Kokotek: Tu dzieje się żywa Ewangelia
W oblackim domu rekolekcyjnym w Kokotku – Oblackim Centrum Młodzieży – schronienie przed wojną znalazło 130 osób, głównie kobiet z dziećmi. O „żywej Ewangelii” i twardej rzeczywistości, o chrześcijaństwie i człowieczeństwie w dobie wojny na Ukrainie i pomocy Polaków. Rozmowa z o. Tomaszem Maniurą OMI – dyrektorem OCM w Kokotku.
Jak to się stało, że Oblackie Centrum Młodzieży w Kokotku stało się domem dla uchodźców?
Kiedy tylko zaczęła się wojna, w zasadzie już na drugi dzień, zaczęły się pierwsze telefony od ludzi z Ukrainy: „Czy, gdyby musieli uciekać – bo już to rozważali – czy byśmy ich przyjęli?” To byli znajomi, u których myśmy spali na przykład podczas wypraw rowerowych, a mieliśmy jakieś kontakty zostawione. Albo byli to ludzie jakoś związani przez wolontariat misyjny. Młodzi z Niniwy – z Katowic: Halinka, Włada – dzwoniły, czy jakby ich rodziny uciekały, czy my je przyjmiemy? Tak naprawdę to były pierwsze telefony. Natomiast kilka dni później, 28 lutego, po czterech dniach wojny, zwróciło się do nas Starostwo Powiatowe z Lublińca z zapytaniem, czy byśmy byli otwarci, gotowi, zrobić tutaj taki ośrodek, żeby przyjmować uchodźców. Oczywiście, zgodziliśmy się. Była to „oczywista oczywistość”, można tak powiedzieć. Konsekwencją tego było też, że nasz numer znalazł się na stronie internetowej starostwa, jako miejsce, gdzie można zgłaszać uchodźców. To sprawiło, że telefon zaczął nam dzwonić 24 godziny na dobę, o każdej porze dnia i nocy, bez przerwy i do dzisiaj się nie wyciszył. Dzwoni bez przerwy, choć już nie widnieje na stronie internetowej, ale to nie ma znaczenia w tej chwili. Ludzie, którzy są teraz u nas, chcieli jeszcze sprowadzić swoich bliskich. Dzisiaj jest tutaj 130 osób i nie jesteśmy w stanie przyjąć więcej. Jeśli sami się wykoleimy, nie będziemy w stanie pomóc już nikomu.
„Tu my mieszkaliśmy, tu był mój blok. Zbombardowany. Nie ma. My już nie mamy do czego wrócić”. Dwadzieścioro ludzi z Charkowa, którzy nie mają już do czego wrócić.
Oblacka pomoc Ukrainie
Przyjęliście 130 osób. Nie tylko utrzymujecie, ale organizujecie im czas, jesteście z nimi…
Jest to bardzo duża liczba. To jest 130 osób, które żywimy, organizujemy im wszystko. Prawda jest też taka, że animujemy im również czas. To jest bardzo ważne zadanie. Generalnie są same kobiety z dziećmi. Sytuacje są bardzo trudne. Jest na przykład pani z dwójką dzieci. Jej mąż trzeci dzień nie odbiera telefonu. Ona chodzi dzień i noc po korytarzach, gryzie paznokcie. Praktycznie jest sparaliżowana. To jest dramat po prostu. Do tego te dzieci. Mamy ludzi z całej Ukrainy: z Iwano-Frankowska, Żytomierza, Tarnopola, Kijowa, Lwowa, Kowela, Równego, Sarnych, spod Czarnobyla, z Charkowa. Na przykład osoby z Charkowa, około dwudziestu osób, pokazują blokowiska: „Tu my mieszkaliśmy, tu był mój blok. Zbombardowany. Nie ma. My już nie mamy do czego wrócić”. Dwadzieścioro ludzi z Charkowa, którzy nie mają już do czego wrócić.
Cztery pralki chodzą bez przerwy, dzień i noc. Jest 58. dzieci.
Ludzie przyjeżdżają z różnymi historiami, czasami w traumie. Jak się odnajdują?
Wygląda to tak. Jak przyjeżdżają, mechanizm jest taki: pierwsze dwa dni dochodzą do siebie. Do zdrowia, do sił. Pojeść, umyć się w ogóle. To są pierwsze dwa dni. Potem jeden dzień to jest taki szok, że tu jest cisza, że jest bezpiecznie. Są umyci, najedzeni. A następnego dnia mówią: „Tomek, nam tu jest dobrze, ale my chcemy do domu”. Kolejnego dnia wszyscy uświadamiają sobie to, że już tak łatwo i szybko nie wrócą. Połowa już wie, że nie wróci. Sposób myślenia był taki – większość z nich przyjeżdżała z myślą, że za tydzień wraca. Potem proszą: „Tomek, szukaj nam mieszkania i pracy”. Szukamy. My rzeczywiście chcemy tym ludziom, których przyjęliśmy, autentycznie wszystkim pomóc.
Jest na przykład pani z dwójką dzieci. Jej mąż trzeci dzień nie odbiera telefonu. Ona chodzi dzień i noc po korytarzach, gryzie paznokcie. Praktycznie jest sparaliżowana. To jest dramat po prostu. Do tego te dzieci. Mamy ludzi z całej Ukrainy.
Teraz, akurat w tym momencie, jak rozmawiamy, dzieci mają zajęcia z gitarą. Była pani ze szkoły muzycznej, będzie prowadzić takie zajęcia gry na flecie, na fortepianie. Co drugi dzień po południu mamy zajęcia na sali gimnastycznej dla dzieci. Raz, młodsza grupa do 9. roku życia, potem starsi. Wieczorem o 20.00 mamy aerobik dla kobiet. To takie proste rzeczy, ale są niezmiernie ważne. Stworzyliśmy dużo przestrzeni. Oprócz tego, że mają pokoje, każda rodzina swój. Mają śniadanie, obiad, kolację podane tutaj na jadalni. Stworzyliśmy też przestrzeń życia pod pokojami, w naszej Strefie Młodych. Jest tam kawiarenka, gdzie znajduje się aneks kuchenny, mikrofalówka, ekspres do kawy, czajniki, telewizor. Ludzie tam siedzą – to naturalna grupa wsparcia. Jedna z salek przeznaczona jest dla tych młodszych dzieci, jest pełna pluszaków. W kolejnej są gry planszowe, kolorowanki. Dalej salka do ping-ponga. Tam są też dwa pomieszczenia z darami, w jednym są wszelkie środki chemiczne – cały czas dokładamy. Oni wiedzą, że to jest dla nich. Przychodzą, biorą sobie pasty do zębów, szampony, pampersy, podpaski, wszystko. W drugim są ubrania. Taka prawdziwa przestrzeń życia. Cztery pralki chodzą bez przerwy, dzień i noc. Jest 58. dzieci.
Pomoc musi być całościowa, kompleksowa?
Na pewno dużo czasu im organizujemy. Ściągnęliśmy o. Pawła Tomysa OMI, specjalnie w tym celu, żeby po prostu z nimi był – oblat, który od 27 lat pracuje na Ukrainie, obecnie w Rokitnem. Porozmawiać po ukraińsku, porozmawiać w ich języku. Duża część spośród tych ludzi jest grekokatolikami. Większość z nich to prawosławni, ale oni nie praktykują. A grekokatolicy chodzą na modlitwy, na Msze święte. Jest codzienna Msza święta, każdego wieczoru mamy modlitwy. Kto chce, to przychodzi. Jest osiem osób, dziesięć. Jest to taka komplementarna opieka, od zajęć dla dzieci, kobiet, luźnych, sportowych, robimy spotkania z gośćmi. Wczoraj ściągnęliśmy wszystkich dyrektorów szkół z Lublińca, żeby odpowiedzieli im na wszystkie pytania. Jest też opieka psychologiczna.
Na początku trzeba zaspokoić im podstawowe potrzeby, jak poczucie bezpieczeństwa, akceptacji, przyjęcia, obecności (…) Natomiast są nawet takie skrajne, proste rzeczy – one mi nie powiedzą, że nie mają bielizny, natomiast Marioli powiedzą.
Jest jedna pani specjalnie w tym celu, żeby im towarzyszyć, od drugiego dnia, jak tylko ludzie przyjechali do Kokotka. Przyjechała ze Stowarzyszenia Pomoc, od s. Anny Bałchan z Katowic. Pani, która zajmuje się tam w stowarzyszeniu pogubionymi kobietami. Na początku trzeba zaspokoić im podstawowe potrzeby, jak poczucie bezpieczeństwa, akceptacji, przyjęcia, obecności. Tu nie ma od razu jakiejś wielkiej psychologii. Natomiast są nawet takie skrajne, proste rzeczy – one mi nie powiedzą, że nie mają bielizny, natomiast Marioli powiedzą. Jedna z mieszkanek Kokotka pytała się, jak może pomóc. Mówię: „Weź cztery kobiety do auta i jedź z nimi, kup im bieliznę”. Super. Miała taką frajdę. Na drugi dzień przyjechała i mówi: „Daj mi kolejne cztery”. To jest sensowna pomoc. Pięciu osobom załatwiliśmy mieszkania, kilku osobom pracę. Robimy to bardzo całościowo, żeby nie było prowizorki. My chcemy im naprawdę pomóc.
Kokotek: Prowincjał odwiedził uchodźców z Ukrainy
Czy mówią ci, czym zajmowali się na Ukrainie przed wojną?
Na 130 osób jest przekrój całego społeczeństwa. Jest profesor fizyki, jest profesor ekonomii – taka pani, która pracowała w Ministerstwie Finansów kilka lat temu w Kijowie. Jest nauczycielka angielskiego. Jest pan, który prowadził hurtownię z farbami pod Lwowem. Jest dentystka, fryzjerka.
Jakiś czas temu pojawił się głos, że Kościół nic nie robi… Jako wspólnota Kościoła nie lubimy obnosić się z taką pomocą, ale może dlatego Jezus mówi, że światło nie jest po to, żeby chować pod korcem, ale żeby było na świeczniku. Może konkretnie – ile to wszystko kosztuje? Kto za to płaci? Czy macie jakąś pomoc?
Dla nas w tej chwili dzienny koszt to jest około 10 tysięcy. To jest koszt dzienny dla tych 130 ludzi. Już pomijam te cztery pralki, które chodzą, ale w to wchodzi wszystko. My tutaj nie mamy kanalizacji, ona by też kosztowała, rzecz jasna, pewnie tyle samo, ale wiem, ile kosztuje nas szambo. Za takie pełne obłożenie, to za miesiąc szamba będzie 25 tysięcy. Samo szambo. Ogrzewanie obecnie idzie na „full” dzień i noc. Są dzieci, to musi być ciepło. Te faktury będę płacił dopiero za miesiąc. Pracownicy. Będę wiedział, ile pójdzie na pensje w lutym, ile w marcu. Na początku kwietnia będę płacił za marzec. To jest przynajmniej 50% pracy więcej, jeżeli chodzi o czas. Chociażby na recepcji muszą być dwie osoby, bo jedna jest tylko od telefonów i ona nie może nic innego robić, tylko praktycznie odbiera telefony. Już widać, ze są zniszczenia i będą – to są przecież dzieci. To też jest kolejna rzecz, którą trzeba wliczyć. Czekamy na umowę ze Starostwem Powiatowym, ale nie wiemy jeszcze jaka to będzie kwota. Jest to kwestia procedur. Do tej pory utrzymanie spoczywa na oblatach. To jest oblackie dzieło, również w formie pomocy z naszej Prokury Misyjnej z Poznania.
A co z grupami rekolekcyjnymi, młodzieżą, bo przecież po to powstało Oblackie Centrum Młodzieży?
To jest kolejna rzecz, ofiara, którą ponosimy. Są grupy, które musieliśmy odchudzić, są grupy, które zrezygnowały. I to są realne straty. Tylko dla nas było oczywistym, że tym ludziom nie można było odmówić. Mamy świadomość, że trzeba być odpowiedzialnym – jak się z kimś umawiamy, to się umawiamy. Natomiast wiadomo, że wojna jest absolutnie nadzwyczajną sytuacją. Dzwonimy i mówimy: „Słuchajcie, zrobimy to, ale musimy to zrobić elastycznie”. Jak wypadnie coś z punktu programu, to i tak wymierniejsza korzyść jest taka, że ci uczestnicy rekolekcji widzą żywą Ewangelię. Generalnie to rozumieją, jedni bardziej, drudzy mniej.
(pg)
Ukraina: Odpust św. Józefa w Gniewaniu
W oblackiej parafii w Gniewaniu – narodowym sanktuarium św. Józefa na Ukrainie, odbyły się uroczystości odpustowe. Wyjątkowe, bo w ogarniętym wojną kraju. Normalnie pielgrzymują tutaj tysiące mężczyzn. W tym roku większość z nich walczy o wolność swojego kraju na froncie.
Uroczystościom przewodniczył o. Aleksander Zieliński OMI – dyrektor telewizji EWTN Ukraina. W kazaniu przypomniał:
Św. Józef jest szczególnym patronem wszystkich uchodźców, a dziś też uchodźców z Ukrainy, których już jest kilka milionów, ponieważ razem z Maryją i Jezusem, doświadczył trudnego losu, gdy musiał uciekać przed Herodem do Egiptu. Doświadczenie wielu ludzi, którzy cierpią z powodu wojny, było również doświadczeniem Świętej Rodziny. Dlatego możemy liczyć na jego wstawiennictwo i pomoc, kiedy wołamy do Niego w tym trudnym czasie. Jest on wzorem dla każdego mężczyzny w tym, co znaczy bronić życia, życia swoich bliskich oraz Ojczyzny.
Tradycyjnie w Gniewaniu mężczyźni przychodzą po specjalne błogosławieństwo.
Odbyła się procesja eucharystyczna z biciem dzwonów, jakie tym razem nie zwiastowały żadnej trwogi, a Bożą chwałę i pociechę daną człowiekowi – wyjaśnia o. Krzysztof Buzikowski OMI, kustosz sanktuarium i proboszcz miejscowej parafii – Modliliśmy się za pokój, o zakończenie wojny. Modliliśmy się też za żołnierzy na froncie i za tych którzy musieli opuścić swoje domy ze względu na działania wojenne – dodaje.
(pg/zdj. OMI Ukraina)
Prowincjał na Jasnej Górze: Wiecznie płonącym Bożym ogniem pośród nas jest Eucharystia
Zgromadzenie Sióstr Świętej Rodziny z Bordeaux, które rozwijało się bardzo blisko Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, obchodzi 200. rocznicę Cudu Eucharystycznego. 3 lutego 1822 roku podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu w kaplicy w Bordeaux, Hostia zamienia się w postać żywego mężczyzny, który jedną rękę położył na sercu, a drugą błogosławił. Objawienie Jezusa Chrystusa trwało 20 minut. Z okazji jubileuszu siostry przeżywały m.in. rekolekcje tematyczne o Eucharystii, głoszone przez misjonarzy oblatów.
Tajemnicza afiliacja – o św. Eugeniuszu i Siostrach Świętej Rodziny z Bordeaux
W uroczystość św. Józefa Siostry Świętej Rodziny zgromadziły się na Jasnej Górze, aby dziękować Bogu za dar Cudu Eucharystycznego dla swojej rodziny zakonnej i wiary Kościoła Powszechnego. Na czuwanie został zaproszony Prowincjał Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, który wygłosił rozważanie w ramach Apelu Jasnogórskiego w kaplicy Cudownego Obrazu Madonny Częstochowskiej.
Nawiązując do liturgii słowa III niedzieli wielkiego postu, o. Paweł Zając OMI podkreślał:
Nie musimy jednak jak Mojżesz ze strachu zasłaniać twarzy. Możemy ze spokojem zwrócić oczy na Boga. Patrzymy na krzew płonący ogniem, który się nie spala. Tym wiecznie płonącym Bożym ogniem pośród nas jest Eucharystia, a z Niej spogląda na nas pełne miłości oblicze Boga objawionego w Jezusie. Eucharystia jest wypełnieniem oczekiwania Izraela, który wędrując z niewoli egipskiej, spożywał ten sam pokarm duchowy i pił ten sam duchowy napój – pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a skałą był Chrystus (por. 1 Kor 10,3-4). Stoimy na ziemi świętej, w każdym kościele, w każdej kaplicy, w każdym miejscu sprawowania i adorowania Eucharystii, stoimy na ziemi świętej. Nie anonimowi, nie obcy, nie obojętni, ale przyjęci w rodzinie – rodzinie Jezusa, Maryi, Józefa, w rodzinie Kościoła.
Nawiązując do 200. lecia Cudu Eucharystycznego i obecności Sióstr Świętej Rodziny na Jasnej Górze, prowincjał przywołał również dwusetną rocznicę doświadczenia Bożej obecności w życiu Założyciela Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, której doznał przez „Uśmiech Maryi”.
Wkrótce drogi tych dwóch zgromadzeń zakonnych, zrodzonych z pragnienia odbudowania zniszczonego Kościoła, tajemniczo się zbiegły, przyjaźnią i współpracą obu założycieli. Niezwykły rok 1822. Po wielu latach prześladowania Kościoła we Francji, Siostry Świętej Rodziny z Bordeaux stają się świadkami kochającego oblicza Chrystusa, które spogląda na nas w Eucharystii. Założyciel oblatów Maryi Niepokalanej staje się świadkiem „Uśmiechu Maryi”
Na koniec o. Paweł Zając OMI wezwał zebranych do ufności:
Umocnieni przez tych świadków, tak bliskich naszym czasom, bądźcie zawsze pewni miłosiernego Chrystusowego spojrzenia w Eucharystii, ogarniającego całe wasze życie. Bądźcie pewnie dodającego odwagi i podnoszącego na duchu uśmiechu Maryi.
Obejrzyj transmisję całego Apelu Jasnogórskiego:
(pg)
Obra: Zazwyczaj służą klerycy - dziś przy ołtarzu stanęli bracia zakonni
Z okazji święta patronalnego oblatów-braci zakonnych, obrzańscy misjonarze, którzy nie przyjęli święceń prezbiteratu postanowili przygotować asystę liturgiczną. To niecodzienny widok, bowiem zazwyczaj ta funkcja spoczywa na barkach kleryków. Na koniec liturgii życzenia braciom zakonnym złożył przełożony lokalnej wspólnoty – o. Sebastian Łuszczki OMI.
(pg/zdj. WSD OMI)
Czernihów: Ludzie wyjeżdżają z miasta... Oblaci zostają
To jedno z najcięższych miejsc walk w północnej części Ukrainy. Armia skutecznie broni Czernihowa przed zajęciem przez wojska rosyjskie. Przedłużająca się jednak napaść Kremla na Ukrainę, kładzie się cieniem nad sytuacją humanitarną w mieście. Misjonarze oblaci od początku działań wojennych udzielają schronienia ludności cywilnej. Dziś dotarła do nich pomoc humanitarna. Pomimo że nie mają wody i prądu, trwają. Część z ludzi już wyjechała. Organizowane są transporty dla tych, którzy chcą opuścić miasto. Ojciec Piotr udziela także pomocy na zewnątrz klasztoru. Póki są potrzebujący ludzie, misjonarze oblaci pozostaną w Czernihowie.
My tu w Czernihowie zostajemy na miejscu. Część ludzi dzisiaj wyjechała. Liczymy, że jeszcze kilku samochodom uda się dojechać do nas i będziemy wywozić ludzi. My na razie jesteśmy w klasztorze i trwamy, jesteśmy z tymi ludźmi, którzy zostali – wyjaśnia o. Piotr Wróblewski OMI.
Trudna sytuacja w #Czernihów, jednak misjonarze #oblaci nie tracą nadziei 🙏 Pomagają ludziom, którzy jeszcze pozostali w mieście. Całym ♥️ jesteśmy z Wami! Za wstawiennictwem św. Józefa prosimy o #pokój❗ #Ukraina #wojna #solidarnizukraina #KosciolPomaga #stoprussia
Opublikowany przez Misjonarze Oblaci MN w Polsce Sobota, 19 marca 2022
(pg/zdj. Olexander Scherba, Twitter)
Poznań: Poświęcenie figury św. Józefa
W parku klasztornym przy domu oblackim w Poznaniu, w którym rezyduje także administracja prowincjalna, postawiona została figura św. Józefa. Jej poświęcenia dokonał dziś rano prowincjał o. Paweł Zając OMI. W ceremonii udział wzięli poznańscy domownicy z lokalnej wspólnoty klasztoru, część administracji prowincjalnej, urzędnicy prowincjalni oraz oblaci pracujący w Prokurze Misyjnej. Obok prowincjała stanęli dwaj solenizanci dnia dzisiejszego: o. Józef Wcisło OMI, wikariusz prowincjalny oraz o. Józef Niesłony OMI, domownik klasztoru i archiwista prowincjalny.
św. Eugeniusz: “Jestem głęboko przekonany, że ciało świętego Józefa jest już w chwale”
Uroczystość św. Józefa jest jednocześnie świętem patronalnym oblatów-braci zakonnych.
“W życiu nie chciałbym być księdzem” – święto patronalne braci zakonnych. To nasi święci Józefowie…
(pg/zdj. P. Ratajczyk OMI)
Krzysztof Machelski OMI (Tywrów-Ukraina): "Jak facet płacze, to jest takie… przejmujące"
Z o. Krzysztofem Machelskim OMI, polskim oblatem pracującym na Ukrainie, rozmawia o. Paweł Gomulak OMI.
Tywrowski klasztor oblacki stał się miejscem schronienia dla wielu osób, które uciekają przed wojną. Jak ludzie dowiadują się, że mogą do Was zgłosić się po pomoc?
Ludzie uciekają przed wojną. W pewnym sensie wojna się teraz zatrzymała, to znaczy: tam, gdzie są działania wojenne, tam ludzie odczuwają mocno wojnę, tam gdzie jej nie ma, nie ma większego zagrożenia. Chociaż czasami obstrzały rakietami są wszędzie, np. Winnicę też ostrzeliwują. Ostatnio mieliśmy prowokację, zniszczona została wieża telewizyjna i cały budynek. Głównie wojna toczy się w Kijowie, Charkowie, Sumach, Czernihowie i Mariupolu. To są takie miejsca straszne.
Dajemy schronienie. Ciężko powiedzieć, ile osób się przewinęło przez klasztor. Ludzie przyjeżdżają, śpią i jadą dalej, albo przyjeżdżają i zostają – niektórzy nawet do tygodnia – a potem jadą dalej. Inni jeszcze zostali. Na chwilę obecną około trzydzieści osób, nie licząc małych dzieci, zostało na dłużej.
Jak się dowiadują? Jeden od drugiego się dowiaduje. Ludzie sobie mówią o tym, że można przyjechać. Wielu z nich nie jest w ogóle związanych z Kościołem, nic nie wiedzą, nawet nie wiedzą, żeby czapkę w kościele zdejmować. Mówią: „Zdrastwujtie” (dzień dobry), zamiast „Slava Isusu Christu” (Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus).
Każdy człowiek, to osobna historia...
Tak, każdy człowiek to jest osobna historia. Na stronie prowincjalnej ukazywały się filmy, które nagrywałem z ludźmi. Jest u nas taka dziewczyna, która ma dwójkę dzieci, jest spod Charkowa. To jest gorzej, niż być z Charkowa, bo pod miastem Rosjanie podjeżdżają, strzelają itd. Cała jest przestraszona. Jeszcze nie widziałem, żeby się uśmiechała. Okazało się, że jej wszystkie okna zostały wybite w wyniku podmuchu z rakiety. Rakieta rozpada się na różne części i do jej mieszkania wpadło skrzydło. Przywiózł ją tutaj mąż i wrócił tam walczyć. Ta kobieta ma około 30 lat. Ma na imię Ania. Bardzo to przeżywa. A dzieci są takie fajne, grzeczne, nawet nie płaczą.
Świadectwa z wojny: Dzieci z Irpienia [wideo]
Inna historia dotyczy mężczyzny. Był u nas tylko dwa dni. Ten mężczyzna był taką ostoją parafii św. Mikołaja w Kijowie. Zawsze zbierał składkę, zawsze pomagał, był takim facetem, który zawsze pomógł. Gdy tutaj przyjechał, uciekali na Chmielnicki, no to on płakał – twardy facet. Opowiadał o znakach, które Rosjanie rozkładają w Kijowie – fosforyzujące czy na ultrafiolet, już nawet nie pamiętam. Był załamany, rozczarowany, że ludzie potrafią takie rzeczy robić. Cały był w emocjach, których nie umiał inaczej wyrazić, jak tylko przez łzy. Jak facet płacze, to jest takie… przejmujące.
Świadectwa z wojny: Gleb i Lena z Charkowa [wideo]
I może jeszcze trzecia dziewczyna. Mieszka tutaj cały czas, być może przyjedzie też tutaj jej matka. Wychowuje ją mama, są z naszej parafii z Kijowa. Mama ma starszą córkę i jeszcze syna. Ta dziewczyna ma 13 lat. Jej mama nie może wyjechać z Kijowa, bo ma rodziców, którzy są chorzy – tata jest po udarze mózgu. Ale co jest ciekawe, oni wszyscy zawsze byli rosyjskojęzyczni, prawie nigdy nie mówili nic po ukraińsku. Okazuje się, że ci rodzice przyjmują zupełnie inną pozycję, czekają na „oswobodzicieli”. A ta kobieta nie może ich zabrać ze sobą, musi pozostać w Kijowie, druga córka się buntuje i chce z nią zostać. Tego syna prawie przekonała, żeby przyjechał i właściwie tylko tą najmłodszą córkę posłała do nas. A w Kijowie spadają rakiety, raz na jedną dzielnicę, raz na drugą. Co musi się stać, żeby ludzie zdecydowali się wyjechać? A ta dziewczyna tutaj bardzo się angażuje w naszym takim mini przedszkolu, które zostało zorganizowane przez matki. Ale i one się cieszą, kiedy młodzież pilnuje ich dzieci, bo same potrzebują chwili spokoju. Także ta dziewczyna z koleżanką pilnują te dzieci, bawią się, tańczą
Czy obecność w klasztorze jest również okazją do odzyskania względnej równowagi duchowej?
Myślę, że jest okazją do odzyskania względnej równowagi duchowej. Teraz już mniej ludzi przyjeżdża, bo teraz otworzyły się również inne kraje, można wyrobić sobie wizę do Anglii, można uciec, gdzie się chce, bo to są dobrzy ludzie z Ukrainy, oni chcą pracować, łatwo się asymilują. Teraz łatwiej jest uciec, ale ci co na początku przyjeżdżali, przeżywali wielki stres. Każdy z nich inaczej to przeżywał, ale ogólnie dopiero potem, potem, jak już zrozumiał, że już mieszka w bezpiecznym miejscu, to zaczynał płakać. I potem, potem się ogarniał. W pierwsze dni, w ogóle nie dawałem im niczego do pracy, bo oni jeszcze przeżywali wszystko w sobie.
Mamy taką zasadę, że nie oglądamy wiadomości na wieczór, tylko idziemy na modlitwę. Nauczyłem ich odmawiać różaniec. Modlimy się nieszporami. Oczywiście, kto chce, ale są ludzie, którzy chcą. Dlaczego taka zasada? Bo jeśli zasypiasz z takimi informacjami, to nie zaśniesz, albo się obudzisz w nocy i nie możesz spać. W ogóle sen jest ważnym elementem życia człowieka. Zwłaszcza widać to tutaj podczas wojny. Bez snu ludzie są bardzo, bardzo rozbici. A niepokój działa źle na sen. Sam mogę powiedzieć, że na początku nie spałem, później jak dostałem takie zmęczenie, to śpię teraz bardzo mocno.
Na czym polega pomoc oblatów?
Pomoc oblatów jest różna. Dajemy schronienie w naszych klasztorach, wiem o Tywrowie, Gniewaniu… W Obuchowie daliśmy też schronienie, ale cały obszar kijowski jest uznawany za teren niebezpieczny.
Staramy się podtrzymywać na duchu tych ludzi, rozmawiać. Jemy razem posiłki, więc staramy się łapać z nimi kontakt. Organizujemy im tutaj dzień, dużo też pomagają w rozładunku pomocy humanitarnej, przeładowują dalej, na inne miasta, gdzie jedzie jakiś transport. Część zajmuje się dziećmi, praniem, cześć sprząta – bo trzeba coś robić, żeby nie myśleć ciągle o tym, czy mój dom jeszcze stoi.
Część oblatów jeździ po dary humanitarne, zwłaszcza, że Ukraińców nie wypuszczają za granicę, przede wszystkim dlatego, że biorą ich do wojska. Na początku działały jeszcze takie dokumenty, gdzie ja pisałem, ze ktoś wyjeżdża i za dwa dni wraca, że pracuje dla parafii, ale teraz już nie działają. Wojna wojną, ukraińskie wojsko jest wspaniałe, ale biurokracja nadal została. Cała sprawa z dokumentami przy wyjeździe i wjeździe jest trudna. Ale jeżdżą oblaci i przywożą dary humanitarne.
Czy chciałbyś coś jeszcze dodać?
Proszę, żeby się modlić o pokój i pościć w tej intencji. I jako Polska trzeba myśleć, w jaki sposób się integrować z tymi ludźmi. Ten pozytywny impuls, o którym się słyszy od ludzi, którzy wyjechali, że Polacy naprawdę otwarli serca dla Ukraińców, on się zakończy, bo on jest impulsem. A trzeba stałej jakiejś pomocy, stałego zrozumienia i wtedy to, co się dzieje w Polsce, to otwarcie, pomoc, integracja z ludźmi, może być budowaniem pięknej przyszłości. Może być czymś, co będzie odwrotnością Wołynia i powstania Chmielnickiego, tak myślę. Ale to zależy od naszego miłosierdzia i mądrego planu na to wszystko.
(pg)
Proboszcz ściąga palety widłakiem... Pomoc dla Ukrainy
Proboszcz zahutyńskiej parafii jest zaangażowany w koordynację pomocy humanitarnej. Każdego dnia przybywają tutaj dary z oblackich placówek w Polsce. Wszystko należy rozładować i posegregować. Codziennie z Zahutynia wyjeżdżają cztery busy na Ukrainę, aby dostarczyć pomoc do klasztorów oblackich za naszą wschodnią granicą. Dużą pomocą jest ogromne zaangażowanie parafian, którzy o każdej porze dnia i nocy są w stanie pomóc wyprawić kolejny transport humanitarny na Ukrainę.
https://www.facebook.com/zahutynomi/videos/1581735432197529
Podczas wczorajszego spotkania z Polską Prowincją oblaci z Ukrainy zaapelowali o dalszą pomoc. Najtrudniejsza sytuacja jest obecnie w Czernihowie. Tak szybko, jak się da, zostanie tam skierowany transport z pomocą, ale wszystko jest uzależnione od asystencji wojska. Jednocześnie misjonarze podkreślają, że bardziej niż pieluch dla dzieci, potrzeba pieluch dla dorosłych. Większość dzieci została bowiem ewakuowana z Ukrainy,
Jak wygląda zwykły dzień w klasztorze w Zahutyniu, można zobaczyć tutaj:
Zahutyń: Oblacka pomoc Ukrainie od podszewki [wideo]
(pg)
Triduum Paschalne w klasztorze
Sekretariat Powołań zaprasza młodych w wieku 18-30 lat na nietypowe rekolekcje. Będą one związane z przeżywaniem Triduum Paschalnego w najstarszym polskim sanktuarium narodowym na Świętym Krzyżu. Znajdują się tutaj relikwie Drzewa Krzyża Świętego. Rekolekcje rozpoczną się w Wielką Środę wieczorem, a planowo zakończyć się mają w Wielką Sobotę rano. Istnieje jednak możliwość pozostania w domu zakonnym do Poniedziałku Wielkanocnego. Zapisy u o. Patryka Osadnika OMI - asystenta w Sekretariacie Powołań - tel. 5326 30 461.
(pg)