Wrocław: peregrynacja Matki Bożej Kodeńskiej w zakładzie karnym

Przy okazji peregrynacji wizerunku Matki Bożej Kodeńskiej w oblackiej parafii na Popowicach we Wrocławiu, w przedpołudnie 16 lutego 2019 roku, kopia cudownego obrazu z Kodnia nawiedziła Zakład Karny nr 2, w którym posługuje o. Robert Żukowski OMI.

Do nietypowych odwiedzin więźniowie wraz z wolontariuszami przygotowywali się poprzez czuwanie modlitewne, udekorowano również kaplicę więzienną. Samochód kaplica przekroczył bramę zakładu penitencjarnego we Wrocławiu o godzinie 9.45. Kustoszem wizerunku był o. Włodzimierz Jamrocha OMI. Towarzyszył mu Wikariusz Prowincjalny – o. Sławomir Dworek OMI oraz br. Adam Makarewicz OMI ze wspólnoty kodeńskiej. Nastąpiło przywitanie obrazu, a następnie więźniowie, pokonując kolejne bramy, wnieśli wizerunek do kaplicy. Tutaj też mogli skorzystać z sakramentu pokuty. Wśród oblatów był również obecny o. Paweł Gomulak OMI – odpowiedzialny za media w prowincji, a przede wszystkim papieski Misjonarz Miłosierdzia, z którego posługi mogli skorzystać osadzeni.

Uroczystej Eucharystii przewodniczył o. Włodzimierz Jamrocha OMI. W kazaniu skierowanym do zebranych, w niezwykle barwny sposób przekazywał historię sarmackiej kradzieży, jakiej dokonał Mikołaj Sapieha – wywożąc obraz Matki Bożej z Rzymu. Wcześniej, właśnie przed nim doznał cudownego uzdrowienia z depresji. Historię, która pierwotnie znalazła się na XVII-wiecznej srebrnej sukience wizerunku (dzisiaj zasłona obrazu), spopularyzowała i ubrała w literackie ramy Zofia Kossak-Szczucka w powieści „Błogosławiona wina”. Wskazał przy tym, że Maryja jest matką również takiego „przestępcy” jak Sapieha. Jest zatem również orędowniczką dla tych wszystkich, którzy w swoim życiu dokonali błędnych decyzji.

Przejmującym momentem było nabożeństwo zawierzenia swojego życia Matce Bożej Kodeńskiej, podczas którego można było przyjąć kodeński szkaplerz, który włącza również w dobra duchowe zgromadzenia. Osadzeni mogli zapisać także swoje intencje w specjalnie przygotowanej księdze pamiątkowej.

(pg)

NOTKA INFORMACYJNA

            „Administrator danych osobowych informuje, że wszystkie dane osobowe na stronie internetowej Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Polsce, umieszczone zostały za zgodą osób, których dane dotyczą lub umieszczone są na podstawie prawa”


Poznań: odszedł do Pana śp. o. ppłk Mieczysław Oleksiuk OMI

W dniu 16 lutego 2019 roku o godzinie 14.55 w poznańskim szpitalu im. św. Jana Pawła II (Centrum Medyczne HCP) odszedł do Pana śp. o. Mieczysław Oleksiuk OMI.

Urodził się 15 lipca 1953 roku w Koszelikach (parafia Manie, diecezja siedlecka).  Ukończył Liceum Medyczne o profilu Technika Analityki Medycznej we Wrocławiu. Wstąpił do Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej - nowicjat odbył na Świętym Krzyżu, gdzie złożył pierwszą profesję zakonną w dniu 8 września 1975 roku. Rozpoczął formację w scholastykacie obrzańskim, gdzie złożył śluby wieczyste (8 września 1979 roku) oraz przyjął święcenia prezbiteratu z rąk ks. abp. Jerzego Stroby - arcybiskupa poznańskiego (14 czerwca 1981 roku).

Przez pierwsze dwa lata posługi kapłańskiej pracował jako wikariusz parafii w Kędzierzynie-Koźlu i Laskowicach. Od 1983-1994 roku był misjonarzem ludowym (Katowice, Grotniki, Wrocław). W latach 1994-1996 był kapelanem sióstr w Füssenich (Niemcy).

Począwszy od 1997 roku o. Mieczysław Oleksiuk OMI pracował w Ordynariacie Polowym Wojska Polskiego, sprawując funkcję: wikariusza w Skierniewicach (styczeń-maj 1997 r.), proboszcza w Wałczu (1997-2002), przez następne dwa lata otrzymał przydział kapelański do Polskich Sił Zbrojnych w Syrii (XVIII-XXII zmiana POLBATT na Wzgórzach Golan). Po powrocie do kraju, ustanowiono go proboszczem w Biedrusku, a w 2005 roku otrzymał promocję ze stopnia majora na stopień podpułkownika.

Ostatnim domem zakonnym śp. o. Mieczysława był klasztor przy kurii prowincjalnej w Poznaniu.

UROCZYSTOŚCI POGRZEBOWE

POZNAŃ - 19 lutego 2019, kościół Chrystusa Króla na Górczynku - różaniec o godz. 17.45, Msza św. eksportacyjna o godz. 18.30.

KODEŃ - 21 lutego 2019 - Msza św. pogrzebowa o godzinie 12.00, a następnie złożenie ciała na kwaterze oblackiej cmentarza parafialnego w Kodniu.

R.I.P.

 

 


Lubliniec: uroczystości pogrzebowe śp. o. Henryka Stempla OMI

W dniu 15 lutego 2019 roku odbyły się uroczystości pogrzebowe śp. o. Henryka Stempla OMI. Spoczął w kwaterze oblackiej lublinieckiego cmentarza.

O godzinie 12.30 miał miejsce różaniec w intencji zmarłego. Po nim rozpoczęła się Eucharystia, której przewodniczył Wikariusz Prowincjalny – o. Sławomir Dworek OMI. Koncelebrowali ją: o. Lucjan Osiecki OMI – superior lubliniecki, o. Waldemar Janecki OMI – proboszcz miejscowej parafii oraz kilkudziesięciu prezbiterów. We Mszy świętej uczestniczyła najbliższa rodzina, oblaci-bracia, nowicjusze oraz parafianie lublinieccy wraz z pocztem sztandarowym Przyjaciół Misji.

Kazanie pogrzebowe wygłosił o. Waldemar Janecki OMI, który na początku przywołał okoliczności śmierci o. Henryka – 13 dzień miesiąca – Dzień Fatimski. Następnie mówił o tajemnicy powołania kapłańskiego, wskazując, że zmarły w tym roku miał obchodził 60-tą rocznicę przyjęcia święceń prezbiteratu. Nawiązując do domu rodzinnego, który jest pierwszym seminarium, przypomniał historię, którą ojciec Stempel wielokrotnie przytaczał:

„Kiedy Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej prowadzili misje czy rekolekcje, jako młody Heniu podszedł do misjonarzy – i to bardzo często wspominał, że – bardzo chciałby zostać księdzem. A oblaci mówili:
– No to idź do swojego proboszcza.
– Nie, nie, nie – ja chcę być takim, jak wy, księdzem.”

Przemierzając ścieżki historii ojca Henryka, kaznodzieja ukazywał, jak kształtowało się jego powołanie oraz podkreślał, jak ważne były więzy rodzinne w jego życiu.

„Niejednokrotnie widziałem, jak bardzo żywo interesował się waszym życie rodzinnym. Jak pragnął być obecny, szczególnie w tych wydarzeniach, które miały charakter religijny… (…) Nie ukrywam wzruszenia tych ostatnich telefonów, które do was wykonywał, leżąc w szpitalu. Jak on się do was czule, jak starszy brat, zwracał. (…) Słyszałem znamienne trzy prośby, które do was kierował:  ja się za was modlę; pomódl się za mnie; każdą rozmowę z wami kończył słowami: kocham was.”

Wskazując na życie zakonne śp. Henryka, podkreślił, że wypełnił w swoim życiu największe pragnienie młodzieńczego serca, stając się „kapłanem takim, jak wy”. Ofiarnie posługiwał jako misjonarz ludowy, rekolekcjonista.

Pod koniec liturgii głos zabrał również o. Sławomir Dworek OMI, który podkreślał, że nie ma nic piękniejszego, niż umierać w otoczeniu braci. Dziękował rodzinie zmarłego i wszystkim uczestnikom uroczystości pogrzebowych. Po zakończonej celebracji, obrzędu „ostatniego pożegnania” dokonał ostatni przełożony zakonny śp. o. Henryka – o. Lucjan Osiecki OMI.

Ojciec Henryk Stempel OMI spoczął w śląskiej ziemi, którą – pomimo że nie był Ślązakiem – bardzo ukochał. Wspominał o tym brat zmarłego w słowie podziękowania na cmentarzu.

Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie…

(pg)


15 lutego 2019

MINĘŁO 200 LAT: PRZEPOWIADANIE: COŚ PIĘKNEGO DLA BOGA
 
Nie potrzeba mówić, że nigdy nie pozwala się na przyjmowanie choćby najmniejszej zapłaty ani za głoszenie, ani za nauczanie, ani za udzielanie sakramentów czy też za obojętnie jaką posługę.
 
Reguła z 1818, rozdział 3, §1. O przepowiadaniu
Misjonarz, współpracownik Zbawiciela, powinien naśladować przykład apostołów: Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski! Wart jest bowiem robotnik swej strawy (Mt 10,8-10).

Misjonarz to też człowiek... [świadectwo]

Już od dzieciństwa chciałem być misjonarzem. Marzyła mi się Afryka i praca wśród tamtejszej ludności. Z tą myślą dorastałem. Trafiłem jednak zupełnie gdzie indziej.

Okazało się, że życie pokieruje mnie w zupełnie inne rejony. Krajem mojej misyjnej pracy został Pakistan. Nigdy przedtem nawet słowa nie słyszałem o oblatach w Pakistanie i ich pracy w tym kraju. Zdziwiłem się, gdy rozmawiając po raz kolejny z prowincjałem o chęci wyjazdu na misje, usłyszałem z jego ust, że właśnie otrzymał list od przełożonego oblatów w Pakistanie (obecnego biskupa Quetty), z prośbą o polskiego misjonarza. I tak się zaczęły misyjne drogi wiodące na kontynent azjatycki. Ale zanim tam dotarłem, od samego wymarszu, spory szmat drogi wiódł pod górkę. Wspomnę tylko, że kiedy w kwietniu 2002 r. składałem dokumenty z prośbą o wizę, nie sądziłem, że przyjdzie mi ją oglądać w paszporcie dopiero w połowie sierpnia następnego roku. W tym czasie nie zabrakło oczywiście słów zachęty i otuchy ze strony niektórych współbraci. Szczególnie słowa: „Jedź, jedź, będziemy mieli o jednego męczennika więcej” głęboko zapadły mi w pamięci i wziąłem je sobie do serca.

o. Marek w stroju tradycyjnym

Ziemia męczenników
Pod koniec października 2003 r. stanąłem na świętej dla muzułmanów ziemi. Dla wielu chrześcijan tam żyjących – ziemi męczenników. Pierwszą trudnością, z jaką przyszło mi się zmierzyć, był oczywiście język i kultura, a raczej kultury występujące w różnych częściach Pakistanu. Abym mógł jak najszybciej „skosztować” tej różnorodności, przełożony misji zorganizował mi „Tour de Pakistan” i nawet dalej. Największy dla mnie problem był w tym, iż nie wiedziałem, że stałem się zawodnikiem i nie miałem pojęcia o poszczególnych etapach tego „wyścigu”. Dlatego uciążliwe i poniekąd irytujące było dla mnie, gdy po dwóch miesiącach pobytu w Karaczi (region Sindh), gdzie starałem się – pod czujnym okiem lokalnego nauczyciela – sklecać literki, coś tam czytać i pisać od prawej do lewej strony (uroki języka urdu), nagle dowiedziałem się, że jadę do misji w Derrickabadzie (region Pendżab) położonej wśród piasków pustyni. Oczywiście pobyty w Karaczi, gdzie mieszkali również nasi klerycy i w Derrickabadzie były dla mnie wzbogacające i dziękowałem Bogu za te doświadczenia. Kolejne dwa miesiące upłynęły i znów musiałem spakować tobołki do następnego etapu podróży. Dowiedziałem się, że tym miejscem będzie Quetta (region Balochistan) przy granicy z Afganistanem.Tu przynajmniej miałem z góry powiedziane, że nie mam co liczyć na dłuższy pobyt, bo to jest miejsce specyficzne i niebezpieczne dla przybyszów. Ale o dziwo przepracowałem tam prawie rok. Udało mi się wówczas „podgonić” lekcje języka urdu. Miałem tam wybornego, doświadczonego nauczyciela. Quetta pozostawiła też w moim sercu piękne przeżycia duszpasterskie. Miałem pod opieką kościół filialny w dzielnicy Samungli. Po jedenastu miesiącach przyszedł czas na kolejne zmiany. Tym razem moim celem była Sri Lanka (i to w niespełna dwa tygodnie po tsunami). Spędziłem trzy miesiące w jezuickim ośrodku formacyjnym Lewella w pobliżu Kandy, w towarzystwie oblatów z Bangladeszu, Indii, Lesotho i Tajlandii oraz sióstr zakonnych z rozmaitych wspólnot. To był ostatni etap podróży, który miał mnie w końcu zaprowadzić do Multanu, gdzie mieści się juniorat – Niższe Seminarium Duchowne Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Tam przez pięć lat pełniłem obowiązki przełożonego.

Wspólnota junioratu – Niższego Seminarium Duchownego

Ciągłe zmiany
Przemieszczanie się z miejsca na miejsce było dla mnie z jednej strony pięknym, ale z drugiej trudnym doświadczeniem. Ogólnie mówiąc – spodziewałem się konkretu, klarownych sytuacji, czegoś w rodzaju zakorzeniania się w tamtejszą rzeczywistość. Tymczasem te ciągłe zmiany sprawiały, że czułem się rozbity i zdezorientowany. Wśród współbraci krążyła anegdota o młodym misjonarzu, który przybywszy do Pakistanu pytał starszego, doświadczonego o to, co jest najważniejsze w pracy misyjnej. Usłyszał odpowiedź, że trzy rzeczy: „Po pierwsze – cierpliwość. Po drugie – cierpliwość, i po trzecie – cierpliwość”. Mogę po latach napisać, że choć znałem teorię, to w praktyce tej cierpliwości gdzieś mi zabrakło. Wielką trudnością było dla mnie wejście w mocno zakorzenione w mentalności stosunki pan-wasal (szczególnie na wsi), zdystansowanie się od pewnych sytuacji, spraw, ludzkich zachowań. Porady, żebym podchodził do wszystkiego z dystansem i tak po ludzku wyluzował, były dobrymi radami, ale nie potrafiłem tego zaaplikować do rzeczywistości.

Dobroć to słabość?
Ludzie byli bardzo życzliwi, gościnni, uczynni, ale można było się w tych relacjach pogubić. Najbardziej dziwiło mnie to, że dobroć i łagodność często interpretowano jako słabość. I dla jasności dodam, że nie było to tylko moje odczucie. Stąd przybywało coraz więcej wewnętrznych rozterek, gdzieś to wszystko się nawarstwiało, kumulowało. Bóg o tym wiedział. Ja dojrzewałem do tego, żeby dostrzec, że to moje serce jest może zbyt ciasne, zagracone – chociażby przez rodzące się uprzedzenia czy oczekiwania. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że zabrakło mi chyba spontaniczności. I zamiast tracenia sił na ujarzmianie rzeczywistości, może trzeba było bardziej się jej poddać, otworzyć się na nią. Dużą rolę odgrywa tutaj osobowość. Ludziom spontanicznym z pewnością będzie łatwiej i lżej w takiej sytuacji – kiedy jednak przychodzi to z trudem, praca misyjna okazuje się udręką.

Zabrakło mi cierpliwości
Starałem się pamiętać o tej anegdocie, że to cierpliwość w pracy misyjnej jest najważniejsza. Zabrakło mi jej jednak w stosunku do moich podopiecznych. Poprosiłem o zmianę. Wielkich możliwości manewru wówczas nie było. Zdecydowano, że pójdę do niedawno przejętej przez nas parafii w Sangla Hill (archidiecezja Lahore). To miejsce naznaczone wielką tragedią. Kilka lat wcześniej kościół i plebania zostały spalone przez tłum muzułmanów. Jeden z chrześcijan został oskarżony o zbezczeszczenie Koranu. Spalono wówczas również kościółek protestancki. Państwo dało środki na jego odbudowę. Coraz też bardziej docierała do mnie myśl, że jeśli chcę tu jeszcze pracować, to muszę zmienić swoje spojrzenie na wszystko – nabrać potrzebnego dystansu. Coraz głośniej w głowie zaczęły mi wybrzmiewać słowa, które kiedyś usłyszałem w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, w czasie przygotowań do wyjazdu na misje. – Jeśli masz się męczyć na misjach, to lepiej wracaj. Ten wkradający się we mnie cień wątpliwości i rozterek ciągle narastał. Coraz bardziej wpływał na całą moją pracę misyjną w Pakistanie. Trzeba było coś ze sobą zrobić. Trwanie w takim braku konkretnych decyzji jest bardzo wyczerpujące – tak czysto życiowo i nawet duchowo. Dużo zawdzięczam mojemu ojcu duchownemu, który pomógł mi przepracować wszystkie te trudne tematy. W końcu przyszedł moment na postawienie sprawy jasno – wracam do Polski. Oczywiście decyzja o powrocie nie była czymś nagłym, natychmiastowym. To dojrzewało we mnie jak owoc. I nie podjąłem jej ot tak. Chodziło przecież o kolejny, poważny zwrot w moim życiu. Tak więc upewniłem się w sumieniu, czy jestem pewien swojej decyzji i pod koniec listopada 2010 r. wróciłem do Polski. W pewnym sensie jest mi teraz łatwiej. Doświadczenie trudnych misji w Pakistanie procentuje, ale szczerze mówiąc, do dziś trudno mi się odnaleźć, znaleźć swoje miejsce.

o. Marek Swat OMI – Misjonarz Oblat Maryi Niepokalanej, przez wiele lat posługiwał na misjach „ad gentes”. Obecnie przebywa w naszym klasztorze w Lublinie.

(misyjne.pl)


Nowy zbiór kazań pasyjnych

Nakładem Wydawnictwa AA ukazał się zbiór kazań pasyjnych o. Roberta Wawrzenieckiego OMI.

Kazania pasyjne to trzy cykle kazań przygotowanych do wygłoszenia w czasie nabożeństwa Gorzkich żali, przeznaczonych na pięć niedziel Wielkiego Postu, Niedzielę Męki Pańskiej oraz Wielki Piątek.

W pierwszym cyklu rozważamy moc Chrystusowej Krwi, Krzyża, Serca, Ofiary, Słowa oraz przebaczenia, ucząc się wraz z Maryją przyjmowania Bożych łask. Drugi cykl kazań pasyjnych dotyczy darów, a trzeci – owoców Ducha Świętego.

Książka jest doskonalą pomocą dla kapłanów w roku, którego hasło duszpasterskie brzmi: „W mocy Bożego Ducha”. Obfitość cytatów z pism Ojców Kościoła i wczesnochrześcijańskich pisarzy sprawia, że lektura tych kazań może ubogacić także indywidualną modlitwę adoracyjną i będzie pomocą w lepszym przygotowaniu się do Świąt Zmartwychwstania Pańskiego.

O. Robert Wawrzeniecki OMI jest kapłanem zakonnym Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, misjonarzem-rekolekcjonistą. W 1993 roku wstąpił do nowicjatu na Świętym Krzyżu, w najstarszym polskim sanktuarium, gdzie znajdują się relikwie drzewa Krzyża Świętego. Pięć lat później złożył śluby wieczyste, a w 2000 roku przyjął święcenia kapłańskie. Był duszpasterzem w Iławie, Kodniu, Wrocławiu i Kędzierzynie-Koźlu. Pracował z wieloma grupami duszpasterskimi: ministrantami, Domowym Kościołem, katolicką Odnową w Duchu Świętym, Anonimowymi Alkoholikami, Przyjaciółmi Misji. Duszpasterz akademicki w DA Frassati we Wrocławiu. Prowadził audycje katolickie w Radiu Iława oraz Katolickim Radiu Rodzina, a także w TVP Wrocław, gdzie komentował niedzielną Ewangelię. Od października 2018 roku pracuje w sekretariacie Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce. Autor kilku zbiorów kazań.

(opis ze strony Wydawnictwa AA)


Obra: Pszczelarze w scholastykacie

Pośród wielu obowiązków i zamiłowań oblatów-braci znajdziemy również w ich gronie wybitnego pszczelarza. W obrzańskim klasztorze okazałą pasiekę prowadzi br. Zdzisław Cieśla OMI, którego wyroby z miodu i wosku odbiły się echem sławy również poza scholastykatem. W związku z pasją br. Zdzisława, w sobotę 9 lutego 2019 roku, w Wyższym Seminarium Duchownym odbyło się szkolenie dla pszczelarzy rejonu leszczyńskiego.

Spotkanie rozpoczęło się Eucharystią w kaplicy seminaryjnej. Przewodniczył jej i kazanie wygłosił o. Łukasz Krauze OMI. Następnie wszyscy uczestnicy, w liczbie 150., zgromadzili się w auli seminaryjnej, aby wysłuchać serii wykładów pana mgr. inż. Cezarego Kruka. Prowadzący mówił o całorocznym prowadzeniu pasiek, szczególnie akcentując potrzebę walki z warozą.

Spotkanie stanowiło również okazję do zapoznania się z charyzmatem naszego Zgromadzenia, a dla samych pszczelarzy tworzyło płaszczyznę wymiany doświadczeń.

(pg/br. Zdzisław Cieśla OMI/zdj. WSD OMI)


14 lutego 2019

MINĘŁO 200 LAT: PRZEPOWIADANIE: JESTEŚMY NAPEŁNIENI TYM, CZEGO NAUCZAMY, ZANIM ZACZNIEMY NAUCZAĆ INNYCH.
Celem przepowiadania według Eugeniusza było nauczanie i skierowanie orędzia, które doprowadziłoby ludzi do głębszej relacji z Bogiem i z bliźnim:
 
Doświadczenie już nas pouczyło, że aby móc osiągnąć ten tak pożądany cel, jedyny, jaki można byłoby mieć wobec tak niebezpiecznego posługiwania, w którym tylu daremnych i pysznych znajdują swą zgubę, nie doprowadzając innych do zbawienia. 
To może być dziwne, gdy słyszymy o głoszeniu jako niebezpiecznym posługiwaniu. Kiedy zwróci się uwagę na ogromne rzesze, uczestniczące w misjach i wzruszenie towarzyszące wielu nawróceniom, niebezpieczne byłoby dla misjonarzy, aby czerpali z nich tylko osobistą korzyść i zapominali, że głosząc, są narzędziami Zbawiciela i Jego łaski.
 Ale osiągnie się go jedynie zapominając o sobie samym, wyrzekając się swej własnej chwały, tłumiąc na dnie swego serca próżne pochwały ludzi, jednym słowem głosić, tak jak Apostoł, <<Jezusa Chrystusa i to Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego... nie w wyniosłości mowy, ale w okazywaniu Ducha>>, to znaczy, pokazując, że rozważyliśmy w swoim sercu słowa, które wygłaszamy i że zaczęliśmy od praktykowania, zanim przystąpiliśmy do nauczania.

Lubliniec: odszedł do Pana śp. o. Henryk Stempel OMI

W domu zakonnym w Lublińcu, w obecności wspólnoty oblackiej, odszedł do Pana śp. o. Henryk Stempel OMI.

Urodził się 8 kwietnia 1935 roku w Deszkowicach (dekanat Szczebrzeszyn, diecezja zamojsko-lubaczowska). Wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego w Lublińcu, które ukończył w 1952 roku. We wrześniu tego samego roku rozpoczął nowicjat w Markowicach. Tutaj też złożył pierwszą profesję zakonną 8 września 1953 roku. Następnie rozpoczął studia filozoficzno-teologiczne w scholastykacie w Obrze. Śluby wieczyste złożył 8 września 1956 roku. Święceń prezbiteratu udzielił mu ks. abp Antoni Baraniak - metropolita poznański - w dniu 30 marca 1959 roku.

Posługę kapłańską rozpoczął od rocznego stażu pastoralnego w Lublińcu, następnie przez rok czasu był wikariuszem na Koszutce w Katowicach. Od 1961 roku posługiwał jako misjonarz ludowy w: Iławie (1961-1964), na Świętym Krzyżu (1964-1969, łącznie z posługą ekonoma klasztoru), Kędzierzynie-Koźlu (1978-1984), Poznaniu (1984-1995), Laskowicach Pomorskich (1995-2001) i znów na Świętym Krzyżu (2001-2011). W 2011 roku został posłany do pomocy w duszpasterstwie pielgrzymów przy Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia od 2017 roku przebywał w domu zakonnym w Lublińcu.

Ojciec Henryk Stempel OMI był poszukiwanym i cenionym kaznodzieją, chętnie dzielił się swoim doświadczeniem misjonarskim z młodszymi oblatami. Był kierownikiem duchowym i spowiednikiem wielu nowicjuszy, oblatów i ludzi świeckich. Był zakonnikiem, którego zapamiętamy jako ostoję dobroci, pogody ducha i wspólnotowego życia. Zmarł 13 lutego 2019 w Lublińcu.

Uroczystości pogrzebowe śp. o. Henryka Stempla OMI odbędą się w Lublińcu, w najbliższy piątek, 15 lutego 2019 roku, o godz. 13.00.

(pg/zdj. OMI Święty Krzyż)