Kuba: „parafia daje radość” – Tomasz Szafrański OMI
Na Kubie ludzie często przyjmują wiarę jako dorośli ludzie. O tym, że każdego serca Bóg dotyka inaczej, a małe wspólnoty są często dla wszystkich a szczególnie dla starszych ludzi jak rodzina, z o. Tomaszem Szafrańskim OMI, proboszczem parafii i przełożonym misji na Kubie, rozmawia Anna Gorzelana.
Od dwóch trzech lat jest Ojciec na misji na Kubie, wcześniej przez dwanaście lat pracował w Meksyku. Co jest charakterystyczne dla tej części świata, w której Ojciec służy?
Tomasz Szafrański OMI: – Przede wszystkim, na Kubie czuję się bezpieczniej niż w Meksyku. Panuje tu powszechna gościnność i serdeczność, nawet wobec osób mało znanych. Tutaj nie czuje się niebezpieczeństwa.
Kuba charakteryzuje się też zorganizowanymi, małymi wspólnotami. Wszyscy się znają i pozdrawiają, a także bardzo sobie pomagają. Aktualnie często na Kubie brakuje gazu, wody, prądu, benzyny – w trudnej sytuacji można liczyć na pomoc pozostałych członków wspólnoty. Szczególnie ważne jest to w kontekście ludzi w podeszłym wieku. Młodzi masowo stąd wyjeżdżają, więc staruszkowie często zostają sami. Tylko oni z całej rodziny pozostają w państwie, nie mają nikogo. Rodziny często uciekają nielegalnie, przez co potem jakikolwiek kontakt jest niemożliwy. Straszne doświadczenie – trudno nawet sobie wyobrazić, jak tęskni taki człowiek.
Rozumiem, że towarzyszenie tym ludziom jest często zadaniem duszpasterza.
– Tak, tworzymy małe wspólnoty, by ludzie nie zostawali sami. Trudno może wyobrazić sobie, jak to na Kubie wygląda, bo w Polsce wciąż jeszcze tłumnie uczestniczymy w Eucharystii, wiele osób bierze czynny udział w życiu liturgicznym Kościoła. Np. U mnie w parafii 12 dorosłych osób przystąpiło do pierwszej Komunii i przyjęło bierzmowanie – nie mieli w czasie dorastania doświadczenia wiary, dopiero na późniejszym etapie życia jakoś stają się zainspirowani, zaciekawieni Kościołem i chcą do niego dołączyć.
Co sprawia, że dorośli ludzie tak licznie się nawracają?
– Historie tego, jak poznali katolicyzm, wspólnotę Kościoła, są przeróżne, każdego pociągać może co innego. Jest to na pewno zupełnie inna rzeczywistość od tej polskiej. Potrzeba tutaj szczególnej cierpliwości, ludzie mają różne drogi. Dostrzegam ogromne działanie Pana Boga w ich sercach – wszyscy jesteśmy Jego dziećmi, więc każdego chce On mieć blisko siebie. Dotyka serc i daje przeróżne drogi dotarcia do Boga.
Często posługując się też ludźmi. Dużo jest tu powołań diecezjalnych? Czy pracują głównie misjonarze?
– Stosunkowo niewiele jest powołań miejscowych, znaczna większość to konsekrowani – zakonnicy oraz siostry zakonne. W pewnej liczącej 20 osób
Diecezji jest zaledwie pięcioro księży diecezjalnych, pozostałych piętnaścioro to przyjezdni ojcowie misjonarze.
My mieszkamy w dwóch wspólnotach – jest to pięciu ojców oraz jeden kleryk. Pochodzimy ze Sri Lanki, Meksyku, USA oraz z Polski. I jest to też ważny proces – uczenie się wspólnego życia, choć przybyliśmy z różnych zakątków świata.
Już przez to możecie inspirować innych do takiego stylu życia – we wspólnocie.
– Dla wielu ludzi jest to niezrozumiałe: jak to jest, że od nas wszyscy wyjeżdżają, a wy tu przyjeżdżacie? Po co? – pytają. A my tu zdecydowanie mamy co robić. Kuba to jest takie pole do działania, że gdziekolwiek człowiek się znajdzie – tam szuka sposobów na to, jak pomóc bliźnim. Siostry zakonne przejmują część zadań od księży, np. katechezę, odwiedzanie chorych z Najświętszym Sakramentem, prowadzą też czasem spotkania i kursy
Dużo się dzieje.
– Parafia żyje i daje radość, zawiązują się niesamowite więzi międzyludzkie. Jest też możliwość ewangelizacji. Tworzone są tzw. casas misiones (dosł. domy misyjne (dosł. domy misyjne) – mieszkania misyjne w wioskach i miastach. Tam, gdzie nie ma wybudowanego kościoła, a powstaje mała wspólnota – tam spotykają się o nich po domach.
Można powiedzieć, że są dla siebie trochę jak rodzina?
– Na pewno dominuje rodzinna, otwarta atmosfera. Ale często te relacje się bardzo zacieśniają. Ludzie wzajemnie się wspierają – przypominam, że biologiczne rodziny często wyjechały, a np. babci nie udało się załatwić wizy. I w ten sposób ludzie odnajdują Kościół.
Na Kubie pokolenia wzrastały bez znajomości Kościoła i Boga. Wiara więc kształtuje się tam zupełnie inaczej z niż w chrześcijańskim Meksyku czy w krajach europejskich. Niedawno pewien młody człowiek zaczął uczestniczyć w nabożeństwach. Nikogo nie znał, ale przychodził. Okazało się, że usłyszał gdzieś, że istnieje Kościół. Szukał więc, pytał i w końcu przyszedł. Tym bardziej się cieszę, bo teraz przychodzi też z mamą. Pan Bóg działa w sercach na przeróżne sposoby.
Rozmawiała Anna Gorzelana
Zdjęcia: fot. arch. Tomasza Szafrańskiego OMI
Misjonarze oblaci Maryi Niepokalanej rozpoczęli pracę na Kubie 15 grudnia 1997 r., pierwsi misjonarze pochodzili z Meksyku i Haiti. Był to czas odwilży, kiedy prezydent Fidel Castro pozwolił grupie misjonarzy osiedlić się na wyspie, a jednocześnie efekt historycznej wizyty św. Jana Pawła II. Spośród wszystkich zgromadzeń zakonnych, najliczniejszy personel posłali oblaci. Pracę ewangelizacyjną koncentrują na dwóch międzynarodowych misjach: Los Palacios i La Habana de Este, a w sposób szczególny ukierunkowują ją na ubogich i najbardziej opuszczonych. Aktualnie na Kubie znajduje się dwóch oblatów z Polski. Jeden z nich, Tomasz Szafrański OMI, jest przełożonym misji na wyspie.
Z pasji do muzyki
22 listopada 2024
Z listów św. Eugeniusza
22 listopada 2024
Komentarz do Ewangelii dnia
22 listopada 2024
Olimpiada Znajomości Afryki: szansa na poznanie kontynentu
21 listopada 2024
Madagaskar: Prowincjał w Mahanoro
21 listopada 2024
Z listów św. Eugeniusza
21 listopada 2024
Komentarz do Ewangelii dnia
21 listopada 2024