Wszystko zaczęło się od dwóch beczek…

"Projekt klasztor"...

25 stycznia 2024

Życie świętego Eugeniusza było niestandardowe. Często był niewygodny, bo burzył zastałe schematy i konwenanse. Począwszy od obawy biskupa Aix, który obawiał się młodego kapłana, znając jego postawę wierności wobec Ojca Świętego i sprzeciw wobec rządów Napoleona, jakimi charakteryzował się w paryskim seminarium. Nie przeliczył się – Eugeniusz nie poprosił o parafię czy wikariat. Łamiąc schematy, rozpoczął pracę z młodzieżą i więźniami. Cytując papieża Franciszka, można powiedzieć, że de Mazenod nie miał misji do wypełnienia, ale swoje życie traktował jako misję.

Niezwykły temperament i rzadko spotykana intuicja

„Po ziemi rodzinnej Eugeniusz de Mazenod odziedziczył gorącą krew, żywość umysłu i charakteru, bogactwo wyobraźni, łatwość i bezpośredniość słowa, wrażliwość gorącego serca, żywej wiary i rzadko spotykaną intuicję” – napisał o Założycielu Aimé Roche OMI.

Eugeniusz de Mazenod

Rzadko spotykana intuicja… Pewnie dlatego w wielu momentach swojego życia szedł „pod prąd”. Począwszy od stylu życia w seminarium św. Sulpicjusza w Paryżu, gdzie żył jak prawdziwy anachoreta – wręcz niestosownie do swojego pochodzenia. W jego celi znajdowało się liche łóżko, stół i trzy krzesła, pościł 120 dni w roku. Chciał żyć Ewangelią – nie trochę, nie na pół gwizdka, ale całkowicie. Święcenia kapłańskie przyjmuje z rąk biskupa Amiens, ponieważ nie chcę otrzymać prezbiteratu przez posługę hierarchy mianowanego przez Napoleona. Kapłaństwo młodego arystokraty było wtedy na ustach mieszkańców Aix. Nie przeliczyli się… Kiedy wygłasza pierwsze kazanie po prowansalsku – w języku biednych i wykluczonych… szybko zrozumiano, że ten młody ksiądz jeszcze nie jeden raz ich zaskoczy.

Projekt „klasztor”

Założone przez Eugeniusza stowarzyszenie młodzieży liczy 300 członków. Młodzież chętnie angażuje się w dzieła ewangelizacyjne, ale przede wszystkim ma wyznaczony cel osobistej pracy nad sobą – wierność niedzielnym praktykom katolika, raz w tygodniu różaniec, spowiedź co dwa tygodnie – to tylko niektóre z punktów stowarzyszenia. To właśnie młodzi pomogą w odbudowie z ruiny kościoła przy ówczesnej ulicy Cours Mirabeau, gdzie w przyległym klasztorze rozpocznie się historia oblatów.

Sala fundacji w Aix-en-Provence
Paweł Gomulak OMI: „Oblaci”, czyli kto?

Tymczasem Eugeniusz głosi kazania w okolicznych wsiach. Coraz częściej jest przemęczony i odczuwa obawę o samego siebie. Coraz częściej myśli o życiu wewnętrznym, na kształt życia zakonnego. Nie chce się jednak tylko zamknąć w murach, pragnie by jego apostolat oddychał dwoma płucami: kontemplacją i działalnością misjonarską. Tak wraz z pierwszymi towarzyszami nabywają część klasztoru w Aix, gdzie zamieszkają – to początki misjonarzy oblatów. Tak wspomina to wydarzenie w liście z 24 stycznia 1831 roku:

Jutro obchodzę rocznicę tego dnia, kiedy to szesnaście lat temu opuszczałem rodzinny dom, udając się na misję. Ojciec Tempier uczynił to kilka dni wcześniej. Nasza siedziba nie była tak okazała jak zamek w Billens, a w porównaniu z waszym niedostatkiem, mieliśmy o wiele gorszą sytuację. Moje niewygodne łóżko umieszczono w wąskim przejściu prowadzącym do biblioteki, która wtedy była dużym pomieszczeniem służącym za sypialnię ojcu Tempierowi i drugiemu, ale jego nazwiska nawet nie wymieniamy pośród nas; stanowiła ona również naszą salę wspólnotową. Za całe oświetlenie służyła nam tylko jedna lampa, jak szliśmy spać, stawialiśmy ją na progu drzwi, tak aby korzystali z niej wszyscy. Stołem ozdabiającym nasz refektarz były deski ułożone obok siebie na dwóch starych beczkach. Od chwili złożenia ślubu ubóstwa nigdy nie mieliśmy szczęścia tak intensywnie go zakosztować.

Nie przypuszczaliśmy, że było to preludium do osiągnięcia stanu doskonałości, kiedy to żyliśmy w sposób tak mało doskonały. Uważam, nie bez przyczyny, że było to ubóstwo zamierzone, ponieważ aby z nim skończyć, wystarczyłoby przywieźć potrzebne rzeczy od mojej matki; wyciągnęliśmy stąd wniosek, że od tej chwili dobry Bóg ukierunkowuje nas na zalecenia ewangeliczne, które w przyszłości miały być podstawą naszych ślubów zakonnych, chociaż wtedy jeszcze o tym nie myśleliśmy. Stosując te zalecenia, poznaliśmy ich cenę. Zapewniam was, że cały czas byliśmy radośni; powiem więcej: ten nowy styl życia stanowiący ogromny kontrast z tym, co pozostawiliśmy za sobą, powodował, że często śmialiśmy się z niego naprawdę z całego serca. Zawdzięczam to miłe wspomnienie świętej rocznicy pierwszego dnia naszego wspólnego życia. Jakże byłbym szczęśliwy, gdybym mógł kontynuować je z wami!

Paweł Gomulak OMI: Po co oblaci? Kowboje czy misjonarze?

Oblackie ubóstwo

Eugeniusz przysłowiowym beczkom pozostał wierny do końca życia. Jako biskup Marsylii również żył skromnie, a wręcz ubogo. Dalej łamał schematy i utarte zwyczaje. To sprawiało, że we francuskim episkopacie to właśnie do de Mazenoda najczęściej zwracano się po poradę. Można powiedzieć, że Eugeniusz zawsze odsuwał od siebie to wszystko, co uniemożliwiało mu pracę apostolską. Nie jest to zatem ubóstwo dla samego ubóstwa. Jest to raczej wrażliwość serca, aby było bardziej przywiązane do Ewangelii niż do innych rzeczy. I tak ma być w naszym życiu – myślę, że nie tylko oblackim. Cytując klasyka: „czy głosimy Ewangelię, żeby mieć – czy mamy, żeby ewangelizować?”.


Paweł Gomulak OMI – misjonarz ludowy (rekolekcjonista), ustanowiony przez papieża Franciszka Misjonarzem Miłosierdzia. Studiował teologię biblijną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego, wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Obrze (Wydział Teologiczny Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu). Koordynator Medialny Polskiej Prowincji, odpowiedzialny za kontakt z mediami i wizerunek medialny Zgromadzenia w Polsce. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Pasjonat Słowa Bożego, w przepowiadaniu lubi sięgać do Pisma Świętego i tradycji biblijnej. Należy do wspólnoty zakonnej w Lublińcu.