Lech Dyblik – „Zawdzięczam to Kościołowi i Panu Bogu” [ŚWIADECTWO]

This is a custom heading element.

14 listopada 2021

Podczas inauguracji V Światowego Dnia Ubogich w Katowicach świadectwo wychodzenia z alkoholizmu, układania i budowania życia, a przede wszystkim działania Boga, złożył Lech Dyblik – aktor teatralny, filmowy i telewizyjny oraz pieśniarz. Po zakończonej Mszy świętej zgromadzeni w oblackim kościele na Koszutce mogli usłyszeć:

Nie przyjechałem do was z tego powodu, że jestem znanym aktorem czy, że zrobiłem w życiu karierę – owszem to jest prawda – ale nie jest specjalnie istotna w moim życiu. Czymś, co jest dla mnie najistotniejsze w moim życiu, jest mój krzyż, który niosę. Jestem alkoholikiem, nie piję, w tym roku minęło właśnie 30 lat i staram się porządkować swoje życie.

Lech Dyblik w Katowicach (zdj. P. Gomulak OMI)

Zobacz: [Katowice: Prowincjał polskich oblatów zainaugurował obchody V Światowego Dnia Ubogich]

Lech Dyblik – absolwent Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie, aktor Teatru Narodowego w Warszawie w latach 1981-1987. Znany z kreacji aktorskich w wielu polskich filmach i produkcjach, m.in.: „Kroll” (1991 r.), „Killer” (1997 r.), „Ogniem i mieczem” (1999 rok), „Zemsta” (2002), „Dom zły” (2009 r.), „Wołyń” (2016 r.). Od 2010 roku gra rolę złomiarza-filozofa Kazimierza Badury w serialu komediowym „Świat według Kiepskich”. Jest również pieśniarzem. Wydał dwie autorskie płyty – „Bandycka dusza” (2011) i „Dwa brzegi” (2012). Prywatnie mąż i ojciec trzech córek. Mieszka w Łodzi.

Trudne dzieciństwo i lepszy plan na życie

Dzieciństwo aktora było naznaczone chorobą alkoholową ojca. Sam przyznaje, że był świadkiem jego upadków oraz napiętej atmosfery panującej w domu rodzinnym.

Pochodzę z rodziny, w której mój tata był alkoholikiem i jako dziecko byłem świadkiem awantur, kłótni rodziców – wyznał Lech Dyblik – Jako nastolatek byłem zbuntowany i stwierdziłem, że ja w takim domu nie chcę żyć. Dotarło do mnie, że ja tego swojego domu – mówię to z bólem serca cały czas, ale tak było – że ja swojego domu, swoich rodziców nie lubię, nie chcę tam być. I jak mam mieć taką rodzinę, to mogę w ogóle jej nie mieć.

Jako 16. latek wyjeżdża do szkoły średniej z internatem. Do domu rodzinnego nigdy już na stałe nie powrócił. Sam przyznaje, że podczas wizyt planował, aby jego pobyt był jak najkrótszy.

Miałem taki plan na swoje dorosłe życie, że ja się nie będę zachowywał tak, jak mój ojciec, że nikt przeze mnie nie będzie płakał, że nie będę taki głupi. Miałem taki plan, że ja pokażę całemu światu, że jestem kimś wybitnym, że wszyscy jękną na mój widok, zachwyceni: Lechu, jaki ty jesteś wspaniały!

Spotkanie w katowickiej parafii misjonarzy oblatów (zdj. P. Gomulak OMI)

Założony plan powoli realizował. Wybrał najlepszą w Polsce szkołę teatralną, pierwszą pracę zdobył w Teatrze Narodowym w Warszawie. Założył rodzinę. Ale demony przeszłości zaczynały kąsać jego życie.

„Robię dokładnie to samo, co mój ojciec”

Pojawił się alkohol, który „podkręcał tempo życia”.

Nie zauważyłem tego, że powoli moje życie sprowadza się wyłącznie do picia, mimo że byłem przecież i aktorem Teatru Narodowego, człowiekiem z wyższym wykształceniem, człowiekiem, który zaczyna błyskotliwą karierę zawodową. I okazało się, że w zasadzie nic się nie liczy, tylko żeby były pieniądze na wódkę, żeby było gdzie kupić – przyznawał aktor.

Pojawiły się problemy małżeńskie.  Coraz częstsze sięganie po alkohol doprowadziło go do myśli samobójczych. W 1985 roku jeden ze znajomych pokazał mu ośrodek odwykowy, zachęcając by skorzystał z pomocy. Lech Dyblik zgłosił się na leczenie.

Ja o tę pomoc poprosiłem być może w ostatniej chwili – przyznaje aktor.

Miał nadzieję, że terapia pomoże natychmiast zmienić jego życie. Pomimo leczenia, w codzienności nie nastąpiła radykalna zmiana. W tym czasie urodziły się mu córki. Nie potrafił odnaleźć się w domu, pośród rodziny.

(zdj. P. Gomulak OMI)

Miałem wszystko zrobić inaczej, założyłem własną rodzinę, mam swój dom i swojego domu, na który tak ciężko muszę pracować, też nie lubię. Staram się tak w miarę przyzwoicie zachowywać, ale najchętniej to bym gdzieś był, tylko nie w tym domu. Perspektywa świąt Bożego Narodzenia, łamania się opłatkiem przed Wigilią to dla mnie była klęska, ponieważ ja wiedziałem, że nikomu niczego dobrego nie życzę. I ja nie wiedziałem, czego tutaj brakuje, bo przecież leczę się, zachowuję się tak, jak powinienem się zachowywać.

Spowiedź, która zmieniła wszystko

Jak przyznaje Lech Dyblik, nie był osobą wierzącą. Kościół nie był dla niego atrakcyjny. Pomimo tego, że przeważnie zachodził do kościołów bardziej w charakterze turysty, który zwiedza architekturę i zabytki, przywołał wydarzenie, które zmieniło jego życie. W Łagiewnikach koło Łodzi znajduje się stary barokowy kościół. Postanowił go zobaczyć. Kiedy wszedł do środka, napotkał wymowny wzrok jednego z zakonników, który spoglądał na niego z konfesjonału. U spowiedzi nie był z 20 lat.

Wychodzę, patrzę, a w konfesjonale przy wyjściu głównym, w cieniu, siedzi stary ksiądz i się gapi na mnie. Ja go wcześniej nie zauważyłem, bo on sobie światła nie zapalił, tak w cieniu siedział. I on się gapi, a ja stanąłem i też się gapię na niego. Myślę sobie: u spowiedzi to ja nie byłem ze dwadzieścia lat. No owszem, mogę, ale jesteśmy przecież dorośli – wyspowiadam się i niby co? Ale on się gapi. To ja sobie myślę: No, kolejki nie ma. W sumie, co mi szkodzi.

Przystąpił do spowiedzi. Od razu zaznaczył, że po tylu latach nie pamięta za bardzo formuły spowiedzi. Kapłan pomógł mu przeprowadzić rachunek sumienia. Spowiedź trwała dwie i pół godziny.

Dostałem rozgrzeszenie i ojciec Klemens, bo tak się ten ksiądz nazywał, powiedział mi: A teraz bracie zobaczysz, jak bardzo i jak szybko zmieni się Twoje życie. To mnie zatkało. To ja mówię temu księdzu: To gratulować entuzjazmu, niby co to tak się takiego wydarzy. A on mówi: Bracie, nie gadaj głupot, zobaczysz  – wspominał Lech Dyblik.

Swoje świadectwo Lech Dyblik przeplatał utworami muzycznymi (zdj. P. Gomulak OMI)

Aktor zaznaczył, że bardzo szybko zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Pierwszą z nich była świadomość, że to nie on jest najważniejszy na świecie. Zmieniło się jego podejście do żony i małżeństwa. Zdał sobie sprawę, że ją kocha, odważył się jej to wyznać.

Moja żona stoi przede mną i okazuje się, że ja nie umiem spojrzeć jej w oczy i powiedzieć jej, że ją kocham, bo się wstydzę. Mamy już trójkę małych dzieci. I jedyne, co wtedy wykombinowałem, to ona stoi, a ja wyjąłem telefon i jej smsa na półtora metra wysłałem. Ona miała wtedy taki kultowy model Nokii 3210, to strasznie głośno te smsy przychodziły. Przeczytała tego smsa, uśmiechnęła się i mówi: Ja ciebie też kocham. Ja się jak baran poczułem, bo się okazało, że to proste. Ona się uśmiechnęła, ja się uśmiechnąłem. Ale wiecie co? Do mnie w sekundę dotarło, że w moim życiu wszystko gra.

Po raz pierwszy od wielu lat poczuł się na miejscu w swoim domu.

Oczywiście, ja nie mam złudzeń, komu to zawdzięczam. Zawdzięczam to Kościołowi i Panu Bogu, bo w zasadzie w Kościele dowiedziałem się, jakie to jest atrakcyjne, jakim to jest wyzwaniem dla dorosłego mężczyzny – spróbować być dobrym ojcem, mężem, człowiekiem godnym zaufania – wyznał aktor.

Przekonał się o prawdziwości słów o. Klemensa Śliwińskiego, który przepowiedział mu, że wszystko zacznie się zmieniać, jeśli człowiek pozwoli Bogu działać w swoim życiu. Jedną z ważnych zmian, które jeszcze dokonały się w sercu aktora, było spojrzenie z nowej perspektywy na relację z ojcem. Tuż przed śmiercią zdołał się z nim pojednać.

Tak działa Pan Bóg – zakończył swoje świadectwo Lech Dyblik.

Posłuchaj całego świadectwa:

Uczestnicy spotkania w oblackiej parafii w Katowicach. W najwyższym rzędzie obok prowincjała, po lewej stronie Lech Dyblik (zdj. P. Gomulak OMI)

 

(pg)