21 kwietnia 2020

This is a custom heading element.

21 kwietnia 2020

KRZYŻ JAKO ANTIDOTUM NA TRUCIZNĘ I OŚCIEŃ ŚMIERCI.

Jak Mojżesz wywyższył węza na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy kto w Niego wierzy, miał życie wieczne (J 3, 14-15).

Dzisiejsza Ewangelia nawiązuje do wydarzenia z Księgi Liczb, kiedy Mojżesz uczynił miedzianego węża, który stał się symbolem ocalenia i antidotum na truciznę ościenia śmierci. Krzyż jest największym objawieniem miłości bożej i wszystkim, którzy wierzą pozwala, aby mieli życie wieczne.

W październiku 1818 roku, w przeddzień wieczystej oblacji Eugeniusz odprawia jednodniowe rekolekcje. To długi fragment, ale warto go przeczytać w tych dniach, kiedy śmierć jest tak blisko.

Nie jestem w stanie zdać sobie sprawy, dlaczego obawiam się śmierci. Czy to naturalny lęk, który wzbudza myśl o naszym zniszczeniu, czy też to lęk, że Boży sąd nie będzie dla mnie przy­chylny. Ile razy zmieszany wychodziłem z pokoju chorych, których odwiedzałem. To doskonałe poddanie, to spokojne zapewnienie, z jakim spoglądali na zbliżający się dzień ich końca, nawet te świę­te pragnienia, które pozwalały im sądzić, że te kilka chwil życia, które im pozostały, są zbyt długie. To mnie dziwiło i jednocześnie upokarzało.

Cóż więc trzyma mnie przy życiu? Nie wiem. Prawdą jest, że zbytnio jestem przywiązany do stworzeń, zbyt wrażliwy na miłość, którą one mnie obdarzają, że za bardzo je kocham, w zamian za uczucia, jakie mi okazują. Uznaję jednak, że nie to napawa mnie lę­kiem przed śmiercią do tego stopnia, abym unikał zgłębienia tej myśli.

Cóż to więc jest? Powtarzam, że nie wiem. Ciągle prawdą jest, że niewystarczająco kocham Boga, jeśli bowiem kocha­łbym Go bardziej, cierpiałbym, że nie mogę Go posiadać. Także za mało swą myśl kieruję ku niebu. Normalnie zatrzymuję się na kon­templowaniu i staram się, aby okazać pewną miłość Jezusowi Chry­stusowi obecnemu wśród nas w swym Sakramencie, i nie wychodzę poza tę sferę, nie wznoszę się wyżej. On tu jest, to wystarczy mojej słabości. Nie ośmielę się mówić o mojej miłości, ponieważ jakkol­wiek chciałbym Go kochać, kocham Go, ciągle kocham za mało. Za­wsze zatrzymuję się na Jezusie Chrystusie, który tutaj jest, i niezbyt niepokoję się, aby Go szukać gdzie indziej, nawet na łonie Jego Ojca. Oto, gdzie jestem. Mój Boże, oświeć mnie bardziej. Jednak nie chcę przestawać kochać, błogosławić, dziękować i rozmawiać z Jezusem Chrystusem obecnym w Sakramencie. Jeśli Bóg zechce, reszta przyj­dzie potem, ale potrzebuję tego, abym poznał moje potrzeby, przy­najmniej te.

Jednodniowe rekolekcje w czasie rekolekcji dla wspólnoty, 30.10.1818, w: EO I, t. XV, nr 148.

Tak było w 1818 roku. Później nigdy nie bał się śmierci, ponieważ jego wzrok był utkwiony w krzyż i zmartwychwstanie. Zatem śmierć nie była dla niego ościeniem: Gdzież jest, o śmierci twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień? (1 Kor 15, 55).