Białoruś: Historyczna Misja Święta w Witebsku
W witebskiej parafii Ducha Świętego odbyła się pierwsza w historii wspólnoty Misja Parafialna. Przeprowadzili ją Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej z Szumilina – o. Andrzej Juchniewicz OMI i o. Paweł Lemekh OMI. Czas głoszenia Dobrej Nowiny związany jest z ważnymi jubileuszami dla parafii – 20. lecia istnienia wspólnoty oraz 10. rocznicy konsekracji kościoła.
Oblackie Misje Parafialne
Przez osiem dni wierni słuchali słowa Bożego i gorliwie uczestniczyli w misyjnych nabożeństwach. Wielu skorzystało z sakramentu pokuty i pojednania. Na zakończenie Misji Świętej na białoruskiej ziemi został postawiony jeszcze jeden krzyż. Niech ten święty czas zaowocuje w chrześcijańskim życiu parafian kościoła Ducha Świętego – relacjonuje o. Paweł Lemekh OMI.
Białoruś: Tłumy podczas Misji Parafialnej [ZDJĘCIA]
To już kolejna Misja Święta wygłoszona przez oblatów z Szumilina. Misje parafialne i rekolekcje są podstawowym wyrazem oblackiego charyzmatu, realizowanego przez duchowych synów św. Eugeniusza de Mazenoda.
(pg/P. Lemekh OMI/zdj. ks. A. Sapel SDS)
„Misyjne Drogi” o pracy na misjach
Kolejne wydanie „Misyjnych Dróg” jest o miejscowych chrześcijanach, którzy kontynuują ewangelizacyjną posługę misjonarzy, często w miejscach, w których samych misjonarzy już nie ma. Są kolejnym pokoleniem misjonarzy, nauczycielami oraz dyrektorami szkół, pielęgniarkami, lekarzami, inżynierami, agronomami… Zakładają własne spółdzielnie i firmy, dając pracę za uczciwe pieniądze. Są na swoim. Zmieniają swój świat na lepszy.
Jest ich na szczęście coraz więcej. Miejscowi w krajach misyjnych biorą sprawy w swoje ręce. Kontynuują ewangelizacyjną robotę misjonarzy, często w miejscach, w których samych misjonarzy już nie ma. Uformowani po chrześcijańsku, z poczuciem, że są na swoim i mogą zmienić otaczający ich bliższy i dalszy świat na lepszy – napisał w edytorialu redaktor naczelny Marcin Wrzos OMI. - Niektórzy z nich ukończyli katolickie szkoły i uniwersytety. Są kolejnym pokoleniem misjonarzy, nauczycielami oraz dyrektorami szkół, pielęgniarkami, lekarzami, inżynierami, agronomami. Zakładają własne spółdzielnie i firmy, dając pracę za uczciwe pieniądze. Są na swoim. To im i misjonarzom, którzy ich wspierają, towarzyszymy na misyjnych drogach na różnych kontynentach. Wiadomo, Ewangelia jest głoszona bezpośrednio, ale też przez troskę o człowieka, przez danie mu nadziei i narzędzi do tego, aby mógł zmienić swój świat – zauważył.
Autorzy tekstów na łamach „Misyjnych Dróg” (m.in. Karolina Binek, Jacek Gniadek SVD, Piotr Ewertowski, Małgorzata Madej) opowiadają o miejscowych ludziach, którzy dzięki formacji chrześcijańskiej zmieniają świat wokół siebie. Ekspertami wydania są: prof. Tomasz Szyszka SVD, Magdalena Maliszewska, bp Stanisłąw Dowlaszewicz OFMConv, dr Aneta Rayzacher-Majewska oraz dr Józef Wcisło OMI. W dwumiesięczniku można przeczytać opracowanie na temat pielgrzymki papieża Franciszka do Mongolii i Francji (Antoni Jezierski), rekoronacji obrazu Matki Bożej Kodeńskiej, a także refleksje na temat niewolnictwa w kontekście misyjnym prof. Jarosława Różańskiego OMI.
W 222. numerze „Misyjnych Dróg” czytelnicy znajdą rozmowy: z José Antonim Martinezem z Meksyku, stomatologiem leczącym za darmo ludzi żyjących na ulicy, a także z Rebeką Perą z Papui-Nowej Gwinei, która prowadzi szkołę, którą wcześniej kierowali misjonarze. W czasopiśmie znalazło się miejsce na dwa fotoreportaże.
Kiedyś, gdy przechadzałam się uliczkami mojej urugwajskiej dzielnicy, podbiegła do mnie pięcioletnia dziewczynka. Znałyśmy się dość dobrze. Wskoczyła mi na ramiona i do ucha wyszeptała: "Wiesz co, ciociu, jak dzisiaj szukałam w domu piłki, to zobaczyłam, że pod moim łóżkiem są schowane pistolety i karabiny – to chyba wujek je tam zostawił, jak spałam". Szok. Dziewczynka pod swoim łóżkiem ma skład broni! Czy ktoś się temu dziwił? Taka była nasza codzienność w "40 semanas” – to fragment zapisków Dominiki Proszczyńskiej z Urugwaju.
Natomiast drugi reportaż, z Ugandy, napisał Krzysztof Błażyca.
W kolejnym wydaniu czasopisma nie brakuje działu „Przyjaciele Misji”, a także informacji dotyczących prowadzonego przez redakcję projektu „Misja Szkoła”. Jak zwykle jest też szesnastostronicowa wkładka dla dzieci „Misyjne Dróżki Dreptaka Nóżki” – tym razem z opowieściami z Belgii. Opublikowano także felietony Elżbiety Adamiak i ks. Andrzeja Draguły. Na łamach pisma czytelnicy zachęcani są też do korzystania z internetowego portalu misyjnego www.misyjne.pl.
„Misyjne Drogi” to prawie stustronicowy dwumiesięcznik wydawany od 1983 r. w Poznaniu przez Zgromadzenie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Do publicystów piszących na jego łamach zalicza się ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, o. Jarosława Różańskiego OMI, Tomasza Terlikowskiego, o. Andrzeja Madeja OMI, Elżbietę Adamiak, ks. Artura Stopkę oraz ks. Andrzeja Dragułę. Celem redakcji jest kreatywna i ciekawa prezentacja działalności misyjnej Kościoła, treści religioznawczych, podróżniczych i antropologicznych. „Misyjne Drogi” to czasopismo misyjne o największym nakładzie i objętości w Polsce, dostępne jest także w wolnej sprzedaży.
MW OMI/Poznań (KAI)
Oblackie czasopismo można zakupić lub zaprenumerować tutaj: KLIKNIJ
Kazimierz Lijka OMI: Wspólnota to najlepsze środowisko realizacji drogi świętości
Jako wykładowca Seminarium w Obrze kształcił i kształtował niemal wszystkich ojców pracujących obecnie na Popowicach. „Pamiętam Ojca Kazimierza z Seminarium jako spokojnego, statecznego, rozmodlonego. Często chodził na spacery z różańcem w ręku. Chętny do rozmowy, zawsze z miłym słowem”, tak opowiadają o ojcu Kazimierzu jego byli studenci.
Anna Półtorak „Królowa Pokoju”: Ojcze Kazimierzu, proszę opowiedzieć nam o swoich młodzieńczych latach i o tym, jak to się stało, że został Ojciec Misjonarzem Oblatem Maryi Niepokalanej.
Urodziłem się 5 marca 1950 roku w Hrycewoli na Ukrainie. Kiedy miałem sześć lat, przyjechaliśmy z rodzicami i siostrą do Polski i zamieszkaliśmy w Kędzierzynie. Pewnego dnia na lekcję religii przyszedł wikary, ojciec Opiela i poprosił panią katechetkę, by zaproponowała któregoś chłopca na ministranta, a ona wskazała mnie. To pewnie już był jakiś znak Boży. Kiedy byłem w czwartej klasie podstawówki, w naszej parafii odbyły się prymicje księdza diecezjalnego. Wtedy to ja wraz z dwoma kolegami postanowiliśmy, że również zostaniemy księżmi. Planowaliśmy zostać księżmi diecezjalnymi, bo nie zdawaliśmy sobie sprawy, że w Kędzierzynie w naszej parafii są oblaci. W tamtych czasach oblaci nie chodzili w strojach oblackich, były to trudne czasy komunistyczne i zakonnicy byli bardzo niemile widziani przez ówczesne władze. W trakcie mojej nauki w liceum pojechaliśmy z naszym księdzem opiekunem na wycieczkę do Obry. Wówczas dopiero zorientowaliśmy się, że wszyscy kapłani, którzy są w Kędzierzynie, studiowali w Obrze i że są to zakonnicy. Postanowiliśmy wtedy, ja i jeszcze dwóch kolegów, że my również będziemy tam studiować.
Tak się też stało…
Tak, w Obrze rozpocząłem nowicjat. Tutaj też w trakcie studiów założyliśmy Gitary Niepokalanej. Oprócz muzyki, drugim moim hobby był sport. Grałem w siatkówkę, tenisa stołowego, w hokeja. Mieliśmy też drużynę piłkarską, która rokrocznie wygrywała puchar turnieju organizowanego przez poznańskie Seminarium. W 1975 roku zostałem wyświęcony i skierowano mnie do parafii w Katowicach.
Jak wspomina Ojciec początki pracy duszpasterskiej?
Zostałem opiekunem duszpasterstwa akademickiego i katechetą uczniów szkół średnich. Było wówczas tak dużo katechezy, że katechizowałem nawet w niedzielę. Tam też wraz ze studentami założyliśmy jedną z pierwszych w Polsce grupę charyzmatyczną Odnowy w Duchu Świętym.
Wkrótce został Ojciec wysłany na studia do Rzymu. Proszę opowiedzieć o tamtym okresie.
Po roku zostałem skierowany na studia do Rzymu, gdzie studiowałem liturgikę. Początki nie były łatwe. Znałem francuski i łacinę, ale włoskiego nie, a tu wykłady odbywały się po włosku. Dlatego do południa chodziłem na kurs włoskiego, a po południu na wykłady. W ciągu trzech lat studiów zrobiłem licencjat i zaliczyłem rok doktorancki. W wakacje pogłębiałem znajomość obcych języków we Francji i w Irlandii.
Żyjąc w kilku wspólnotach zakonnych, nigdy nie straciłem przekonania, że jest to najlepsze środowisko realizacji drogi świętości. Wędrowanie na co dzień z Chrystusem i pod opieką Niepokalanej to pewna droga prowadząca do szczęścia w wymiarze doczesnym i wiecznym.
Po powrocie do Polski został Ojciec oddelegowany do pracy z młodzieżą.
Skierowano mnie najpierw do pracy w Niższym Seminarium Duchownym w Markowicach, gdzie pracowałem dwa lata. Po czym, cztery lata spędziłem na Świętym Krzyżu, gdzie byłem socjuszem, czyli osobą wspomagającą mistrza nowicjatu, prowadziłem wykłady z liturgiki, uczyłem śpiewu i języka francuskiego. Równocześnie w Lublinie robiłem doktorat. Potem trafiłem do Obry. Wykładałem liturgikę, uczyłem języka francuskiego, a nawet przez rok uczyłem teologii duchowości. W 1986 roku sfinalizowałem doktorat.
Później pracowałem w Poznaniu jako sekretarz prowincjalny. Wykonywałem tam głównie pracę administracyjną, pisałem listy i robiłem tłumaczenia; co drugi tydzień jeździłem z wykładami do Obry. Wolałem pracę z ludźmi, ale nowe zadania przyjmowałem w duchu posłuszeństwa i żadna praca nie była dla mnie ciężarem.
Po sześciu latach sekretarzowania wróciłem do Obry. Lubiłem pracę z młodzieżą, ale z przykrością obserwowałem, jak zmniejszała się liczba kleryków. Kiedy rozpoczynałem tam pracę, była ponad setka seminarzystów. Dzisiaj w Obrze jest osiemnastu kleryków, z czego sześciu spoza Polski.
W Obrze zajmował się Ojciec nie tylko wykładami i pracą naukową.
Oprócz wykładów pełniłem funkcję parkowego: przez szesnaście lat zajmowałem się parkiem: sadziłem, a także ścinałem drzewa, wykonywałem niezbędne prace (w których pomagali mi klerycy, w tym też jako parkowy, a późniejszy proboszcz wrocławski, ojciec Jerzy). Głosiłem też rekolekcje parafialne oraz dla kleryków, sióstr zakonnych i dla różnych grup osób świeckich. Od 1998 roku byłem adiunktem na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie w 2008 roku zrobiłem habilitację, a dwa lata później zostałem kierownikiem zakładu Liturgiki i Homiletyki na Wydziale Teologicznym. W 2011 roku zostałem profesorem nadzwyczajnym na tym uniwersytecie. W czasopismach naukowych opublikowałem ponad 80 artykułów i napisałem dwie książki: „Rewaloryzacja roli paschału w odnowionej liturgii Wigilii Paschalnej” oraz „Misterium Krzyża w liturgii Wielkiego Piątku”, wypromowałem 88 magistrów i jednego doktora.
Pracował Ojciec jako wykładowca do czerwca tego roku.
W tym roku, w wieku 72 lat, zakończyłem moją pracę w WSD w Obrze. Lubiłem każdą pracę i jestem wdzięczny Bogu za dotychczasowe lata ubogacających doświadczeń. Czuję się spełniony na polu kapłańskim, naukowym i w ludzkim wymiarze. Teraz zamieszkałem we Wrocławiu i już się tu zadomowiłem. Mam nadzieję, że na nowym miejscu Jezus Chrystus, Królowa Pokoju i Święci będą mnie wspierać i towarzyszyć mi tak, jak było dotychczas. Spotkałem się tu z wielką życzliwością ze strony współbraci oblatów i Parafian.
(wroclaw.oblaci.pl)
Fabio Ciardi OMI: „Świętość – ideał, rzeczywistość”
Kazanie wygłoszone przez o. Fabio Ciardi OMI podczas Mszy św., celebrowanej w Domu Generalnym w Rzymie, 1 listopada 2019 roku.
Dla nas – oblatów dzień 1 listopada to ważna data: każdego roku przenosi nas do Aix-en-Provence. Jeżeli data 25 stycznia oznacza początek wspólnoty, to 1 listopada przypomina początek naszej oblacji, a zatem życia zakonnego.
Pierwsza grupa „Misjonarzy z Prowansji”, którzy wkrótce staną się „Misjonarzami Oblatami Maryi Niepokalanej”, właśnie zakończyła pierwszą Kapitułę Generalną, która odbyła się 24 października 1818 r. Zatwierdziła Regułę napisaną przez świętego Eugeniusza de Mazenoda.
Po kapitule odbyły się tygodniowe rekolekcje, które zakończyły się 1 listopada 1818 r. Ojciec Suzanne i o. Moreau, dwóch młodych misjonarzy (ale wtedy wszyscy byli młodzi!), dają nam sprawozdanie z tego pamiętnego dnia:
O trzeciej nad ranem członkowie kapituły już nie spali. Przed czwartą byli już w kaplicy, padli na twarz przed ołtarzem, przygotowując się do najpiękniejszej, najmilszej ze wszystkich ofiar.
Po wezwaniu światła Ducha Świętego śpiewem „Veni Creator”, przełożony [święty Eugeniusz] skierował wzruszające wezwanie do zgromadzonych [całe Stowarzyszenie w tym czasie składało się z 7 ojców, 3 scholastyków i 6 nowicjuszy]. Było słodko i roniliśmy łzy radości, słuchając słów, które zdawały się być skierowane bezpośrednio przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, ustami umiłowanego Ojca [Eugeniusza].
Kiedy przemówienie się zakończyło, Ojciec [Eugeniusz], ubrany w szaty kapłańskie, padł u podnóżka ołtarza, wziął świecę w prawą rękę i powiedział wzniosłym i wyraźnym głosem: „W imię Naszego Pana Jezusa Chrystus w obecności Najświętszej Trójcy, Najświętszej Maryi Panny, wszystkich aniołów i wszystkich świętych, wszystkich moich braci zgromadzonych tutaj, ja, Karol Józef Eugeniusz de Mazenod, wyznaję, obiecuję Bogu i ślubuję czystość i nieustanne posłuszeństwo. Podobnie ślubuję wytrwałość aż do śmierci w świętym Instytucie i Stowarzyszeniu Misjonarzy Prowansji. Tak mi dopomóż Bóg. Amen”.
Potem rozpoczęła się msza… W chwili komunii, gdy przełożony trzymał w swoich rękach cudowne Ciało naszego Boskiego Zbawiciela, podchodziliśmy jeden po drugim, trzymając zapaloną świecę, i składaliśmy nasze święte śluby z uczuciem niewypowiedzianej radości…
Można by powiedzieć, że było to podobne do tych zgromadzeń pierwszych wiernych, którzy kiedyś gromadzili się w katakumbach przy świecach, w ciemnościach nocy, aby śpiewać chwałę Bogu, z dala od bałwochwalców.
Po mszy Przełożony Generalny zaintonował hymn „Te Deum” w duchu dziękczynienia. Następnie wszyscy członkowie wspólnoty udali się do ołtarza Najświętszej Dziewicy, aby oddać pod jej opiekę święte zobowiązania, które właśnie podjęli. Oddali się także pod ochronę wszystkich świętych, odmawiając litanie.
Z jak wielkim entuzjazmem wszyscy się objęliśmy, kiedy wróciliśmy do zakrystii! Cóż za wylewność serca! Cóż za czułość! Cóż za wzruszające uczucie! Teraz jesteśmy braćmi; teraz jesteśmy jednym! Teraz naprawdę się kochamy!
Kapituła Generalna z 1826 r. postanowiła, że ceremonia ta będzie powtarzana co roku.
Powtórzymy to jeszcze raz dziś, miejmy nadzieję z taką samą radością.
Dlaczego oblacja? Ponieważ jest to nasza droga do świętości.
Eugeniusz jako pierwszy zaspokoił stale rosnące pragnienie świętości. Chciał tego dla siebie i dla wszystkich, do których skierowana była jego posługa: chciał doprowadzić ludzi przede wszystkim do bycia ludźmi, potem chrześcijanami, a na koniec pomóc im stać się świętymi. Pożądał tego dla oblatów i błagał: „W imię Boga, bądźmy świętymi.”
Świętość to normalność - bł. o. Józef Cebula OMI
Założył wspólnotę oblatów jako miejsce uświęcenia.
Pomożemy sobie nawzajem w naszym „wspólnym uświęceniu”, napisał do swojego przyszłego pierwszego towarzysza, ks. Tempiera już w 1815 roku.
Przyjął życie zakonne jako skuteczny sposób uświęcenia, wybrał misje, jako posługę uświęcania siebie i uświęcania innych. Rozumiał i stale podkreślał wewnętrzny związek świętości z misją. Żył swoim życiem tak, aby osiągnąć cel – świętość.
Dla niego bowiem świętość jest dynamicznym stawaniem się, ciągłą podróżą, która trwa przez całe życie. Oblaci, czytamy w przedmowie do Reguły, „muszą rzetelnie pracować, aby stać się świętymi, […] żyć […] w stałej woli, aby osiągnąć doskonałość.”
Nie ma ograniczeń dla naszej osobistej świętości – wołał jeden z naszych przełożonych generalnych, o. Léo Deschâtelets OMI podczas czytania tego tekstu.
Już w prośbie, skierowanej do kapituły wikariuszy generalnych w Aix, pierwszym dokumencie, kreślącym kształt nowej wspólnoty (25 stycznia 1816 r.) Eugeniusz napisał: „Celem tego stowarzyszenia jest nie tylko praca dla zbawienia bliźniego, poświęcenie się posłudze głoszenia”. Jej członkowie „będą pracować nad własnym uświęceniem, zgodnie ze swoim powołaniem.”
Przedmowa Reguły z 1818 r. potwierdza: „pracują coraz skuteczniej dla zbawienia dusz i dla własnego uświęcenia”, „dla własnego uświęcenia i dla zbawienia dusz.”
Pod koniec życia, jakby chcąc zsyntetyzować swój własny ideał życia, pisze do misjonarzy z Kanady:
Każdego dnia modlę się, aby Jego łaska utrzymała was wszystkich w wielkiej świętości. Nie mogę myśleć innymi kategoriami o życiu wzniosłego oddania, jakim jest życie naszych misjonarzy.
Jego ideał nie pozostał mrzonką. Stał się rzeczywistością:
Święci kapłani, to jest nasze bogactwo! – powiedział, patrząc na swoją zakonną rodzinę.
Te słowa świadczą, że świętość w zgromadzeniu oblatów nie jest tylko ideałem. Wielu oblatów przeżyło w nim życie. Kościół oficjalnie uznał świętość 25. z nich, a kolejna grupa zostanie ogłoszona świętymi. Dla świętego Eugeniusza normalnym było wierzyć, że w jego rodzinie „wszyscy członkowie pracują, aby stać się świętymi, praktykując tę samą posługę i stosując się dokładnie do tych samych reguł.” Święta śmierć oblatów niosła dla niego przeświadczenie, że jego ideał życia można rzeczywiście przeżyć: „Brama niebios – pisał z okazji śmierci o. Wiktora Arnouxa w 1828 r. – jest na końcu ścieżki, którą wyruszyliśmy.”
Innym razem, patrząc na swoich oblatów, pisze: „Wobec braku moich cnót, pochwalę się cnotami moich braci i moich dzieci i jestem dumny z ich uczynków i ich świętości.”
Przykład świętości Eugeniusza i tak wielu oblatów wciąż podtrzymuje w nas pragnienie i zaangażowanie, aby osiągnąć świętość.
Noblesse oblige – napisał inny przełożony generalny, biskup Dontenwill, z okazji pierwszego stulecia Zgromadzenia – Synowie i bracia świętych, sami musimy pracować, aby być świętymi.
(F. Ciardi/OMIWORLD/tł. pg)
Komentarz do Ewangelii dnia
Znamienne, iż Pan Jezus wchodzi na górę, aby nauczać o Prawie Królestwa. On Pan Wszechświata, Pan panów i Król królów przekazuje orędzie prawdziwego szczęścia. Pozostawia nam pielgrzymom do domu Ojca wskazania, receptę na szczęśliwe życie. Dnia 1 listopada uroczyście wspominamy znanych i anonimowych, dawnych i współczesnych mieszkańców nieba. Dzień ten przypomina nam prawdę o powszechnym powołaniu do świętości, które otrzymaliśmy w sakramencie chrztu świętego. Każdy z wierzących, niezależnie od konkretnej drogi życia: małżeństwa, samotności, kapłaństwa czy życia konsekrowanego, jest powołany do świętości.
(S. Stasiak OMI)
Opole: "Pacjent żyje, ale to Bóg go uratował" [ŚWIADECTWO]
Jedną z posług, którą wykonują misjonarze oblaci z opolskiej parafii jest duszpasterstwo chorych w jednym z opolskich szpitali. Pewnego dnia o 3 nad ranem kapelan został wezwany do chorego z posługą sakramentalną. Dziś otrzymał następujące świadectwo:
Szczęść Boże Ojcze !!
Nazywam się (....) - to ten pacjent z kardiochirurgii, który budzi księży po nocach prosząc o posługę. - pewnie mnie ojciec pamięta.
Chciałem poinformować, że wreszcie 20 października po równym miesiącu - opuściłem szpitalne mury !!!
Chciałem również bardzo podziękować za ojca posługę. Za to że wtedy 20 września mimo później nocy, odebrał ojciec telefon i pomógł mi.
Dziś moja żona (...) wspomina i zastanawia się, jak to możliwe, że w obliczu konieczności stanięcia twarzą w twarz ze śmiercią byłem spokojny. Tłumaczę jej, że życie z ludzkiego punktu widzenia mogli mi uratować wtedy tylko Ci lekarze - logiczne , że musiałem im zaufać. A nie miałem się czego obawiać, bo dzięki ojcu i ojca posłudze nie szedłem na operacje sam, tylko z Panem Jezusem. Operacja była długa - i nie udawało się lekarzom zatamować krwawień. Kilka razy wychodzili z sali operacyjnej. Lekarze kilkukrotnie wychodzili, informując moją żonę, że jest ciężko i nie wiedzą czy się uda - chcieli ją zapewne przygotować na moją śmierć.
Wiem od żony, że i ona gorąco modliła sìę za mnie, prosząc o wstawiennictwo św. Ritę.
Po operacji około godz 22 kiedy operujący mnie profesor wyszedł z sali i zaczął się rozbierać - byli pewni że to koniec. Profesor powiedział, że jakimś CUDEM się udało. I jak to stwierdził. "PACJENT ŻYJE, ALE TO BÓG GO URATOWAŁ" nie mniej ostudził również nadmierną radość informując że bylem bardzo długo w stanie hipotermii, moje serce przez wiele godzin było zatrzymane. I pewnie rożne powikłania będą.
Jak się okazało jednak jeśli BÓG czyni cud to jest to cud a nie cud do połowy.
Żadnych powikłań poważnych nie ma i żyję.
Oczywiście przez ten czas dostałem bardzo dużo antybiotyków. Muszę bardzo uważać na siebie i dbać o zdrowie.
Nie mniej wierzę, że Chrystus którego tamtej nocy przyniósł mi ojciec do sali szpitalnej był cały czas ze mną. Pojechał ze mną na operację i zapewnił mnie że bez względu na to jak się wszystko potoczy: WSZYSTKO BEDZIE DOBRZE. Stąd mój spokój. Ludzie wierzący się nie boją - to prawda - którą również poświadczam.
Zapewniam ojca, że pamiętam o naszym omówionym spotkaniu - niech no tylko troszkę nabiorę odporności i siły - z pewnością się przypomnę.
Tymczasem dołączył ksiądz do osób które szczególnie polecam: opiece, opatrzności, i miłosierdziu Najwyższego...
Zapewniam że w swych pewnie i mało regularnych jeszcze modlitwach jest ojciec wspominany i proszę Chrystusa o wszelkie potrzebne dla ojca łaski i wspomożenie ojca zamiarów.
Także podsumowując - ja zdrowieję i do zobaczenia czy to przy filiżance kawy czy nawet przy wspomnianym kufelku :))
Z Panem Bogiem!!
Krzysztof Nering OMI: Obecność kapelana jest ważna przede wszystkim dla osób wierzących, ich rodzin i personelu
To nie koniec tego świadectwa. Jak relacjonuje misjonarz oblat, odpisał na maila, podkreślając, że przecież obecność kapłanów w szpitalu i ich posługa jest coraz mocniej negowana. Otrzymał następującą odpowiedź:
Posługa jest bardzo potrzebna dla wierzących i nawet dla wątpiących. Sakrament chorych, mimo ze przez wielu jest kojarzony z nadchodzącą śmiercią, jest radosny: daje nadzieje, siłę pomaga uwierzyć, że WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE i pomaga fizycznie wstać z łóżka - takie są moje odczucia po przyjęciu go pierwszy raz :))
Opole: Kościół to nie tylko mury - o nowej oblackiej parafii
(pg/OMI Opole - zachowano oryginalną pisownię wiadomości mailowej)
Podsumowanie roku oblackiego duszpasterstwa młodzieży w Europie
W Nikolauskloster niedaleko Düsseldorfu odbyło się spotkanie oblatów odpowiedzialnych za duszpasterstwo młodzieży w Europie. Gospodarzem spotkania była Prowincja Środkowoeuropejska. Uczestniczyli w nim oblaci z młodymi z Szwecji, Polski, Czech, Niemiec, Irlandii, Francji oraz Hiszpanii. Polską Prowincję reprezentowali: o. Patryk Osadnik OMI i Natalia Skrzypiec z Oblackiego Duszpasterstwa Młodzieży w Lublińcu-Kokotku.
(pg/Natalia Skrzypiec)
Siedlce: Młodzież porządkowała zaniedbane groby
Zbliżamy się do radosnego święta Wszystkich Świętych, podczas którego wpatrujemy się w chwałę zbawionych. Tuż po tej radosnej uroczystości spoglądamy na rzeczywistość Kościoła oczyszczającego się w czyśćcu. Nasi zmarli, którzy odeszli z tego świata z bagażem niesprawiedliwości, spowodowanej popełnionymi grzechami, żyję perspektywą nieba, ale doznają oczyszczenia z pozostałości grzechów. Stąd nasza pamięć modlitewna o nich, jak również wdzięczna pamięć o wierze i człowieczeństwie naszych przodków, z których wiary i mądrości życia wyrasta również nasze doświadczenie.
Paweł Gomulak OMI: Cmentarz – słowo, które zmieniło świat
Młodzież z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży przy parafii pw. Świętej Teresy w Siedlcach zaangażowała się w uporządkowanie zaniedbanych mogił na cmentarzu centralnym w Siedlcach. Ta zabytkowa nekropolia posiada mogiły osób, o których nie pamięta już nikt z krewnych. Czas przygotowania do listopadowych wspomnień stał się wspaniałą okazją do okazania miłości i szacunku wobec pokoleń, które poprzedziły nas w drodze do niebieskiej ojczyzny.
(pg/zdj. KSM Siedlce)
Komentarz do Ewangelii dnia
Obrazy z przypowieści o ziarnku gorczycy i o zaczynie ukazują dynamikę Królestwa Bożego. Te dwie przypowieści innymi słowy wskazują sens naszego życia, którego powołaniem jest stanie się drzewem, na którego gałęziach zagnieżdżą się ptaki, oraz zaczynem, który zakwasi każdą ilość mąki, aby był z niej chleb. „Stawać się drzewem”, to być dla innych, aby inni mogli w przestrzeni naszego życia znaleźć pokój, odpoczynek, oparcie i zatrzymanie. Drzewo można złamać, zranić a nawet spalić. Kiedy ma korzenie, przetrwa i odbije na nowo ku życiu. Naszym korzeniem jest sam Jezus, Jego słowo i Eucharystia. Natomiast być „zaczynem” to recepta na lepszy świat. Mamy stawać się zaczynem przez swoją ewangeliczną inność. Tak jak w zaczynie jest ukryta jego moc, jest niewidoczna ona dla ludzkich oczu, tak też jest i z naszym życiem wiary. Nasza moc nie jest z nas, ale z Jezusa. Bez zaczynu miłości, szacunku dla prawdy i kultury słowa, z tej “mąki świata” nie będzie chleba. Pan Jezus zaprasza nas, abyśmy pozwolili Mu być obecnym w nas i przez nas w tym świecie. Aby w nas i przez nas mógł zmieniać ten świat. Ojcze nasz, przyjdź Królestwo Twoje!
(S. Stasiak OMI)