Osobisty kierowca Matki Bożej…

This is a custom heading element.

9 grudnia 2018

Wywiad z o. Włodzimierzem Jamrochą OMI – jednym z dwóch kierowców samochodów-kaplic z obrazem Matki Bożej Kodeńskiej, który od sierpnia odwiedza wszystkie parafie diecezji siedleckiej, a od dnia wczorajszego – wraz z rozpoczęciem Roku Matki Bożej Kodeńskiej w Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej – odwiedza parafie i wspólnoty oblackie naszej prowincji.

Z o. Włodzimierzem rozmawia o. Paweł Gomulak OMI.

 

o. Paweł Gomulak OMI: Czy jeździsz bezpiecznie? W końcu masz niesamowitą Pasażerkę…

o. Włodzimierz Jamrocha OMI: Trudno mówić o bezpiecznym jeżdżeniu po podlaskich wertepach. Z tym związane są zawsze jakieś przygody. Pamiętam, jak pierwszy raz jechałem do Pratulina. Przy kolejnej “mijance” z samochodem jadącym znad przeciwka, musiałem zjechać do prawej krawędzi wąskiej drogi, gdzie z kolei jest najwięcej dziur i wybojów. Bus-kaplica jest sztywny bo mimo, że wiozę 13. męczenników, a obraz Matki Bożej naciągnięty jest nie na lekkim blejtramie, a na płycie paździerzowej, która ma swą wagę – to resory ani drgną. I gdy jadę po tej „tarce” nagle słyszę potężny huk z tyłu samochodu na pace. Nie zatrzymuję się, bo choć mam jeszcze spory zapas czasu, to nie wiem, co mnie jeszcze może spotkać na drodze. Mówię sobie: Matko ufam, że nic Ci się nie stało, a zniszczenia zobaczę na miejscu. Do Pratulina przyjechałem przed czasem i zatrzymałem się na rogatkach. Drzwi otwierałem ostrożnie, obawiając się, że jakieś żelastwo konstrukcji podtrzymującej obraz, może wywalić się na mnie. Rzeczywiście o drzwi wspierały się metalowe nosidełka, które zsunęły się z ramy podczas jazdy po wertepach i runęły na podłogę samochodu. Obraz nie został nawet draśnięty. Odetchnąłem z ulgą.

Następnym razem nie było już tak dobrze. Choć wsiadałem do samochodu-kaplicy całkowicie spokojny, gdyż nasi majstrowie poprawili wizerunkowo i funkcjonalnie mocowanie obrazu, to znowu ledwie po przekroczeniu tablicy z napisem: “Kodeń”, słyszę na pace trzask. I tym razem mam nadzieję, że obraz jest cały i jadę dalej. Gdy mój GPS oznajmił mi, że dotarłem do celu, ale ja „ani w ząb” nie widzę kościoła, jedynie rzadkie zabudowania i pola, to trochę zadrżałem. Wokół jest ciemno. Jednak zza zabudowań wyłoniła się postać kobiety, która szybkim krokiem przechodziła obok mojego samochodu. Zapytałem ją, jak dotrę do kościoła? Objaśniła mi, że jeszcze prosto i w lewo, jakieś 1,5 km. Oznajmiła mi, że ona też idzie na przywitanie obrazu.

Przez to zamieszanie zapomniałem i nie sprawdziłem wcześniej, co się stało z obrazem. Dopiero, gdy przed kościołem otwierałem samochód, zobaczyłem, że na ikonie kodeńskiej leży głośnik, przez który płynie melodia fanfar. Zdjąłem go i odłożyłem na bok, ale ręką dotykam obrazu, czy metalowa, ostro zakończona obudowa głośnika nie uszkodziła wizerunku. Nie ma żadnej dziury i nie widać żadnego zagłębienia, czy draśnięcia.

Dopiero następnego dnia zobaczyłem, że śrubki mocujące głośnik całkowicie się odkręciły w wyniku wstrząsów podczas jazdy, ale głośnik uderzył całym swoim impetem w nadkole wystające wewnątrz samochodu i się od niego odbił, wlatując do kasety, gdzie leżał obraz. Uderzenie metalowej osłony głośnika w metalowe nadkole paki busa wywołało potężny huk, ale Matka Boża wyszła z tego zajścia obronną ręką. Nie pozwoliła, aby jej wizerunek ucierpiał, czy uległ zniszczeniu.

Na koniec tego wszystkiego uświadomiłem sobie, że choć GPS wyprowadził mnie w pole, to Matka Boża wstrzymała w domu tę kobietę, aby wskazała mi drogę, bo we wszystkich otaczających mnie gospodarstwach, nie świeciło się żadne światło. Wszyscy byli już w kościele, a ich Matuchna nie pozwoliła im długo czekać na siebie. Dotarłem na czas mimo perypetii. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że choć GPS zawiódł, to Kodeńska Pani nie wyprowadziła mnie w pole. W pole wyprowadziła tylko pościg papieskich gwardzistów za Mikołajem Sapiehą, bo chciała bez przeszkód i bezpiecznie dotrzeć na ziemię podlaską.

Jeśli pytasz o bezpieczną jazdę, to przede wszystkim Pani Kodeńska dba o jej przebieg. Ja tylko się podczepiam i korzystam darmowo z Jej ochrony. Może jeszcze jeden argument, gdyby te przedstawione wyżej były mało przekonywujące. Otóż przyjechałem którejś niedzieli ze znakami i zostawiłem samochód przed klasztorem. Jednak zapomniałem wyłączyć świateł w samochodzie i wzmacniacza. Samochód cały tydzień stoi, dopiero na następną sobotę jest potrzebny. Gdybym wsiadł do samochodu na chwilę przed wyjazdem w sobotę do następnej parafii, to bym nie dotarł, gdyż akumulator był całkowicie rozładowany. To jednak nie było najgorsze. Okazało się, że bez prądu nie można żadnych drzwi samochodu w ogóle otworzyć, nawet kluczykiem. Trzeba było rozwiercać zamek w drzwiach busa.

Ale jak to się stało, że samochód – kaplicę udało się uruchomić na czas? Otóż w piątek, na dzień przed wyjazdem, przyjechali parafianie, aby wymierzyć obraz i podstawę. Dane te były im potrzebne, aby wykonać postument w ich kościele. Takie praktyki nie zdarzały się ani przedtem, ani potem. To był jedyny raz, jak do tej pory, właśnie wtedy przyjechali, gdy akumulator był całkowicie wyczerpany i nie dało się samochodu otworzyć, a tym bardziej nim jechać. Gdyby odkrycie tego defektu nastąpiło w sobotę, obraz mógłby nie dotrzeć na czas. Matka Boża przysłała dzień wcześniej tych gorliwców z miarą (wymiary otrzymali od nas z internetu, a nie z oryginału, gdyż był uwięziony w busie), a przez to zadbała, aby wierni Jej czciciele nie zawiedli się Jej absencją następnego dnia. Oby tak jeszcze przez cztery lata. Amen.

Natomiast z relikwiami błogosławionych Męczenników z Pratulina jest prostsza sprawa. Mimo, że jest ich trzynastu zajmują jedno miejsce w kabinie obok kierowcy, bo z tyłu całe wnętrze zajmuje Królowa Podlasia i dla nich nie ma już miejsca. Dlatego przyjąłem ich do siebie, do kabiny. Tylko nie wiem, kto będzie płacił mandat w razie kontroli policji, gdy funkcjonariusze dowiedzą się, że na jednym fotelu siedzi ich trzynastu. Jedyną pociechą jest to, że przynajmniej pas mają zapięty. Może punktów będzie mniej. Muszę ich zapinać, aby w razie nagłego, czy ostrego hamowania nie polecieli mi na przednią szybę.

To może tyle, co do pytania o bezpieczną jazdę.

Od sierpnia 2018 roku w diecezji siedleckiej trwa peregrynacja kopii obrazu Matki Bożej Kodeńskiej, odwiedza wszystkie parafie – jakie są Twoje wrażenia?

Różne są stopnie przygotowania do przyjęcia świętych znaków. W niektórych parafiach odbywa się to bardzo uroczyście i podniośle. Wyćwiczone są pieśni ułożone specjalne na okoliczność nawiedzenia. Śpiewa chór lub gra orkiestra. Np. w jednej z parafii na osiedlu wystawiono nowy krzyż. Okolicznościowy kamień umieszczony pod nim informuje o upamiętnieniu 200. rocznicy utworzenia diecezji siedleckiej, 100. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę i 20 lat od ostatniej misji parafialnej.

Czy można powiedzieć, że Matka Boża Kodeńska jest szczególnie umiłowana przez Podlasie? Jak ludzie reagują na Jej przybycie, o co proszą, jak przeżywają nawiedzenie?

Ludzie bardzo licznie przybywają na spotkanie z Nią w sobotnie popołudnie. Ze wzruszeniem klęczą przed Jej wizerunkiem, zapatrzeni w Jej oblicze ze skupieniem i w modlitewnej zadumie trwają przed Nią. Odmawiają różaniec i litanie, a także śpiewają przed Nią, dla Niej i do Niej pieśni. Ich liczne potrzeby, troski i radości wyrażają wpisy do Księgi Pamiątkowej. Przedstawione tam intencje oddają ducha i serce Podlasiaków. Dziękują i proszą w zwykłych-niezwykłych potrzebach, jak uratowanie małżeństwa, odzyskanie wiary, przywrócenie zdrowia, wyjście z nałogów itp. Przed Jej wizerunkiem odnawiają licznie swoje ślubowania małżeńskie. Tę więź z ich Matuchną w jakiejś mierze oddaje uczestnictwo w apelu o 21.00 i uroczysty akt oddania się pod Jej opiekę i ofiarowanie swojego życia na Jej służbę. O owocnym przeżywaniu nawiedzenia może też świadczyć masowe przyjęcie do szkaplerza oblackiego i karmelitańskiego. W obu księgach zapisanych jest od sierpnia około 800 osób, które przyjęły szkaplerz. W jednej z parafii założyliśmy dwie róże różańcowe za dzieci, gdzie oboje rodzice zobowiązali się modlić codziennie dziesiątką za swoje pociechy i pozostałe dzieci z ich róży.

Można powiedzieć, że z Maryją spędzasz dużo czasu. Co robisz, gdy jedziesz do kolejnej parafii, mając na uwadze, że z tyłu, za Twoimi plecami, jest Ona?

Po tych wszystkich perypetiach myślę tylko o tym, żeby bezpiecznie i na czas dojechać! Oprócz tego, świadomość, że jestem obklejony tymi świętymi obrazkami i ludzie, którzy na mnie patrzą, jak przejeżdżam obok nich oraz kierowcy, którzy jadą za mną, żeby nie byli zgorszeni, to jadę wyjątkowo przepisowo. Choć raz, czy drugi musiałem jakiegoś wyjątkowego marudera wyprzedzić. Musiał być zaskoczony, że go „sędziwa” Matuchna zostawia w tyle.

Korci mnie jedno pytanie: ile osób można przewozić w samochodzie-kaplicy? Wraz z obrazem peregrynują również relikwie błogosławionych Męczenników z Pratulina – czy możesz powiedzieć, co ujęło Cię w ich historii?

Już o tym mówiłem w pierwszym pytaniu, że na przednim siedzeniu przygarnąłem 13. Męczenników, choć bus jest zarejestrowany tylko na 3. osoby. I nie ma się co dziwić tym ryzykantom, że skoro nie bali się ruskich kozaków, to też nie pękają przed polską policją. Okazuje się, że najprzestrzenniej i najwygodniej podróżuje Matuchna. Ma do swej wyłącznej dyspozycji cały tył i w kasecie, jak na tronie w pozycji pół leżącej, odwiedza swe wierne dzieci.

W historii błogosławionych ujmuje mnie ich pobożność eucharystyczna, cześć dla Maryi, gotowość do oddania swego życia za wiarę i w obronie Kościoła oraz jedności z papieżem. Najmłodszy z nich, dziewiętnastoletni Anicet, gdy wybierał się do Pratulina, aby zanieść żywność obrońcom, powiedział do swej matki: „Może i ja będę godny, że mnie zabiją za wiarę”. Zginął przy świątyni. Niektórzy z nich byli szczęśliwi, że giną za wiarę i przebaczali swym oprawcom. Niektórzy z nich zostawiali swe żony i nawet siedmioro dzieci.

Oblaci są obecni w Kodniu od 1927 roku. Duchowość maryjna jest częścią naszej oblackiej tożsamości. Czy posługa w Kodniu pomaga Ci głębiej doświadczać Jej obecności?

Szczególnie Jej obecność i opieka jest przeze mnie odczuwalna w przepowiadaniu Słowa w bazylice kodeńskiej oraz głoszonych rekolekcjach i misjach. Zawsze w moim oblackim przepowiadaniu ten rys maryjny był widoczny, ale tu w Kodniu ta potrzeba podkreślania swej oblackiej-maryjnej tożsamości we mnie się nasila. Mam nadzieję, że dalej w mojej duchowości i modlitwie Maryja będzie coraz bardziej widoczna i w tym duchu jeszcze bardziej będę się rozwijał. Tak mi dopomóż Panie, Boże Wszechmogący. Amen

Dziękuję za rozmowę

Dziękuję. Pozdrawia kierowca Matki Bożej Kodeńskiej.

 

o. Włodzimierz Jamrocha OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista). Obecnie przebywa w domu zakonnym zgromadzenia w Kodniu. Jest odpowiedzialny za peregrynację kopii obrazu Matki Bożej Kodeńskiej w diecezji siedleckiej oraz we wspólnotach i parafiach polskiej prowincji oblatów.