Bartosz Madejski OMI: Bycie „urzędnikiem” trochę mnie mrozi i przeraża

Rozmowa z nowym wikariuszem prowincjalnym.

13 kwietnia 2023

Jak to jest zostać wikariuszem prowincjalnym? O nowej posłudze z wieloletnim duszpasterzem, o czym mówią oblaci podczas spotkań, jakie są jego cele i obawy – z o. Bartoszem Madejskim OMI rozmawia o. Paweł Gomulak OMI.

o. Bartosz Madejski OMI – nowy wikariusz prowincjalny (zdj. P. Gomulak OMI)

Paweł Gomulak OMI: Jak to jest zostać „urzędnikiem”? [śmiech]. A tak na poważnie, całe życie byłeś duszpasterzem, a teraz objąłeś funkcję wikariusza prowincjalnego, czy trudno ci było zostawić parafię?

Bartosz Madejski OMI: Na pewno trudno, ale ja to bycie „urzędnikiem” podejmuję jednak w wymiarze duszpasterskim. Chyba nawet nie potrafiłbym inaczej, takie po prostu mam kanony w głowie. Bycie wikariuszem prowincjalnym odbieram jako zadanie, misję wspierania współbraci szczególnie w moim wieku i tych młodszych. To jest swoiste duszpasterstwo. Nasza prowincja liczy 300 ludzi, to taka trochę parafia w Kokotku, gdzie byłem proboszczem. Może nawet to wspieranie współbraci jest bardziej autentyczną formą duszpasterstwa, bo tu się już nic nie da ukryć, tutaj wszystko jest jasne, we wspólnocie trudno blefować, zagrać lub pokazać z dobrej strony, jak to nieraz ma miejsce w parafii. Wszystko wydaje się oczywiste, musi być wiarygodne. W ten sposób układam sobie moją posługę w głowie. Bycie „urzędnikiem” trochę mnie mrozi i przeraża. Do tej posługi podchodzę na sposób duszpasterski.

Jak oblaci trafili do Kokotka? I jak wyglądały pierwsze lata „Niniwy”? [zdjęcia]

Co zatem może wnieść do twojej nowej posługi doświadczenie duszpasterskie? Czy może widzisz już jakieś plusy?

Myślę, że dzięki duszpasterstwu mogę stanąć między oblatami jak jeden spośród nich, jako brat. Czuję te wszystkie tematy. Może za dziesięć lat będę jakiś odrealniony – oczywiście, nie daj Panie Boże! W tym momencie, jak przyjeżdżam do jakiejś parafii, to odczuwam wielką radość. Jak byłem duszpasterzem w jednej parafii, nie mogłem doświadczyć życia innej. Teraz mam taką możliwość – pojechać do Opola na Niedzielę Palmową, specjalnie wybrałem to miejsce, żeby zobaczyć jak wygląda Niedziela Palmowa w takiej nowo tworzącej się parafii. W Kędzierzynie przeżywałem przygotowanie do świąt. Wiem, że mogę stanąć przy duszpasterzach, też trochę i przy misjonarzach, ale jako brat, jako jeden z nich, bo w tej posłudze siedziałem, czuję to, to nie jest rzeczywistość zza biurka, to wszystko jest bardzo mi bliskie. Osobiście, cieszę się, że mogę być w wielu miejscach. Jadę jeszcze do Iławy, wczoraj odprawiłem Mszę parafialną tutaj w Lublińcu. Mam w tym wszystkim osobistą radość.

Bartosz Madejski OMI: sposób na ewangelizację? Trzeba patrzeć na Chrystusa i być razem [ROZMOWA]

Od kilku tygodni jeździcie razem z drugim wikariuszem, odwiedzacie wspólnoty, słuchacie oblatów. Jakieś pierwsze wnioski?

To jest taka trochę oblacka kolęda. Jest wiele rozmów pięknych i dobrych. Szczególnie mnie cieszy, jak widzę, gdy ktoś czuje się jak ryba w wodzie – tak to wygląda, tak to wyczuwam – że jest w takim miejscu, które jest dla niego w sam raz, albo troszeczkę nawet ponad jego miarę, że musi się wciąż starać; to jest takie wyzwanie, któremu może sprostać. To ogromna radość. Oby jak najwięcej było takich oblatów, którzy tak się czują, choć trochę muszą stanąć na palcach, bo wtedy widzimy, że taka posługa najlepiej się realizuje, że ci ludzie, którym służymy, najwięcej zyskują. To są takie moje pierwsze refleksje. Kiedy słucham oblatów, to się zastanawiam, co zrobić, żeby dana osoba mogła w takiej sytuacji się znaleźć, bo wtedy z tej posługi – czy w parafii, czy na rekolekcjach, czy na infirmerii – ludzie będą mogli korzystać. Taki jest wspólny mianownik dla tej oblackiej kolędy, którą teraz odbywamy.

Bartosz Madejski OMI: „Pewnie jakoś dalibyśmy sobie rade bez świeckich, ale… zadusilibyśmy się we własnym sosie”

Czego boi się Bartosz Madejski?

Że nie uda mi się tego planu, pragnienia zrealizować. Że może nie udać mi się wesprzeć jak najwięcej oblatów. Dla mnie to jest duży zakręt życiowy, bo ponoszę wielkie ryzyko – zostawiam parafię, coś, co umiem, na co mam realny wpływ, mając nadzieję, że i teraz będę miał realny wpływ, żeby wspierać oblatów. To są początki i po prostu boję się, że to może się nie udać. To jest jakiś mój lęk, ale myślę też, że to jest taki lęk, który każdy z nas odczuwa, podejmując jakieś wyzwanie, szczególnie rozpoczynając coś nowego.

Życzę ci zatem, żeby wszystko się dobrze zrealizowało. Dziękuję za rozmowę.