„Miał serce dziecka”

Uroczystości pogrzebowe śp. br. Krzysztofa Kalaczyńskiego OMI.

15 marca 2024

Uroczystości pogrzebowe śp. br. Krzysztofa Kalaczyńskiego OMI w Obrze zgromadziły kilkudziesięciu współbraci w życiu zakonnym: ojców i braci zakonnych, duchowieństwo diecezjalne na czele z proboszczem rodzinnej parafii zmarłego oblata, siostry zakonne, delegacje z parafii w Zahutyniu i Obrze oraz znajomych i przyjaciół świętej pamięci brata Krzysztofa. W ostatnim pożegnaniu uczestniczyła najbliższa rodzina zmarłego oblata – mama, rodzeństwo z rodzinami.

śp. br. Krzysztof Kalaczyński OMI (1986-2024) – biogram

Mszę świętą pogrzebową poprzedził różaniec w intencji zmarłego.

Eucharystii przewodniczył ordynariusz Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej – o. Marek Ochlak OMI. W słowie wstępnym prowincjał zwrócił się do najbliższej rodziny śp. brata Krzysztofa Kalaczyńskiego OMI oraz wszystkich obecnych w obrzańskiej świątyni:

Jeśli mówimy o życiu i śmierci, nie powinniśmy mówić o stracie czy zysku, ale raczej o wypełnieniu woli Bożej. Bóg wie, co dla każdego człowieka dobre, co pożyteczne, dlatego w swoich planach powołał do wieczności brata Krzysia w 36 roku życia. Pan Bóg wybrał ten czas stosowny, aby wypełniła się Jego wola.

Prowincjał wspomniał ostatnie dni, w których wszyscy prosili o cud i uzdrowienie młodego oblata. Przywołał ostatnią wymianę wiadomości, w których brat Krzysztof zapewniał, że cierpienie ofiaruje w intencji Polskiej Prowincji. Ojciec Marek Ochlak OMI podkreślał więzy, jakie tworzą się między rodziną zakonną a rodziną danego misjonarza.

„Cierpienie, czasami tak trzeba, tym bardziej, że jestem oblatem, misjonarzem Maryi Niepokalanej” – przywołał jedną z wiadomości od śp. brata Krzysztofa Prowincjał Polskiej Prowincji.

Posłuchaj całej wypowiedzi o. Marka Ochlaka OMI:

Kazanie wygłosił o. Wojciech Popielewski OMI, sekretarz prowincjalny. Słowo skierowane do wiernych rozpoczął od proroczej wizji Ezechiela ze Starego Testamentu o rzece wypływającej ze świątyni.

 Dzisiaj ta rzeka miłości i życia wróciła tutaj. Wypełniła po brzegi tę świątynię miłością. Dwie rodziny przyniosły na pożegnania brata Krzysia miłość. Ta naturalna rodzina, na czele której staje dzisiaj mama – i ta nasza oblacka rodzina, której przewodniczy ojciec prowincjał Marek. Każdy z nas, jak mówi św. Paweł ma swój udział w Męce Chrystusa, każdemu z nas wyznaczył kawałek miejsca obok Siebie na Krzyżu. Ale kiedy będziemy w czasie tego wielkiego postu śpiewali: Stabat Mater, „Stała Matka Boleściwa”, to będziemy rozważali nie tylko udział Maryi w Męce Jej Syna, ale z pewnością będziemy mieli przed oczyma ten moment, kiedy mama stoi przy trumnie Krzysia. Wierna do końca, tak jak tylko matka potrafi być wierna do końca w swojej miłości – mówił ojciec Popielewski.

 

„Krzysiu miał serce dziecka”

Pozwólcie, że te pierwsze słowo skieruję do mamy i do najbliższych brata Krzysia: on was bardzo kochał. Krzysiu był dorosłym, dojrzałym, odpowiedzialnym człowiekiem, ale miał serce dziecka – wskazywał kaznodzieja. – Krzysiu był dojrzały, nie był dziecinny, ale miał serce dziecka. Dlatego żegnamy go dzisiaj tą bardzo nietypową Ewangelią, którą rzadko kiedy czyta się na pogrzebach, kiedy Pan Jezus mówi – opisując jakby życie brata Krzysia – że ten, kto pozwoli Bogu uczynić ze swojego serca serce dziecka, może liczyć na tą jedność z Bogiem, która jest celem i sensem naszego chrześcijańskiego dążenia.

Kaznodzieja wskazywał na czułość zmarłego oblata, który z tą właśnie cechą odnosił się i mówił o domu rodzinnym, o najbliższych.

Krzysiek był szczęśliwy u nas, ale soki do swojego szczęścia czerpał korzeniami swego istnienia z was – z rodzinnego domu, miłości rodziców, z miłości rodzeństwa. Przy swoim biurku miał półkę, na której stały trzy zdjęcia: zdjęcie mamy, zdjęcie taty, a obok mamy zdjęcie Matki Bożej Markowickiej. On kochał Matkę Bożą jako oblat Maryi, tak, jak kochał swoją mamę – miłością prostą, szczerą i ufną. To wielka lekcja jak być oblatem Maryi Niepokalanej. Uczynić z Maryi matkę.

 

Ojciec Wojciech, wspominając ostatnie chwile życia brata Krzysztofa oraz pierwsze momenty po śmierci, podkreślał, że zmarły misjonarz kochał i był kochany. Świadczą o tym liczne gesty solidarności, modlitwy oraz gesty miłości ze strony różnych osób świeckich, z którymi spotykał się brat zakonny.

Krzysiek umarł jako spełniony chrześcijanin, bo co jest sensem naszego chrześcijańskiego powołania, jeśli nie to, by dać i przyjąć miłość? W tym sensie Krzysiu umierał spełniony: kochał i był kochany – mówił ojciec Popielewski.

„Jestem szczęśliwy, że odkryłem swoje powołanie”

Dalsza część kazania przeniosła słuchaczy do rodzinnej parafii brata Krzysztofa i momentu, kiedy odkrywał, że Bóg wzywa go do życia zakonnego.

Pan Bóg dał mu bardzo wrażliwe serce i Krzysiu bardzo szybko rozeznał, że Pan Bóg do tego serca dyskretnie, ale stale puka. Ktoś powiedział, że najgłębszy pokój człowieka, to pokój z dobrze rozeznanego i przyjętego powołania.

Czerpiąc z notatek zachowanych z czasów nowicjatu śp. brata Krzysztofa, kaznodzieja ukazał, jak bardzo wcześnie kształtowała się relacja oblata z Bogiem. Brat Krzysztof wspominał w nich swoje marzenie, aby zostać ministrantem, pierwszą komunię, bierzmowanie oraz decyzję o wstąpieniu do Niższego Seminarium Duchownego w Markowicach. Po skończeniu oblackiego junioratu, rozpoczął formację w seminarium, ale szybko zdał sobie sprawę, że droga kapłańska nie jest przeznaczona dla niego.

Po półtora roku pobytu w Obrze Krzysiek przyszedł do mnie i powiedział: Ojcze, ja jestem pewien, że Pan Bóg chce, żebym był oblatem, ale coraz bardziej jestem pewien, że droga do kapłaństwa to nie jest moja droga. Proszę pomóc mi to rozeznać – wspominał mówca.

 Po pięciu miesiącach napisał mi list i w tym liście Krzysiek napisał tak: „Ojcze, jestem szczęśliwy, że odkryłem swoje powołanie”.

W tym miejscu kaznodzieja zwrócił się do obecnych w kościele kleryków:

Czasami szukamy gdzieś daleko wzorów do naśladowania, a tu pod jednym dachem z nami żył człowiek, który był szczęśliwy, bo rozeznał, rozwinął swoje powołanie – „Jestem szczęśliwy” – Tak! Myśmy go takim znali, takim spotykali, on się nie bawił swoim powołaniem, on nie narażał swojego powołania, on nie ryzykował nigdy. On miał swoją zakonna tożsamość. Kiedy wstępnie weszliśmy do jego pokoju po śmierci, zobaczyliśmy, że nie ma żadnych zbędnych rzeczy, miał tylko to, co konieczne, tylko rzeczy niezbędne, żeby żyć i posługiwać.

„Zostawił po sobie ślad”

Brat  Krzysiu urodził się 18 lipca 1986 roku, zmarł w pełni sił, ale zostawił po sobie ślad. To było piękne życie. Wszędzie zostawił ślad. Ślad swojej dyspozycyjności, swojej fachowości i swojej odpowiedzialności… – wyliczał ojciec Popielewski.

Wskazał jednocześnie, że zmarły oblat budował wszędzie przede wszystkim więzi braterstwa.

Życie Krzysia przyniosło owoc. Po co my tu wszyscy jesteśmy? Czemu nas tu tyle? Żeby Bogu podziękować za tego człowieka, którego życie tak krótkie, przyniosło owoc tak piękny.

Posłuchaj całego kazania o. Wojciecha Popielewskiego OMI:

Obrzędowi ostatniego pożegnania przewodniczył o. Józef Czernecki OMI, ekonom prowincjalny, z którym w ostatnich miesiącach swojego życia współpracował śp. br. Krzysztof Kalaczyński OMI. Zmarły misjonarz Niepokalanej spoczął w oblackiej kwaterze małego cmentarza w Obrze.

W 2020 roku na pytanie: „Za co cenisz św. Eugeniusza?” śp. br. Krzysztof Kalaczyński OMI odpowiedział:

Całe nagranie można zobaczyć TUTAJ

Zdjęcia w większej rozdzielczości można zobaczyć poniżej:

(pg)