- Strona Główna
- Czytelnia
- Krótkie historie oblackie
- Drzewo poznaje się po owocach
Drzewo poznaje się po owocach
Parafrazując słowa papieża Piusa XI, można powiedzieć, że ogrodem najlepiej sprzyjającym rozkwitnięciu owoców świętości jest prawdziwie chrześcijańska rodzina. Weźmy jako przykład rodzinę Eulalie Durocher, którą papież Jan Paweł II w maju 1982 roku ogłosił błogosławioną. Rodzina ta dała Kościołowi trzech księży i dwie zakonnice. Dodatkowo Eulalie, najmłodsza z dziesięciorga dzieci, stała się założycielką Sióstr Świętego Imienia Jezusa i Maryi. Słusznie jest też wspomnieć jej starszego brata Flaviena, oblata Maryi Niepokalanej. Początkowo był on misjonarzem wśród Indian w Oka, a w 1853 roku założył parafię pw. Świętego Zbawiciela w Québecu. Kiedy zmarł w 1877 roku w wieku 77 lat opinia o jego świętości była rozpowszechniona nie tylko w parafii pw. św. Zbawiciela, lecz w całym mieście. Nazywano go świętym ojcem Durocher.
Eulalie i Flavien podążali tylko za przykładem swych rodziców. Pan Olivier Durocher spełniał w dyskrecji uczynki miłosierdzia, pomagając ludziom w potrzebie. Był człowiekiem szczupłym i wysokim, o wzorowej uczciwości, całkowicie ufającym innym, nie wierzył, że Kanadyjczycy francuskiego pochodzenia, tacy jak on, mogliby go oszukać. Cieszył się z danego mu słowa. Oblat Zachariasz Lacasse przypomina o tym w pewnym przykładzie godnym zapamiętania. Podczas konferencji głoszonej w Sainte-Emmélie-de-Lotbinière, spotkał patriotę z 1837 roku. Ten odważny rolnik w wieku 85 lat lubił przypominać niektóre epizody z tamtej burzliwej epoki.
Podczas zbiórki – mówił – chwyciłem za broń i udałem się aż do Saint-Antoine-sur-Richelieu. Zatrzymałem się u p. Durocher, a właściwie u wielebnego ojca Flaviena Durocher, proboszcza parafii pw. św. Zbawiciela. Widziałem w tamtych okolicach dużo dobrego zboża. Z dziesięć lat później, będąc już żonatym, powiedziałem rodzinie, że mam ochotę iść poszukać zboża wysokiej jakości. Nie miałem pieniędzy. Poszedłem jednak do Saint-Antoine. Zastukałem w drzwi, wszedłem do środka. Dzień dobry kompanie! Poznajesz mnie? Jestem jednym z żołnierzy, którzy rozdzielali tu pensje przez trzy dni, 10 lat temu. Nikt mnie nie rozpoznał z wyjątkiem dziewczyny, która zauważyła moją figurę przed innymi. Rozpoznała mnie i powiedziała do o. Durocher: To ten, który nam mówił, że przyjdzie szukać zboża i żony. Tak po prostu powiedziałem – Przyszedłem wypełnić swoją obietnicę odnośnie do zboża. To ostatnie słowo wydało się przekomarzaniem z dziewczyną, która wyglądała na około 30 lat. Ale, o. Durocher, nie mam pieniędzy. Obiecuję, że zapłacę na przykład w następnym roku na Wszystkich Świętych. Och! Nie troszcz się o to – odpowiedział – pieniądze to nic. Masz zboże, które chcesz. Dał mi zboże, a ja słowo. Coś za coś, bez papierów, bez zbędnych formalności. Wróciłem do siebie, zapominając zostawić mu nawet swoje imię. W następnym roku, dzień przed Wszystkimi Świętymi, udałem się tam z pieniędzmi.
Dokładnie tego samego dnia, wierzcie w to lub nie! Co do mnie, nie ma nic zaskakującego, że można było mnie tam spotkać. Musiałem tam być. Ten przypadek pokazuje, co znaczy dać komuś słowo. Kiedy wchodziłem, zauważyłem łóżko przygotowane dla mnie i ludzi odświętnie ubranych. Och! Proszę Pana – mówili mi – wiedzieliśmy dobrze, że Pan przyjdzie. Czekaliśmy na Pana od rana. Czy z bliska, czy z daleka Kanadyjczyk pozostaje wierny danemu słowu.
W tym momencie o. Lacasse nie mógł ukryć łez, które płynęły po jego policzkach. Siwy starzec skierował się na krzesło i uroczyście wypowiedział słowa: Mieliśmy swoje wady, ale byliśmy przykładem uczciwości!
André Dorval OMI