Od uzdrowienia po Madagaskar [ROZMOWA]

Dwie siostry bliźniaczki spędziły miesiąc na wolontariacie na Madagaskarze.

25 czerwca 2023

Ewelina i Ula Blinstrub to siostry bliźniaczki, zaangażowane we wspólnoty charyzmatyczne, które spędziły miesiąc na Czerwonej Wyspie. O historiach, których tam doświadczyły i niesprawiedliwościach chwytających za serce rozmawia z nimi Karolina Binek z „Misyjnych Dróg”.

Karolina Binek: Jak to się stało, że bliźniaczki z Polski zaczęły ewangelizować na Madagaskarze? 

Ula: Pięć lat temu miałam poważne problemy z uchem. Wtedy też razem z siostrą pojechałam na rekolekcje charyzmatyczne. Jedna z osób powiedziała podczas tego wydarzenia, że wśród tych dwóch tysięcy osób jest ktoś, kto ma problemy z prawym uchem, słyszy charakterystyczny pisk. I mówiła, że wierzy, iż zaczyna się moje uzdrowienie. Byłam w szoku, bo ta osoba nie miała prawa tego wiedzieć. W sercu powiedziałam jednak: „Boże, jeżeli to jest o mnie, to przyjmuję to uzdrowienie”. Kiedy kolejnego dnia byłam u laryngologa, okazało się, że prawie wszystko jest w porządku i nie potrzebuję żadnego zabiegu. Od tego momentu ja i moja siostra zaczęłyśmy jeszcze bardziej zbliżać się do Boga. Zaczęłyśmy budować z Nim osobistą relację i czytać słowo Boże oraz uczyć się rozpoznawać Jego głos. Nie trzeba w to wierzyć. Niemniej, to wydarzenie zmieniło naszą historię.

(zdj. P. Petelski OMI)

Ewelina: Myślę, że można powiedzieć, że pięć lat temu nawróciłyśmy się, poznałyśmy żywego Boga. Nasza wiara stała się czymś więcej niż chodzeniem do kościoła tylko z tradycji. Kiedy czytałyśmy 16. rozdział Ewangelii wg św. Marka, w którym jest napisane: „Na chorych będą kłaść ręce, i ci odzyskają zdrowie”, w naszych sercach pojawiło się pragnie- nie, aby działać w ten sposób. Dołączyłyśmy do wspólnoty, a dwa lata temu pojechałyśmy na kolejne rekolekcje. Podczas jednej z modlitw uwielbienia przyszedł do mnie obraz Afryki wraz z jej wyspami. W czasie przerwy po jednej z konferencji podszedł do nas brat zakonny – oblat Daniel, który od 30 lat mieszka na Madagaskarze – i zaprosił nas do siebie, by i tam dzielić się świadectwami, modlić o uzdrowienie i głosić Ewangelię. Trochę to trwało, ale we wrześniu tego roku udało nam się wreszcie dotrzeć na Madagaskar.

Matka Boża wśród pogan – niezwykła peregrynacja na Madagaskarze

Inny kontynent, inny klimat, inna kultura, inna mentalność mieszkańców. Domyślam się, że pierwsze dni na Madagaskarze mogły być dla Was trudne.

Ula: Zaskoczyła nas nawet pogoda, bo okazało się, że w nocy jest tylko 13 stopni Celsjusza, a przecież większość z nas myśli, że to taka ciepła wyspa – wyjechałyśmy w wakacje, kiedy u nich jest zima. Poza tym trudno było nam zrozumieć i pogodzić się z biedą, która była bardzo widoczna nawet w stolicy. Szczególnie widać ją na ulicach, gdzie pomiędzy ludźmi chodzącymi pieszo, ciągnącymi wózki na plecach i jadącymi tuk-tukami, raz po raz pojawia się drogi samochód. A obok niewielkich domków ludzi żyjących naprawdę skromnie mieszczą się duże wille. Jeśli natomiast chodzi o mentalność Malgaszy, to nie spodziewałyśmy się, że są aż tak „otwarci duchowo”. Bo dość powszechne jest, że w niedzielę idą na mszę, w piątek na spotkanie wspólnoty, a w sobotę do szamana.

Wspominając Wasz wyjazd na Madagaskar, piszecie na Instagramie, że zaskoczyło Was również tak wiele drzwi otwartych przez Boga. 

Ewelina: Tak, bo choć zupełnie się tego nie spodziewałyśmy, to zdarzało się, że do domu naszej malgaskiej gospodyni przychodziło kilkanaście osób, by modlić się razem z nami. Pewnego dnia przyszła też Monika, która miała problemy z nadciśnieniem i chciała, byśmy pomodliły się za jej zdrowie. Podczas modlitwy wstawienniczej w tej intencji przyszedł mi do głowy obraz małego, białego malgaskiego domku. Kiedy ją o niego zapytałam, to okazało się, że ta kobieta w jednym z miast buduje parafię. Jednak, ze względu na brak funduszy, na razie ten domek jest kościołem. A że Moni- ka zajmuje się tym już od dłuższego czasu, to zaczęła czuć się wypalona i modlić do Boga, żeby jej pomógł. Po spotkaniu z nami doszła do wniosku, że Bóg rzeczywiście widzi jej zmagania i chce, by kontynuowała swoje dzieło.

Wolontariusze otworzyli bibliotekę na Madagaskarze

Ula: To są takie momenty z wyjazdu, które chwytają za serce. Wśród nich jest także historia związana z młodymi chłopakami z jednego z biedniejszych regionów Madagaskaru. Zaprosiłyśmy ich do wspólnej modlitwy. Niektórzy chłopacy zdążyli wcześniej uciec, więc udało nam się pomodlić tylko z kilkoma. I chociaż ci młodzi ludzie pochodzili z trudnych rodzin, mogli mieć prawdopodobnie za sobą już pierwsze kradzieże i raczej na co dzień daleko im było do kościoła, to wszyscy otwierali swoje serce na modlitwę, przyjmowali ją i byli bardzo poruszeni. I mimo że to dla nas bardzo miłe i też umacniające w wierze, to swoim działaniem chciałyśmy pokazać przede wszystkim, że to nie my jesteśmy wyjątkowe, ale to miłość Jezusa jest wyjątkowa.

(zdj. P. Petelski OMI)

W Waszych historiach można zauważyć, że Madagaskar to kraj kontrastów. Są niewielkie domki z palm, a obok nich duże wille. I są ludzie żyjący w skromnych warunkach, którzy chodzą wszędzie pieszo. Co czuje się, widząc takie różnice? Bo chyba nie jest łatwo się do tego przyzwyczaić? 

Ula: Miałyśmy w sobie dużą niezgodę na to. I trudno nam było oswoić się z tym, że mamy bardzo mocno w sercach osoby ubogie, a na przykład zostałyśmy zaproszone na wystawny obiad do kogoś zamożnego. Ale z czasem okazało się, że to też była część Bożego planu. Zostałyśmy posłane do ludzi ubogich, ale i do tych mających duże wpływy w mieście. Bo przecież te wspólne spotkania z zamożnymi mogą przynieść wiele dobrych owoców i pomóc osobom żyjącym w trudniejszych warunkach.

Ewelina: Z tym kontrastem wiązały się przeżycia, których nie zapomnimy. Miałyśmy okazję być w jednym z najbardziej ubogich regionów Madagaskaru, gdzie w czasie pory deszczowej ludzie we własnych chatach chodzili w błocie. Mamy ten widok przed oczami i wielkie poczucie nie- sprawiedliwości. Ale dzięki takim sytuacjom i wspólnym modlitwom z mieszkańcami tamtejszych terenów mimo wszystko cieszyłyśmy się, że udało nam się tam dotrzeć i że Bóg nie zapomniał o tych ludziach i wciąż widzi trudności, z którymi zmagają się na co dzień. A my teraz, po powrocie do Polski, jeszcze bardziej doceniamy i jesteśmy wdzięczne za wszystko, co mamy. Dziś wiemy też, że pobyt na Madagaskarze nie był naszym ostatnim misyjnym wyjazdem.

(misyjne.pl/zdj. gł. arch. E. i U. Blinstrub)