Z listów św. Eugeniusza
NIECH BĘDĄ GODNI SWEGO POWOŁANIA ALBO NIECH ODEJDĄ
Pisząc do mistrza nowicjatu, ojca Vincensa, Eugeniusz mówił o decyzji, aby jednego z kandydatów poprosić o przerwanie formacji.
Ta sama rada uznała, że br. Martin nie nadawał się do Zgromadzenia. Jego niezależny duch nigdy nie mógł podporządkować się przepisom Reguły. Służył za zborny punkt takim niedoskonałym członkom jak on. Nie mógł opanować swego języka, trzeba było, aby wszystko oceniał, krytykował wszystkich i wszystko, co się działo, jednym słowem, nie pozostawiał żadnej nadziei, że kiedykolwiek zaakceptuje ducha Stowarzyszenia...
Gdy chodzi o mnie, powziąłem postanowienie. Nie będzie tak w chwili, gdy Bóg rozlewa tak obfite błogosławieństwa na naszą małą rodzinę, a ja będę znosił ludzi niedoskonałych z własnego wyboru i pozbawionych cnót. Niech będą godni swego powołania albo niech odejdą.
Następnie Eugeniusz mówił o innych młodych oblatach, którzy okazali się godni swego powołania:
Nie potrafiłbym wam wystarczająco dużo dobrego powiedzieć o dwóch młodych ojcach, których niedawno wraz z ojcem Lempfritem wysłałem do Ameryki. To są anioły, a trzej, którzy wyjadą na Cejlon, to wzory: oo. Semeria, Keating i Ciamin, łącznie z br. Gaspardem, który jest doskonały. O jednych i drugich możecie powiedzieć w waszym nowicjacie, aby pobudzić gorliwość waszych nowicjuszów i ich święte współzawodnictwo.
List do o. Ambroise’a Vincensa, 19.10.1847, w: PO I, t. X, nr 949.
"Misja w sercu ludu nie jest częścią mojego życia ani ozdobą, którą mogę zdjąć; nie jest dodatkiem ani jeszcze jedną chwilą w życiu. Jest czymś, czego nie mogę wykorzenić z siebie, jeśli nie chcę siebie zniszczyć. Ja jestem misją na tym świecie, i dlatego jestem w tym świecie" (Papież Franciszek).
Na mocy chrztu każdy z nas na tej ziemi, gdziekolwiek się znajdujemy, jest misją. Znakiem rozpoznawczym członków rodziny mazenodowskiej jest być zawsze blisko ludzi.
Komentarz do Ewangelii dnia
„Natychmiast”- szybkość działania w podjęciu decyzji. Pan Jezus zaprasza, a człowiek odpowiada. Jedyne w swoim rodzaju zaproszenie do pójścia za Jezusem rozbrzmiewa przez całe wieki. Również dzisiaj w świecie, który w wielu miejscach o Jezusie zapomniał. Znamienne jest to, że Pan Jezus nie rezygnuje z pomocy człowiekowi i w zdobywaniu ludzi dla Bożego Królestwa. Mimo ludzkiej słabości, ułomności i różnego rodzaju biedy, daje człowiekowi szansę. Każdy z nas jest wezwany do tej tajemnicy, aby oddać swoje życie w ręce Mistrza i dać się poprowadzić w pełnym zawierzeniu.
(S. Stasiak OMI)
Przychodzili do tawerny, żeby słuchać jego audycji radiowych. Fenomen o. Victora Lelièvre’a OMI
Pochodził z Francji – urodził się 1876 roku w ubogiej i bardzo pobożnej rodzinie rzemieślniczej. Czworo rodzeństwa zmarło przy porodzie. Victor, który również nie cieszył się zbyt dobrym zdrowiem, był oczkiem w głowie rodziców. Matka zaszczepiła w nim nabożeństwo do różańca i drogi krzyżowej. Sam później przyzna, że nauczył się modlić dzięki pobożności matki. Ulubioną zabawą małego Victora było organizowanie procesji z dziećmi sąsiadów.
6 czerwca 1886 roku ma 10 lat. Jest w podobnym wieku, co św. Jan Bosko, który doświadczył pierwszej wizji Jezusa i Maryi we śnie, w podobnym wieku, co św. Maksymilian Maria Kolbe, który zobaczył dwie korony: czystości i męczeństwa. 6 czerwca Victor przyjmuje pierwszą komunię świętą i słyszy głos Jezusa: „Przyjdź i pójdź za Mną”. Dziecko dzieli się tym doświadczeniem z matką, ale ona nie zwraca na to uwagi. Od tego dnia charakter chłopca radykalnie się zmienił – stał się wycofany, spokojny i refleksyjny.
W 1896 roku wstępuje do nowicjatu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Święcenia prezbiteratu przyjmuje 24 czerwca 1902 roku w święto Jana Chrzciciela – patrona francuskojęzycznych Kanadyjczyków. Śluby wieczyste składa we wspomnienie św. Anny 26 lipca 1902 roku. Święta Anna jest patronką prowincji Quebec, do której młody oblat niebawem trafi.
W dniu Mszy prymicyjnej w rodzinnym Vitré ojciec Victora da mu jedną radę: „Mów tak, aby świat biednych ciebie zrozumiał”. Od tego momentu młody oblat nigdy nie będzie przywiązywał większej uwagi do błędów gramatycznych, które mu się przydarzały. Powtarzał, że Ewangelia jest najważniejsza: „Ewangelia jest głównym kluczem dobrego Pana, jest kluczem, który otwiera serca„.
Godziny Święte dla tysięcy robotników
W 1903 roku młody ojciec Lelièvre trafia do Kanady. Ma dołączyć do dziesięcioosobowej wspólnoty oblackiej, odpowiedzialnej za parafię Najświętszego Zbawiciela w Quebecu. Tworzy ją ponad 13 000 wiernych, głównie robotników z pobliskich fabryk obuwia.
Dwa lata później zwraca się do 50 kobiet z parafii, prosząc, aby w pierwszy piątek miesiąca przyprowadziły na godzinną adorację Najświętszego Sakramentu przynajmniej po 10 osób. Marzył o pół tysięcznej „straży honorowej” Najświętszego Serca Pana Jezusa. Miesiąc później na Godzinę Świętą przyszło 1 826 osób. Liczba adorujących Najświętszy Sakrament będzie systematycznie wzrastać.
Nie można uprawiać pobożności prywatnej bez Mszy świętej
25 czerwca 1903 roku ojciec Lelièvre udaje się z ostatnią posługą do umierającego. Mężczyzna wybitnie nie wylewał za kołnierz.
Znajduję mojego biedaka leżącego nie na swoim łóżku, ale na materacu, na środku pokoju. Po kilku wezwaniach zapraszam matkę i płaczące dzieci, aby odpoczęły, a potem podaję umierającemu krucyfiks do pocałunku. Otwiera szeroko oczy i odpowiada na moje pozdrowienie:
– Ty jesteś ojcem od Najświętszego Serca? Wiesz, piję bez umiaru, ale jestem czcicielem Najświętszego Serca.
– Naprawdę? A jednak powiedziano mi, że nie chodzisz na Mszę świętą.
– To prawda, ale nie mogę, ojcze. Sprzedałem moje niedzielne ubranie za alkohol. Nadal mam moje ubranie robocze, kombinezon. Odkąd wprowadziłeś nabożeństwo do Serca Jezusa, jestem tam w każdy pierwszy piątek. Staję z tyłu, niedaleko kropielnicy. Wstyd mi w kombinezonie iść do przodu.
Młody misjonarz powraca do klasztoru i po rozmowie z proboszczem zostaje zorganizowana dodatkowa Msza święta dla robotników w ubraniach roboczych. Ojciec Lelièvre wpada do pobliskiej fabryki i nie zważając na protestanckie kierownictwo, zatrzymuje linię produkcyjną. W swoim stylu nakłania mężczyzn, aby zaraz po skończeniu pracy udali się do kościoła na Godzinę Świętą. Tego wieczora świątynia była pełna po brzegi. Styl kaznodziejski ojca Victora okazał się sukcesem. Nie krytykował, nie krzyczał: „Moje kazanie, to była tylko rozmowa, inaczej wyszliby za drzwi„.
Choć inicjatywa ojca Lelièvre – Mszy świętych dla robotników, spotkała się z kpinami wyższych warstw społecznych Quebecu, okazało się, że robotnicy masowo zaczęli prosić o spowiedzi. Uprzedzając nieco fakty, warto zaznaczyć, że w 1951 roku w ciągu jednego wieczora po spowiedzi do komunii przystąpiło przeszło 50 tysięcy osób. Pewien ksiądz z Quebecu wspomina:
Żaden ksiądz nie zmusił nas do pracy jak ojciec Lelièvre. Spowiadaliśmy całe popołudnia lub wieczory w naszych parafiach. Radio wszędzie ogłaszało godziny święte i spowiedzi, a my musieliśmy iść… W parku jeszcze tego samego wieczoru były dyżury: czekała tam na nas setka konfesjonałów, w razie potrzeby dostawiano kolejne niedaleko ołtarzy. Widziałem arcybiskupa Roya, siedzącego skromnie w konfesjonale na placu zabaw – jak najbardziej pokorny wikary czekał na swoją godzinę Mszy przy ołtarzu. Tak się złożyło, że na sto konfesjonałów stała kolejka na dwadzieścia cztery godziny!
Kult Serca Pana Jezusa
Wielkim sprzymierzeńcem ojca Victora okazał się kardynał Bégin. Wraz z oblatem 24 czerwca 1908 roku poprowadził uroczystość wzniesienia pierwszego w prowincji pomnika Najświętszego Serca Pana Jezusa. W przeciągu kilku lat powstały setki podobnych: w parafiach, fabrykach, na placach. Ojciec Lelièvre nie wyobrażał sobie praktykowania wiary tylko prywatnie, czy nawet ograniczania jej jedynie do obszaru kościoła. Naciskał na świadectwo w przestrzeni publicznej.
Oblat zaczyna organizować procesje w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa. Poprzedzają je misje parafialne, rekolekcje i tridua. Wkrótce rodzi się praktyka dekorowania domów na trasie. W 1917 roku uczestniczy w niej 20 000 osób. W 1920 roku, gdy procesja przebiega obok parlamentu prowincji Quebec, uczestniczy w niej cały rząd.
Gaudiose Hébert – założyciel Konfederacji katolickich pracowników Kanady – podkreślał, że dzieło ojca Lelièvre było o wiele bardziej skuteczne, niż późniejsze programy socjalne, m.in. przeciwdziałania przemocy domowej:
Praca zapoczątkowana w Saint-Sauveur przez ojca Lelièvre’a przyniosła nam ogromne dobro. Godzina uwielbienia w pierwszy piątek była dla klasy robotniczej pokojowym spotkaniem, podczas którego szliśmy szukać prawdy w miłości i pokoju, w sprawiedliwości. Najświętsze Serce zlitowało się nad tłumem. Zebrał razem robotników i dyrektorów. Ugasił nienawiść i uleczył wiele ran. Odkąd Najświętsze Serce zostało ukazane, wywyższone, głoszone w Ewangelii i Eucharystii, pojawił się nowy duch w naszej klasie robotniczej.
Jednocześnie wokół oblata gromadzi się mniejsza grupa ścisłych współpracowników. To mężczyźni, którzy pomagają mu w organizowaniu pierwszopiątkowych czuwań. Oni sami szukają czegoś więcej. Wielu z nich zaczyna korzystać z kierownictwa duchowego. Na ich prośbę, 28 grudnia 1918 roku, ojciec Lelièvre zakłada Komitet Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jego istnienie organizowało mężczyzn w praktycznym działaniu, ale podstawą było uporządkowanie serca i modlitwa. Oblat zaszczepiał w nich miłość do Eucharystii, nabożeństwo do Męki Pańskiej i umiłowanie różańca. Roczna formacja zwieńczona była zamkniętymi rekolekcjami, obowiązkiem prenumeraty gazety katolickiej oraz dodatkową godziną adoracji w każdy czwartek tygodnia: „Trzymajmy się godziny świętej, to podstawa naszej pracy”.
Dom Jezusa Robotnika
Robotnicy coraz częściej zwracają się do ojca Lelièvre z prośbą o konkretną drogę formacji. Chcą przeżywać rekolekcje zamknięte, podobnie jak członkowie Komitetu Najświętszego Serca Pana Jezusa. Kilku mężczyzn wysłano początkowo do domu rekolekcyjnego prowadzonego przez jezuitów. Inicjatywa okazała się totalnym fiaskiem. Zbyt wygórowany styl kaznodziejski jezuitów okazał się niezrozumiały dla klasy robotniczej. Dodatkowym utrudnieniem był pięciodniowy rozkład rekolekcji – pozbawiał robotników i ich rodziny tygodniowej pensji.
Latem 1921 roku ojciec Lelièvre przekształca pomieszczenia przy klasztorze oblatów na Dom Jezusa Robotnika. Program rekolekcji jest dostosowany do możliwości klasy robotniczej. Dwa pełne dni podzielone na: kazania, krótkie medytacje do przeprowadzenia w samotności, wiele wspólnych modlitw, Godzina Święta z Eucharystią, procesja. W pierwszych rekolekcjach uczestniczy 114 mężczyzn, jeden z nich odkrywa powołanie do kapłaństwa.
Dziesięć lat później rodzi się konieczność budowy nowego ośrodka, przez który w ciągu 30 lat przejdzie 60 000 rekolektantów. Za życia ojca Lelièvre z rekolekcji zrodziło się przeszło 200 powołań do życia kapłańskiego i zakonnego – w tym 83 późniejszych misjonarzy oblatów.
Fenomen ojca Lelièvre
Nie mógł pochwalić się zdolnościami krasomówczymi. Zresztą w pierwszej formacji oblaci długo zastanawiali się, czy dopuścić go do ślubów wieczystych i święceń. Niemniej jednak jego prosta posługa kaznodziejska przynosiła głębokie i trwałe nawrócenia. Wielokrotnie spotykał się z krytyką jego kaznodziejstwa ze strony wykształconych teologów, którzy zarzucali mu monotonię treści i brak prawd teologicznych w przepowiadaniu.
To zabawne, ale odkąd spowiadam, zawsze słyszę te same grzechy. Zmień swoje grzechy, a ja zmienię moje Ewangelie – odpowiadał z uśmiechem na ustach ojciec Lelièvre.
Spójrz na wiszącego tam Chrystusa. Oskarżali Go o to, że przez całe życie się powtarzał. A co On mówił? Kocham cię, kocham cię. Miłujcie się wzajemnie jak Ja kocham Ojca i jak On kocha Mnie.
W latach 40. i 50. audycje radiowe, które prowadził, okazały się fenomenem. Robotnicy, których nie stać było na zakup odbiornika radiowego, przychodzili tłumnie do tawern i pubów, aby słuchać jego konferencji. Bardzo często prosili, aby właściciel czy barman podgłośnił radio, a w lokalu zapadała głucha cisza wśród słuchających.
Proboszcz jednej z wiejskich parafii wspomina:
Nie rozumiem waszego ojca Lelièvre. Może wygłosić trzypunktowe kazanie: ogłosić sprzedaż ławek, grę w karty czy zbiórkę, a ludzie będą gromadzić się w konfesjonałach.
Opozycja wobec oblata była tak wielka, że skargi kierowano nawet do Stolicy Apostolskiej. W obronie ojca Lelièvre stanął prowincjał oraz arcybiskup Quebecu – kardynał Villeneuve.
Jego treścią jest Ewangelia, wszystkie [kazania] są tymi samymi słowami naszego Pana, jeśli to nie wystarczy dla niektórych, wystarczy Bogu – mówił oblacki prowincjał.
„Ofiaruję swoje życie za Zgromadzenie„
Ojciec Lelièvre pracował ponad swoje siły. W 1949 roku ma 74 lata – głosi m.in.: 107 rekolekcji dla blisko 6 000 rekolektantów w Domu Jezusa Robotnika, 15 Godzin Świętych w różnych parafiach, sześć misji świętych, trzy nabożeństwa czterdziestogodzinne, trzy tridua i 25 kazań okolicznościowych, pięć serii rekolekcji kapłańskich, trzy nowenny w radiu oraz trzy do dziesięciu kazań w trakcie dwudziestu niedziel.
W czerwcu 1953 roku z powodu stanu zdrowia po raz pierwszy nie może uczestniczyć w procesji z okazji święta Najświętszego Serca Jezusa. W styczniu 1954 roku doznaje zatoru mózgu. Jak wielu świętych zaczyna doświadczać nocy ciemnej – przez trzy miesiące uważał się za potępionego z powodu grzechów zaniedbania. Po tym czasie odnajduje głęboki spokój i ostatnie lata spędza w Domu Jezusa Robotnika.
W 1956 roku po raz ostatni uczestniczy w procesji ku czci Najświętszego Serca. Ma 80 lat. Cieszył się tak wielkim szacunkiem, że tłum chciał otrzymać ostatnie błogosławieństwo z rąk świętobliwego oblata. Żandarmeria nie była w stanie zapanować nad napierającą masą ludzi. Wsiadając do samochodu, ojciec Lelièvre odwraca się i ze smutkiem mówi: „Nie ja, nie ja: Najświętsze Serce!”
Zmarł o świcie 29 listopada 1956 r., samotnie, ponieważ chwilę wcześniej odesłał na odpoczynek zmęczonego oblata, który przy nim czuwał. Kilka dni wcześniej był u niego z wizytą prowincjał. Ojciec Lelièvre powiedział mu wtedy:
To Zgromadzenie przychodzi do mnie w twojej osobie… Jakże ono było dobre, że mnie przyjęło! Kiedy mnie przyjęło, nic nie znaczyłem, a ono mi pozwoliło głosić Ewangelię… Ofiaruję swoje życie za Zgromadzenie… Głosiłem Najświętsze Serce z całej duszy i bez obłudy…
10 marca 2006 roku w Rzymie rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.
(pg)
Z listów św. Eugeniusza
DRUGA SZANSA
Nie wszyscy kandydaci, którzy zgłaszali chęć wstąpienia do misjonarzy oblatów byli odpowiedni. Postawa i zachowanie 21-letniego brata scholastyka Fortunata Chavarda skłoniły Eugeniusza i jego radę do podjęcia decyzji o jego wydaleniu. Pisząc do ojca Vincensa, mistrza nowicjatu, Eugeniusz powiedział:
Drogi o. Vincensie, ten list zostanie wam przekazany przez br. Chavarda. Wysyłam go, aby sześć miesięcy spędził w nowicjacie, o którym słyszę, że dokładnie spełnia wszystkie ćwiczenia. To łaska, którą mu wyświadczam, i mam nadzieję, że z niej skorzysta. To również jego nadzieja i jego postanowienie…
Ten biedny brat od razu został powalony. Nigdy nie spodziewałby się tak surowego potraktowania, które słusznie przewidział jako zwiastun swej zguby. Jeszcze w ogóle nie ogłosiłem tego fatalnego wyroku, ale ze wszystkich sił sprzeciwiałem się, aby powiadomić radę o jego decyzji. Zwrócił się więc do oo. Auberta i Semerii, którzy wchodzili w skład rady, i udało mu się ich przekonać o swym nawróceniu. Oni mówili na jego korzyść. Ojciec Tempier przychylił się do ich opinii. Zgodziłem się więc, aby wraz z nimi zmienić tę niesłychaną opinię i zamiast ostatecznie go wydalić, spędzi sześć miesięcy w nowicjacie, aby ponownie zahartować się w obowiązkach swego powołania. Będziecie mu towarzyszyć z największą uwagą i będziecie mi zdawać sprawozdanie o jego postępie. Jeśli będziecie zadowoleni, po upływie sześciu miesięcy zostanie na nowo przywrócony i odda się mu krzyż, który mu zabrano.
List do o. Ambroise’a Vincensa, 19.10.1847, w: PO I, t. X, nr 949.
W dzienniku Eugeniusz napisał:
Jeszcze raz spotkałem kleryka Chavarda. Rozmawiałem z nim o sytuacji, w jakiej się znalazł, i zgodziłem się na złagodzenie wyznaczonej mu kary. Spróbujemy, czy w ciągu sześciu miesięcy nowicjatu nabierze duch Zgromadzenia, który w najwyższym stopniu jest duchem zakonnym, do którego zdobycia jest mu daleko.
Dziennik, 17.10.1847, w: PO I, t. XXI.
Czas modlitwy i refleksji Chavarda okazał się skuteczny i ukończył on studia, a dwa lata później został wyświęcony na kapłana. Ile drugich szans daje nam Bóg w ciągu naszego życia? Nie wystarczy nam palców, by je policzyć.
Komentarz do Ewangelii dnia
Pan Jezus zapowiada prześladowania swoim wiernym uczniom. Możemy więc traktować trudności i nieprzyjemności jako najprostszy wskaźnik naszej wierności. Jeśli nie cierpimy choćby najmniejszych „niewygód” z powodu naszej wiary, to być może nie należymy do wiernych uczniów Chrystusa. Trudny, jak nie najtrudniejszy, jest dla nas uczniów czas, kiedy trzeba pomimo bólu i cierpienia pozostawać wiernym nauczaniu Mistrza. Boże Królestwo to coś więcej niż tylko to ziemskie życie. Warto pomimo wszystko trwać w miłości i podejmować wysiłek każdego dnia, aby zło dobrem przezwyciężać.
(S. Stasiak OMI)
David López: "Są wzorem dla młodych ludzi jak żyć swoją wiarą"
Na portalu "Alfa y Omega" David López prezentuje książkę "Sen kłosów" na temat błogosławionych męczenników oblackich z Hiszpanii.
Żaden z nich nie był zaangażowany w politykę ani nie pracował aktywnie duszpastersko - wskazuje autor publikacji. - Jedyną motywacją pozbawienia ich życia jest nienawiść do wiary. Zostali zabici za to, że byli chrześcijanami, a Castán został również zabity za swój status laika oddanego światu katolickiemu.
Wszyscy oblaci należeli do jednej wspólnoty w Pozuelo. Większość męczenników to młodzi ludzie w wieku 18-26 lat.
Jako tak młodzi, dawali świadectwo swojej wiary w obliczu okrucieństwa, z jakim zostali zabici. W tym sensie ta grupa, ze względu na swój młody wiek, może być dla młodych ludzi wzorem, jak mogą dzisiaj żyć swoją wiarą hojnie, z siłą i odwagą oraz bez lęku mówić, że są chrześcijanami.
David López wskazał również na znaczenie świadectwa Cándido Castána - świeckiego, który został beatyfikowany razem z misjonarzami oblatami.
To wzór chrześcijanina zaangażowanego w sprawy społeczne i kolejowe, katolika, który walczył o sprawiedliwość społeczną. Co więcej, ten ojciec rodziny jest przykładem dialogu z tymi, którzy myślą inaczej. Wyrażał się bardzo jasno w swoich przekonaniach, ale to nie przeszkodziło mu być bardzo otwartym na dialog w świecie, w którym się poruszał.
Jednocześnie autor podkreśla wspólną cechę wszystkich męczenników z Pozuelo:
Wszyscy są wzorami wiary, przebaczenia i miłości, ponieważ umierając, przebaczyli swoim oprawcom.
Na koniec David López wyraził nadzieję, że jak najszybciej dojdzie do kanonizacji oblackich męczenników z Hiszpanii. Potrzeba cudu, który zostanie przedstawiony watykańskiej kongregacji. Kanonizacja stanowiłaby okazję, aby jeszcze większe grono katolików poznało historię i świadectwo męczenników z Pozuelo.
(pg)
Kolejna diecezja współtworzy Festiwal Życia
Oblacki Festiwal Życia współtworzy obecnie osiem polskich diecezji i dwa zgromadzenia zakonne. Do grona organizatorów dołączyła właśnie archidiecezja krakowska.
Festiwal Życia narodził się w Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Młoda osoba doświadczyła tam głębokiego nawrócenia i zapragnęła, aby inni młodzi ludzie mieli szansę doświadczyć nowości życia. Stąd zrodziła się też nazwa wydarzenia. Po wielu latach organizacji wydarzenia w Kodniu, przeniesiono je do Oblackiego Centrum Młodzieży w Lublińcu-Kokotku. Festiwal Życia to tygodniowe spotkanie młodych wypełnione muzyką, koncertami, modlitwą i konferencjami. Tegoroczna edycja planowana jest na 8-14 lipca.
(pg)
Historia bł. José Vega Riaño OMI w niecałe półtorej minuty [wideo]
W chwili męczeńskiej śmierci ojciec José Vega Riaño OMI miał 32 lata. Był formatorem w oblackim seminarium w Pozuelo (Madryt).
"To co mnie zachwyciło to ich normalność!"
Dziś przypada wspomnienie liturgiczne błogosławionych Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej – męczenników z Hiszpanii. Ponieśli śmierć za wiarę w trakcie wojny domowej (1936-1939). 22 zakonników zostało beatyfikowanych 17 grudnia 2011 roku w Madrycie. Z Małgorzatą Mazur, która prowadzi szkolenia dla młodzieży i dorosłych o błogosławionych męczennikach – rozmawia o. Paweł Gomulak OMI.
Dziś w Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej obchodzimy wspomnienie liturgiczne błogosławionych oblatów – męczenników z Hiszpanii. Czy ten dzień jest dla Ciebie wyjątkowy?
Małgorzata Mazur: Tak, zdecydowanie. Już od kilku lat, 28 listopada jest dniem, na który czekam tak, jak w dzieciństwie oczekiwało się na św. Mikołaja.
Z tym, że nie jest to oczekiwanie bierne. Przygotowując się na to wspomnienie, już drugi raz w Katowicach zorganizowaliśmy czuwanie modlitewne poświęcone błogosławionym z Hiszpanii. W tym okresie miewam też okazje do prowadzenia spotkań o historii ich życia i męczeństwa. Już samo przygotowywanie do tych wydarzeń, pozwala mi na nowo się z nimi spotkać. A w dniu samego wspomnienia zawsze najważniejszym punktem dnia jest Eucharystia. Na niej Niebo łączy się z ziemią, więc jest to najlepsze miejsce do wspólnego spotkania i świętowania. No i zawsze w tym dniu jestem w kontakcie z ludźmi, dla których ta historia jest równie ważna jak dla mnie. Nawet jak jesteśmy daleko, bo głównie są to znajomi z Hiszpanii, to wysyłamy sobie życzenia, pozdrowienia. Cieszymy się tym dniem.
Uczestniczyłaś w kongresie o oblackich męczennikach. Jak wspominasz to wydarzenie? Co ich świętość daje Kościołowi?
Faktycznie, miałam okazję uczestniczyć w kongresie „Męczeństwo i Oblacja” w Pozuelo. Pojechałam tam na zaproszenie o. Davida Lópeza OMI – obecnie największego znawcy od hiszpańskich męczenników. Był to dla mnie niezwykle ważny czas, który umocnił moje pragnienie życia charyzmatem św. Eugeniusza. Owocem tego wyjazdu są m.in. spotkania oblackie, jakie organizujemy w naszej parafii w Katowicach.
Co ich świętość daje Kościołowi? Hmm.. uważam, ze najpierw warto odkryć to, co ich świętość daje nam jako rodzinie oblackiej. W ich historii niezwykle wymownym znakiem jest to, że byli i ginęli we wspólnocie: klerycy, bracia zakonni, neoprezbiter, formator, superior, prowincjał i jeszcze świecki pośród nich. W tych ostatnich dniach, kiedy zakazano im życia we wspólnocie i ukrywali się w różnych miejscach Madrytu, ojcowie z narażeniem własnego życia przemieszczali się między różnymi kryjówkami, by nieść pociechę współbraciom i mimo wszystko być razem. Myślę, że trwanie we wspólnocie (parafialnej, zakonnej, małżeńskiej) i zachowywanie wzajemnej miłości to jest to czego możemy się od nich uczyć. Ale też szanowania różnorodności, jaką mamy w Kościele, w rodzinie oblackiej. Każdy z męczenników był zupełnie inny, mieli różne charaktery, odmienne zainteresowania. Tak i każdy z nas ma do wykonania inne zadanie, posiadamy różne talenty, ale będąc razem, współpracując wzajemnie, możemy uczynić więcej dla ewangelizacji ubogich, nieznających Chrystusa.
Co inspiruje Ciebie w postaciach tych zakonników?
To co mnie zachwyciło w pierwszym momencie to ich normalność! W tamtych dniach zamknięcia w klasztorze, oni odczuwali ogromny lęk, superior był tak roztrzęsiony, że nie dał rady udzielić Komunii św. swoim współbraciom. To mi pokazało, ze oni nie byli herosami, ale zwykłymi ludźmi i pomogło zachwycić się ich historią. Potem zaczęłam poznawać poszczególne postacie i każdy z nich inspiruje mnie na swój sposób. Brat Marcelino Sánchez motywuje mnie do bycia wierną swojemu oblackiemu powołaniu, choć w moim przypadku przeżywanego na sposób świecki. Ojcowie Blanco i Vega inspirują mnie troską o podopiecznych. Wiele modlitw za ich wstawiennictwem zanosiłam w intencji ludzi, których Pan Bóg dawał mi „pod opiekę”. Młodzi klerycy, których marzenia i życie zostały brutalnie przerwane, motywują mnie do wsłuchiwania się w pragnienia swojego serca, pójścia za nimi i przyjmowania tego, że Pan Bóg może mieć inny plan na ich realizację, niż ja sobie to założyłam.
Męczennicy są dla mnie ogromnym wsparciem. Dobrze mieć taką armię orędowników w Niebie.
Prowadzisz szkolenia dla różnych grup wiekowych o błogosławionych oblatach. Co najbardziej porusza słuchaczy w historii ich życia?
Pierwsze to ich młody wiek i odwaga. To, że nie uciekli i pomimo ogromnego cierpienia pozostali wierni swoim wartościom i wierze. Jest to dla młodych motywacją do pogłębienia własnej wiary i zdystansowania się od komentarzy, jakie słyszą na co dzień, gdy przyznają się do „chodzenia do kościoła”.
Dla dorosłych uczestników spotkań poruszająca jest droga jaką poszczególni męczennicy przeszli, zanim byli gotowi na oddanie swego życia. Bóg przygotowywał tych mężczyzn do ostatecznej oblacji poprzez różne trudne sytuacje życiowe.
Poznając ich historie i różnego rodzaju zmagania dorośli mogą spojrzeć także na swoje trudne życiowe chwile jako na część drogi do ostatecznego celu, jakim jest Niebo.
Oczywiście dla małżonków i rodziców najbardziej poruszająca jest historia Cándido Castána – świeckiego, ojca rodziny, który wraz z oblatami poniósł śmierć męczeńską.
Ostatnie dni życia męczenników i walka ojców oblatów by pozostać we wzajemnej relacji między sobą i z podopiecznymi, przypomina nam, co jest w życiu ważne i jak istotne są drobne, codzienne gesty miłości.