Paragwaj: Trzy pielgrzymki
Temperatura spadła o jakieś 35°C, do 2-5°C na plusie. Z naszego miasteczka o nazwie jak najbardziej religijnej, bo „Encarnación” oznacza „wcielenie”, natychmiast zniknęli turyści. Stali mieszkańcy przełączali w domu klimatyzatory na funkcje „ciepło” i otulali się kocami, kurtkami albo wełnianymi ponchami i zagrzebywali się w łóżkach na dłuższą sjestę. Oczywiście ci, którzy posiadają taki sprzęt i odzież zimową… Ulice zionęły pustką. Piękne plaże na brzegach Parany zaatakowane ogromnymi falami brudnej deszczówki natychmiast straciły piękno złotych piasków i przypominały raczej zaorane mokre pola. Przyszedł więc i w tym roku trudny, ale też dobry czas dla maleńkiego sanktuarium Matki Bożej z Itacua (czyli ze skalnej szczeliny). 14 lat temu zostało ono powierzone opiece misjonarzy oblatówj.

W roku 2010 otrzymałem od prowincjała skierowanie, czyli obediencję, na tę placówkę. Rok wcześniej mój współbrat i kursowiec Józef Orzechowski OMI został zamianowany proboszczem dużego terytorium obejmującego wschodnio-południowe peryferie tego miasta. Tereny parafii zaciekawiały nawet biblijną nazwą w języku guaraní: cambyreta – ojczyzna mleka i… miodu. Zamieszkaliśmy więc razem, jako dwuosobowa wspólnota oblacka, w tej misyjnej ojczyźnie, gdzie o. Józkowi parafianie wypożyczyli za darmo niewielki domek. Nazwaliśmy go kioskiem, ponieważ dawniej był sklepem mięsnym. Wydawało nam się, że kiosk brzmi bardziej przytulnie i trafiliśmy w dziesiątkę. Kiosk przez dwa lata był nam naprawdę przytulnym domem. Nawet wizyty biskupów i Europejczyków potrafił przetrzymać i zachwycić swoją prostotą i pięknem. Opuściliśmy go dopiero pod koniec 2012 r., kiedy wybudowano niewielki klasztor na półwyspie Itacua, dosłownie parę kroków od sanktuarium. Odtąd jesteśmy pierwszymi misjonarzami, którzy zamieszkali w tym miejscu na stale. Przed nami dojazdowo odwiedzali sanktuarium misjonarze jezuici od 1615 r, a później werbisci mniej więcej od 1912r. Msza św. odprawiana była raz na trzy-cztery miesiące, głównie w piątą niedzielę miesiąca (bo w pozostałe cztery misjonarze odwiedzali systematycznie raz w miesiącu inne lokalizacje). Wąska droga polna prowadziła przez tropikalny las i bagna – 12 km – do naszego sankturaium. Ogromna zmiana wydarzyła się dopiero w XXI w., przy okazji budowy elektrowni wodnej Yasyreta.

Teraz już wracam na ziemię, czyli do tematu trzech pielgrzymek. Nazywamy je z Józefem po hiszpańsku tres milagros – trzy cuda. Wydarzają się one w najbardziej zimnej porze roku, wraz z końcem tutejszej jesieni i początkiem zimy, czyli w maju i czerwcu. Opisane na samym początku deszcze i zimno są tak dokuczliwe, że sanktuarium Itacua zieje pustką. Z dnia na dzień ścieżki, dróżki, deptaki, plac przed kościołem, park, grota z piękna figurą Matki Bożej, taras widokowy, kościółek w kształcie lodzi, a nawet i kawiarenka – to wszystko wydaje się niepotrzebne. Zajrzy tu jeden czy drugi pielgrzym, ale szybko zawraca. W takich momentach, już prawie depresyjnych, sam sobie zadaję bez przerwy pytanie: „Będzie w tym roku cud (milagro), przyjdą?”. Jakoś tak się złożyło, że przez 14 lat przyszły do Itacua jedynie 42 pielgrzymki, czyli trzy na rok, i to właśnie w czasie jesienno-zimowej pustki ratowały nasze dusze i dawały nadzieję. Nagle przybywały, napełniając nasze sanktuarium tak niezwykłym życiem, radością, pięknem, muzyką, śpiewem, świadectwem wiary. Zimna pustka dosłownie natychmiast znikała i zapominaliśmy o niej. Wyglądaliśmy ich i w tym roku. Pojawiy się: pierwsza pielgrzymka – dziecięca; druga – Legionu Maryi i trzecia – rodzinna. Kolejny raz wydarzyły się trzy (pielgrzymkowe) cuda.
Andrzej Czekaj OMI
foto. archiw. Andrzej Czekaj OMI


Komentarz do Ewangelii dnia
Ten fragment Ewangelii pokazuje, że w drodze wiary za Jezusem możesz na różne sposoby spotykać problemy. Wygodnictwo, złe relacje, pójście na kompromis ze swoim sumieniem, spychanie spraw wiary na dalsze miejsce mojej codzienności – to wszystko sprawia, że nie mogę być prawdziwym uczniem Chrystusa. Zapytaj się dzisiaj na modlitwie, jaka sfera życia najbardziej oddala cię od Boga i co możesz zrobić, aby to zmienić.
o. Piotr Osiński OMI
fot. Ben White/unplash
Z listów św. Eugeniusza
Kłopoty, których nie byłoby, gdyby się przykładano do zrozumienia tego, czym powinien być zakonnik
Oblaci w Kanadzie nie mieli łatwego życia. Z jednej strony spotkali się z sprzeciwem lokalnego duchowieństwa, które czuło się zagrożone gorliwością wspólnoty francuskich misjonarzy, którzy odnosili sukcesy w swoich misjach i przyciągali ludzi. Jednak młodzi misjonarze nie otrzymali jednak pełnego przygotowania do życia wspólnotowego i wyzwań życia zakonnego. Eugeniusz swoją udrękę wylał na ojca Honorata (uczynił to z dużą dozą emocjonalnej przesady, ponieważ sprawy nie były tak złe jak opisywał). Eugeniusz znał tylko francuski model ewangelizacji i początkowo nie rozumiał, że potrzeby i metody w Kanadzie były inne.
Bardzo potrzebowalibyście, żebym mógł rozciągnąć swoją wizytację aż do Kanady. To tam, a nie we Francji, utracono całe pojęcie zakonnego ducha, do tego stopnia, że już nie poznaję mojego dzieła.
Nigdy nie zamierzałem obdarzać Kościoła stowarzyszeniem nieposłusznych kapłanów, bez uległości, bez szacunku dla ich przełożonych, wzajemnie się oskarżających, szemrzących, bez ducha posłuszeństwa, każdy zastrzegający sobie prawo osądzania według swoich uprzedzeń, swoich gustów albo swoich niechęci, nie oszczędzających nikogo, nie tylko między sobą, ale nawet przed obcymi, których bierze się bez ceregieli za powierników kłopotów. Nie byłoby ich, gdyby się przykładano do zrozumienia tego, czym powinien być zakonnik…
Rana musi być głęboka, a zło tak zastarzałe, że wszystkie osoby, które tam wysyłam i które wyjeżdżają pełne dobrej woli, stają się wkrótce tak niedoskonałe jak inni. Jestem z tego powodu zmartwiony aż do głębi duszy. Niemniej ufam jeszcze miłosierdziu Bożemu, że środek, jaki On mi poleca zastosować, będzie lekarstwem na zło, które opłakuję. Wyślę nadzwyczajnego wizytatora z pełnymi uprawnieniami. Mimo wszystko, mój drogi Ojcze, nie jestem mniej – proszę mi wierzyć –szczerze ojcu oddany(List do o. Jean’a Baptiste Honorata, w Saguenay, Kanada, 12.07.1839, w: PO I, t. I, nr 121).
Jak każda dobra rodzina, mamy swój udział w wybrykach, porywczych i kapryśnych dzieciach oraz rodzinnych nieporozumieniach (Elżbieta II).
Frank Santucci OMI, tłum. o. Roman Tyczyński OMI
Madagaskar: odwiedziny nuncjusza i poświęcenie kuchni dla ubogich wraz z klasztorem
Arcybiskup Tomasz Grysa, pochodzący z Poznania, został mianowany 27 września 2022 r. przez papieża Franciszka nuncjuszem apostolskim na Madagaskarze oraz delegatem apostolskim na Komorach i Reunionie, a w 2023 r. dodatkowo nuncjuszem apostolskim na Seszelach i Mauritiusie. Od początku swojej posługi odwiedza poszczególne diecezje Madagaskaru. – Najpierw odwiedzał diecezje, w których czasem od kilku lat nie było biskupów, aby wytypować kandydatów, więc nasza diecezja Toamasina z kard. Désiré Tsarahazana, była zaplanowana jako ostatnia do odwiedzin – tłumaczy w rozmowie o. Mariusz Kasperski OMI, proboszcz parafii św. Eugeniusza de Mazenoda. Cieszymy się, że przyjechał do naszej misji – dodaje.

W środę 18 września nuncjusz dotarł do diecezji Toamasina, w której został przywitany, zarówno przez reprezentantów Kościoła, jak i przez władze miasta oraz regionu. W uroczystej procesji udano się do katedry pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz miejscowego biskupstwa. Kolejnego dnia abp Tomasz Grysa celebrował dla zgromadzonych w mieście Eucharystię oraz spotkał się z duchowieństwem diecezji. Jak zauważa o. Mariusz: „Nuncjusz bardzo biegle posługuje się językiem francuskim, stąd w tym języku wygłosił konferencję dla duchowieństwa, po której z uwagą słuchał pytań. Arcybiskup, po krótkim czasie posługi na Czerwonej Wyspie, już zaczął odprawiać mszę świętą w języku malgaskim”.

Decyzja o odwiedzinach nuncjusza w tej oblackiej parafii pw. św. Eugeniusza de Mazenoda została podjęta tydzień przed jego przylotem do Toamasiny (za względu na braki infrastrukturalne to jedyny szybki środek transportu). Stało się tak dzięki pomysłowi kardynała Tsarahazany, który zasugerował, żeby nuncjusz odwiedził parafię, w której proboszczem jest oblat z Polski, a do tego pochodzący także z Wielkopolski. –Nuncjusz, po przyjeździe, zwrócił uwagę na polski napis „Prokura Misyjna Misjonarzy Oblatów MN”, którą odwiedzał przed wyjazdem na Czerwoną Wyspę w Poznaniu. Ojcowie z Prokury Misyjnej, posługują w poznańskiej sekcji misjologicznej KIK-u, gdzie zaangażowana jest M-mama abp. Grysy.

Dzięki wsparciu Prokury Misyjnej Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów MN (Stowarzyszenia Lumen Caritatis) i działających w niej Przyjaciół Misji w parafii został już wcześniej wybudowany kościół pw. św. Eugeniusza de Mazenoda, a teraz stołówka dla ubogich dzieci z kuchnią, a także dom oblacki pełniący funkcję probostwa (wcześniej proboszcz dojeżdżał z innej misji). Do kompletnego wykończenia domu oblackiego pozostał jeszcze miesiąc prac, natomiast w kuchni z jadalnią już teraz, co sobotę, wydawany jest posiłek dla 140 najbiedniejszych dzieci z parafii. W soboty dzieci nie idą do szkoły, więc od rana gromadzą się w niej. Ten czas wykorzystywany jest na lekcje języka francuskiego dla najmłodszych. Ojciec Mariusz Kasperski OMI zwraca uwagę na duże wsparcie finansowe o. Stanisława Olera OMI, byłego misjonarza w tym kraju, w tworzeniu placu zabaw dla dzieci przy kuchni.

Jak tłumaczy o. Mariusz Kasperski OMI, w tych regionach kraju panuje duża bieda, około ¾ parafii nie ma jeszcze prądu, a ludzie chorują często chociażby na tyfus. W ostatnim czasie cyklon zniszczył wiele domów, parafii i misji w buszu. – Nuncjusz przyjechał na peryferie, do najuboższych – tłumaczy oblat. – Biedni z buszu przychodzą tu, gdyż jest „wolna ziemia”, więc spodziewają się łatwiejszego życia w mieście, ale nie radzą sobie. Działania parafii są znakiem nadziei dla mieszkańców. Kolejnym planem jest wybudowanie szkoły podstawowej dla dzieci.

W niedzielę 22 września nad brzegiem oceanu odbyła się uroczysta msza święta kończąca odwiedziny nuncjusza w diecezji Toamasina, podczas której abp Tomasz Grysa wyświęcił prezbiterów oraz diakonów diecezjalnych.

Misjonarze oblaci z Polski pracują na Madagaskarze już od ponad 40 lat. Pierwsza grupa pięciu misjonarzy, po przylocie w roku 1980, otrzymała do prowadzenia dwa już istniejące okręgi misyjne – Marolambo i Ambinanindrano, w Dystrykcie Lasów Tropikalnych, we wschodniej części Czerwonej Wyspy. Obecnie prowadzą 15 placówek misyjnych, a od 2004 r. także cztery parafie na wyspie Reunion. Aktualnie Delegatura Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Madagaskarze wchodzi w skład Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów, a tworzy ją około 100 zakonników, w zdecydowanej większości Malgaszy. Jej przełożonym jest o. Alphonse Philiber Rakotondravelo OMI. Klerycy z Kamerunu kształcą się również w seminarium oblackim w Polsce, w Obrze k. Wolsztyna.

Prokura Misyjna Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów powstała w maju 1969 r. w Poznaniu i została założona przez o. Walentego Zapłatę OMI. Oficjalnie powołana wówczas instytucja nazywała się Sekretariatem Powołań i Prokury Misyjnej. Założenie Prokury Misyjnej zbiegło się z wyjazdem na misje do Kamerunu (2 stycznia 1970 r.) polskich misjonarzy oblatów. Bardzo szybko wzrastała liczba Przyjaciół Misji, grona świeckich, którzy współpracują z misjonarzami oblatami. W 2017 r. Prokurę Misyjną połączono z redakcją czasopisma „Misyjne Drogi” i portalu misyjne.pl. Prokura Misyjna realizuje działania na rzecz bieżącego wsparcia misjonarzy i misji, jak i reaguje na sytuacje kryzysowe: klęski żywiołowe czy konflikty zbrojne, organizując różnego rodzaju pomoc, także online. Wysyła również wolontariuszy misyjnych. W 2022 r. Prokura Misyjna za całokształt działalności otrzymała medal Komisji Episkopatu Polski ds. Misji Benemerenti in Opere Evangelizationis. Obecnym dyrektorem Prokury Misyjnej jest o. Wiesław Chojnowski OMI. Liczba Przyjaciół Misji wynosi prawie 45 tysięcy osób w kraju i za granicą.
Anna Gorzelana
fot. Mariusz Kasperski OMI



Katowice: Wieczór Uwielbienia Wspólnoty Magnificat Young
Coroczną tradycją Wspólnoty Magnificat Young, która działa przy parafii ojców oblatów w Katowicach-Koszutce jest organizacja wielbienia rozpoczynającego kolejny rok formacyjny.
Inspirując się biblijną sceną chrztu Jezusa, która zaczęła Jego publiczną działalność, zgromadzeni na początku wielbienia mieli przestrzeń, w której mogli przeprosić Boga za popełnione grzechy. Potem, opierając się na biblijnych obrazach przytoczonych w Ewangelii w scenie chrztu Jezusa (np. obmycie wodą czy gołębica), powtarzali biblijny cytat odnoszący się do głosu z nieba mówiącego: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”.

W tej modlitewnej atmosferze nastąpiło oddawanie Bogu zarówno spraw wspólnotowych, jak i samych siebie, towarzyszył temu gest wyciągniętych dłoni. Wydarzenie animował muzycznie zespół, intonując pieśni uwielbieniowe.
– Tematem uwielbienia było hasło: «początek». Zadawaliśmy pytania o początek zarówno w kontekście nowego roku formacyjnego, jak i własnego nawrócenia. Jesteśmy przekonani, że Duch Święty działał! – opowiada Anna Bednar ze wspólnoty Magnificat Young.

Oprócz ewangelicznej sceny chrztu podczas wydarzenia wybrzmiało też biblijne zdanie zaczerpnięte z Apokalipsy św. Jana: „Oto czynię wszystko nowe”. Wiele fragmentów Pisma Świętego cytowano też podczas powierzania Panu poszczególnych obszarów życia. „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” – to zdanie Jezusa towarzyszyło uwielbieniu Boga w tworzonej przez uczestników wspólnocie.
– Przez cały tydzień poprzedzający Wieczór Uwielbienia poszczególne diakonie miały spotkania przygotowujące do wydarzenia, np. poprzez przygotowywania tekstu modlitw oraz próbę pieśni – dzieli się Anna Bednar.

W spotkaniu wzięło udział ok. 50 osób. Podobne wydarzenia do ostatniego Wieczoru Uwielbienia są organizowane cyklicznie przez Wspólnotę Magnificat Young, działającą przy parafii ojców oblatów w Katowicach-Koszutce. Informacje o różnych wydarzeniach można znaleźć w mediach społecznościowych Wspólnoty.
Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej przybyli do Katowic prawdopodobnie na początku 1934 r., a osiedlili się przy konwencie bonifratrów w Katowicach-Bogucicach, aby głosić rekolekcje i misje parafialne w języku polskim i niemieckim. Rozpoczęli budowę klasztoru i kaplicy na Koszutce, które zostały poświęcone w 1937 r. W latach wojennych dom w Katowicach został przyłączony do Niemieckiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej oraz erygowano w 1940 r. samodzielną parafię pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, co miało uchronić klasztor i kościół od grabieży przez okupantów niemieckich. Niestety, nie udało się to w całości, gdyż SS-mani przejęli większość pomieszczeń klasztornych i zdjęli krzyż żelbetonowy z elewacji. Wówczas proboszcz wraz z parafianami ustawili go przed kościołem, obsadzając kwiatami. W 1945 r. powrócili polscy oblaci, przystępując do odbudowy. Od roku 1954, po otrzymaniu zgody władz, rozbudowano znacznie kościół parafialny. Mieszkający tu oblaci są zaangażowani w duszpasterstwo parafialne i rekolekcyjne, a także sprawują posługę w stałym konfesjonale, są kapelanami sióstr zakonnych oraz szpitala bonifratrów, a także są zaangażowani w duszpasterstwo specjalistyczne osób głuchych i zmagających się z uzależnieniami. Aktualnym przełożonym domu jest o. Franciszek Bok OMI.
Anna Gorzelana
fot. Anna Bednar/Magnificat Young

Z listów św. Eugeniusza
Dlaczego posłuszeństwo?
Oblaci w Kanadzie mieszkali daleko od Założyciela i Marsylii. Superior kanadyjskich oblatów, biskup Guigues, był bardzo zajęty procesem tworzenia nowej diecezji. Misjonarze byli rozproszeni w wielu odległych miejscach, dysponowali słabymi środkami komunikacji i podejmowali decyzje w zgodzie ze swoją posługą.
Nasi ojcowie przyzwyczaili się do zastanawiania się nad posłuszeństwem i pozwalają sobie oceniać wartość ludzi według innego standardu niż ten słuszny. Stąd te niestosowne urazy, ten zły nastrój we wspólnocie, gdzie powinien panować tylko pokój, prostota, jedność, zakonna zależność, wzajemna pomoc, słowem, wszystkie cnoty, których praktykowanie przyrzekali…
Mój drogi Ojcze, Ojciec stoi na czele małej wspólnoty. Niech Ojciec surowo nalega, aby się pozbyto tego wstrętnego zwyczaju. Polecam Ojcu również czuwać, aby Reguła była przestrzegana w jej wszystkich punktach. Od chwili, gdy Ojciec został superiorem, odpowiedzialność ciąży na Ojcu
(List do o. Léonarda Bavette w Montréalu, 11.01.1849, w: PO I, t. I, nr 107).
Eugeniusz otrzymał charyzmat, aby założyć zgromadzenie zakonne, które miało szczególnego ducha przejawiającego się w jego stylu życia i misji. Reguła zawierała główne elementy, w jaki sposób zachować i żyć zgodnie z tym duchem otrzymanym od Boga. Celem oblackiego ślubu posłuszeństwa jest umożliwienie nam życia zgodnie z tym ewangelicznym duchem. Wszyscy w charyzmatycznej rodzinie oblackiej jesteśmy wezwani do wsłuchiwania się w głos Boga, który codziennie dochodzi do nas na różne sposoby.
Frank Santucci OMI, tłum. o. Roman Tyczyński OMI
Komentarz do Ewangelii
Wobec Pana Boga wszyscy jesteśmy dłużnikami. Jedni większymi, a inni mniejszymi. Dług każdego z nas został nie tyle wymazany, ile przejęty przez Pana Jezusa i przez Niego zapłacony na krzyżu. Z wielkości darowanego długu wynika proporcjonalna radość, szczęście i wreszcie miłość do Zbawiciela, który wziął na siebie nasze wszystkie grzechy. Jeśli chcesz doświadczyć w swoim życiu jeszcze większej radości Bożego przebaczenia, to wcale nie musisz więcej czy bardziej grzeszyć, ale jeszcze lepiej uświadomić sobie własne grzechy w rachunku sumienia. Pamiętaj, że niezależnie od tego, jakie są twoje winy i jak wielkie, zawsze zostaną ci przez Chrystusa odpuszczone, jeśli tylko Mu je szczerze oddasz. Stąd też każdy rachunek sumienia i każda spowiedź, jaką przeżywasz, są okazją do pokochania Pana Jezusa jeszcze bardziej i mocniej, żeby chociaż w jakiejś części odpowiedzieć na tę miłość, którą On pierwszy nas obdarował.
Adrian Kotlarski OMI/niniwa.pl
Fot. freepik/jcomp
Gorzów Wlkp.: dziesięć lat Domu u Oblatów
Od dziesięciu lat w Gorzowie Wielkopolskim istnieje miejsce, dzięki któremu seniorzy nie czują się samotni w pustych domach. Piętnaścioro seniorów tworzy wspólnotę, której rodzinna atmosfera udziela się wszystkim odwiedzającym Dom u Oblatów.
– Kiedy po raz pierwszy przyszłam do domu dziennego pobytu, bardzo się bałam, że może nie będę zaakceptowana przez starsze stażem koleżanki, ale niepotrzebnie, bo tu spotkałam się z życzliwością, serdecznością. Dlatego tak chętnie przychodzę do tego domu, bo to jest prawdziwy dom – dom szczęścia i radości – opowiada jedna z seniorek.

Wiele osób zwraca uwagę na panującą w Domu atmosferę. Przez codzienność tworzy się tam silna wspólnota z niepowtarzalną więzią. – Tam mogą poczuć się zaopiekowani i zaakceptowani – tłumaczy kierowniczka domu dziennego pobytu, Marzena Kruszakin. W ciągu 10 lat działalności z pobytu skorzystało 55 podopiecznych.
– Bardzo lubię przychodzić do naszego domu, wtedy nie czuję się samotna. Bardzo miło spędzam tu czas, na wspólnych rozmowach, lubię prace ręczne. Szczególne jest dla mnie to, że możemy wspólnie świętować imieniny, różne uroczystości oraz wyjeżdżać na wycieczki – relacjonuje jedna z kobiet z Domu u Oblatów.

Wychodzą do ludzi
Placówka jest współfinansowana przez Miasto Gorzów Wielkopolski. Współpracuje też z wieloma instytucjami, m.in. ze Stowarzyszeniem św. Eugeniusza de Mazenoda, Gorzowskim Centrum Pomocy Rodzinie, z Warsztatami Terapii Zajęciowej i Domem Dziennego Pobytu, ze świetlicą środowiskową im. Jana Pawła II oraz z placówkami edukacyjnymi.
– Mamy kontakt z dużą społecznością, co bardzo pozytywnie wpływa zarówno na seniorów z Domu u Oblatów, jak i na środowisko – tłumaczy Marzena Kruszakin. – Trudno wyrazić, jak wiele dają warsztaty z przedszkolakami czy zajęcia z osobami z niepełnosprawnościami. Owoce tego są niemierzalne, bo w sercach dzieją się naprawdę cuda.

Aby podziękować
Jubileusz dziesięciolecia istnienia Domu u Oblatów stanowił okazję, by podziękować wszystkim zaangażowanym w jego istnienie. Wzięło w nim udział ponad 80 osób.
– Jesteśmy tu dziś po to, by świętować zawiązanie się wyjątkowej wspólnoty. Dom u Oblatów nie jest zwyczajną placówką. Dopiero obecna nazwa oddaje klimat tego miejsca – to DOM. Dom, w którym jesteśmy razem, wspieramy siebie nawzajem, służymy innym swoim doświadczeniem i talentami. Dom, w którym istnieją przyjaźnie, silne więzi międzyludzkie. Dom, w którym pachnie obiadem, kawą, a nieraz i łzami radości czy zatroskania. Tutaj dzieje się życie – mówiła podczas jubileuszu Marzena Kruszakin.
Obchody rozpoczęły się od Eucharystii, której przewodniczył o. prowincjał Marek Ochlak OMI. Następnie zebrani przeszli do Domu u Oblatów i tam – przedstawiając krótki zarys historii – wspólnie cieszyli się 10-letnim dorobkiem, który był możliwy dzięki współpracy wielu osób i instytucji. Był też czas na podziękowania i występy seniorów, którzy napisali piosenkę specjalnie na tę okazję. Część artystyczną zakończył występ zespołów Baczyńskie Szarlotki i Wesołe Siódemki.

Szycie, malowanie, wycinanie i nie tylko
Przygotowania do jubileuszu trwały od czerwca. Seniorzy mogli wykorzystać manualne zdolności, które regularnie rozwijają podczas warsztatów. Każdy robi część, która składa się na całość. Jak tłumaczy Marzena Kruszakin: „W Domu są też osoby, które mają ponad 80 lat. Wspólnie się aktywizują poprzez szycie, malowanie, wycinanie czy tworzenie kompozycji kwiatowych”.
Na początku seniorzy stworzyli listę gości, doceniając wkład wolontariuszy, czyli specjalistów, którzy dzielą się swoimi talentami. Później uczestnicy gorzowskiego Domu u Oblatów metodą scrapbookingu wykonali zaproszenia, które przekazali zaproszonym. Ideą spotkania było podziękowanie wszystkim, którzy są zaangażowani w tworzenie tego Domu. W ciągu 10 lat działalności z pobytu skorzystało 55 podopiecznych.

– Wielu seniorów spędziło z nami ostatnie chwile swojego życia. Nie musieli czuć się samotni, nie pozostali zamknięci w domach, ale obdarzyli nas swoim życiowym doświadczeniem i obecnością. Każda osoba zostawiła po sobie wspomnienia i ślad w naszych sercach – opowiada kierownik domu dziennego pobytu.
– Do domu dziennego pobytu przychodzę z przyjemnością, jest wesoło, przyjemnie, tworzymy jedną rodzinę. Dzień rozpoczynamy modlitwą, później jest gimnastyka, następnie wspólnie pijemy kawę, wymieniamy się wspomnieniami z dawnych lat. Następnie pracujemy nad różnymi pracami manualnymi, wykonujemy różnego rodzaju robótki ręczne, pobyt kończymy pysznym obiadem. Nie wyobrażam sobie życia bez domu dziennego pobytu – mówi z wdzięcznością jedna z seniorek.
Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej przybyli do Gorzowa Wielkopolskiego zaraz po wojnie, w październiku 1945 r. Przejęli posercańską kaplicę filialną św. Józefa, której początek sięga roku 1925, kiedy to utworzono drugą w Gorzowie Wlkp. (wówczas Landsbergu) katolicką placówkę duszpasterską, będącą filią parafii pw. Podwyższenia Krzyża. Znajdowała się ona na Zawarciu, w południowej, przemysłowej dzielnicy miasta. Sześć lat po przybyciu oblatów erygowano oficjalnie parafię. Równocześnie oblaci posługiwali w kościele poprotestanckim, który z czasem stał się parafią pw. Chrystusa Króla – tę placówkę przekazali diecezji. Aktualny kościół pw. św. Józefa został konsekrowany w 1989 r. Mieszkający tu oblaci są zaangażowani w duszpasterstwo parafialne i rekolekcyjne, a przy domu oblackim funkcjonuje Dom Pokuty i ośrodek dla seniorów. Aktualnym przełożonym domu jest o. dr Ryszard Kuczer OMI. Obecnie opiekę duchową nad Domem u Oblatów pełni Ojciec superior Ryszard Kuczer OMI, natomiast opiekę administracyjną o. Piotr Furman OMI.
Anna Gorzelana
Fot. Facebook/Dom u Oblatów
fot. Facebook/Warsztaty Terapii Zajęciowej

Komentarz do Ewangelii dnia
Tylko Jezus Chrystus jest w stanie odmienić ludzką tragedię. Największą z nich zdaje się śmierć bliskiej osoby. Naturalną rzeczą jest, że dzieci grzebią swoich rodziców, nie odwrotnie. Ta karta Ewangelii jest tym bardziej tragiczna, że owa wdowa została bez nikogo na tym świecie. Dlatego Pan Jezus się nad nią użalił i przywrócił jej syna do życia. Być może nigdy nie będziesz świadkiem wskrzeszenia umarłego dziecka, ale niewątpliwie możesz stać się narzędziem w ręku Pana Boga. Będziesz nim wtedy, kiedy dla kogoś osamotnionego staniesz się jak dziecko, którego nie ma, czy też jak brat lub siostra, których bardzo potrzebuje. Tym samym napiszesz kolejną cudowną kartę Ewangelii.
Adrian Kotlarski OMI/niniwa.pl
unplash.pl/MarkusSpiske
Z listów św. Eugeniusza
Mamy stale nowe utrapienia
Zdrowie ojca Viali nie wytrzymało trudnych relacji z biskupem i został odesłany do Francji. W listopadzie dwóch innych oblatów zostało wysłanych do Algierii. Pomimo trudności, ewangelizacja Arabów pozostała droga sercu Eugeniusza i nie porzucił tego projektu. Z dwoma nowo wyświęconymi oblatami wysłał ojca Tempiera, aby dokonał nowych ustaleń z biskupem. Oprócz zewnętrznych relacji z biskupem Algieru, ojciec Tempier musiał rozwiązać pilną sprawę w oblackiej wspólnocie.
Ojciec Tempier wrócił z podróży do Algierii. Jego pobyt w tym kraju okazał się naprawdę konieczny. Przybył na czas, by zdemaskować o. Bellangera, który haniebnie zdradzał Zgromadzenie, oczerniając przed biskupem swych przełożonych i fałszując ich dobre intencje… Mamy stale nowe utrapienia. Judasz wszędzie się wkręci, by wszystko obrócić na szkodę(Dziennik, 23.12.1849, w: PO I, t. XXII).
Yvon Beaudoin relacjonuje: 4 lutego 1850 r. ojciec Bellanger z poważnych powodów opisanych tego dnia w protokole Rady Generalnej i w długim liście założyciela do biskupa L. A. Pavy’ego, biskupa Algieru, został wydalony ze Zgromadzenia. Ojciec mówił wszędzie, ale fałszywie, że był członkiem szlachetnej i bogatej rodziny; wydał dużo pieniędzy i zaciągnął duże długi; udzielił złej rady ojcu Viala, którego biskup nie chciał już w Algierii itd. Przy jego nazwisku w rejestrze członków napisano: Życie tego księdza było ciągłym oszustwem. Był jednak w stanie zdobyć zaufanie ludzi, ale kiedy został wysłany do Algierii, został zdemaskowany i haniebnie wydalony.
Frank Santucci OMI, tłum. o. Roman Tyczyński OMI