Od niepodpisanego listu do klasztoru po wędrownych cyrkowcach…
Dziś wspominamy 206. rocznicę powstania oblatów.
Młody ksiądz Eugeniusz de Mazenod powraca do rodzinnego Aix-en-Provence. Coraz wyraźniej widzi potrzebę poświęcenia się zwłaszcza najbardziej opuszczonym. Stopniowo odpowiadał na Boże wezwanie przede wszystkim poprzez służbę najuboższym materialnie i duchowo, życie wspólnotowe aż po życie zakonne. Gdy przedstawił się wikariuszom generalnym w Aix nie chciał być posłany do wypełniania z góry narzuconych zadań duszpasterskich. Chciał być wolny. Wszystko, co czynił ten młody kapłan, zdawało się wyrażać wołaniem: „Dajcie mi możliwość służenia tym, do których wy nie idziecie. Jest tylu biednych ludzi, których porzuciliście”.
Kim dla Eugeniusza byli najbardziej opuszczeni? Widział ich w trzech obszarach. W pierwszej byli: rzemieślnicy, służący, chłopi i parobcy bez środków do życia. Do drugiej grupy zaliczał młodzież z Aix, w końcu do trzeciej więźniów, zarówno skazańców, jak i jeńców wojennych.
Posłuchaj kazania Eugeniusza z kościoła św. Marii Magdaleny w Aix
List, którego zapomniał podpisać.
Eugeniusz przekonał się, że sam wszystkiemu nie podoła i potrzebuje współpracowników. Starając się odczytywać wolę Boga w rozmaitych okolicznościach życiowych, widział, jak Bóg wyraźnie pokazuje mu potrzebę wspólnoty osób myślących i działających podobnie.
Aby rozpocząć coś naprawdę wartościowego, dobro nie wystarczy. I to był problem ojca de Mazenoda. Miał trzech księży gotowych do niego dołączyć, którzy byli zaledwie dobrzy. Wiedział, że aby oderwać swoją grupę kapłanów od spraw przyziemnych, potrzebował perspektyw, które byłyby czymś więcej aniżeli tylko dobre. Potrzebował doskonałości. I tak napisał do skromnego młodego wikariusza wiejskiego w Arles, ojca Henri Tempiera, wzywając go pilnie do przyłączenia się do projektu ewangelizacji prowansalskiej wsi. Oto pełen tekst listu Eugeniusza. Od razu można poczuć pasję człowieka, który to pisze:
Mój drogi przyjacielu, proszę czytać ten list u stóp swego krzyża z zamiarem słuchania tylko Boga, aby poznać, czego od takiego kapłana jak ksiądz wymaga sprawa Jego chwały i zbawienia dusz. Proszę zmusić do milczenia pożądliwość, umiłowanie dostatków i wygód; proszę dobrze przyjrzeć się sytuacji mieszkańców naszych wiosek, stanowi ich religijności, odstępstwom, które coraz bardziej krzewią się z każdym dniem i które dokonują straszliwego spustoszenia. Proszę przyjrzeć się nikłości środków, jakie dotychczas przeciwstawiono temu zalewowi zła; proszę zapytać swego serca, co chciałoby zrobić, aby zaradzić tym spustoszeniom, a następnie proszę odpowiedzieć na mój list.
A zatem, mój drogi, nie wchodząc w szczegóły, mówię księdzu, że ksiądz jest potrzebny do dzieła, które Pan nam zlecił. Ponieważ głowa Kościoła jest przeświadczona, że w nieszczęsnym stanie, w jakim znajduje się Francja, tylko misje mogą ponownie sprowadzić ludzi do wiary, którą faktycznie utracili, gorliwi duchowni z różnych diecezji jednoczą się, aby wspierać zamysł najwyższego pasterza. Poczuliśmy nieodzowną konieczność posłużenia się tym środkiem na naszych terenach i, pełni ufności w dobroć Opatrzności, położyliśmy fundamenty pod dzieło, które stale będzie dostarczać naszym wioskom gorliwych misjonarzy. Będą oni nieustannie zajmować się burzeniem królestwa szatana, dając jednocześnie przykład życia naprawdę kapłańskiego we wspólnocie, którą będą tworzyć. Będziemy bowiem żyć razem w jednym zakupionym przeze mnie domu, kierując się regułą, którą wszyscy dobrowolnie przyjmiemy, a której elementy zaczerpniemy ze statutów św. Ignacego, św. Karola (dla oblatów), św. Filipa Nereusza, św. Wincentego a Paulo i błogosławionego Liguoriego.
W tym świętym Stowarzyszeniu, które będzie miało tylko jedno serce i jedną duszę, czeka nas szczęście. Jedna część roku będzie poświęcona na nawracanie dusz, a druga na rekolekcje, studium i osobiste uświęcenie. Chwilowo nie mówię księdzu więcej na ten temat. To wystarczy, aby dać księdzu przedsmak duchowych rozkoszy, które wspólnie będziemy przeżywać. Jeżeli — jak się tego spodziewam — zechce ksiądz przyłączyć się do nas, nie znajdzie się w kraju nieznanym; będzie ksiądz miał czterech współbraci. Na razie nie ma nas więcej, bo chcemy wybrać mężów mających wolę i odwagę, by pójść śladami apostołów. Ważne jest położenie mocnych fundamentów: w domu musi być ustalona i wprowadzona jak największa obowiązkowość zakonna, skoro tylko tam się wprowadzimy. Dlatego właśnie ksiądz jest mi potrzebny. Wiem bowiem, że ksiądz potrafi przyjąć regułę wzorowego życia i w niej wytrwać. Mimo że wcale nie będziemy związani ślubem, mam nadzieję, że będzie z nami tak jak z uczniami świętego Filipa Nereusza, którzy, pozostając tak samo wolnymi jak my nadal nimi będziemy, umarliby, zanim by pomyśleli o wystąpieniu ze zgromadzenia, które ukochali jak matkę.
Po otrzymaniu odpowiedzi podam księdzu wszystkie szczegóły, jakich ksiądz może sobie życzyć, ale, drogi przyjacielu, zaklinam księdza, proszę nie odrzucać największego dobra, jakiego można dokonać w Kościele. Łatwo znajdzie się wikarych, którzy księdza zastąpią, ale nie tak łatwo spotkać ludzi, którzy by się ofiarowali i zechcieli się poświęcić dla chwały Bożej i zbawiania dusz bez nadziei na inny zysk na ziemi niż wiele trudu i z tym wszystkim, co Zbawiciel przepowiedział swoim prawdziwym uczniom. Odmowa księdza byłaby nieobliczalną stratą dla naszego rodzącego się dzieła. Mówię szczerze i po przemyśleniu sprawy. Ucierpi na tym księdza skromność, ale to nieważne. Nie zawaham się dodać, że gdybym był przekonany o konieczności przyjazdu do Arles, żeby księdza nakłonić, zrobiłbym to niezwłocznie. Wszystko zależy od początków. Słowem, potrzebna jest doskonała jedność w odczuciach, taka sama dobra wola, ta sama bezinteresowność i to samo poświęcenie.
Proszę zachować tajemnicę. Ksiądz zdaje sobie sprawę, że jakiekolwiek zwierzenia w Arles zakończyłyby się odwiedzeniem księdza od zamiaru, którego wszystkich korzyści ksiądz nigdy nie potrafi ocenić, dopóki nie zacznie go realizować. Będziemy musieli zastosować pewną taktykę wobec wikariuszy generalnych. Ci tak bardzo popierają nasze dzieło, że napisali do Paryża, aby umożliwić poznanie go poprzez czasopisma, ale będziemy musieli obmyślić konieczne starania, aby księdza zastąpić. Najmniejszy brak roztropności mógłby pokrzyżować nasze plany. Byliby oni skłonni przypuszczać, że nas czterech wystarczy, a jest pewne, że trzeba nas przynajmniej sześciu. Tylu mi obiecali. Któż by powiedział, że trudno ich znaleźć? To prawda, że jesteśmy wymagający, bo chcemy, aby nasz zamiar się powiódł i osiągniemy to, jeśli ksiądz przyłączy się do nas. Proszę więc szybko odpowiedzieć mi twierdząco, a będę zadowolony. Żegnam, ukochany bracie.
Posłuchaj listu Eugeniusza do Henryka Tempiera:
Ogarnięty chwilą ojciec de Mazenod szybko zapieczętował list i wysłał go pocztą. Ale zapomniał podpisać się na nim swoim imieniem! Możemy sobie wyobrazić konsternację ojca Tempiera po jego otrzymaniu. Czy to jakiś żart? Kto wysłałby mu taki list? Dopiero jakiś czas później, dzięki Abbe Gaudinowi, przyjacielowi zarówno Tempiera, jak i de Mazenoda odkrył autora listu. Kiedy to zrobił i kiedy zdał sobie sprawę z powagi prośby, po prostu odpowiedział.
Po przystąpieniu księdza Tempiera wspólnota liczyła pięciu członków:
- Eugeniusz de Mazenod, lat 33
- Henri Tempier, lat 26
- Jean Francois Deblieu, lat 26
- Auguste Icard, lat 25
- Pierre Nolasque Mie, lat 47
„Oblaci”, czyli kto?
Dawna świątynia Rozumu i baza dla wędrownych cyrkowców
Ojciec de Mazenod zdawał sobie sprawę z tego, że zamierzona przez niego wspólnota apostolska powinna mieć dom, gdzie będzie mogła odpoczywać i przygotowywać się duchowo do pracy. Planował nabyć pofranciszkański klasztor na przedmieściach Aix, ale to się nie udało. Rozczarowany pisał do swego przyjaciela Forbina Jansona: „siostry od Najświętszego Sakramentu w jakiś zręczny sposób mnie przechytrzyły”.
Wtedy kupił większą część budynku z lat 1695-1701 po karmelitankach. Stał on na początku ulicy Mirabeau, nieopodal rezydencji, gdzie się urodził. Była tam kaplica, dawny chór sióstr, przylegający do kościoła, którego nie uwzględniała transakcja zakupu. Był zresztą tak zniszczony, że ojciec de Mazenod skomentował jego stan – „tam wewnątrz pada deszcz tak samo jak na dworze”. Podczas rewolucji przeznaczono go na kult bogini Rozumu, a potem służył jako baza dla wędrownych cyrkowców. Gdy Założyciel go w końcu kupił, stał się znany jako kościół misji i ten tytuł zachował do dziś.
Wszystko zaczęło się od dwóch beczek i deski
Misjonarze Prowansji
W święto Nawrócenia św. Pawła, 25 stycznia 1816 roku, pięciu młodych księży zebrało się w salonie, by podpisać oficjalną prośbę skierowaną do archidiecezji celem zatwierdzenia ich małego rozkwitającego stowarzyszenia pod nazwą Misjonarze Prowansji. Cel Zgromadzenia był dwojaki:
1. Głosić misje, by rechrystianizować „małe miasteczka i wioski w Prowansji, które prawie całkowicie odeszły od wiary, ponieważ zwykła posługa parafialna jest mało skuteczna (…)”.
2. „Zorganizować wspólnotę żyjącą według takiej reguły, by mogła służyć diecezji, a jednocześnie dążyła do własnego uświęcenia stosownie do swego szczególnego powołania”.
Dokument został podpisany przez ojców de Mazenoda, Tempiera, Icarda, Deblieu i Mie, a grupa rozpoczęła dziesięciodniowe rekolekcje przygotowawcze do głoszenia pierwszych misji parafialnych w Grans.
Oblaci mają być “specjalistami od Słowa Bożego” – biblijne tradycje Zgromadzenia
Charakterystyka pierwszej wspólnoty według Założyciela
Ubóstwo:
Nigdy, odkąd złożyliśmy śluby, nie mieliśmy okazji być tak ubogimi, jak wtedy. Niemal nieświadomie wkroczyliśmy na drogę doskonałości, którą tak niedoskonale teraz kroczymy. Celowo podkreślam dobrowolność naszego wyrzeczenia. Można by przecież wszystko, co potrzebne, przewieźć z domu mojej matki, ale nie to było moim zamiarem. Bóg już był obecny w moim dziele tworzenia, prowadząc nas (chociaż nie byliśmy wtedy tego świadomi) ku radom ewangelicznym i świadectwu, które później przyszło nam składać. Doceniliśmy ich wartość, żyjąc według nich.
Jedność:
… Jako misjonarze mamy jedno serce, jedną duszę i jedną myśl. To zadziwiające! Nasze radości, podobnie jak krzyże, są wspólne.
Miłość:
Zwyczajem Boga jest wynagradzać wielkodusznym apostołom ich służbę dla Niego. Miłość Boga obficie napełnia ich serca duchową radością i pokojem, które przewyższają wszelkie ludzkie wyobrażenie.
Radość i szczęście:
W świętej wspólnocie serc i dusz czeka nas szczęście (…), które zaspokoi wewnętrzne duchowe pragnienia wszystkich.
Modlitwa:
Zgromadzeni w imię Jezusa Chrystusa w regularnym życiu wspólnotowym, poprzez rekolekcje, modlitwę i rozmyślanie, przygotowujemy się do pracy jako Misjonarze Prowansji.
Fragmenty pochodzą z: A. Hubening OMI, „Żyjąc mocą Ducha Świętego”.
Madagaskar: Prowincjał w Tamatave
24 listopada 2024
Komentarz do Ewangelii dnia
24 listopada 2024
Komentarz do Ewangelii dnia
23 listopada 2024
Oblaci: z pasji do muzyki
22 listopada 2024
Z listów św. Eugeniusza
22 listopada 2024
Komentarz do Ewangelii dnia
22 listopada 2024
Olimpiada Znajomości Afryki: szansa na poznanie kontynentu
21 listopada 2024