Kobieta, która uformowała pokolenia włoskich oblatów

Wyjątkowa Przyjaciółka Misji Oblackich, która została honorową oblatką.

27 lipca 2022

Scholastyka Andrich urodziła się 17 marca 1921 roku we włoskim Vallada Agordina. Od najmłodszych lat związana z Akcją Katolicką. Na swojej drodze spotkała Albino Lucianiego – przyszłego papieża Jana Pawła I, który nauczył ją pokory w apostolacie. Kiedy miała 26 lat, zaowocowało to decyzją o całkowitym poświęceniu się na rzecz uświęcania kapłanów. W 1968 roku spotkała Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Jak sama stwierdziła, ci kapłani „żyli inaczej” i „traktowali ją jak siostrę”.

(zdj. OMI Mediterranea)

 

Matka i siostra dla wielu pokoleń oblatów

Kiedy młodzi seminarzyści oblatów przyjeżdżali do mojego domu w Dolomitach, trochę burzyli mój spokój, do którego przywykłam, ale starałem się w tej rzeczywistości odnaleźć, ponieważ moja cześć dla kapłaństwa była zbyt wielka. Niby nie powinnam nic robić, ale już po kilku dniach zabaczyłam, jak przy fontannie zmagają się ze spodniami, bo nie przyzwyczajeni do gór chodzili częściej tyłkami niż nogami! Próbowałam im pomóc i od tego czasu… ile spodni wyprałam! Kiedy ci młodzi ludzie z ojcami wyjechali, zaczęliśmy na nich czekać, bo zrozumieliśmy, że żyli trochę innym chrześcijaństwem, umieli kochać wszystkich i kochać się nawzajem. Wracali na kempingi latem i na kilka dni zimą – wspominała Scholastyka

W 1974 swoje życie złączyła całkowicie ze Zgromadzeniem św. Eugeniusza. Przenosi się do wspólnoty Marino na przedmieściach Rzymu, gdzie poświęciła się służbie wspólnocie, w której przebywali młodzi oblaci w formacji. Dbała o garderobę, kierowała pralnią, prasowała. W naturalny sposób przeżywała radości i problemy wspólnoty oblackiej, uczestnicząc jednocześnie… w kształtowaniu nowych pokoleń oblatów.

Dużo kosztowało mnie przyzwyczajenie się do Rzymu, kiedy w moich stronach dziennie przejeżdżają dwa lub trzy samochody. Tymczasem coraz lepiej poznawałam oblatów, czytając także czyny, życie – nie tylko Założyciela, ale także jego misjonarzy na Biegunie Północnym i w Afryce. A poznając ich, kochałam ich. Ilu młodych ludzi poznałam od tamtego odległego 1968 roku? Wszystkich tych, którzy poczuli powołanie, aby być tam całym Jezusem…

Wojciech Kowalewski OMI: Charyzmat oblacki – dar Ducha Świętego dla Kościoła

Tę wyjątkową kobietę wspomina o Saverio Zampa OMI, który 11 lat swojej posługi w Marino spędził u boku Scholastyki:

Pierwszą rzeczą, jaką pamiętam, była pogodna, pokojowa, macierzyńska obecność Scholastyki wśród młodych Marino, ale także autentyczna obecność wśród nas, oblatów. Na swój sposób była trenerką, jako dobra góralka miała bardzo mocny charakter, bezpośredni i prosty zarazem, a chłopcy chętnie z nią rozmawiali, interweniowała, korygowała pewne wady, mówiła jasno o tym, co jest niezbędne do życia we wspólnocie, motywowała chłopców do zrobienia jakiegoś dodatkowego kroku, najwłaściwszej rzeczy w danym momencie. Czuliśmy, że chłopcy mieli w niej jeszcze jedną ważną postać, do której mogli się zwrócić, powiernicę. Pamiętam, że czasami pytała mnie, jaki jest ten chłopak, jaką podjął decyzję… miała własną intuicję i często mogła przewidzieć, co będzie z danym chłopcem, czy będzie kontynuował, czy wróci do domu. Jak wiemy, zajmowała się pralnią i to też była ciężka praca. Pamiętam, że rozmawiała ze mną o swoich problemach zdrowotnych, miała zakrzepy, żylaki, ale nie narzekała, bo najważniejsze było dalsze służenie wspólnocie, życie dla wspólnoty, oddanie się w całości wspólnocie.

Innym ważnym aspektem Scholastyki była modlitwa, była kobietą modlitwy, widziałem ją modlącą się z oficjum, potem uwielbienie i nieszpory, widziałem ją często odmawiającą różaniec, szczególnie wieczorem, ale także w dzień słuchała „Radio Maria”, a gdy pracowała, radio dotrzymywało jej towarzystwa i w ten sposób się modliła. Miała naprawdę piękną relację z Bogiem, bardzo szczególną, własną, intymną, o której nikt nie mógł wiedzieć więcej niż jej kierownik duchowy, którym, jak sądzę, był przez wiele lat ojciec Marino Merlo.

Dom nowicjatu w Marino (zdj. OMI Mediterranea)

Kolejną charakterystyczną cechą Scholastyki była dyskrecja, w pewnych momentach znikała, szczególnie gdy byliśmy wszyscy razem, może nawet podczas wieczorów jakiegoś świętowania we wspólnocie (z tego czy innego powodu zawsze było jakieś). Znikała, zresztą miała do tego prawo, skończyła swoją pracę, mogła wrócić do swojego mieszkania i spędzać czas, odpocząć. Po cichu znikała, podobnie jak Maryja wycofywała się i wszyscy wiedzieliśmy, że wieczorem była u siebie. Jej udział w życiu wspólnoty był żywy i konkretny.

Szczególnie pamiętam, kiedy zacząłem organizować wyjazdy do Albanii, ona była pierwszą, która naprawdę nam towarzyszyła z miłością i była tak zaangażowana w to doświadczenie misyjne, że wydawało się, że ona też musi z nami wyjechać. Pamiętam, jak witała nas z radością, świętując, kiedy wróciliśmy, tak jak wyobrażam sobie Maryję witającą apostołów powracających z podróży misyjnych.

Z pomarańczami na Wezuwiusza, czyli o tym jak osoba świecka może żyć charyzmatem oblackim [świadectwo]

Żałowała, że nie może zostać księdzem…

18 maja 1997 roku przełożony generalny nadał jej tytuł honorowej oblatki, jako „naturalną konsekwencję całego życia całkowicie poświęconego Bogu, Kościołowi i naszej rodzinie zakonnej”.

Czuję się w obowiązku podziękować ojcu Zago, przełożonemu generalnemu, za ten dar, którą mi podarował, za krzyż, który mi dał w imieniu całego Zgromadzenia. Myślę, że to może trochę Jego odpowiedź, bo jako młody człowiek cierpiałam: nie mogłam być księdzem i pocieszałam się mówiąc sobie, że zawsze będę księżom pomagała. Teraz rozumiem, kim byli kapłani, dla których Pan chciał, abym poświęciła swoje życie. Byli, oni są, Misjonarzami Oblatami Maryi Niepokalanej – mówiła Scholastyka.

Jako honorowa oblatka (zdj. OMI Mediterranea)

Scholastyka Andrich pozostała w Rzymie, w domu formacyjnym, aż do śmierci w roku 2003.

Przykład pociąga…

Nazywam się Teresa, związana z AMMI [w Polsce: Przyjaciele Misji Oblackich – przyp. tłum.] od 2016 roku. Kilka lat temu w parafii ówczesny proboszcz oblacki zapytał mnie, czy mogłabym prać i prasować obrusy ołtarzowe, bo ci, którzy do tej pory to robili, nie mogli ze względów zdrowotnych. Na początku czułam się nieswojo, nigdy nie robiłam takich rzeczy, sprzątanie kościoła owszem, ale to nie to samo! Poczułam większą odpowiedzialność. Chwila zwątpienia trwała jednak bardzo krótko i powiedziałam kolejne tak! Nie minęło dużo czasu, zanim to zobowiązanie stało się naturalne, jak dbanie o własny dom. Potem jak grom z jasnego nieba przyszła wiadomość: oblaci odeszli…. i co mam teraz zrobić? (To była moja pierwsza reakcja!) Kontynuowałam służbę, ponieważ mój „dom” był zawsze taki sam! Nowi księża powierzyli mi także dbanie o dekorację, bieliznę ołtarzową, a także zmianę obrusów… trochę jak to się robi w domu, aby był zawsze gotowy na przyjęcie. Służba, którą wykonuję, jest całkowicie poświęcona Jezusowi, temu Jezusowi, który rozłożył ramiona i przyjął mnie w swoim domu.

(tł. i opr. pg/za OMI Mediterranea)