Stanisław Kazek OMI z Madagaskaru: na misjach trzeba dać przestrzeń na działanie Ducha Świętego

– Misje na Madagaskarze nauczyły mnie współpracy i cierpliwości – mówi o. Stanisław Kazek OMI.

27 stycznia 2025

Stanisław Kazek OMI od ponad 30 lat pracuje na misjach na Madagaskarze. Obecnie posługuje w Befasy w diecezji Morondawa. Misję tę przejął po obecnym prowincjale, o. Marku Ochlaku OMI.

Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Czego nauczyło Ojca te ponad 30 lat misji na Madagaskarze?

Stanisław Kazek OMI: – Współpracy i cierpliwości. Trzeba być cierpliwym wobec tego, czym oni żyją i jak długo muszą się przekonywać do chrześcijaństwa. Potrzeba dużo cierpliwości, pokoju ducha i nie można wierzyć tylko we własne siły. My, misjonarze, jesteśmy wysłańcami Boga i Kościoła.

fot. arch. Stanisława Kazka OMI

Na terenie mojej misji mieszka ok. 35-40 tys. ludzi, z czego tylko 1200 to katolicy i trochę luteran. To nie jest łatwa sprawa. Są wioski, gdzie w szkołach, założonych jeszcze przez o. Marka Ochlaka OMI, oprócz nauczycieli nie było ani jednej osoby ochrzczonej, a uczęszczały tam dzieci z kilku wiosek. Zaledwie kilka osób potrafiło czytać i pisać.

Co stanowi największą przeszkodę w przyjmowaniu przez nich chrześcijaństwa?

– Zwyczaje i strach przed nowym. Na przykład tam, gdzie jestem w Befasy w diecezji Morondawa na zachodzie Madagaskaru, jest silne przywiązane do lokalnych zwyczajów, kultu przodków, a w życiu codziennym do poligamii, co ja nazywam po prostu egoizmem. Dla mnie to egoizm, jeśli mężczyzna co 5-10 lat zmienia sobie żonę.

Bardzo często wtedy poprzednia żona odchodzi, czasem schodzi na drugi plan. Tutaj to jest bardzo ważny czynnik w życiu społecznym i jednocześnie mocny hamulec ewangelizacji. Mężczyzna czy kobieta przyjmują chrzest, pierwszą Komunię i bierzmowanie, a potem wchodzą w związek niesakramentalny. Jest obecny strach przez sakramentem małżeństwa, zwłaszcza w tym rejonie, gdzie są plemiona proarabskie. Ja mam nadzieję, że to, co tam robimy, prowadząc szkoły, ośrodek zdrowia, centrum formacji dla dziewcząt i kobiet, przyniesie owoce. Na to potrzeba czasu.

Ostatnio przy budowie klas, ufundowanych przez rodzinę z Plewisk, rozmawiałem z budowniczym. On powiedział, że za 20 lat być może będziemy mieli pożytek z tej młodzieży. Ja odpowiedziałem to, co zawsze mówię, że 30 procent z nich to będą chrześcijanie (śmiech).

Co robić, żeby nie tylko w tych młodych zakorzenić wiarę, ale i ukształtować w nich właściwe postawy?

– Po to są szkoły i katecheza. Uczą się od przedszkola do matury. Ja mam klasy do gimnazjum, potem idą do liceum w mieście Morondawa. To sporo czasu, od 3-4 roku życia do 18-20. Niektórzy z nich pewnie wybiorą odpowiednią ścieżkę potem, inni może nie. Dlatego bardzo często mówię do uczniów oraz ich rodziców, że jeśli nie mają ochoty zaakceptować programu oraz dyscypliny w szkole, na przykład uczestnictwa we mszy świętej, to znaczy, że to nie jest ich miejsce. To jest szkoła katolicka i jeżeli nie odpowiadają im jej zasady, to mogą poszukać sobie prywatnej. Wtedy odpowiada mi cisza. A ja wiem, po co tam jestem.

Czasami pojawia się tam takie myślenie, że tylko ucząc się, zdobywając pewną wiedzę, lecz żyjąc zakorzenionym w swoich dobrych i złych obyczajach, poczyni się postępy w życiu. To jest mrzonka. My, jako Polacy, przyjęliśmy chrzest oraz całą kulturę rzymską. Jeśli oni tego nie zaakceptują, to w życiu społecznym, jak i religijnym i duchowym, będą dalej takimi biedakami.

Zdaje się, że coraz częściej Malgasze dostrzegają miejsce i wartość Kościoła w swoim życiu. Katolicka szkoła przestaje być jedynie możliwością uzyskania edukacji za pół darmo.

Owoce ewangelizacji są już zatem widoczne.

– Nauczyciele w naszych szkołach są katolikami, 90 procent z nich żyje w związkach sakramentalnych. Bardzo dużo ich dzieci to są bardzo dobrzy uczniowie i członkowie Kościoła. Są ministrantami, należą do różnych grup religijnych. Mamy bardzo prężne grupy młodzieży. Tutaj należy położyć nacisk na ich formację intelektualną, moralną, na życie razem z Kościołem.

Mamy 1040 uczniów i mam nadzieję, że jakiś procent zostanie katolikami. Zaczynają się pojawiać wierzący starsi z tych rodów. Przychodzą do Befasy na mszę z wiosek, które przez lata nie chciały nas wpuścić i pozwolić na modlitwę. Chcą teraz, żeby postawić im kaplicę, potrzeba czasu i trzeba dać miejsce dla Ducha Świętego.

Teraz mamy siostry, które znają się na szkolnictwie. Zaczynają mieć dobry wpływ na dziewczyny. Słowa nie wpadają w ciernie.

fot. arch. Stanisława Kazka OMI

Czego możemy nauczyć się od Malgaszy?

– To, co jest bardzo ważne dla Malgaszy i co należy akcentować, to ich szacunek dla rodziny. Miejsce starszych w rodzinie jest istotne. Dzieci stanowią wartość. Gdy umiera mama, siostra lub kuzynka, to rodzina bierze dziecko do siebie. To są bardzo dobre cechy, które należy pielęgnować.

***

Misjonarze oblaci z Polski pracują na Madagaskarze już od ponad 40 lat. Pierwsza grupa pięciu misjonarzy, po przylocie w roku 1980, otrzymała do prowadzenia dwa już istniejące okręgi misyjne – Marolambo i Ambinanindrano, w Dystrykcie Lasów Tropikalnych, we wschodniej części Czerwonej Wyspy. Obecnie prowadzą 15 placówek misyjnych, a od 2004 r. także cztery parafie na wyspie Reunion. Aktualnie Delegatura Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Madagaskarze wchodzi w skład Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów, a tworzy ją około 100 zakonników, w zdecydowanej większości Malgaszy. Jej przełożonym jest o. Alphonse Philiber Rakotondravelo OMI. Klerycy z Czerwonej Wyspy kształcą się również w seminarium oblackim w Polsce, w Obrze k. Wolsztyna.

 

Piotr Ewertowski

fot. arch. o. Stanisława Kazka OMI