Poznaj niezwykłe miejsce z innej perspektywy - Kodeń z wysokości drona

Najpiękniejszy zakątek Podlasia i Polesia Lubelskiego. Sanktuarium, w którym od 1927 roku obecni są Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. Znajduje się tutaj trzeci w historii Polski koronowany koronami papieskimi wizerunek Maryi. Kodeń od początku swojej historii był miejscem jedności. Jan Sapieha, fundator wówczas miasta, przystąpił pod koniec XV wieku do unii florenckiej, będącej próbą powrotu do jedności przedstawicieli chrześcijaństwa Wschodu i Zachodu. Mikołaj Sapieha w XVII wieku sprowadza do Kodnia obraz Madonny Gregoriańskiej, zwanej też Guadalupeńską (Hiszpania). Matka Boża Kodeńska stała się orędowniczką katolików obu obrządków – w cerkwi unickiej w Kodniu oddawano Jej cześć w przepięknej, pokrytej srebrem ikonie. Zaborca rosyjski, narzucając prawosławie na tych terenach, przejmuje obie świątynie kodeńskie, a obraz Matki Bożej na 50 lat znajduje schronienie na Jasnej Górze. W 1927 roku powraca do Częstochowy Podlasia, witany przez wiernych i duchowieństwo, wśród którego znajdował się potomek Sapiehów kodeńskich – kard. Adam Sapieha, oraz Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej – nowi opiekunowie tego miejsca. Kardynał Karol Wojtyła nadał Matce Bożej Kodeńskiej tytuł Matki Jedności, a jako następca św. Piotra, wspominając Kodeń, zwykł żartować, że mamy tu obraz, który należy do niego. W ten sposób nawiązywał do spopularyzowanej przez Zofię Kossak w książce „Błogosławiona wina” historii sprowadzenia obrazu do siedziby Sapiehów.

Poznajcie Kodeń z innej perspektywy

(pg)


"Klasztorne smaki" TVP z wizytą na Świętym Krzyżu

W programie emitowanym w polskiej telewizji publicznej, popularny i lubiany śląski kucharz Remigiusz Rączka przemierza Polskę, aby przekazać widzom tajemnicze smaki i stare receptury zza klasztornych murów. W niedzielę 30 sierpnia wyemitowano odcinek, zrealizowany w świętokrzyskim klasztorze.

Brat Sławomir Przywecki OMI zdradza sekrety oblackiej kuchni. Wśród przepisów kulinarnych, można znaleźć recepturę na słynne ciasteczka świętokrzyskie. Cały materiał do obejrzenia na platformie VOD TVP – KLIKNIJ

(pg)


Madagaskar: Dzięki pomocy z Zamościa wybudowano studnię oraz powstaje szkoła

Miejscowość Ankabatomena położona jest przy rzece Kabatomena (niedaleko Morondawy – południowo-zachodniej części Madagaskaru). Miejscowa ludność w dużej mierze utrzymuje się z przeprawy rzecznej. W porze suchej, kiedy poziom wody opada, miszkańcy dbają o prowizoryczny przejazd dla ruchu samochodowego, natomiast, gdy rzeka przybiera, zajmują się przeprawą przy pomocy drewnianych łodzi, wydrążonych z pni drzew. Obok wioski jest wiele osad, gdzie ludzie żyją bardzo ubogo. Zajmują się głównie uprawą i hodowlą byków, kóz i drobiu. Pomimo bliskości rzeki, mieszkańcy cierpią na brak wody pitnej, a edukacja dzieci jest niemożliwa ze względu na brak nauczyciela oraz budynku, który byłby do tego przystosowany. Warto jednocześnie zaznaczyć, że zaledwie 5% populacji Madagaskaru potrafi czytać i pisać.

Miejscowi chrześcijanie są pod opieką duszpasterską misjonarzy oblatów.

Jest ukończona studnia – relacjonuje o. Marek Ochlak OMI – Rosną mury szkoły, prace idą do przodu. Na pewno jest to wielka radość. Dla mnie jest to wielka radość, dlatego że czas nas goni, jeżeli będzie wysoka woda, to już nic nie przewieziemy przez rzekę. Mamy już dość wysokie mury – dodaje.

Oprócz szkoły znajdzie się tutaj pomieszczenie mieszkalne dla nauczyciela, co zapewni miejscowym mieszkańcom dostęp do edukacji. Dzieło powstaje dzięki zaangażowaniu ks. Mariusza Skakuja – dyrektora Katolickiej Szkoły Podstawowej imienia św. Ojca Pio w Zamościu, w akcję włączyła się także parafia pw. św. Brata Alberta w Zamościu. Organizatorzy stworzyli witrynę internetową misjaafryka.pl, poprzez którą wspierają misje w Afryce.

Dla nas to czasami może być mały wydatek, natomiast dla tych osób w Afryce to kwestia chociażby całorocznej edukacji – tłumaczy zaangażowanie w pomoc ks. Marek Mazurek – proboszcz parafii pw. św. Brata Alberta w Zamościu.

(pg)


Konferencja Episkopatu Polski: Oblat Konsultorem Komisji ds. Misji

Podczas 386. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski obradującego na Jasnej Górze, biskupi dokonali wyboru członków do gremiów Episkopatu oraz instytucji kościelnych, które podlegają KEP. Wśród nominacji znalazło się również nazwisko polskiego oblata, który został zatwierdzony na Konsultora Komisji ds. Misji. Biskupi polscy na to stanowisko mianowali o. Marcina Wrzosa OMI, redaktora naczelnego czasopisma "Misyjne Drogi" oraz portalu misyjne.pl. Niespełna 43-letni zakonnik od wielu lat działa na polu animacji misyjnej, posługując jednocześnie w Prokurze Misyjnej Polskiej Prowincji.

o. Marcin Wrzos OMI (Archiwum OMI)

Do zadań Komisji ds. Misji należy ożywianie i rozwój świadomości misyjnej oraz gorliwości misyjnej wśród duchowieństwa i wiernych Kościoła katolickiego w Polsce, popieranie wszelkich inicjatyw podejmowanych na rzecz misji i ich koordynowanie dla dobra Kościoła. W tym celu gremium to współpracuje z Kongregacją ds. Ewangelizacji Narodów, patronuje Papieskim Dziełom Misyjnym w Polsce oraz nadzoruje pracę MIVA Polska, Dzieła Pomocy „Ad Gentes”, Centrum Formacji Misyjnej oraz Instytutu Misyjnego Laikatu. Kadencja członków i konsultorów trwa pięć lat.

Nominacja mnie zaskoczyła - komentuje o. Marcin Wrzos OMI - Czuje się na swój sposób też wyróżniony, bo w tej komisji zasiadało dwóch ważnych dla mnie  oblatów: o. Alfons Kupka i o. Ryszard Szmydki.

Warto jednocześnie zaznaczyć, że misjonarze oblaci od lat wspomagają Kościół w Polsce, współtworząc różne gremia doradcze, działające przy Konferencji Episkopatu Polski:

  • o. Wiesław Łyko OMI - Podkomisja ds. Indywidualnych Form Życia Konsekrowanego w Komisji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego
  • oo.: Wojciech Kluj OMI, Jarosław Różański OMI - Komitet ds. Dialogu z Religiami Niechrześcijańskimi przy Radzie ds. Dialogu Religijnego

 

(pg)


Nowy numer "Misyjnych Dróg": Od tropików po sawannę i pustynię. 50 lat pracy polskich oblatów w Kamerunie

W powakacyjnym wydaniu „Misyjnych Dróg” przeczytamy o zaangażowaniu polskich misjonarzy (szczególnie oblatów) w posługę misyjną w Kamerunie. Przedstawiono ich zaangażowanie pastoralne, ale także to na rzecz poprawy dostępności do edukacji, służby zdrowia, zdrowej wody. W piśmie opisano, jak misjonarze na całym świecie wspierają chorych lub zagrożonych przez koronawirusa.

To był upalny poranek 23 stycznia 1970 r. Pewnie nieco zaskoczył ich temperaturą, która w tym czasie jest tak wysoka chyba tylko w tej części Afryki. Do kameruńskiego portu, po trzech tygodniach rejsu, zawinął statek »Acapulco« z liberyjską banderą i włoską załogą, wypływający z francuskiej Marsylii. Było na nim czterech oblackich księży z Polski: Eugeniusz Juretzko – późniejszy biskup Yokadoumy, Tadeusz Krzemiński, Józef Leszczyński i Czesław Szubert. Kilka dni później docierają do Guider, miejsca swojego przeznaczenia, gdzie czekali na nich miejscowi chrześcijanie – napisał w edytorialu do najnowszego numeru redaktor naczelny, o. Marcin Wrzos OMI.

Nie wiem, czy 50 lat temu mieli świadomość, że otwierają jedną z najpiękniejszych epopei misyjnych w historii oblatów, a może i Kościoła. Niektórzy z oblatów już zostali na zawsze w czerwonej, afrykańskiej ziemi, a inni pracują w różnych zakątkach świata. Była to szkoła ewangelizacji, w której szczęście i radość mieszały się z potem, łzami i zniechęceniem. Pozostawili po sobie kościoły, kaplice i klasztory, liczne powołania, szkoły i przedszkola, ośrodki zdrowia, studnie i słowniki oraz książki w miejscowych językach, będące wynikiem studiów nad kulturą. Trudno to wszystko zliczyć. Pozostała ich garstka, skupiona głównie wokół sanktuarium Jasnogórskiej w Figuil. Dziś to współbracia z Kamerunu, Nigerii i Czadu przejęli sztafetę ewangelizacyjną. I dobrze, bo tak przecież miało być. Zapraszamy Was, w tym wydaniu, na ich pięćdziesięcioletnie misyjne drogi – kontynuował.

Autorzy tekstów na łamach „Misyjnych Dróg” (m.in. Jarosław Różański OMI, Grzegorz Krzyżostaniak OMI, Władysław Kozioł OMI, Krzysztof Zielenda OMI, Wojciech Kluj OMI, Benigna Boguszewska SNMP) przedstawili zaangażowanie misjonarzy oblatów i sióstr służebniczek w Kamerunie. W dwumiesięczniku można przeczytać także wspomnienie o ojcu prof. Wacławie Hryniewiczu OMI (autorstwa Andrzeja Madeja OMI i Marcina Wrzosa OMI). W piśmie znajdziemy także wypowiedzi i wspomnienia ekspertów dotyczące oblackiej posługi misyjnej w Kamerunie: Ewy Gawin, Pawła Zająca OMI, Barbary Uszko-Dudzińskiej i Edouarda Dagavounansou OMI.

W 203. numerze „Misyjnych Dróg” czytelnicy znajdą rozmowy – z oo. Janem Kobzanem OMI i Alojzym Chrószczem OMI – o ich działaniach ewangelizacyjnych wśród Gidarów i Baka. W numerze poruszono temat rytów przejścia i dialogu z afrykańskimi religiami tradycyjnymi (prof. Eugeniusz Sakowicz, Grzegorz Krzyżostaniak OMI).

W czasopiśmie znalazło się miejsce na dwa fotoreportaże.

"Damien, Damien, wstawaj! Śniadanie!" – słyszę wołanie młodszego brata Jeana, który, jak zorientował się Damien po otwarciu oczu, stał tuż nad nim. Nie wiedział, która była godzina, bo w jego domu nigdy nie było zegarka. Jednak wstał. Ubrał starą, znoszoną koszulkę w kwiaty i wiedziony zapachem smażonych na blasze nad paleniskiem placuszków z prosa, wyszedł przed chatkę – to fragment zapisków Karoliny Binek z Kamerunu.

Natomiast reportaż Oskara Donezama dotyczy szpitala misyjnego prowadzonego przez siostry służebniczki w Figuil.

W kolejnym wydaniu czasopisma nie brakuje działu „Przyjaciele Misji”, a także informacji dotyczących prowadzonego przez redakcję projektu „Misja Szkoła”.

Zobacz: [Misja Szkoła: Tylko 1,65 zł dziennie, aby zapewnić dzieciom w krajach misyjnych przyszłość - wideo]

Jak zwykle jest też szesnastostronicowa wkładka dla dzieci „Misyjne Dróżki Dreptaka Nóżki” – tym razem z opowieściami z Hawajów. Opublikowano także felietony Elżbiety Adamiak i ks. Andrzeja Draguły. Na łamach pisma czytelnicy zachęcani są też do korzystania z internetowego portalu misyjnego www.misyjne.pl.

„Misyjne Drogi” to prawie stustronicowy dwumiesięcznik wydawany od 1983 r. w Poznaniu przez Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Do publicystów piszących na jego łamach zalicza się ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, o. Jarosława Różańskiego OMI, Tomasza Terlikowskiego, o. Andrzeja Madeja OMI, Elżbietę Adamiak, ks. Artura Stopkę oraz ks. Andrzeja Dragułę. Celem redakcji jest kreatywna i ciekawa prezentacja działalności misyjnej Kościoła, treści religioznawczych, podróżniczych i antropologicznych. „Misyjne Drogi” to czasopismo misyjne o największym nakładzie i objętości w Polsce, dostępne jest także w wolnej sprzedaży.

 

(misyjne.pl)


Raban na Świętym Krzyżu. Studio Raban

„Studio Raban to pytania niedające spokoju, wątpliwości, z którymi warto się zmierzyć, to historie młodzieży, która swoim życiem i działaniem inspiruje innych. Z niektórymi bohaterami spotkamy się w ich świecie, a z innymi w klimatycznych kawiarniach. W Studio Raban spotkamy się też z autorytetami, które z młodzieżą porozmawiają o sprawach ważnych. W programie zagoszczą bohaterowie z Polski jak i z zagranicy” – tak charakteryzuje misję programu Telewizja Polska.

W poniedziałek 24 sierpnia na Świętym Krzyżu gościła ekipa TVP, realizująca kolejny odcinek Studia Raban – programu redakcji katolickiej dla młodzieży. W rolę odkrywającego tajniki świętokrzyskiego sanktuarium wcielił się nowicjusz Michał Wróbel. Oprócz bazyliki i kaplicy Oleśnickich goście poznawali także życie nowicjuszy. Odcinek ze Świętego Krzyża wyemitowany będzie w miesiącu wrześniu.

(kj)


Misja Szkoła: Tylko 1,65 zł dziennie, aby zapewnić dzieciom w krajach misyjnych przyszłość [wideo]

To jest 1,65 zł dziennie. Dla nas to drobne, a dla tych dzieci to realna pomoc, która pozwala uczyć się przez cały rok – mówi Sandra Dominiczak z projektu „Misja Szkoła”.
„Misja Szkoła” to duchowa adopcja, który zapewnia edukację dzieciom z Indii, Bangladeszu czy Nepalu. Szkoła to dla nich często alternatywa dla niewolniczej pracy. Inicjatywa prowadzona jest przez misjonarzy oblatów.

(pg)


Andrzej Juchniewicz OMI o sytuacji na Białorusi: "Nie mogłem trąbić, więc ściągnąłem piosenkę „A mury runą...” po rosyjsku (...) Puszczałem ją na całej głośności"

Pojawili się „OMONowcy”. To była ściana z tarczami, która się zbliżała. (…) Odszedłem powoli i usiadłem na pobliskiej ławce w parku. Gdybym nie usiadł, to by mnie spałowali. Wyszukiwali tych, którzy byli z flagą biało-czerwono-białą (prawdziwa historyczna flaga Białorusi). Nad głowami latał dron, stąd wiedzieli, gdzie i kto ucieka. Nie zostałem jednak tam za długo. Już w ten wieczór OMON zapełniał busy i ciężarówki transportowe ludźmi, znęcano się nad nimi. Ludzie wokół po prostu bezsilnie na to patrzyli…

 

Z o. Andrzejem Juchniewiczem OMI, oblatem pracującym na Białorusi, rozmawia o. Paweł Gomulak OMI:

Jesteś z pochodzenia Polakiem, ale urodziłeś się na Białorusi – i z tego, co wiem, czujesz się patriotą białoruskim. Chciałbym zatem zapytać Ciebie jako obywatela Białorusi, co czujesz w obecnej sytuacji?

Rzeczywiście, wywodzę się z rodziny Polaków kresowych, rodziny mocno wiązanej z ziemią grodzieńską, ruchem AK na tych terenach, z powstaniem i działalnością Związku Polaków na Białorusi. Z tego jestem dumny i tym się szczycę. Jednocześnie w obecnej sytuacji, kiedy dzieje się krzywda konkretnym ludziom na Białorusi, kiedy jestem sam osobiście dotknięty tymi sprawami, tematy narodowościowe odchodzą na drugi plan. Obecnie dla mnie liczy się godność ludzi bez głosu, którzy cierpią i nie mają ratunku znikąd oraz walka o prawdę, która jest skrywana i przeinaczana. Nie mogę milczeć wobec takiej sytuacji w kraju. Bardzo się tym martwię.

Protesty na Białorusi (zdj. Agencja ATM Warszawa)

Obecnie dla mnie liczy się godność ludzi bez głosu, którzy cierpią i nie mają ratunku znikąd oraz walka o prawdę, która jest skrywana i przeinaczana. Nie mogę milczeć wobec takiej sytuacji w kraju. Bardzo się tym martwię.

Szczerze mówiąc, być może też bym pozostał w domu, przeglądał nerwowo strony internetowe i czytał aktualności z jakimś lękiem o siebie, o parafię, że jak się odezwę, to być może jakoś się to odbije negatywnie na innych ludziach, zaszkodzi innym… Gdyby nie wydarzenie, które sam przeżyłem.

Byłem w tych strasznych dniach 10-12 sierpnia na Grodzieńszczyźnie na kilka dni w domu rodzinnym. Głosowałem tam razem z rodzina. W niedzielę wyborczą wieczorem pojechałem do Grodna. Protestujący byli w centrum na rynku miasta. Przyłączyłem się do nich. Za jakieś kilkanaście minut pojawili się „OMONowcy” (odpowiednik polskiego ZOMO). To była ściana z tarczami, która się zbliżała. Wiele osób zaczęło dochodzić. W pewnym momencie na placu zostałem sam z reklamówką w ręku. A ściana się przybliżała… Odszedłem powoli i usiadłem na pobliskiej ławce w parku. Gdybym nie usiadł, to by mnie spałowali. Wyszukiwali tych, którzy byli z flagą biało-czerwono-białą (prawdziwa historyczna flaga Białorusi). Nad głowami latał dron, stąd wiedzieli, gdzie i kto ucieka. Nie zostałem jednak tam za długo. Już w ten wieczór OMON zapełniał busy i ciężarówki transportowe ludźmi, znęcano się nad nimi. Ludzie wokół po prostu bezsilnie na to patrzyli…

Następnego dnia także pojechałem na protesty. Tym razem centrum miasta było odizolowane: drogówka zmieniła kierunki i blokowała dojazd. Całe miasto huczało. Auta na znak protestu dawały sygnały dźwiękowe. Dosłownie wszyscy… Oczywiście ja też. Do tego stopnia, że mi przepalił się klakson.

Powyżej protesty w Brześciu, 16 sierpnia 2020 roku (Agencja ATM Warszawa)

Następnego dnia też jechałem. Nie mogłem trąbić, więc ściągnąłem piosenki: „A mury runą…” po rosyjsku i piosenkę Coja „Pieremien”. Jadąc autem, puszczałem je na całej głośności… Ludzie wyszli na ulice. Jeździli, dosłownie wszędzie dawali sygnał dźwiękowy klaksonami. Jako że mi się znudziło trochę jeżdżenie wokoło, postanowiłem się zatrzymać na parkingu. Towarzyszył mi parafianin. Zostawiliśmy auto. Poszliśmy do skrzyżowania. Stała tam grupa młodzieży, było około 40 osób. Skandowali „Żywie Bielaruś!”, a wszyscy przejeżdżali i trąbili na znak protestu i solidarności. Ulice zapchane autami. Niesamowita cudowna wieczorna atmosfera… W pewnym momencie ludzie zaczęli się rozbiegać w różnych kierunkach. Szczerze mówiąc, nikogo wrogiego nie widziałem, ale jakoś automatycznie skinąłem na parafianina i pobiegliśmy do auta. Wsiedliśmy do auta i zaryglowaliśmy je. Dwa inne samochody próbowały wyjechać z parkingu, lecz właśnie w tym momencie zajechał im drogę wojskowy jeep, zaczęli się cofać do drugiego wyjazdu, więc tamten jeep pojechał torować drugi wyjazd. Nagle przyjechały dwa busy z OMONem. Akurat jeden stanął w odległości jednego metra od naszego auta. OMONowcy wyskoczyli i zaczęli biegać dosłownie jak psy urwane z łańcucha: byleby schwytać kogokolwiek. Z początku nas nie zauważyli. Za chwilę jednak okrążyli nas (było ich około dziesięciu), zrozumiałem, że trzeba coś robić. Ze wszystkich stron bili auto pałkami. Krzyczeli: „wychodzić”. Mężczyzna po mojej stronie próbował pięścią lub łokciem rozbić mi szybę w aucie, a ze strony pasażera – uderzył pałką. To były ułamki sekundy. Auto już miałem odpalone, gazowałem… w momencie, kiedy stłukli szybę, milicjant zdążył chwycić mojego towarzysza „za klatę” i w tym momencie ruszyłem z piskiem opon. Wyskoczyłem na drogę, na przeciwległy pas, potem na właściwy i nagle… Widzę, nie ma mojego towarzysza… Okazało się, że udało mu się przeskoczyć na tylne siedzenie – nie byliśmy przypięci pasami, Jak on to zrobił? Nie wiem. Uciekliśmy cali i zdrowi. Gdyby nam się nie udało, jestem przekonany, że podzielilibyśmy los wielu skatowanych i pobitych tego wieczoru. Następnego dnia zobaczyłem na tym samym parkingu powybijane okna w innych autach. W całym kraju wielu niewinnych i przypadkowych ludzi było zabranych prosto z ulicy. Teraz widzę, że aniołowie nas ustrzegli w tamten wieczór.

Jak ludzie wierzący przeżywają obecną sytuację?

Wiara jest siłą ludzi wierzących. Białoruś to kraj wielowyznaniowy. Choć oficjalnie jest uznawana za prawosławny kraj, to jednak katoliccy biskupi pierwsi zabrali głos, potępiając reżim i jego postępowanie. Obecnie wiele inicjatyw modlitewnych jest podejmowanych przez katolików oraz przez inne wyznania, nawet odbywają się międzyreligijne spotkania modlitewne w intencji Białorusi. Młodzież katolicka stała się inicjatorem pokutnej modlitwy o przebaczenie grzechów ludobójstwa, które było popełnione w latach 30-tych ubiegłego stulecia przez NKWD w Mińsku na inteligencji polskiej, białoruskiej i żydowskiej. Ofiary pochowano w Mińsku na cmentarzu w Kurapatach. Dziś (21 sierpnia) od 18.00 do 20.00 będzie stał modlitewny „łańcuch pokoju” pod hasłem „Nigdy więcej!” od Akrescina (więzienie, gdzie obecnie są przetrzymywani i katowani ludzie) właśnie do Kurapat. Ludzie wierzący walczą i zewnętrznie i wewnętrznie – duchowo.

(zdj. Agencja ATM Warszawa)

Wiemy, jakie są nastroje w wielkich miastach: Mińsk? Brześć? A jak jest w Szumilinie i okolicy?

Heh! Niestety Witebszczyzna, na której się mieści Szumilino, jest mocno zrusyfikowana i tak zwany „ruski świat” znalazł sprzyjający grunt w jeszcze sowieckich głowach ludzi. Młodzież wyjeżdża z Szumilina, więc jako taka jest obecna w wielkich miastach. Tutaj w Szumilinie dominuje średnie i starsze pokolenie (emeryci). Na ogół nie ma nawet komu protestować. Jest w ludziach strach i gniew, że to wszystko się dzieje, ale raczej mało kto chce się publicznie o tym wypowiadać. W ubiegłą niedzielę było około 200 osób protestujących w „łańcuchy pokoju” wzdłuż głównej trasy w mieście. Obecnie wychodzi na protest od 7 do 15 osób. Skromnie, ale są.

W niedzielę osobiście w sutannie i z krzyżem wziąłem udział w proteście. W pozostałe kilka dni jadę obok, zajeżdżam na parking, gdzie stoi auto z milicją ubraną po cywilnemu, zatrzymuję się naprzeciwko, patrzę im w oczy, kłaniam się „na przywitanie” i jadę dalej, trąbiąc swym przepalonym klaksonem przy protestujących na znak mojej solidarności z nimi.

Trzeba przyznać, że społeczeństwo białoruskie mocno się przebudziło. Czy nie boisz się, że ten zapał osłabnie?

Można by powiedzieć, że tak, jest pewne osłabienie protestów. Jednak trzeba brać pod uwagę o jakie protesty chodzi. Białoruś przeżywa przemiany, uważam że ewolucja idzie w dobrym kierunku, jeśli chodzi o protesty. Najpierw byliśmy świadkami krwawych ulicznych protestów, gdzie „ściana szła na ścianę” – ludzie wyszli wykazać swoje niezadowolenie, a ostrzelano ich granatami, gumowymi pociskami i spałowano. Wszystko to odbywało się nocami. Wyłapywanie ludzi, idących prosto na ulicy, wyciąganie z aut na drodze, z supermarketów, z kawiarni. Szybko protesty zmieniły się w swej formie. Odbywały się w dzień, w długich łańcuchach przeważnie kobiet w bieli, z naręczami kwiatów. OMON nie ćwiczył takich scenariuszy, więc nie było wielu agresywnych reakcji z ich strony. Następnie protesty z ulic przemieściły się na przedsiębiorstwa. Te wielkie giganty państwowe rozpoczęły protesty jeden za drugim. Tak jest do teraz. Widać, że obecnie jest walka na przetrwanie: ludzie czy system? Jeżeli ludzie wytrwają, to system padnie! Jednak jeżeli się poddadzą, to system wyłapie wszystkich, którzy byli przeciwni systemowi, nawet, jeśli to będzie 2 miliony ludzi, znajdą sposób, jak ich ukarać i jakie zastosować represje.

(zdj. Agencja ATM Warszawa)

Jakie scenariusze na przyszłość?

Nie mam odpowiedzi na to pytanie. Jest wiele scenariuszy. Od aneksji przez Rosję do utworzenia Rządu Tymczasowego i wolnych wyborów parlamentarnych, zgodnie z Konstytucją z 1994 roku. Wszystko zależy do obywateli i Bożej Mocy. Wszystko zależy od tego, komu dadzą posłuch ludzie.

Jakiej pomocy społeczeństwo białoruskie oczekuje od Zachodu, w tym od Polski?

W danej sytuacji, moim zdaniem, już jest wiele spraw i inicjatyw, wspierających ruch wolnościowy na Białorusi, wsparcie finansowe, medialne i modlitewne. Jest to bardzo ważne i potrzebne. Wydaje mi się, że najbardziej oczekiwanym jest oficjalne potępienie tego, co się tutaj dzieje, dotknięcie stosownymi sankcjami winowajców i obiektywne informowanie społeczeństwa.

Dlatego uważam, że to, co już jest podjęte, należy kontynuować. Równocześnie być otwartym, i kiedy pojawią się nowe wyzwania, solidarnie na nie odpowiedzieć. Oczywiście, nie będziemy mieli na Białorusi drugiej Polski. Jednak trzeba wesprzeć tę rodząca się wolność.


o. Andrzej Juchniewicz OMI – święcenia kapłańskie otrzymał w 2008 roku, po posłudze wikariusza w Lublińcu, powrócił na Białoruś. Obecnie jest proboszczem parafii-sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Szumilinie

(pg)