosi w głębiach swego istnienia. Ponieważ jego afektywność jest niekoniecznie oczywista, rzeczywistością, która określa człowieka przed stworzycielem, jest jego serce. Serce odsłania podstawowe ukierunkowanie każdego człowieka. Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa (Mt 15,19). Ale serce daje także początek miłości i przebaczeniu. Kiedy Pan przekazuje komuś swe życie, najpierw przemienia serce tej osoby, rdzeń i centrum jej istnienia, oraz pozwala jej w pełni przylgnąć do zbawczej woli Bożej. To jest żywotne centrum całego ludzkiego istnienia, dlatego też obrazowe użycie słowa jest znacznie szersze w Biblii niż we współczesnym języku. 

Biblia nie myśli w kategoriach arystotelizmu; słowa: umysł, wola, sumienie, nie brzmią znajomo w języku hebrajskim; aby wyrazić wewnętrzny wymiar osoby kudzkiej Żydzi najczęściej używają słowa SERCE. Bóg bada, zatem zna najbardziej intymne wewnętrzne poruszenia osoby oraz jej najskrytsze intencje. 

Stwórz we mnie SERCE nowe (Ps 51,10)
Panie, moje SERCE się nie pyszni (Ps 131,1)
Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny SERCEM (Mt 11,29)Błogosławieni czystego SERCA (Mt 5,8)
A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym SERCU (Łk 2,51)
A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w SERCACH naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany (Rz 5,5) 

B — Serce jest biblijnym i mistycznym symbolem oraz źródłem miłości, jest poruszone na widok czegoś dobrego i pięknego. SERCE jest najgłębszym zakamarkiem wnętrza człowieka, gdzie są ukryte nasze najskrytsze myśli, miłości, łaknienia i pragnienia. Jest źródłem wszystkiego, co robimy i kim jesteśmy oraz przestrzenią, w której doświadczamy całego naszego życia duchowego. Cały dramat naszego życia z Bogiem i bliźnimi odbywa się na poziome serca. To są te wewnętrzne rekolekcje, ukryte przed oczami wszystkich innych, gdzie dajemy schronienie naszym najskrytszym tajemnicom. W Nowym Testamencie język ten wyjaśnia zbawcze działanie Bożej głęboko we wnętrzu każdego człowieka, jak to zapowiedział Jeremiasz (Jer 31,21). Założyciel był bardzo wrażliwy na wszystkie poruszenia swego serca, przeżywał swe relacje z Bogiem i z ludźmi na tym właśnie poziomie. Zawsze był wierny sobie, Bogu i innym.  

Dla Założyciela Bóg nie był głównie czystym pojęciem, ani ideą, czy też czystą abstrakcją, ale Osobą, z którą utrzymywał głębokie osobowe relacje. Z tej perspektywy można łatwo odkryć, że życie duchowe Założyciela było głęboko biblijne. Czy w Piśmie św. Pan nie objawia się jako Kochanek, jak to uczynił w Pieśni nad Pieśniami, jako przyjaciel w Ewangelii św. Jana czy Ojciec w modlitwie „Ojcze nasz”? Takie relacje są nieuchronnie wypełnione odcieniem uczuciowości, która ma swoje źródło w sercu. Tych relacji nie przeżywa się na poziomie abstrakcji i pojęć ale doświadcza się ich głębi serca. 

IV. Serce w duchowej literaturze

Mówiąc o drodze życia duchowego oraz zjednoczeniu z Bogiem, św. Bonawentura stwierdził: Jeżeli chcesz się dowiedzieć, jak te rzeczy się dokonują, pytaj łaskę, nie doktrynę; pragnienie, nie intelekt; westchnienia modlitwy, nie studium lekcji; małżonka, nie nauczyciela; Boga, nie ludzi; ciemność, nie jasność; nie światło, ale płonący ogień. 

To jest ten rodzaj duchowości, za którym podążał Założyciel i doświadczał na całej drodze do Boga i świętości. W liście do ojca Tempiera, Założyciel jasno opisuje uczucie, którego doświadcza w swoim życiu z Chrystusem, podstawową postawę w jego relacji z Chrystusem: Jezus Chrystus… adoruję Jego drżenie i łzy na skraju grobu Łazarza, bowiem nie znoszę stoicyzmu tych, którzy chcieliby poprawić ten model wszelkiej doskonałości. 

Założyciel wyrażał tę samą uczuciowość w relacji z Panem w swym Dzienniku: Studiujmy św. Jana, zgłębiajmy serce św. Piotra oraz jego miłość dla boskiego Mistrza, a szczególnie patrzmy na wszystkie strumienie wypływające z miłującego serca Jezusa Chrystusa a potem niech inni odważą się przyjść i głosić nam miłość spekulatywną, bez uczuć i czułości. 

Miłość wyraża się przez pragnienie obecności oraz zjednoczenia z innymi. Pragnienie to daje wzrost uczuciu względem umiłowanego podmiotu. Co więcej, przez analogię z ciałem ludzkim, Augustyn wierzył, że serce, analogicznie do ludzkiego ciała posiada pięć zmysłów, dla potwierdzenia swej opinii odwoływał się do tekstów biblijnych. Serce posiada własne pragnienia i „rozkoszuje się Chlebem Niebieskim.” 

W „Wyznaniach” Augustyn stara się opisać Boga, który jest przedmiotem jego miłości; najbardziej efektywnym i odpowiednim językiem na jaki może się zdobyć, by przedstawić Boga jest właściwy sercu język uczucia: Lecz co ja właściwie miłuję, kiedy miłuję Ciebie? … kocham pewnego rodzaju światło, pewnego rodzaju głos, woń i pokarm, i uścisk, gdy Boga mego kocham jako światło, głos, woń, pokarm, uścisk we wnętrzu mojej ludzkiej istoty. 

Eugeniusz mówi, że Augustyn posiadał serce takie same jak jego, ponieważ wiedział, jak kochać. Augustyn zmierzał ku Bogu bardziej swym sercem niż intelektem. Opisywał serce jako ubi sum quicumque sum, czyli gdzie jestem kim jestem. To nasza miłości i pragnienia kształtują nas. Dalej Augustyn dodaje, że tylko ten kto kocha będzie zdolny go zrozumieć. DA MIHI AMANTEM ET SENTIT QUOD DICO. 

Z tego powodu Założyciel napisał: Augustyn, jest jednym z tych mężów, których kocham najbardziej, bowiem miał serce tego samego kalibru, co moje; rozumiał czym jest miłość. Obaj żyli sercem oraz zmierzali ku Bogu szczególnie sercem, z miłością. 

V. Serce w autoportrecie Założyciela

Pochylmy się nad różnymi obrazami ukazującymi serce Założyciela.Tuż po wstąpieniu do Seminarium św. Sulpicjusza w 1808 r., Eugeniusz napisał kierownikowi duchowemu, ojcu M. Duclaux, swój autoportret. Po wyliczeniu swych wad, szczególnie tendencji do podporządkowywania innych swej woli, stwierdza: Trudno zrozumieć zwarzywszy na sporządzony przeze mnie portret, jak wrażliwe, a wręcz nadwrażliwe, jest moje serce. Kontynuując daje trzy przykłady miłości, troski oraz zaniepokojenia, które odczuwał względem innych, a które miały swe źródło w jego wrażliwym sercu. 

A — Wspomina opowiedziane mu historie z jego dzieciństwa, dotyczące jego dobroci względem ubogich: Dość normalnym dla mnie było oddanie śniadania, aby zaspokoić głód ubogiego, nawet jeżeli byłem głodny. Przynosiłem drewno ludziom, którzy cierpieli zimno, a nie byli w stanie pozwolić sobie na jego zakup; o ile pamiętam jednego razu oddałem ubogiemu ubranie, które miałem na sobie oraz wiele innych historii w tym samym duchu.Już jako młodzieniec, Założyciel był bardzo wrażliwy na potrzeby ubogich. W tym samym dokumencie napisał: KAŻDY KTO JEST CIERPIĄCY, LUB MNIE POTRZEBUJE, MOŻE LICZYĆ NA MOJĄ POMOC. 

B — Dalej dzieli się swymi uczuciami względem rodziny: Ubóstwiam moją rodzinę. Pozwoliłbym pociąć się na małe kawałki za niektórych członków mojej rodziny i to się rozciąga dość daleko… Ogólnie mówiąc, z pasją kocham wszystkich, którzy, jak wierzę  kochają mnie również, ale ich miłość musi być równie gorliwa.

C — Następnie otwiera przed kierownikiem duchowym najgłębszy zakamarek swego serca, kiedy mówi: Zawsze tęskniłem za przyjacielem. Tęsknota jego serca nie mogła być zaspokojona dopóki nie odnalazł przyjaciela, z którym mógłby podzielić głębiny swego serca. Daje dwa przykłady przyjaźni, które były miłe świętym z przeszłości. Pierwszy przykład dotyczy świętego Augustyna: Św. Augustyn jest jednym z tych mężów, których kocham najbardziej, bowiem miał serce tego samego kalibru co moje; rozumiał czym jest miłość; kiedy czytałem jego „Wyznania”, fragment w którym mówi o swej przyjaźni z Lipiusem, był jakby napisany w moim imieniu. 

Niewątpliwie, gdy Założyciel czytał „Wyznania” św. Augustyna, przyjaźń, którą zawarł Augustyn z Lipiusem, rezonowała w sercu Założyciela. W relacji Augustyna i Lipiusa odnalazł rzeczywistość, której poszukiwał przez całe życie, doświadczenie, za którym tęsknił. Innym przykładem, jaki podał Założyciel, była przyjaźń św. Bazylego i św. Grzegorza. Aby zrozumieć prawdziwą naturę przyjaźni między dwoma świętymi, wystarczy przeczytać czytania przeznaczone na 2 stycznia — święto św. Grzegorza; o przyjaźni, jakiej nasz Założyciel poszukiwał od dłuższego czasu, a której doświadczył w relacji z ojcem Tempierem: Bardzo lubię św. Bazylego oraz św. Grzegorza. Przykłady heroicznej przyjaźni czynią moje serce radosnym; w mym sercu doświadczam tęsknoty, by spotkać taki skarb. Krótko mówiąc, muszę kochać, a ponieważ wiem w swym wnętrzu, jak ma wyglądać prawdziwa, doskonała miłość, nigdy nie będę usatysfakcjonowany tą zwyczajną przyjaźnią, która zadawala większość ludzi. Zmierzam ku przyjaźni, która jednym słowem z dwóch lub trzech osób uczyniłaby jedną.  

Ktoś mógłby pytać o przyczynę, która zmotywowała Założyciela w poszukiwaniu przyjaźni. On sam tłumaczy to następująco: Absolutnie nic cielesnego nie miesza się z tymi pragnieniami, które wypływają z najszlachetniejszej części mojego serca.I nawet jeśli mówi w swym autoportrecie z 1808 r.: Zawsze gardziłem wszelką relacją z kobietą, napisał do hrabiny Damas: Pozwól mi wyznać, jak bardzo Cię kocham. Zdaję sobie sprawę, iż mówiąc tak występuję przeciw społecznym konwenansom, ale tak już jest zbudowane moje serce; Twoje cnoty wzbudzają we mnie podziw i szacunek. 

VI. Miłość i pragnienie Boga

W notatkach rekolekcyjnych z 1811 r. Eugeniusz napisał, że Bóg dał mu „rodzaj zmysłu kochania Go”. Eugeniusz doświadczył Bożej dobroci podczas nawrócenia w 1807 r.; doznał zbawczego planu, który był ukryty w Bogu przez całą wieczność, objawiony w Chrystusie, a w końcu mu przekazany. „Przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie (…) W Nim także i wy usłyszeliście słowo prawdy, Dobrą Nowinę o waszym zbawieniu.” Ef 1, 9-13 

W doświadczeniu z 1807 r. te słowa św. Pawła stały się dla Założyciela rzeczywistością, która wpłynęła na jego życie aż do samej śmierci. Doświadczenie to zapaliło w sercu Eugeniusza pragnienie miłości Boga, który go zbawił. Podczas rekolekcji przed święceniami kapłańskimi napisał: 

Daj mi siłę mój Boże; zwiększ moje siły dwukrotnie, czterokrotnie, stokrotnie, tak bym mógł kochać Ciebie nie tylko największą miłością do jakiej jestem zdolny bo jest to niczym, ale tak bym mógł Cię kochać jak kochali święci, tak jak Twoja święta Matka. Nawet to jest niewystarczające; dlaczego nie miałbym pragnąć kochać Cię tak, jak kochasz sam siebie. Oh, wiem, że jest to niemożliwe, ale PRAGNIENIE to nie jest niemożliwe dopóki żywię nadzieję i wypełniam tym całe moje SERCE. Tak, mój Boże, prawdziwie pragnę kochać Cię, jak Ty kochasz Sam siebie. 

Spotkawszy Boga w doświadczeniu nawrócenia Eugeniusz skierował wszystkie siły serca ku Temu, którego w końcu odnalazł. Pragnął kochać Boga bez granic i ośmielał się mówić Panu o pragnieniu miłowania Go, tak jak On miłuje sam siebie na łonie Trójcy Świętej. 

Prawdopodobnie, Eugeniusz nie był świadom, że pragnienie to, kochać Boga jak On kocha sam siebie, mogło i stało się rzeczywistością. Św. Jan od Krzyża wprost stwierdza, że przyjaźń zawsze poszukuje równości. Od kiedy Chrystus objawił się jako przyjaciel możliwe jest, z pomocą Bożej łaski, odwzajemnienie się Bogu miłością równą miłości, jaką sam siebie darzy. Pragnienie Założyciela wskazuje, że tęsknił on, nawet jeżeli nie zdawał sobie z tego sprawy, za duchowym małżeństwem z Panem. Nie ma nic niemożliwego dla Pana. 

Święty Jan od Krzyża opisał tę równość miłości pomiędzy duszą zakochaną w Panu a samym Panem. Tego pragnął doświadczyć Założyciel w relacji z Bogiem: 

„[Duch Święty] swoim boskim tchnieniem na sposób wiatru, podnosi duszę na najwyższe wyżyny, kształtuje ją i daje jej zdolność, by mogła tchnąć w Boga to samo tchnienie miłości, jakie Ojciec tchnie w Syna, Syn w Ojca, a którym jest sam Duch Święty.” 

W „Żywym płomieniu miłości” Jan od Krzyża dodaje: „Wtedy widzi dusza, że Bóg rzeczywiście jest jej i że posiada Go jako dziedzictwo, prawie na własność, jako przybrane dziedzictwo Boga, przez łaskę, jaką jej Bóg wyświadczył oddając jej samego siebie. A posiadając Go jako własność może Go dawać i udzielać komu zechce; daje Go więc swemu Umiłowanemu, którym jest ten sam Bóg, co się jej oddał. Przez to spłaca Mu wszystkie swe długi, gdyż dobrowolnie składa Bogu dar równy temu, jaki sama od Niego otrzymała.” 

W tekstach tych św. Jan od Krzyża wyjaśnia, że miłość Boga do nas nie jest darem czegoś, ale kogoś, czyli osoby Ducha świętego. Duch staje się właścicielem duszy, która może uczynić co tylko zechce z otrzymanym darem. „Zawsze, gdy dusza ze swej strony kocha Boga, zwraca Bogu dar Ducha Świętego, który od Niego otrzymała.” Zatem pragnienie Założyciela nie jest czystym wymysłem wyobraźni, ale celem realizowanym w każdym akcie Bożej miłości. 

VII. Miłość względem oblatów

Miłość względem Boga nie pozwoliła mu zamknąć się w sobie, ale zmuszała do miłowania innych. Miłość ta była najbardziej żywym doświadczeniem w relacji z synami, oblatami, dla których oddał życie przez założenie Zgromadzenia. 

Z biegiem czasu miłość ta przybrała postać MIŁOŚCI OJCOWSKIEJ, SZCZEGÓLNIE W LISTACH z lat 1850-1855; „Jego czułe serce jest ukazywane wszędzie, nawet w koresondencji administracyjnej, w której poruszane są drażliwe sprawy.” 

Pisał do ojca Semerii z Cejlonu: Jesteś ich superiorem, nie możesz nazywać ich „synami”, jak — zdaje się — czynisz i to za ich przyzwoleniem. Nie można pozwolić na to, aby ludzie postrzegali siebie jak swoich „synów”. Są rzeczy zarezerwowane tylko dla starego patriarchy rodziny. Wszyscy moi synowie są braćmi, bez względu na zajmowaną pozycję względem siebie. 

Do innego oblata pisze: „Miłość macierzyńska nie jest równa miłości, którą ciebie darzę”. Czułość względem oblatów jest równa tej, którą darzył święty Paweł swoich towarzyszy: „poczułem się tak wam oddany, jak matka karmiąca i opiekująca się swymi dziećmi”. Jego listy są wypełnione czułymi terminami, wyrazami miłości oraz głębokiego przywiązania do oblatów. W liście do ojca Bareta pisze: „Czy istnieje rzecz, którą kochałbym bardziej, niż zajmowanie się sprawami moich dzieci? Czynię to wielokrotnie każdego dnia przed Panem, dziękuję mu za wszystkie dary, jakie zlewa na was i trwam w Jego świętej obecności, rozradowany, że jestem ojcem takich dzieci… Kocham Cię w Bogu bo, na to zasługujesz.” 

VIII. Cechy charakterystyczne życia wspólnotowego oblatów

Założyciel uwielbiał spędzać czas wśród oblatów. Życie wspólnotowe było balsamem dla jego serca, odnajdywał wielkie pocieszenie oraz czar w towarzystwie oblatów. 

Pisze do ojca Tampiera: „Nudzę się, kiedy jestem od was odseparowany i nie mogę doczekać się powrotu.” Do ojca Courtesa zaś: „Całym moim szczęściem po zakończeniu misji jest przyjść i POSMAKOWAĆ małego odpoczynku na łonie rodziny, w której wszyscy mnie budują, wszystko mnie zachwyca.” Do ojca Gondranda, pisze następująco: „Żegnaj mój synu, przesyłam ci pełne serca pozdrowienia — tym bardziej, że czuję się tak niespokojny.” 

Nieuchronnie miłość płynąca z serca Założyciela stała się ZARAŹLIWA w pierwszych wspólnotach oblackich. Każdy oblat uczył się uczestnictwa w czułej i pełnej ciepła relacji z Założycielem. Gdy zaistniał pewien rodzaj relacji serc pomiędzy Założycielem a każdym z jego oblackich synów, najgłębszym pragnieniem ojcowskiego serca Założyciela stało się, by wszyscy oblaci uczestniczyli w takich relacjach między sobą we wspólnocie. 

Przebywając w Rzymie podczas ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, Założyciel napisał do ojca Mouchette najważniejszy, list w którym bardzo jasno opisał cechy charakterystyczne dla wspólnoty oblackiej: „Widziałem dużo Zgromadzeń zakonnych, jestem w ścisłych kontaktach z najbardziej wzorowymi. Należy im przyznać, że — oprócz wielu cnót — odznaczają się prawdziwym duchem koleżeństwa. Nigdzie jednak nie spotkałem się z tą większą jeszcze od ojcowskiej miłością głowy rodziny do jej członków, z tą serdeczną bliskością, jaką członki odczuwają wobec głowy, co razem wzięte buduje między nimi relację płynącą z serca i kształtującą prawdziwsze rodzinne więzy między nimi — ojca do syna, syna do ojca.Zawsze dziękowałem Bogu za to, jako za szczególny dar, którego raczył mi udzielić, bo dał mi poryw serca, ten bardzo mi bliski ogrom miłości, który przechodzi na każdego z nich, bez straty dla innych, tak jak — odważę się powiedzieć – w przypadku miłości Bożej dla ludzi. Sądzę, że właśnie to uczucie, które rozpoznałem jako pochodzące od Tego, który jest źródłem wszelkiego miłosierdzia, sprowokowało w sercach moich dzieci tę wzajemną miłość, która stanowi element wyróżniający naszą umiłowaną rodzinę zakonną. Niech to będzie dla nas wzajemne umocnienie, by tym bardziej cieszyć się pięknem naszego powołania, niech to wszystko zostanie przypisane Bogu, dla Jego chwały. Jest to najgorętsze życzenie mego serca.” 

Eugeniusz precyzuje słowa św. Pawła: W MIŁOŚCI BRATERSKIEJ NAWZAJEM BĄDŹCIE ŻYCZLIWI. 

Ten rodzaj relacji we wspólnocie ma być odpowiedzią na potrzeby wszystkich. Każdy człowiek pragnie być zrozumiany, kochany oraz traktowany z godnością. Miejmy nadzieję, że serdeczne relacje we wspólnocie przyczybnią się do rozwiązania problemu SAMOTNOŚCI w naszych wspólnotach. Komunikujemy się na wszystkich poziomach, czyli zawodowym, intelektualnym, ale to właśnie na poziomie serca powinniśmy żyć ze sobą stając się w ten sposób „jednego serca” i znajdując we wspólnocie radość oraz spełnienie naszych najgłębszych pragnień. Jeżeli we wspólnocie oblaci żyją na poziomie czułej i serdecznej wzajemnej relacji, ich posługa będzie stawać się lepsza przynosząc w ich kontaktach z ludźmi element, którego człowiek pragnie najbardziej w relacjach, czyli szczerą, serdeczną oraz czuła obecność duszpasterza. 

Ta wzajemna miłość i serdeczne uczucie we wspólnocie muszą przenikać do naszej posługi.
– Paweł VI w Ecclesiam Suam: „A dalej zanim zaczniemy mówić, winniśmy wiele wysiłku włożyć w to, aby wsłuchiwać się w głos człowieka, a raczej w jego duszę (serce), aby go potem nie tylko rozumieć i szanować, lecz także, ile możliwości spełniać jego życzenia.” (nr 87)
– Konstytucja 8: „Oblaci, będąc bardzo blisko ludzi, wśród których pracują… Niech się nie boją jasno przedstawiać wymagań Ewangelii i niech mają odwagę otwierać  nowe drogi (swe serca)…”
– Tylko wówczas usłyszymy głosy, których inni nie słyszą oraz dostrzeżemy potrzeby ludzi, których inni nie widzą, gdy pójdziemy do nich z SERCEM. 

XI. Zakończenie

Założyciel kieruje do nas te same słowa, które św. Paweł napisał do Koryntian: „Usta nasze otwarły się do was, Koryntianie, ROZSZERZYŁO SIĘ NASZE SERCE.” Cała jego korespondencja świadczy, że miał szeroko otwarte serce na Pana, którego kochał całym swoim sercem, jak też na swoich oblatów oraz wszystkich tych, którzy byli w potrzebie. Papież Jan Paweł II słusznie zauważył podczas homilii na mszy kanonizacyjnej: „Eugeniusz de Mazenod, apostoł swoich czasów, który postawił na Pana Jezusa oraz spędził całe życie w służbie Ewangelii.” Był on człowiekiem, który odnalazł swoje serce i był zdolny wyrazić swe najgłębsze, serdeczne uczucia dla wszystkich, których spotkał w swoim życiu. Odnajdując serce potrafił oddać się całkowicie Panu oraz drugim. 

Dziś swoim synom powtarza słowa z listu św. Pawła do Koryntian: „Odpłacając się nam w ten sam sposób, otwórzcie się (otwórzcie wasze SERCA) i wy: jak do swoich dzieci mówię.” Przez przykład Założyciela, jesteśmy zaproszeni do poszukiwania naszych serc, otwarcia ich na głęboką relację z Panem w życiu autentycznej modlitwy, bliskości ale także do otwarcia ich w sposób szczególny na naszych współbraci — oblatów, z którymi żyjemy we wspólnocie. Tak, by nigdy nie potępiać żadnego z współbraci, by nikt nie był samotny w cierpieniu, radościach i sukcesach, ale by każdy był serdecznie przyjęty. 

Tak jak Założyciel musimy uważnie słuchać i w pełni odpowiadać na zaproszenie Pana zapisane w Księdze Mądrości: „MÓJ SYNU, DAJ MI SERCE SWOJE”. W pewnym stopniu jesteśmy „mężami serca”. Dzięki temu nasza posługa będzie wykonywana bardziej efektownie oraz owocnie. Nasze serca pozwolą dostrzec nam potrzeby, których inni nie widzą oraz usłyszeć wołania, których inni nie słyszą. W Ten sposób „zawsze będziemy blisko ludzi, wśród których pracujemy” oraz będziemy wierni powołaniu, które polega na odpowiadaniu na wezwanie, jakie przychodzi do nas dziś przez ludzi potrzebujących zbawienia”.

O. Francis Demere OMI