Święty Eugeniusz – mąż serca

Dziś uroczystość św. Eugeniusza de Mazenoda.

21 maja 2022

Dążąc do przekraczania samych siebie pragniemy oraz poszukujemy obecności i relacji z innymi. Najbardziej znaczącym INNYM w naszym życiu oczywiście jest Bóg, którego ostatecznie poszukujemy. Jak napisał św. Augustyn: „Niespokojne jest moje serce, dopóki nie spocznie w Tobie”. Wraz z Bogiem, poszukujemy także relacji z innymi. Relacje te są konieczne ze względu na naszą niekompletności. Każde ludzkie istnienie potrzebuje innych, by stać się sobą. Ten INNY jest dwojaki: Bóg i bliźni. 

Dążąc do znalezienia sensu życia oraz do samospełnienia, Założyciel odnalazł w swym sercu zasoby oraz energię konieczną dla spotkania Boga i bliźniego. Jak sam napisał: „Moje życie polega na podążaniu za moim sercem”. Źródłem i siłą napędową całej jego działalności było serce. Życie Boże w dzieciach Boga daje wzrost głębszej afektywności, która wypływa z serca oraz jest ukierunkowana na Boga i Jego stworzenia. Nasza przynależność do Chrystusa nieuchronnie musi przekładać się na głębokie uczucie dla Pana i innych. 

Jeżeli chcemy odnaleźć klucz do świętości Założyciela oraz zrozumieć ideał wspólnoty, musimy badać i patrzeć na jego serce. 

Jednym z najbardziej powszechnych oraz bolesnych doświadczeń wielu oblatów, jak również wielu zakonników w dzisiejszym świecie, jest niepokój życia wypełnionego samotnością. Ludzkie serce nigdy nie odnajdzie pełnego zaspokojenia tu na ziemi, ponieważ jest stworzone dla Nieskończonego i tylko Bóg może zaspokoić jego najgłębsze pragnienia. 

Co więcej, serce poszukuje towarzystwa i obecności innych jako środka do wypełnienia pustki, która jest nieodłącznym elementem ludzkiej natury. Z tego powodu szukamy wspólnoty, to znaczy nie spełnia adekwatnie głębokich pragnień serca; naszej tęsknoty za obecnością, przyjaźnią i osobowymi relacjami. Współczesność poczyniła tak wielkie postępy w dziedzinie komunikacji, a mimo to nie jest zdolna zadowolić najgłębszych potrzeb ludzkiego serca, którymi są miłość i przyjaźń. 

Serce Założyciela (zdj. Archiwum OMI)

Serce Założyciela

Założyciel był człowiekiem, który żył sercem i umiał wyrażać oraz werbalizować swe uczucia. Był obdarzony przez Boga najbardziej wrażliwym sercem, co więcej, serce to było dodatkowo ubogacone darami Ducha Świętego. Jego życie duchowe nie było poszukiwaniem abstrakcyjnej wiedzy dotyczącej Boga, ale uczuciowym doświadczaniem obecności Boga. Nie rozwijał żadnego wielkiego nauczania o boskiej rzeczywistości, ale żył bardzo głęboką relacją miłości i pragnienia zjednoczenia z Nim. Duchowość tę pogłębiał już Orygenes, a dalej żyli nią tacy wielcy mistycy, jak św. Bazyli Wielki, św. Grzegorz z Nysy, św. Bonawentura, a zwłaszcza św. Augustyn. Nawet jeżeli św. Eugeniusz mógł być nieświadomy istnienia duchowej szkoły opartej na sercu, żył tą duchowością w najwyższym stopniu we wszystkich aspektach swej egzystencji. Dzięki umiejętności  świadomego życia ze swym sercem oraz z jego najgłębszymi zakamarkami, był zdolny wyrazić innym swoją miłość i uczucie. 

Wspólnota zakonna nie składa się z gotowych świętych. Życie wspólnotowe jest podróżą, którą każdy musi przebyć razem z innymi. Zakonnicy są grzesznikami, którzy przez wspólne życie realizują taki sam ideał świętości w ramach kontekstu specyficznej drogi życia, wskazanej przez ich Konstytucje. 

Założyciel z powodzeniem podróżował tą drogą, choć, jak wszyscy ludzie, był obciążony swoją grzesznością. W notatkach rekolekcyjnych z 1808 r. napisał:

Uczynię wszystko, co mogę, by przezwyciężyć mój temperament. Nie dość jeszcze upokorzyłem moją miłość własną.

Następnego roku w swych notatkach rekolekcyjnych napisał:

Postaram się ograniczyć nadmierną  tendencję swobodnego wypowiadania się o wszystkim.

W liście do matki z 31 marca 1811 r. napisał:

To jest niezaprzeczalny fakt, iż bardziej grzeszę przez naturalną tendencję naginania innych do mojej woli, niż przez bycie nadmiernie skłonnym do zgody na ich punkt widzenia… Zachowałem wiele ze swego temperamentu a kiedy grzeszę to przez nadmiar, nie przez brak.  

A jednak został świętym. W jaki sposób osiągnął taki sukces? Aby znaleźć odpowiedź spójrzmy w jego serce. 

Miłość i pragnienie Boga

W notatkach rekolekcyjnych z 1811 r. Eugeniusz napisał, że Bóg dał mu „rodzaj zmysłu kochania Go”. Eugeniusz doświadczył Bożej dobroci podczas nawrócenia w 1807 r.; doznał zbawczego planu, który był ukryty w Bogu przez całą wieczność, objawiony w Chrystusie, a w końcu mu przekazany. „Przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie (…) W Nim także i wy usłyszeliście słowo prawdy, Dobrą Nowinę o waszym zbawieniu.” Ef 1,9-13 

W doświadczeniu z 1807 r. te słowa św. Pawła stały się dla Założyciela rzeczywistością, która wpłynęła na jego życie aż do samej śmierci. Doświadczenie to zapaliło w sercu Eugeniusza pragnienie miłości Boga, który go zbawił. Podczas rekolekcji przed święceniami kapłańskimi napisał: 

Daj mi siłę mój Boże; zwiększ moje siły dwukrotnie, czterokrotnie, stokrotnie, tak bym mógł kochać Ciebie nie tylko największą miłością do jakiej jestem zdolny bo jest to niczym, ale tak bym mógł Cię kochać jak kochali święci, tak jak Twoja święta Matka. Nawet to jest niewystarczające; dlaczego nie miałbym pragnąć kochać Cię tak, jak kochasz sam siebie. Oh, wiem, że jest to niemożliwe, ale pragnienie to nie jest niemożliwe dopóki żywię nadzieję i wypełniam tym całe moje serce. Tak, mój Boże, prawdziwie pragnę kochać Cię, jak Ty kochasz Sam siebie. 

Spotkawszy Boga w doświadczeniu nawrócenia Eugeniusz skierował wszystkie siły serca ku Temu, którego w końcu odnalazł. Pragnął kochać Boga bez granic i ośmielał się mówić Panu o pragnieniu miłowania Go, tak jak On miłuje sam siebie na łonie Trójcy Świętej. 

Prawdopodobnie, Eugeniusz nie był świadom, że pragnienie to, kochać Boga jak On kocha sam siebie, mogło i stało się rzeczywistością. Św. Jan od Krzyża wprost stwierdza, że przyjaźń zawsze poszukuje równości. Od kiedy Chrystus objawił się jako przyjaciel możliwe jest, z pomocą Bożej łaski, odwzajemnienie się Bogu miłością równą miłości, jaką sam siebie darzy. Pragnienie Założyciela wskazuje, że tęsknił on, nawet jeżeli nie zdawał sobie z tego sprawy, za duchowym małżeństwem z Panem. Nie ma nic niemożliwego dla Pana. 

Święty Jan od Krzyża opisał tę równość miłości pomiędzy duszą zakochaną w Panu a samym Panem. Tego pragnął doświadczyć Założyciel w relacji z Bogiem: 

[Duch Święty] swoim boskim tchnieniem na sposób wiatru, podnosi duszę na najwyższe wyżyny, kształtuje ją i daje jej zdolność, by mogła tchnąć w Boga to samo tchnienie miłości, jakie Ojciec tchnie w Syna, Syn w Ojca, a którym jest sam Duch Święty.

W „Żywym płomieniu miłości” Jan od Krzyża dodaje: „Wtedy widzi dusza, że Bóg rzeczywiście jest jej i że posiada Go jako dziedzictwo, prawie na własność, jako przybrane dziedzictwo Boga, przez łaskę, jaką jej Bóg wyświadczył oddając jej samego siebie. A posiadając Go jako własność może Go dawać i udzielać komu zechce; daje Go więc swemu Umiłowanemu, którym jest ten sam Bóg, co się jej oddał. Przez to spłaca Mu wszystkie swe długi, gdyż dobrowolnie składa Bogu dar równy temu, jaki sama od Niego otrzymała.” 

W tekstach tych św. Jan od Krzyża wyjaśnia, że miłość Boga do nas nie jest darem czegoś, ale kogoś, czyli osoby Ducha świętego. Duch staje się właścicielem duszy, która może uczynić co tylko zechce z otrzymanym darem. „Zawsze, gdy dusza ze swej strony kocha Boga, zwraca Bogu dar Ducha Świętego, który od Niego otrzymała.” Zatem pragnienie Założyciela nie jest czystym wymysłem wyobraźni, ale celem realizowanym w każdym akcie Bożej miłości. 

Eugeniusz de Mazenod jako młody ksiądz już po założeniu Zgromadzenia (zdj. Archiwum OMI)

Miłość względem oblatów

Miłość względem Boga nie pozwoliła mu zamknąć się w sobie, ale zmuszała do miłowania innych. Miłość ta była najbardziej żywym doświadczeniem w relacji z synami, oblatami, dla których oddał życie przez założenie Zgromadzenia. 

Z biegiem czasu miłość ta przybrała postać miłości ojcowskiej, szczególnie w listach z lat 1850-1855; „Jego czułe serce jest ukazywane wszędzie, nawet w korespondencji administracyjnej, w której poruszane są drażliwe sprawy.” 

Pisał do ojca Semerii z Cejlonu: 

Jesteś ich superiorem, nie możesz nazywać ich „synami”, jak — zdaje się — czynisz i to za ich przyzwoleniem. Nie można pozwolić na to, aby ludzie postrzegali siebie jak swoich „synów”. Są rzeczy zarezerwowane tylko dla starego patriarchy rodziny. Wszyscy moi synowie są braćmi, bez względu na zajmowaną pozycję względem siebie. 

Do innego oblata pisze:

Miłość macierzyńska nie jest równa miłości, którą ciebie darzę.

Czułość względem oblatów jest równa tej, którą darzył święty Paweł swoich towarzyszy: „poczułem się tak wam oddany, jak matka karmiąca i opiekująca się swymi dziećmi”. Jego listy są wypełnione czułymi terminami, wyrazami miłości oraz głębokiego przywiązania do oblatów. W liście do ojca Bareta pisze:

Czy istnieje rzecz, którą kochałbym bardziej, niż zajmowanie się sprawami moich dzieci? Czynię to wielokrotnie każdego dnia przed Panem, dziękuję mu za wszystkie dary, jakie zlewa na was i trwam w Jego świętej obecności, rozradowany, że jestem ojcem takich dzieci… Kocham Cię w Bogu bo, na to zasługujesz.

Założyciel uwielbiał spędzać czas wśród oblatów. Życie wspólnotowe było balsamem dla jego serca, odnajdywał wielkie pocieszenie oraz czar w towarzystwie oblatów. 

Eugeniusz jako biskup Marsylii (zdj. Archiwum OMI)

Pisze do ojca Tampiera:

Nudzę się, kiedy jestem od was odseparowany i nie mogę doczekać się powrotu.

Do ojca Courtesa zaś:

Całym moim szczęściem po zakończeniu misji jest przyjść i posmakować małego odpoczynku na łonie rodziny, w której wszyscy mnie budują, wszystko mnie zachwyca.

Do ojca Gondranda, pisze następująco: „Żegnaj mój synu, przesyłam ci pełne serca pozdrowienia — tym bardziej, że czuję się tak niespokojny.” 

Nieuchronnie miłość płynąca z serca Założyciela stała się zaraźliwa w pierwszych wspólnotach oblackich. Każdy oblat uczył się uczestnictwa w czułej i pełnej ciepła relacji z Założycielem. Gdy zaistniał pewien rodzaj relacji serc pomiędzy Założycielem a każdym z jego oblackich synów, najgłębszym pragnieniem ojcowskiego serca Założyciela stało się, by wszyscy oblaci uczestniczyli w takich relacjach między sobą we wspólnocie. 

Przebywając w Rzymie podczas ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, Założyciel napisał do ojca Mouchette najważniejszy, list w którym bardzo jasno opisał cechy charakterystyczne dla wspólnoty oblackiej:

Widziałem dużo Zgromadzeń zakonnych, jestem w ścisłych kontaktach z najbardziej wzorowymi. Należy im przyznać, że — oprócz wielu cnót — odznaczają się prawdziwym duchem koleżeństwa. Nigdzie jednak nie spotkałem się z tą większą jeszcze od ojcowskiej miłością głowy rodziny do jej członków, z tą serdeczną bliskością, jaką członki odczuwają wobec głowy, co razem wzięte buduje między nimi relację płynącą z serca i kształtującą prawdziwsze rodzinne więzy między nimi — ojca do syna, syna do ojca. Zawsze dziękowałem Bogu za to, jako za szczególny dar, którego raczył mi udzielić, bo dał mi poryw serca, ten bardzo mi bliski ogrom miłości, który przechodzi na każdego z nich, bez straty dla innych, tak jak — odważę się powiedzieć – w przypadku miłości Bożej dla ludzi. Sądzę, że właśnie to uczucie, które rozpoznałem jako pochodzące od Tego, który jest źródłem wszelkiego miłosierdzia, sprowokowało w sercach moich dzieci tę wzajemną miłość, która stanowi element wyróżniający naszą umiłowaną rodzinę zakonną. Niech to będzie dla nas wzajemne umocnienie, by tym bardziej cieszyć się pięknem naszego powołania, niech to wszystko zostanie przypisane Bogu, dla Jego chwały. Jest to najgorętsze życzenie mego serca.

Zakończenie

Założyciel kieruje do nas te same słowa, które św. Paweł napisał do Koryntian: „Usta nasze otwarły się do was, Koryntianie, rozszerzyło się nasze serce.” Cała jego korespondencja świadczy, że miał szeroko otwarte serce na Pana, którego kochał całym swoim sercem, jak też na swoich oblatów oraz wszystkich tych, którzy byli w potrzebie. Papież Jan Paweł II słusznie zauważył podczas homilii na Mszy kanonizacyjnej: „Eugeniusz de Mazenod, apostoł swoich czasów, który postawił na Pana Jezusa oraz spędził całe życie w służbie Ewangelii”. Był on człowiekiem, który odnalazł swoje serce i był zdolny wyrazić swe najgłębsze, serdeczne uczucia dla wszystkich, których spotkał w swoim życiu. Odnajdując serce potrafił oddać się całkowicie Panu oraz drugim. 

Dziś swoim synom powtarza słowa z listu św. Pawła do Koryntian: „Odpłacając się nam w ten sam sposób, otwórzcie się (otwórzcie wasze serca) i wy: jak do swoich dzieci mówię.” Przez przykład Założyciela, jesteśmy zaproszeni do poszukiwania naszych serc, otwarcia ich na głęboką relację z Panem w życiu autentycznej modlitwy, bliskości ale także do otwarcia ich w sposób szczególny na naszych współbraci – oblatów, z którymi żyjemy we wspólnocie. Tak, by nigdy nie potępiać żadnego z współbraci, by nikt nie był samotny w cierpieniu, radościach i sukcesach, ale by każdy był serdecznie przyjęty. 

Tak jak Założyciel musimy uważnie słuchać i w pełni odpowiadać na zaproszenie Pana zapisane w Księdze Mądrości: „Mój synu, daj mi serce swoje”. W pewnym stopniu jesteśmy „mężami serca”. Dzięki temu nasza posługa będzie wykonywana bardziej efektywnie oraz owocnie. Nasze serca pozwolą dostrzec nam potrzeby, których inni nie widzą oraz usłyszeć wołania, których inni nie słyszą. W Ten sposób „zawsze będziemy blisko ludzi, wśród których pracujemy” oraz będziemy wierni powołaniu, które polega na odpowiadaniu na wezwanie, jakie przychodzi do nas dziś przez ludzi potrzebujących zbawienia”.

(pg na podstawie o. Francisa Demere OMI)